7. Woda nie gryzie
- Jak tam minęły lekcje? - Meg podeszła do mnie na szkolnym korytarzu.
- Nie źle, facet od szermierki jest bardzo miły i zamiast wskaźnika ma szpadę.
- Serio? - Pokiwałam głową.
- A za chwile mam trening z Mattem.
- Słyszałam że potrafi nie źle dać w kość.
- Nie strasz mnie. - W odpowiedzi posłała mi pocieszający uśmiech. - Ja tam chyba zejde już po godzinie.
- Gdzie zejdziesz? - Z tyłu usłyszałam znajomy głos mojego trenera. Meg nie mogła się powstrzymać i parsknęła śmiechem.
- Chyba przez kogo.
- Spoko, nie będzie aż tak ciężko, przygotuje cię tylko do władania mocą i naucze strzelania z łuku. Idziesz?
- Tak, zaraz cię dogonię. - Pokiwał głową a potem zaczął iść w stronę z której przyszedł.
- Ty też kiedyś miałaś treningi? - Zapytałam jednocześnie przerażona i podekscytowana pierwszym treningiem.
- Tak, ale to było dawno temu i uczyłam nie się władania mocą tylko czytania w myślach a to zupełnie co innego. A teraz leć już bo go zgubisz i będziemy cię szukać po całym obozie. - Przytulia mnie na porzegnanie. - Powodzenia.
Jakimś cudem odnalazłam sylwetkę Matta która majaczyła już na szczycie jednego z pagurków.
- Jakie to uczucie? - Wypaliłam zasapana po tym jak przebiegłam dzielącą nas odległość.
- Co?
- Władanie mocą, w końcu niedługo i ja będę ją mieć.
- Kiedy ja używam mocy wody pod skórą czuje iskierki energii które wychodzą z moich dłoni i kształtują wodę w sposób jaki chcę. Poza tym muszę uważać kiedy jestem zdenerwowany bo ta energia jest połączona z moimi emocjami a przez to mógłbym wywołać przypadkowo tsunami.
- To musi być super uczucie.
- Akurat tu masz racje. Dla wielu herosów treningi mocy są ulubioną częścią dnia.
- Daleko od szkoły jest nasza arena ćwiczeń? - Wypaliłam.
- Około 700 metrów, musi być daleko żebyś przypadkiem nie podpaliła całego obozu, a jeśli twoja moc wymknie się spod kontroli będę zajmował się gaszeniem lasu. - Jeśli nie okiełznam mojej mocy mogę doprowadzić do śmierci ludzi. Na tą myśl poczułam prąd prześlizgójący się po kręgosłupie a mój żołądek skończył się nie przyjemnie. - Zazwyczaj umiejętności pojawiają się po około dwóch tygodniach od przekroczenia portalu więc mamy jeszcze sporo czasu żeby przygotować cię na objawienie mocy. Problem jest jedynie w tym że nie wiemy kiedy dokładnie się to stanie, ale jeśli zachowasz się tak jak cię nauczę nie powinna tobą zawładnąć i spalić nas wszystkich na śmierć. - Jaka pocieszająca informacja. Żwirowa ścieżka przede mną prowadziła w stronę lijni drzew za którą ciągnął się gęsty las. Napewno nie chciałabym tam być w środku nocy. Ale kiedy weszłam do lasu pogrążona we własnych myślach nagle zauważyłam jego piękno, światło popołudniowego słońca prześwitywało przez liście tworząc pojedyncze promyczki które odbijały się od strumienia płynącego wzdłóż ścieżki.
- Wow, myślałam że tu będzie tak strasznie i ciemno sądząc po widoku z zewnątrz.
- Ja kiedy byłem tutaj poraz pierwszy też tak myślałem ale teraz jest to mój ulubiony las w którym biegam kiedy nie mogę spać.
- W sumie to trochę taka metafora że nie wszystko jest tym czym się wydaje.
- Właśnie. A teraz chodź bo czeka nas fajny trening.
- Mam nadzieje. - Powiedziałam z wyraźnym spięciem w głosie.
