38

       

Dziękuję za wasze wspaniałe komentarze! I need more xD

#wzcssq na twitterze

— Yoffrey! — pisnęła, gdy po otworzeniu drzwi od sypialni różowe futerko zasłoniło jej pole widzenia.

Pogłaskała delikatnie futrzaka i cmoknęła go w grzbiet.

— Tak się za tobą stęskniłam, maleńki...

Yoffrey zakołysał ogonkiem, jakby chciał jej odpowiedzieć tym samym. Wbił delikatnie pazurki w jej skórę i potarł policzkiem o odkryte ramie.

Postawiła walizkę obok biurka, a torbę rzuciła na łóżko.

— Przed wyjściem go karmiłam, ale możesz mu dolać wody, bo już wypił. — Sydney opierała się biodrem o framugę drzwi.

— Dziękuję, że się nim zaopiekowałaś. Tym bardziej, że mój wyjazd był spontaniczny, a ty nie musiałaś tego robić.

Dziewczyna machnęła ręką.

— Żaden problem, świetnie się razem dogadywaliśmy. Prawda, Yoffrey?

Wiewiór mocniej wtulił głowę w jej ramie.

— A jak sytuacja w bitwie o chorągiewkę? — spytała Katie, kiedy usiadły w salonie.

— Jezu, stara, tyle straciłaś! — Maggie uśmiechnęła się szeroko.

— Po tym jak wyjechałaś spróbowali przejąć flagę wilkołaków — wyjaśniła Sydney.

— Ale była afera! — Maggie się roześmiała. — Gdybyś tylko to widziała.

— Tak... Margaret nadal myśli, że stare garaże rozwaliły leśne zwierzęta — wtrąciła Isabel, wyciągając sok z lodówki.

— Stare garaże? — Zainteresowała się Katie.

— Tak... Kiedyś szkoła była z zupełnie innej strony, ale przenieśli ją tutaj.

— Dlaczego?

Przyjaciółki wzruszyły ramionami.

— W sumie to nie wiadomo, ale okolice tamtego budynku są ogrodzone płotem pod napięciem.

Katie zmrużyła oczy. Co takiego musiało tam być, że musieli użyć tak skrajnych środków ochrony?

— Udało im się.

— Co? — Katie spojrzała z niezrozumieniem na Maggie. Przyjaciółka przewróciła oczami.

— Mają flagę wilkołaków.

— Aha, no okey. Przepraszam dziewczyny, ale muszę coś jeszcze załatwić — powiedziała podnosząc się z kanapy. — Widzimy się później?

— Jasne.

Wyszła z domku i ruszyła jedną z wielu leśnych dróg. Przetarła twarz dłonią i próbowała skupić się na tylko jednej rzeczy. Musiała odstawić na bok temat rodziny. Skoro tata nie chciał się z nią widzieć teraz to na pewno zrobi to w niedalekiej przyszłości. Na ten moment ważniejszy był temat, który męczył ją od dłuższego czasu.

Wyszła z lasu i skierowała się w stronę szkoły. Przeszła przez plac, mijając przedstawicieli dwóch gatunków. Czuła ten specyficzny zapach lasu, który zdążyła polubić w ciągu miesiąca.

Minęła gabinet Margaret i weszła do szkoły. Jak złodziej przemykała się pustymi korytarzami. Każdy jej krok roznosił się echem. Próbowała podążyć znajomą drogą do świetlicy, bo gdzieś w jej połowie widziała kiedyś tabliczkę biblioteki. Jej upragnione drzwi schowane były między dwoma filarami i prawie ich nie zauważyła. Złota tabliczka informowała, co znajdowało się za drewnianą powłoką. Pociągnęła za klamkę otwierając jedno ze skrzydeł.

Biblioteka była ogromna. Miała kilka pięter balkonów wzdłuż północnej, wschodniej i zachodniej ściany. Na południowej mieściły się drzwi i każdy kto znajdował się z bibliotece mógł wychylić się i łatwo zauważyć nowo przybyłego. Odgłos każdego kroku tłumiły grube, czerwone dywany. Zapachy drewna i starych książek były jedynymi zapachami w pomieszczeniu. Na środku stały dwa długie rzędy stołów, przy których siedziało kilka osób. Uniosły głowę na dźwięk otwieranych drzwi, ale niezainteresowane powróciły do swoich spraw.

