39

#wzcssq na twitterze!



       

Margaret przyszła kilka minut później. Mimo wczesnej pory wyglądała na wypoczętą i pełną energii.

— No dobrze! — Klasnęła w ręce, zwracając na siebie uwagę. — Skoro jesteśmy już wszyscy to myślę, że możemy ruszać.

Katie, objęta przez Deana, szła z całą grupą za dyrektorką. Rozejrzała się dookoła, ale w zasięgu wzroku nie było nikogo prócz nich. Słychać było jedynie szum drzew poruszanych na wietrze i śpiew ptaków witających nowy dzień. Te dźwięki nadawały normalność temu miejscu. Gorzej było, gdy weszli do szkoły. Zderzyli się z ciszą, jak makiem zasiał.

Katie zadrżała.

Gdyby była człowiekiem zrzuciłaby to na zimno. Teraz musiała zmierzyć się z prawdą – przeszedł po niej dreszcz strachu.

Jednak od razu się opamiętała.

Czego miałaby się bać? Była wampirem i szła w kilkunastoosobowej grupie.

Margaret poprowadziła ich krętymi schodami kierującymi w dół. Dean przepuścił Katie i sam szedł za nią. Przed sobą dziewczyna miała wilcze przyjaciółki.

Jedyne światło wydobywało się z okrągłych lamp wbudowanych w podłoże. Po jednej, co trzy schodki. Lampki mogłoby dawać duży efekt, gdyby szła sama. Kilka osób skutecznie zasłaniało poświatę.

Ich cienie tańczyły po ścianach i wydłużały się, biegnąc za nimi.

Wreszcie schody się skończyły, a oni poczuli pod butami płaskie podłoże. Margaret nie zwalniała tempa, a Katie wydawało się, że nawet przyśpieszyła. Korytarze rozchodziły się w różne strony, a oni mijali po drodze wiele pomieszczeń.

— No dobrze. — Margaret zatrzymała się po środku kwadratowego holu. — Potrzebuję dwie osoby, by poszły ze mną po wasz sprzęt, a reszta niech tu na nas poczeka.

Victor i jego kolega zgłosili się na ochotników i już po chwili zniknęli za jednymi drzwiami.

Dobry ruch, pomyślała Katie, może ominie ich kłótnia.

Dziewczyna obejrzała się w poszukiwaniu przyjaciółek. Stały kilka metrów za nią i cicho o czymś rozmawiały. Zamierzała do nich dołączyć, ale kiedy zrobiła dwa kroki na jej drodze stanęła Victoria. Katie przewróciła oczami i ze znudzeniem spojrzała na dziewczynę.

— Czego chcesz?

— Posłuchaj mnie, dziewczynko. — Zrobiła krok w kierunku Katie i wycelowała swój paznokieć w jej stronę. — Nie życzę sobie byś mieszała się w szkolne sprawy. Gra o chorągiewkę może wydawać ci się zabawą, lecz tak naprawdę to coś więcej. Pokazuje, która rasa jest silniejsza. Bawiąc się z nami w podchody tylko marnujesz nasz cenny czas, a twoje marzenia o pogodzeniu się z wilkołakami są dziecinne i bez przyszłości.

— Teraz ty mnie posłuchaj. — Katie postanowiła przejść do kontrataku. — Wydaje mi się, że to kogo lubię jest moją sprawą i tobie nic do tego. Tym bardziej, że bezpodstawnie oskarżasz mnie o coś, co nie będzie miało złych skutków. Poza tym, z tego co pamiętam, gra o chorągiewkę jest przeznaczona dla wilkołaków, wilczyc, wampirów i wampirzyc. Gdybyś nie zauważyła zaliczam się do tej ostatniej grupy. Zresztą ty też, ale nie robie ci z tego powodu wyrzutów.

Victoria zmierzyła Katie wzrokiem i uśmiechnęła się z satysfakcją.

— Twój wygląd tylko potwierdza, z jakim dzieciakiem się użeram. Nie zamierzam marnować na ciebie nawet sekundy dłużej.

Katie przewróciła oczami.

Jak wielkim trzeba być snobem, by zaczynać kłótnię i kończyć ją z myślą, że druga osoba zawiniła, pomyślała Katie, ale nie odezwała się już nawet słowem.

Victoria odeszła do niej, a fioletowowłosa podeszła do swoich przyjaciółek.

— Czego znowu chciała? — Maggie zmierzyła Viktorie krytycznym spojrzeniem.