Kiedy dotarliśmy na miejsce zobaczyłam dużą polanę nad którą unosiła się przeźroczysta, ledwie zauważalna kopuła ochrona. W środku niej była prowizoryczna ławka i stojak na broń z drewnianymi mieczami, łukiem oraz innymi ,,śmiercionośnymi" przedmiotami. Stanęłam na samym środku starając się wyrzucić z głowy niepotrzebny strach.
- Zaczniemy od otwarcia zmysłów.
- Co to jest?
- To technika która pomaga ci władać mocą. Chodzi w niej o to że odcinasz się od wszystkich myśli i próbujesz poczuć oraz usłyszeć swoje własne ciało. Podczas używania mocy pomaga to wyczuć jej natężenie. Spróbuj to zrobić. - Zamknęłam oczy a potem wyciszyłam swoje myśli wsłuchując się w oddech. To było mega przyjemne uczucie, jakbym poprostu była tu i teraz ale oprócz tego w moich mięśniach poczułam ledwie zauważalną energie która była we mnie od początku mojego istnienia. Do tej pory była uśpiona ale wiem za parę dni się obudzi.
- I jak?
- Wyczułam słabe natęrzenie mocy.
- To właśnie moc Feniksa.
- Dziwnie się czuje z tą myślą.
- Wiem, daj sobie czas żeby do tego przywyknąć. A teraz rozgrzewka, zrobimy 10 okrążeń po polanie.
Bieganie nie jest moją najlepszą stroną wiec pod koniec ledwo człapałam szurając nogami po ziemi. Żeby nie było że mam słabą kondycję, plac treningowy miał chyba ze 400 metrów w obwodzie.
- Zmęczona?
- Troszeczkę. - Wysapałam. Mój głos ociekał ironią.
- Wiem że na początku jest ciężko ale z biegiem czasu stanie się to dla ciebie o wiele łatwiejsze.
- Jak to mówią ,,trening czyni mistrza".
- A u nas mówi się że trening czyni herosa. Właśnie, co do treningu, tak jak wspominałem na początku nauczę cię dzisiaj strzelania z łuku. - Podszedł do stojaka z bronią sięgając po bełty i przewieszony obok nich łuk.
- Próbowałaś tego kiedyś? - Zapytał z zainteresowaniem w głosie.
- Nigdy, tylko w szkole grałam kiedyś w rzutki ale to nie to samo.
- W sumie racja, w takim razie nauczę cię wszystkiego od początku. Dobra, to najpierw stajesz stabilnie w lekkim rozkroku bokiem do celu. - Stanął obok mnie ustawiając się w odpowiedniej pozycji. - Potem prawą ręką chwytasz drewnianą część a lewą gumę, naciągasz najmocniej jak umiesz a potem puszczasz. - Wypuścił strzałę tak że poszybowała daleko poza granice bariery.
- Do czego będę strzelać skoro nie mam żadnego celu?
- Do kuli z wody. - Wyciągnął ręce przed siebie przyzywając stróżkę wody z pobliskiego strumienia, ta jak zaczarowany wąż poleciała zatrzymując się na wprost mnie po czym zwinęła się w koło. Wzięłam od chłopaka łuk oraz strzałę i ustawiłam się tak jak mi pokazał. Strzeliłam ale mój bełt nawet nie doleciał do celu, nie mam aż tak dużej siły jak on.
- Teraz naciągnij trochę mocniej. - Spróbowałam jeszcze raz zwiększając naprężenie łuku i tym razem doleciała do kuli, niestety bardzo minęła się z celem.
Całe dwie godziny starałam się wcelować w środek wodnej tarczy ale zawsze wiatr zmieniał kurs strzały a ta tylko raz delikatnie musnęła ją.
- Nie złość się na siebie, to dopiero pierwsza lekcja. Stał by się cud gdybyś od początku umiała strzelać.
- Wiem, ale że nawet w tak dużą tarczę nie mogę trafić? Nawet zwykły człowiek przynajmniej przypadkiem wpakował by w nią bełt.
- U nas nazywamy ich śmiertelnikami. - Powiedział zbierając lerzące na ziemi strzały.
Kiedy zajęcia się skończyły na rękach miałam rany od cięciwy która cały czas wbijała się w moją skórę drażniąc ją niemiłosiernie.
- Boli cię? - Zapytał patrząc na moje palce.
- Tak, ale wytrzymam.
- Mogę ci pomóc.
- Jak, przecież chyba nie zagoisz tych ran.
