10. Ogród
- Hej, gdzie ty wczoraj się podziewałaś? Poszłaś na wagary?! - Meg na śniadaniu przywitała mnie zabujczym spojrzeniem, ewidentnie była na mnie nie źle wkurzona.
- Nie, byłam nieprzytmna po ataku Hadesa. - Oczy mojej koleżanki w jednej sekundzie przeszły ze sztyletowania mnie w czyste przerażenie.
- Jak...
- Przetrwałam bo ujawniły się u mnie moce. - Uśmiechnęłam się promieniejąc z dumy bo pamiętałam jak pocieszała mnie kiedy wkurzałam się że nie mogę jeszcze rzucać ognistymi kulami. - I to nie tylko jedna.
- Jaka jeszcze?- Powiedziała ze szczerym zaciekawieniem.
- Strzelam laserami z naszyjnika. - Wystawiłam w jej stronę moją sowę.
- Jesteś jedną z drużyny dwunastu. - Pokiwałam energicznie głową na co uśmiechnęła się promiennie. - To dzisiaj na zajęciach będziecie chyba szkolić twoje władanie ogniem.
- Pierwszą lekcje już miałam. - Usiadłam przy dębowym stole z tacą na której było moje śniadanie. Musiałam mieć dzisiaj dużo energii więc wzięłam kanapki z awokado i jajkiem. - Masz coś dzisiaj w planach?- Zapytałam wgryzając się w kromkę.
- Mam parę rzeczy do zrobienia ale to dopiero po południu, a co.
- Dyrekcja powiedziała że z racji mojego wczorajszego stanu zaczynam zajęcia dopiero od treningu mocy.
- O, to mogę pokazać ci parę moich ulubionych miejsc.
- Przecież już widziałam cały obóz nic nie może mnie zaskoczyć.
- Oj nie byłabym tego taka pewna. - Powiedziała tajemniczo mróżąc oczy.
- Na przykład?
- Dokładna replika ogrodu Hesperyd z przepięknym wodospadem w samym środku.
- A przypadkiem to nie tam mieszkał ten ogromny smok co strzegł złotego jabłka?
- Tak, ale u nas na szczęście go nie ma. - Odetchnęłam z ulgą na co Meg się zaśmiała - Myślałaś że trzymalibyśmy w obozie potwora który jednym kłapnięciem może odgryźdź ci głowę?
- No wiesz, nigdy nic nie wiadomo. - Wzruszyłam ramionami z rozbawieniem.
Po śniadaniu przyjaciółka poszła w tylko sobie znaną stronę a ja podążyłam za nią. Byłam szczerze ciekawa jak wygląda ten cały ogród Hesperyd, według mitów nalerzał on do Hery (bogini płodności i żony Zeusa). Szłyśmy w kompletnej ciszy ale mi to nie przeszkadzało, skupiałam się na wszystkim co przeżyłam wczorajszego dnia. Wreszcie miałam moce. Nie bałam się ich bo wiedziałam że mogę je kontrolować, może i byłam dopiero na początku tej drogi ale nawet gdyby ogień niekontrolowanie wypłynął z moich rąk dałabym radę go zatrzymać. Przed moją twarzą nagle pojawiła się jakaś ręka wyrywając mnie brutalnie z rozmyślań.
- Słyszałaś o co pytałam?
- Nie, odpłynęłam myślami. Ostatnio sporo się działo i muszę to wszystko przerobić.
- Spoko, opowiedz mi dokładnie co się wydarzyło w lesie. Żadko zdarzają się u nas ataki a już szczególnie z bogami w roli głównej. Musisz być dla niego bardzo ważna skoro osobiście się do ciebie pofatygował.