Katie pokręciła głową i westchnęła.

— Wróciliśmy! — Margaret i ochotnicy pojawili się w holu.

Postawili na podłodze trzy pudła. Katie nachyliła się, by zobaczyć ich zawartość. Najbliżej siebie zobaczyła karton z kilkunastoma sztukami spryskiwaczy i masą rękawiczek oraz szmatek. Dwa pozostałe wypełnione po brzegi były szpachelkami.

— Podejdźcie tutaj i niech każdy weźmie po jednej sztuce wszystkiego! No dalej, niech zobaczę ten entuzjazm!

Katie zrobiła kilka kroków z przyjaciółkami, po czym się zatrzymała. Przecież to nie jej kara!

— Katie, Justin, przypilnujcie, by nikt się nie obijał i nie wybuchły żadne kłótnie.

Maggie z irytacją pomachała przed nosem Katie żółtą parą rękawiczek. Fioletowowłosa zagryzła wargę, by z jej ust nie wyszedł żaden złośliwy komentarz.

— Nie masz się o co martwić, Margaret. — Matthew puścił oczko do dyrektorki, która uśmiechnęła się lekko.

— Podzielę was na kilka grup, by lepiej wam się pracowało.

Katie przyglądała się podziałowi, który zaczęła wprowadzać Margaret. Co chwilę krzywiła się na widok doboru osób.

To będą ciężkie godziny, westchnęła w duchu.

— Mamy tutaj stare klasy. — Margaret skończyła wybieranie składu grup i wskazała na drzwi znajdujące się na holu. — Do zadania każdego z was jest pozbycie się gum do żucia przyklejonych do każdej z ławek. Później dokładnie umyjcie blaty i zawołajcie przewodniczącego lub przewodniczącą, by sprawdzili waszą pracę. Gdy uznają, że wykonaliście ją prawidłowo możecie przejść do kolejnej z ławek. W sumie każdy z was musi wyczyścić cztery blaty.

Głośne jęki rozległy się w pomieszczeniu, gdy Margaret wspomniała o usuwaniu gum. Wszyscy niechętnie ruszyli w kierunku klas wskazanych im przez dyrektorkę. Katie klapnęła Maggie w plecy, by dodać jej trochę odwagi i popchnęła dziewczynę do przodu.

Drzwi od klas zostały odkluczone przez Margaret. Kobieta zapaliła światło w każdej sali i zachęcająco machnęła ręką. Uczniowie wchodzili do pomieszczeń, a ze wszystkich stron można było usłyszeć narzekania.

Margaret podeszła do Katie i Justina.

— Dziękuję, że zdecydowaliście się poświęcić swój wolny czas na pilnowanie ich podczas kary.

— Nie ma sprawy, Margaret. To leży w naszych obowiązkach — odpowiedziała Katie.

— No dobrze, ja będę już szła. — Dyrektorka spojrzała na zegarek. — O ósmej możecie wszystkich zwolnić, chyba że ktoś skończy wcześniej. Zostawcie wszystko w kartonach i udajcie się prosto na śniadanie.

Katie i Matthew przytaknęli, a Margaret ruszyła w drogę powrotną z podziemia.

— Czyli mam przez trzy godziny patrzeć jak sprzątają? Ohyda.

Matthew przewrócił oczami, ale przyciągnął ją do siebie i poczochrał po włosach. Katie jęknęła i próbowała wyswobodzić się z jego uścisku.

— Mam to po tobie — powiedziała z wyrzutem, gdy znalazła się dwa metry od niego.

— Co dokładnie? — spytał zaciekawiony.

— Te przewracanie oczami. To irytujące.

— Niestety, geny. — Wzruszył ramionami.

Katie przewróciła oczami i odwróciła się o niego plecami, by móc rozejrzeć się za przyjaciółkami. Każda z nich została rozdzielona. W pierwszym pomieszczeniu, do którego zawitała była Isabel, a z nią Julie, Kosper i wilkołak o imieniu Reg.

Katie weszła do środka i skrzywiła się. Pomieszczenie wypełniał zapach stęchlizny, a wszystko pokryte było grubą warstwą kurzu. Z łatwością rozpoznała salę od geografii. Na tylnej ścianie zawieszone były półki, a na nich leżało wiele map oraz pomocy naukowych. W pomieszczeniu pracowały cztery osoby. Na pierwszy rzut oka można było zobaczyć, że każdy z nich poszedł w inny róg pomieszczenia.

Katie spojrzała na Isabel. Dziewczyna miała już ubrane rękawiczki, a w tamtym momencie obracała ławkę do góry nogami. Katie spojrzała na Annę. Wilczyca mocowała się z pierwszą gumą do żucia. Reg obracał szpatułkę na wszystkie strony i nie zapowiadało się, by miał szybko zacząć pracę. Kosper siedział na ławce, a spojrzenie wlepione miał w telefon.

— Reg. — Katie zwróciła na siebie uwagę wilkołaka. — Im szybciej zaczniesz pracować, tym szybciej skończysz.

Posłała chłopakowi delikatny uśmiech, by nie pomyślał sobie o niej źle. Jej spojrzenie przesunęło się na Kospera i nim zdążyła ugryźć się w język, z jej ust wyleciał złośliwy komentarz:

— No dalej, księciuniu. Ławka nie oczyści się sama.

Chłopak przejechał ręką po włosach i bardzo powoli oderwał spojrzenie od ekranu telefonu, by skupić je na niej.

O cholera.

Przełknęła ślinę, gdy jego lodowate tęczówki spotkały się z jej.

— Nie martw się o mnie, Katherine. Myślę, że twoja przyjaciółka potrzebuje pomocy bardziej niż ja.

Wskazał podbródkiem w przeciwległy róg pomieszczenia, Katie odwróciła głowę w tamtym kierunku i jęknęła. Isabel szarpała ręką próbując wyswobodzić rękaw swetra zaczepiony o biurko nauczyciela. Katie pośpiesznie podeszła do przyjaciółki, by jej pomóc.

— Dzięki. — Isabel poprawiła ubranie, gdy była wolna.

— Nie ma za co.

Katie pośpiesznie wyszła z sali, uparcie nie rozglądając się na boki. Obawiała się, że z jej ust mógłby paść kolejny zgryźliwy komentarz. A po lodowatym spojrzeniu Kospera wolała nie wdawać się z nim w dyskusje.

Po środku stał fotel, którego wcześniej tam nie było, a na nim siedział Matthew. Katie zatrzymała się w pół kroku, by zamrugać, lecz widok przed nią nadal przedstawiał to samo.

— Eee... Matthew?

Brat spojrzał na nią, a ona pokręciła przecząco głową, jakby niedowierzając.

— Skąd masz fotel?

Matthew wzruszył ramionami, a następnie uśmiechnął się szeroko. Katie przewróciła oczami na jego niski iloraz inteligencji.

— Nie ważne. — Westchnęła i skierowała się do następnej sali.

Tym razem trafiła na ciekawy skład. W pomieszczeniu przebywała Tamara, a razem z nią Victoria, Caleb i wilkołak o imieniu Johnny.

— Mogłabyś się przesunąć? — syknęła Victoria i nie czekając na odpowiedź popchnęła Tamarę biodrem.

Wilczyca zachwiała się i poleciała na plecy, w ostatnim momencie złapana przez Jonnego. Tamara odepchnęła chłopaka i podwinęła rękawy koszuli, wpatrując się w plecy wampirzycy. Katie, chcąc interweniować, ruszyła przed siebie, lecz nie zdążyła, bo wilczyca rzuciła się na Victorie. Wampirzyca nie spodziewając się ataku upadła na podłogę, a z jej ust wydobył się syk. Tamara złapała Victorie za włosy i zaczęła ciągnąć do siebie.

— Uspokójcie się! — krzyknęła Katie. Doskoczyła do walczących i próbowała je rozdzielić. — Tamara puść ją!

Victoria zamachnęła się, lecz zamiast Tamarę zaatakowała Katie. Dziewczyna zaskoczona zrobiła krok w tył i przyłożyła dłoń do policzka. Na jej palcach pozostała krew, lecz skóra była już zagojona. Choć bardzo chciała oddać Victorii to zmusiła się, by zacisnąć zęby.

— Złap Victorię — rozkazała Calebowi, a sama doskoczyła do Tamary.

Złapała wilczyce pod pachami i mocnym szarpnięciem odsunęła do tyłu. Tamara próbowała się jeszcze szarpać, lecz Katie nie pozwoliła jej na to. Wreszcie wilczyca uspokoiła się i przestała wyrywać. Katie odczekała kilka sekund i puściła przyjaciółkę.

— Wszystko okay? — spytała oglądając Tamarę od góry do dołu.

— Taa... — Wilczyca obciągnęła koszulę w dół i rozczesała włosy palcami. — Zdenerwowała mnie.

Katie zagryzła wargę, by nie parsknąć śmiechem.

— Bez kłótni — rozkazała mierząc spojrzeniem Tamarę i Victorię.

Wampirzyca prychnęła pod nosem i odwróciła się do swojego miejsca pracy. Katie pokręciła głową i po rozejrzeniu, wróciła do holu.

Matthew nie zmienił pozycji nawet o milimetr. Katie usiadła na podłokietniku fotela i przechyliła się w bok, by zobaczyć co robił. Matthew, nawet na nią nie patrząc, odwrócił ekran komórki przed jej dociekliwym spojrzeniem. Zmarszczyła brwi skonsternowana.

— Matthew...

— Ja nie czytam twoich wiadomości.

— Nie mam nic do ukrycia. — Wzruszyła ramionami.

Powtórzył jej ruch. Przewróciła oczami, gdy jego usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu.

— Matthew?

— Co?

— Nic.

Roześmiała się, widząc jego wkurzoną minę.

— Mogłabyś mi nie przeszkadzać? Idź sobie gdziekolwiek — machnął ręką w kierunku sal.

— Też chce taki fotel — stwierdziła, ignorując jego słowa.

— To sobie przynieś.

— Ty mi przynieś.

Matthew westchnął i zacisnął powieki. Zdawał się liczyć do dziesięciu i z powrotem. Po chwili wgapiania się w jego wkurzoną twarz Katie ziewnęła. Matthew wstał gwałtownie potrącając ją ramieniem. Zachwiała się i uczepiła o oparcie. Odprowadziła go wzrokiem, gdy szedł w kierunku jednej z sal, w której nie zdążyła jeszcze zawitać. Wzruszyła ramionami i opadła na fotel. Nogi zwisały jej przez jeden z podłokietników, a na drugim opartą miała głowę. Wyciągnęła telefon. Chciała sprawdzić media społecznościowe, ale nie miała zasięgu.

Dziwne, pomyślała, Kosper i Matthew nie mieli problemów z połączeniem.

Podskoczyła, gdy obok niej rozległ się huk. Matthew gwałtownie postawił skórzany fotel. Rzucił się na niego i bez słowa wyciągnął z kieszeni telefon.

Przeleżeli pół godziny nie odzywając się do siebie. Z sal dobiegały odgłosy pracujących szpachelek i spryskiwaczy. Co jakiś czas ktoś odwracał ławkę, a w powietrzu zaczął się unosić zapach środków czystości.

— Och, Dean!

Katie uniosła głowę. Wyostrzyła słuch i niemal od razu tego pożałowała. Z sali od francuskiego dobiegało mlaskanie. Usiadła, gdy kolejny jęk wydobył się z ust dziewczyny.

— Tu są dzieci! Znajdźcie sobie jakieś miejsce! — Podniesiony głos Rick wprawił jej nogi w ruch. Kończyny bez porozumienia z mózgiem postanowiły przejąć ster. Zaprowadziły ją prosto do pomieszczenia.

Stanęła w drzwiach i zaśmiała się cicho. Maggie leżała na ostatniej ławce, a nad nią pochylał się Dean. Ich usta złączone były w pocałunku.

Maggie oderwała się od chłopaka, a jej głowa odwróciła się w stronę drzwi. Odepchnęła od siebie Deana, który zaczął poprawiać włosy, a sama usiadła. Posłała Katie przepełniony szczęściem uśmiech i powiedziała:

— Francuski pocałunek.

Wampirzyca zaśmiała się i pokręciła głową. Kto by podejrzewał, że Maggie i Dean?

— Katie! — zawołała Anna. —  Jak już jesteś to sprawdź nasze ławki.

Wampirzyca zaliczyła pracę wszystkim. Nie mogła im nic zarzucić, bo pracowali naprawdę sumiennie. Najmniej zrobione mieli, oczywiście, Dean i Maggie, ale kto by był na nich zły.

Katie wyszła z ich klasy, gdy usłyszała wołanie Isabel. Z powrotem znalazła się w sali do geografii. Jej przyjaciółka oparta była o blat jednej z ławek, a ręce zaplecione miała na piersi.

— Coś się stało, Isabel?

— Zapomniałam, że masz oceniać każdą wyczyszczoną ławkę.

— Uwierz, ja też zapomniałam.

Katie podeszła do dwóch ławek, które wskazała jej przyjaciółka.

— Tu jest jeszcze jedna guma. — Wskazała palcem w odpowiednie miejsce. — A po za tym to super.

Isabel sapnęła. Katie usiadła na ławce, do której czystości nie miała zastrzeżeń. Przypatrywała się pracy Isabel. Przyjaciółka wymalowane na twarzy miała obrzydzenie podczas podważania szpachelką gumy.

— Jak to się stało, że macie karę? — spytała Katie.

Isabel podniosła się i z uznaniem przyjrzała swojemu dziełu.

— W sumie to nie wiem — stwierdziła podchodząc do następnej ławki i odwracając ją do góry nogami. — Ktoś krzyknął, że przyniosłyśmy na stołówkę chorągiewki. Reszty możesz się domyślić.

Spojrzała wymownie na Kospera.

— Nie wiedziałam, że Caleb, Rick i Mark biorą w tym udział.

— Bo nie biorą. — Wzruszyła ramionami. — Po prostu wywołali bitwę na jedzenie.

Katie rozdziawiła usta ze zdziwienia.

Okay, to było dziwne, pomyślała.

— Żartujesz.

Isabel pokręciła przecząco głową.

— Do teraz wyciągam kukurydze z włosów. — Na dowód energicznie pokręciła głową, a na podłogę poleciało kilka żółtych ziarnek.

— Och — tylko tyle udało się Katie wydusić. — No to fajnie się bawiłyście.

Isabel rzuciła jej spojrzenie, a wampirzyca zachichotała.

— A jak było tam, gdzie byłaś?

Katie wzruszyła ramionami.

— W sumie to przeciętnie. Liczyłam na kalifornijskie słońce, a dostałam deszcz i chmury.

— Też bym poleżała na plaży... — rozmarzyła się Isabel.

— Jeszcze chwilę i wakacje. Już nie mogę się doczekać.

— O tak! Lecisz z nami do Francji? — Isabel spojrzała na nią z wyczekiwaniem.

Katie zmarszczyła brwi. U Sophie miała spędzić cały sierpień, a co jeśli rodzice chcieliby, żeby wróciła do domu? Akurat. Nie odezwali się do niej od przyjazdu do szkoły. Dlaczego mieliby chcieć się z nią spotkać? Przecież Sophie powiedziała jej, co zdecydowali rodzice. Że wakacje spędzi w szkole.

— W sierpniu nie mogę, ale lipiec mam wolny.

— To świetnie! — Isabel z entuzjazmem klasnęła w ręce. — Polecimy na dwa tygodnie, co ty na to?

— Mi pasuje, a dziewczynom?

— Też, więc możemy planować!

Isabel zaczęła opowiadać, jak spędziły zeszłoroczny wyjazd do Francji. Katie słuchała jej i musiała przyznać, że coraz bardziej podobał jej się ten pomysł. Dwa tygodnie w Europie? W kraju pełnym bagietek i ślimaków? Tylko idiota by tego nie chciał.

Lazurowe Wybrzeże, gdzie mieścił się domek, było idealną lokalizacją na spędzenie wakacji. Nigdy nie sądziła, że będzie miała okazję wypoczywać nad Morzem Śródziemnym. I to jeszcze z najlepszymi przyjaciółkami.

Nim się spostrzegła wszyscy skończyli pracę. Pół godziny przed czasem mogli opuścić piwnicę. Wracała w ramię z przyjaciółkami, które postanowiły poczekać z nią do zakończenia pracy przez wszystkich. Kilka kroków za nimi szli Kosper i Matthew.

— Rozwiązał ci się but, Katie — zauważyła Sydney.

Wampirzyca spojrzała w dół i zauważyła swobodne sznurówki. Zatrzymała się w pół kroku i pochyliła do przodu. Przyjaciółki zatrzymały się krok przed nią. Matthew i Kosper postanowili je wyminąć. Złapała za sznurówki, kiedy poczuła uderzenie w pośladek. Zszokowana wyprostowała się, lecz nikt się na nią nie patrzył. Przyjaciółki rozmawiały między sobą, a Matthew i Kosper kontynuowali konwersacje przechodząc po jej dwóch stronach.

No chyba nie, pomyślała.

Brat nie klepnąłby jej w tyłek, a Kosper nie wyglądał na winnego. Zresztą, po co chłopak miałby to robić? Po tym jak zmroził ją spojrzeniem nie zwracali na siebie uwagi, a teraz wykonał taki gest. Jego zachowanie nie miało sensu.

NatkaSsq

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top