- Moja moc to nie tylko władanie wodą. - Uśmiechnął się tajemniczo. - Chodź, pokaże ci coś. - Zboczył z udeptanej ścieżki prowadzącej do obozu, zamiast tego poszedł w zarośla. Po paru minutach przeciskania się przez gałęzie usłyszałam szum rzeki, poczułam jak mięśnie mi sztywnieją a adrenalina uderza do muzgu. Totalnie spanikowałam widząc krystalicznie czystą wodę w zakolu strumyka.
- Musimy tam wchodzić?
- Inaczej nie będę mógł ci pomóc. Boisz się wody?
- Panicznie. - Spojrzałam w rwący nurt który mógłbyś mnie w każdym momencie porwać, serce podeszło mi do gardła. Chłopak nagle pochylił się łapiąc moje spojrzenie.
- Spokojnie, władam wodą i jak coś się będzie działo uratuje cię. - Zapewnił. - Daj mi zdrową rękę. - Niepewnie złapałam go za dłoń a on pociągnął mnie za sobą idąc tyłem. Automatycznie zalały mnie obrazy z dzieciństwa kiedy to o mało się nie utopiłam, nagle wydawało mi się że płuca mam wypełnione wodą. Zaczęłam bardzo szybko oddychać, srece waliło mi jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi. Moje buty dotknęły wody, nie było już odwrotu. Starałam się skupiać na miękkich rękach Matta ale spokój dalej nie nadchodził.
- Otwórz zmysły tak jak cię nauczyłem. Pamiętasz? Musisz odciąć się od kotłujących się w twojej głowie myśli i skupić na tym co cię otacza. - Zamknęłam powoli oczy starając się nie skupiać na oplatającym mnie strachu. Wsłuchałam się w szum rzeki i śpiew ptaków siedzących na gałęziach nadbrzeżnych drzew. W kilka sekund cały strach wyparował a zamiast niego pojawił się całkiwity spokój. Ale czegoś mi brakowało, a raczej kogoś bo nie czułam już dotyku Matta na moich rękach. Rozejrzałam się z po okolicy szukając go wzrokiem. Na szczęście szybko go znalazłam, stał przy brzegu mocując się z liliją wodną.
- Co robisz? - Zapytałam z rozbawieniem w głosie.
- Próbuje przekonać cię że woda nie gryzie. - Roześmiał się szczerze.
- Może i nie może ugryźć ale porwać już tak.
- Nie porwie cię, pilnuje tego. Kazałem wodzie podpierać ci nogi od tyłu żebyś mi nie odpłynęła. - Zrobiłam wielkie oczy ze zdziwienia ale poruszyłam nogą do tyłu. Za sobą poczułam prąd wodny który faktycznie blokował mnie przed popłynięciem z nurtem. Matt wyrwał kwiat ale z rozpędu przewrucił się i wpadł do rzeki. O nie!!! - Żyję! - Zawołał asekuracyjnie.
- Niestety! - Zażartowałam kiedy chłopak podnosił się z wody. Oboje rykneliśmy śmiechem.
- Trochę mokra ale proszę. - Podał mi lilije, pachniała przepięknie lekko słodko i świeżo.
- Ale śliczna, dzięki.
- To moje ulubione kwiaty.
- Nie dziwie się. - Podszedł do mnie trochę bliżej łapiąc mnie delikatnie za poranioną rękę.
- Teraz się nie wystrasz, to tylko moja moc. - Spojrzałam na niego niepewnie przez co uśmiechnął się pocieszająco. Zanurzył opuszki moich palców w wodzie a potem stało się coś czego nie widziałam jeszcze nigdy w życiu . Płyn wspinał się po ręce jakby był jakimś slimem, zatrzymał się zakrywając wszystkie rany i na moich oczach goił je w niesamowicie szybkim tempie. Automatycznie kopara mi opadła kiedy po wodzie nie został żaden ślad.
- Niesamowite. - Wyszeptałam z podziwem.
- Sam się tego nauczyłem. A tutaj blisko mieszkam. - Spojrzał za mnie. Odwróciłam się, niedaleko stał dom cały z koralowców i wapienia wprost z dna morskiego.
- Posejdon wybudował dla mnie tutaj domek bo jest blisko rzeki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top