- Tamtej nocy nie mogłam zasnąć więc poszłam na nasz plac treningowy poćwiczyć walkę ale kiedy wzięłam do ręki miecz i powtarzałam ruchy które robimy na codziennych zajęciach z tyłu usłyszałam szelest liści. Potrzedł do mnie wielki, czarny wilk a w głowie usłyszałam lodowaty głos. - Na jego wspomnienie poczułam ciarki na skórze, nie chciałam już nigdy go słyszeć. - On chciał mnie zabić, sama nie wiem jaki miał w tym cel. Rzucił się na mnie z pazurami na szczęście zdążyłam się uchylić ale rozerwał mi cały bok na strzępy, kiedy upadłam na ziemię próbowałam zachować przytomność. Potem kiedy miał zadać mi ostateczny cios użyłam płomienia, sam ze mnie wystrzelił chociaż nie zrobił na nim wrażenia ale laser który wystrzelił tuż po nim już tak. Jakimś cudem dobiłam go moim mieczem i rozpłynął się w szary proszek który rozwiał wiatr. Ostatkiem sił doszłam do domu Matta, przenocowałam u niego bo nie dał rady mnie uzdrowić ale rano zabrał mnie do swojego kolegi. Tam zemdlałam z bólu a kiedy się obudziłam był już wieczór, wtedy wybuchł we mnie ogień feniksa i po kilku minutach okiełznałam go.
- Wow, słyszałam że zazwyczaj zajmuje to mega długo.
- Matt mi pomógł. - Wzruszyłam ramionami - A potem nauczył mnie rozpalać ognisko, długo rozmawialiśmy i okazało się że zajęcia będę miała dopiero od południa.
- Spójrz, widać już ogród. - Wskazała nagle palcem przed siebie, kiedy podąrzyłam za nią wzrokiem w oddali zobaczyłam ogromną szklaną kopułę. Miała chyba 50 metrów wysokości a wejście zrobione z białego granitu który przywodził na myśl stare Greckie świątynie.
- To najpiękniejsze co w życiu widziałam.
- Poczekaj aż wejdziesz do środka, to dopiero będzie petarda. - Powiedziała z ogromnym uśmiechem na ustach. Widziałam w jej oczach prawdziwą ekscytacje i już wtedy wiedziałam że czeka mnie super poranek wśród cudów natury.
Powiedzieć że ogród Hestperyd był przepiękny to jakby nic nie powiedzieć. Przy samym wejściu stała złota statuła smoka którego ogromne cielsko oplatało pień baobabu.
- Co to za stwór?
- To Ladon, strażnik ogrodu Hesperyd który nigdy nie zasypiał. Słyszałaś legendę związaną z tym ogrodem?
- Tylko na historii nauczyciel opowiadał nam trochę ale ledwo musnęliśmy ten temat. - Rozejrzałam się dookoła, tuż przed moją twarzą przeleciał malutki ptak o skrzydłach mieniących się neonowym błękitem. Byłam pewna że gdyby było dostatecznie ciemno zobaczyłabym emanujące z niego światło.
- Mieszka tu mnóstwo stworzeń których nigdy nie widziałaś na oczy. - Pochyliła się wystawiając przed siebie rękę. - Nie bój się malutki. - Z początku nie wiedziałam do kogo ona mówiła ale potem w zaroślach zobaczyłam małą sarenkę która niepewnie wąchała Meg. Wtedy wyszła z ukrycia a mnie dosłownie zamurowało bo zwierzę zamiast tylnich nóg miało węrzowy ogon.
- Jak tam słoneczko? - Zapytała sarnę a po chwili pokiwała głową w zrozumieniu.
- Potrafisz rozmawiać ze zwierzętami?
- Nie tylko z nimi, umiem rozmawiać w myślach ale tylko z tymi którzy mają podobny dar. Bo oprócz swojej mocy masz jeszcze pomniejszą zdolność która ułatwia ci funkcjonowanie w obozie herosów.
- Jaki dar ma Matt?
- Tego mi jeszcze nie wyjawił.
Meg prowadziła mnie w ciszy jeszcze parę minut aż nie dotarłyśmy do wielkiego wodospadu na środku ogrodu. W okół niego rosły jabłonie ale nie takie zwykłe, ich skórka była z czystego złota.
