13. Centaur

Płynęłam tak cztery dni aż wreszcie zobaczyłam ląd (cieszyłam się wtedy jak głupia) był to zalesiony, górzysty teren z kilkoma strumykami. Plaża była pokryta różnokolorowymi kryształami wypolerowanymi przez wodę. Dobiłam łódką do brzegu (miałam już dość widoku wody). Wtedy wyskoczyłam z niej jak oparzona i podbiegłam do strumyka. Woda była krystalicznie czysta i świeża, a mi strasznie chciało się pić przez całą tą podróż. Byłam też głodna więc nazbirałam trochę jagód. Zauważyłam że fala zniknęła. Przywiązałam łódź do pierwszego większego kamienia i ruszyłam w dalszą drogę. Szłam przez około dwie godziny. W pewnym momencie coś wbiło mi się mocno w udo. Zauważyłam wtedy strzałę która utkwiła w nim. Bardzo mnie bolało ale postanowiłam to zignorować, bo zobaczyłam że w pobliskich krzakach stoi jakaś dziwna sylwetka. Z początku myślałam że to zwykły koń, ale tam gdzie powinna się zaczynać szyja konia wyrastał tors człowieka. Był on umięśniony (widać że trenował walkę).
- Pokaż się! Krzyknęłam. Starałam się wyglądać na pewną siebie ale raczej marnie mi to wychodziło. Centaur wyłonił się z krzaków.
- Jeśli masz odwagę to walcz ze mną. Powiedział takim głosem że chciałam odrazu stamtąd uciec, ale wiedziałam że to byłoby niezaliczenie misji. Wyciągnęłam więc swój miecz.
- A więc walczmy. Jego miecz był z Boskiego spiżu z metalową rękojeścią. Rzucił się na mnie z ogromną prędkością. Ledwo uniknęłam jego ataku, kiedy po raz kolejny zawrócił. Tym razem spróbowałam zaatakować. Kiedy mnie mijał wbiłam mu ostrze w bok. Ryknął z bólu, ale dalej walczył. Co prawda strzała która utkwiła mi w nodze uniemożliwiała bieganie (swoją drogą centaury biegają tak szybko że nawet ze zdrową nogą nie miałabym najmniejszych szans na ucieczkę) ale na szczęście miałam dobry refleks który dawał mi poniekąd przewagę. Mogę na niego wsiąść jak na zwykłego konia. W dzieciństwie bardzo lubiłam te zwierzęta. Chodziłam na lekcje jeździectwa (w stadninie nazywali mnie królową koni). Kiedy mijał mnie po raz kolejny złapałam się mocno jego torsu i wskoczyłam na końską część. Centaur stanął dęba o mało mnie nie zrzucając. Uniosłam miecz nad głowę, a chwilę później wbiłam go w centaura. I kolejny z głowy. Wyciągnęłam sztylet z jego ciała. Ok teraz pora zająć się czymś tródniejszym. Usiadłam ciężko na ziemi. Spojrzałam na nogę. Grot strzały był wbity głęboko pod skórę. Wzdrygnełam się na ten widok, ale nie mogłam zostawić tak rany. Chwyciłam ostrożnie za wystającą końcówkę, ale odrazu poczułam przeszywający ból. Zacisnęłam mocno zęby. Szybkim ruchem wyciągnęłam strzałę, czując jednocześnie jakby cała noga mi się paliła. W oczach zbierały mi się już łzy więc ich nie powstrzymywałam. Położyłam się tylko wykończona na trawie. Po paru minutach rana dała o sobie znać. Usiadłam. Zdjęłam bluzę, a jej rękawami obwiązałam mocno ranę żeby zrobić coś w stylu bandaża uciskowego. Nie miałam siły dalej iść więc postanowiłam zostać tutaj na noc (szczególnie że słońce było już nisko nad choryzontem). Rozpaliłam ognisko i nazbierałam malin na kolację. Potem poszłam spać.

Następnego dnia

Obudziłam się koło 10. Ognisko już zgasło więc nie musiałam tego robić. O dziwo noga nie bolała mnie dzisiaj aż tak bardzo, a bluza była czysta. Przynajmniej tyle dobrze. Spakowałam się, ruszając w dalszą drogę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top