Katie rozejrzała się na boki. Nie wiedziała, gdzie zacząć. Interesująca ją książka mogła być wszędzie.

— Pomoc, skarbeńku?

Katie odwróciła się i musiała zadrzeć głowę do góry. Kobieta była bardzo wysoka, a niewielka odległość dzieląca je nie ułatwiała sprawy. Katie zrobiła dwa kroki w tył, a kark nie bolał jej już tak bardzo. Kobieta musiała być bibliotekarką. Tłumaczyłoby to naręcze książek, które trzymała i okulary przypominające denka od butelki.

— Tak, byłoby wspaniale. Szukam książki, w której opisane zostały wampiry.

Oczy kobiety zwęziły, a ona sama spojrzała na Katie podejrzliwie. Dziewczyna uśmiechnęła się niewinnie.

— Przemieniłam się niedawno i chciałabym się czegoś o sobie dowiedzieć. Rozumie pani, lekcje zostały wstrzymane, a moja ciekawość została.

Chwile jeszcze kobieta przyglądała się Katie, lecz w ciągu sekundy jej nastawienie się zmieniło. Wyprostowała się, a na ustach ponownie zagościł uśmiech. Wolną ręką poprawiła okulary i następnie wskazała w kierunku jednej z alejek.

— Zaprowadzę cie.

Po kilku minutach Katie stała przy biurku bibliotekarki, kiedy ta wypożyczała jej książkę.

— Jak ci na imię, skarbeńku?

— Katie Hanson.

Kobieta zaznaczyła coś w wielki zeszycie i uniosła głowę uśmiechając się szeroko.

— Masz miesiąc na zwrot, miłego czytania.

— Dziękuję.

Katie przytuliła do piersi książkę i odwróciła się na pięcie, by wyjść z biblioteki. W drzwiach przepuściła wampira i wyszła na szkolny korytarz. Wróciła tą samą drogą, ale stwierdziła, że zahaczy o gabinet Margaret. Zapukała, a z wewnątrz usłyszała „proszę!".

— Cześć, Margaret.

— Och, to ty, Katie. — Dyrektorka uśmiechnęła się do dziewczyny. — Siadaj, proszę, co cie do mnie sprowadza?

Odsunęła na bok papiery, które jeszcze przed chwilą czytała.

— Chciałam popytać trochę o moje obowiązku, jako przewodniczącej — odpowiedziała, sadowiąc się na fotelu.

Margaret uśmiechnęła się do niej z zadowoleniem.

— Cieszę się, że podchodzisz do tego tak odpowiedzialnie.

***

Katie wróciła do domku głośno krzycząc, by ogłosić swoje przybycie.

— Gdzie byłaś? — spytała Isabel, wychodząc z pokoju. Przebrana była w piżamę, a na głowie miała ręcznik.

— U Margaret, popytałam ją trochę o moje obowiązki. Wiedziałaś, że mogę dawać karne godziny?

— Tak, ale mam nadzieję, że nie użyjesz tego przeciwko mnie.

— No nie wiem...

Isabel zaśmiała się.

— Gdzie Maggie i Sydney?

— Maggie poszła spać, a Sydney medytuje.

— Co robi? — Skrzywiła się, a Isabel roześmiała się na widok jej miny.

— Oczyszcza swoje wewnętrzne 'ja'...

— Okay... Nie będę wnikać.

— Obejrzysz ze mną film?

— Bardzo chętnie, ale muszę coś teraz zrobić.

— Co takiego?

— Nie chcę zapeszać, ale mam pomysł. Jeśli się uda to wszystko wam opowiem, tylko muszę dopracować szczegóły.

Takie jak wymyślenie jakiegokolwiek planu, pomyślała kąśliwie.

— No dobra, to powodzenia i dobranoc.

— Dobranoc.

Isabel zniknęła ze drzwiami swojej sypialni. Katie stała jeszcze przez chwile na korytarzu, ale w końcu otrząsnęła się i weszła do pokoju. Zapaliła lampkę obok łóżka i usiadła na pościeli. Oparła się o ścianę i nogi splotła w siadzie skrzyżnym. Książkę położyła na kolanach.

Delikatnie przejechała opuszkami palców po okładce. Książka była gruba i zdecydowanie stara. