14. Zły Lew

Postanowiłam skorzystać dzisiaj z moich skrzydeł. Rozłożyłam je więc wzlatując do góry i poleciałam tam gdzie prowadził mnie naszyjnik. Po kilku kolejnych dniach czułam spore osłabienie bo zużyłam dużo mocy ale musiałam lecieć dalej. Rana coraz bardziej mi ropiała. Strzała centaura była zatruta. Usłyszałam o dziwo głos Meg.
- Jak ty ze mną rozmawiasz?
- Bransoletka. Usłyszałam w odpowiedzi.
- Nie mam już siły.
- Musisz iść dalej. Filip jest już nie daleko. Bardzo się ucieszyłam bo nie miałam z nim kontaktu od czasu przybycia na wyspę.
- Jakoś nie ,,dzwonił" do mnie za bardzo.
- Nie może, ale wiem że przyjdzie nie długo. Trochę mi ulżyło na te słowa.
- Co się z nim stało że mi nie pomaga?
- Na razie nie mogę ci tego powiedzieć ale nie martw się on jest bardzo silny i sobie poradzi.
- Ok. Zaufam ci. Ale nie wiem czy dam radę pokonać dwa pozostałe potwory.
- Teraz masz chwilkę zwątpienia, ale wiem że ona w końcu minie a ty będziesz później dumna z tego że się nie poddałaś. Tymi słowami poprawiła mi lekko humor. Spojrzałam na ziemię. Były tam ogromne odciski łap. Rozejrzałam się dookoła szukając właściciela tych śladów. Nie musiałam długo szukać bo jakieś 100 metrów przede mną stał ogromny lew. Był bardzo silny, a pazury miał nadzwyczaj długie i ostre. Znałam to zwierzę z legendy o Cheraklesie. To nie był zwykły lew, tylko lew Nemejski. Miał skórę mocną jak stal której nie da się przebić żadną bronią. Jego ryk przyprawił mnie prawie o zawał. Nagle miecz który trzymałam w ręce zniknął (no tak przecież jest zaczarowany). Lew zbliżył się najprawdopodobniej odwlekając zabicie mnie. Muszę być dzielna. Pomyślałam, i stanęłam stabilnie prostując się. Ruszyłam w jego stronę mając w oczach prawdziwy ogień. Lew zrozumiał przekaz, odrazu rzucając się w moim kierunku. Kiedy był już przede mną oparłam dłonie na jego torsie próbując go zatrzymać, i sprawiając że ręce zapłonęły mi żywym ogniem. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia więc uderzyłam go w nos z całej siły. Zatoczył się kilka razy ale chwilę później pozbierał się. Czyli muszę użyć czegoś mocniejszego. Przypomniałam sobie właśnie wtedy pokaz który zrobiłam dla Filipa na treningu mocy. Zrobiłam tornado z ognia w okół lwa. Mi ogień nic nie robił, ale jemu mocno palił sierść. No to zaczynamy akcję. Skupiłam się na mocy naszyjnika płynącej we mnie, a moje oczy zaświeciły tak jak za tamtym razem. To wystarczyło żeby pokonać stwora, bo kiedy skierowałam moc na niego ten upadł mając ogromną dziurę na torsie. Wzięłam głęboki oddech oczyszczając umysł i gasząc jednocześnie płomienie. Ok jeszcze tylko jeden i koniec misji. Pomyślałam nagle o Filipie, czując nagle ogromną tęsknotę. Tak dawno go nie widziałam. Rozpłakałam się. Jednak nie mogłam zbyt długo płakać, bo moją uwagę odwrócił brak ciała potwora. Zamiast niego leżał tam sporej wielkości materiał. Podeszłam bliżej żeby się mu przyjrzeć. Zauważyłam że to była biała płachta wyszywana złotymi nićmi. Nie miałam dużo czasu żeby się jej przyjrzeć więc schowałam do plecaka. Kiedy odwróciłam się na przeciwko mnie był portal. Mój naszyjnik zaświecił bardzo jasno, więc tam prowadziła mnie droga. Nie pewnie podeszłam do niego wkładając rękę. Nic się z nią nie działo. Weszłam, a pierwszym co poczułam był przepiękny zapach kwiatów. Rozejrzałam się dookoła. Kraina była pogrążona w mroku (nie świeciło słońce) ale trawa, kwiaty i drzewa świeciły na różne kolory (bio luminescencja). Na ,, suficie" były małe światełka przypominające gwiazdy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top