- Ale tu pięknie!!!
- Wiem - Zaśmiała się perliście. - To właśnie tutaj toczyła się akcja pewnej starej Greckiej legendy o Parysie i złotym jabłku.
- Opowiesz ją? - Usiadłam zaciekawiona na ziemi tuż obok sadzawki do której wpadał wodospad, moja przyjaciółka opadła obok mnie wywołując mały podmuch wiatru. Przyciągnęłam kolana do brody obejmując je rękami.
- Dawno, dawno temu w Grecji król i królowa Troji Prim oraz Hekabe udali się do wyroczni Kasandry żeby dowiedzieć się jaka przyszłość czeka ich nie narodzone dziecko. Przepowiedziała że pewnego dnia Parys stanie się przyczyną upadku ich królestwa dlatego poleciła im zabić go tuż po urodzeniu ale rodzice nie posłuchali, pozostawili go w lesie na pastwę dzikich zwierząt. Los był dla niego łaskawy bo zaopiekował się nim pasterz Agela i nimfa Oinone, tylko dzięki tym ludziom przetrwał w dzikiej puszczy. Lata mijały a młodzieniec dorastał, aż pewnego dnia usłyszał o ślubie bogini Tedyty z królem Peleusem. Zostali na niego zaproszenie wszyscy bogowie z wyjątkiem Eris która była boginią sporów, przez to rozgniewała się i w zemście zerwała złote jabłko z napisem ,,dla najpiękniejszej" a potem rzuciła między Atene, Here i Afrodyte przez co zaczęły się kłucić która ma je dostać. Zeus widząc co się dzieje postanowił że to właśnie Parys rozstrzygnie ich spór wybierając jedną której propozycja najbardziej mu odpowiada. Atena zaproponowała mu chwałę, Hera władzę nad całą Azją a Afrodyta najpiękniejszą dziewczynę na świecie jako żonę dla niego. Parys jako chłopak który nigdy jeszcze nie miał dziewczyny zdecydował się ofiarować jabłko Afrodycie. Dzięki temu poznał Helenę której uroda go urzekła i w ten sposób rozpoczęła się wojna Trojańska.
- Piękna opowieść. - Powiedziałam cicho zapatrzona w płynący wodospad. - A tak w ogóle w obozie są jeszcze jakieś inne postacie z mitologii oprócz ciebie i Herkulesa?
- Nie ma bo jesteśmy ostatnimi którzy przetrwali wielką wojnę między herosami a podziemiem ale było to bardzo dawno temu.
- To musi być straszne żyć tak długo i nie mieć żadnej osoby którą znałaś za dzieciaka.
- Nie przeszkadza mi to bardzo bo cały czas poznaję nowych ludzi a przez to nie czuję się samotna.
Przez pozostałych czas spacerowałyśmy wydurniając się jak dzieci (serio totalnie nam odbiło) do czasu kiedy zorientowałam się że jestem poważnie spóźniona na zajęcia z Mattem. Wtedy nawet nie żegnając się wybiegłam z ogrodu jakby się za mną paliło.
- Gdzie ty się podziewałaś? - Mój trener powitał mnie z taką miną jakby chciał mnie zaraz ukatrupić ale ja niewzruszona starałam się wytrzymać jego spojrzenie spod przymrużonych powiek. - Szukałem cię cały dzień, nawet byłem w twoim domu.
- Spokojnie, Meg pokazała mi ogród Hesperyd i straciłam poczucie czasu. - Jego wzrok lekko złagodniał na te słowa.
- No dobra, wybaczam ci. - Uśmiechnęłam się ze zwycięstwem wymalowanym na twarzy.
- To co dzisiaj robimy?
- Nauczę cię panować nad mocą.
- Myślałam że przerobiliśmy to wczoraj.
- Uwierz mi, to dopiero początek. Większość herosów dochodzi do wprawy dopiero po kilku latach.
- W takim razie jestem gotowa na solidne ćwiczenia. - Zacieram ręce, aż mnie świerzbi żeby wyrzucić z nich parę kulek ognia na raz. Nie mam pojęcia skąd u mnie nagle wziął się taki zapał ale co do jednego mam totalną pewność. To będą super zajęcia. W końcu ponoć władanie mocą są ulubioną lekcją wszystkich.
- Zaczniemy od czegoś prostego, stwórz dwa małe płomienie unoszące się nad twoimi rękami.
- Większego banału nie mogłeś wymyślić? - Parsknęłam niekontrolowanym śmiechem.
- Sama się przekonasz że to nie banał.
Faktycznie miał rację. Kiedy stanęłam stabilnie i sięgnęłam po moją moc ogień pojawił się tylko nad jedną ręką a potem nad drugą. Nie źle się wkurzyłam ale wtedy nagle udało się, problem polegał na tym że były o wiele większe niż się spodziewałam a przede wszystkim krwisto-czerwone. Kiedy próbowałam je zgasić one jak na złość jeszcze bardziej rosły.
- Nie mogę ich kontrolować!!! - Wykrzyczałam w panice. Czułam jak z mojego ciała momentalnie wyciska cała energia a przed oczami pojawiły się mroczki. Na szczęście Matt zareagował bardzo szybko wysyłając dwie kule wody w stronę moich, w ten sposób obie zgasły. Nogi się pode mną ugięły jakby były zrobione z waty.
- Wszystko w porządku? - Chłopak złapał mnie w talii i podtrzymał. Nie miałam siły nawet otworzyć oczu a co dopiero mu odpowiedzieć dlatego tylko pokręciłam głową. - Usiądź.
- Przepraszam. - Wymamrotałam.
- To normalne, nie wiesz jeszcze ile twoje ciało potrafi wytrzymać dlatego zdarzają się sytuacje takie jak ta. - Powiedział z wyrozumiałością w głosie.
- Zgaduję że z naszyjnikiem będzie jeszcze trudniej.
- Dokładnie ale nie przejmuj się tym, wtedy już przwykniesz do tego wysiłku tak jak ja. Mogę utrzymywać wodę przez wiele godzin bez odpoczynku a moje ciało włada nią automatycznie.
- Niesamowite. - Nie mogę się już doczekać aż będę na takim etapie jak Matt. - A o co chodziło z tym dziwnym kolorem mojego ognia?
- Sam nie mam pojęcia ale słyszałem że być może zależy on od emocji które w tobie siedzą. A w ogóle oprócz podstawowej mocy jest jeszcze jedna umiejętność która pojawia się u herosów.
- Meg coś mi o tym wspominała ale kiedy zapytałam się o twoją powiedziała że nie wie.
- Bo sam tego nie wiem.
- Jak to, przecież siedzisz tu już mnóstwo lat. Powinna już się ukazać.
- To nie takie proste. Moc daje o sobie znać zawsze w najbardziej odpowiednim momencie dlatego na przykład u ciebie ujawniła się podczas ataku Hadesa. - No właśnie, podczas walki z nim rozmawiał ze mną w myślach, czy to jest właśnie moja zdolność? Nagle mnie olśniło.
- Mogę czegoś spróbować? Chyba wiem jaka może być moja.
- Jasne. - Zamknęłam oczy, wyobraziłam sobie jak kieruje do Matta krótkie ,,Cześć"i o dziwo po sekundzie kiedy uchyliłam powieki zobaczyłam zaskoczone błękitne oczy wpatrujące się prosto w moje.
- Skąd wiesz jak porozumiewać się telepatycznie? - Jego głos rozbrzmiał w mojej głowie, był delikatny i melodyjny.
- Tak właśnie mówił do mnie Hades. - Pokiwał w zrozumieniu głową.
- Jak, trochę już odpoczełaś?
- Możemy dalej brać się do pracy.
- Idealnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top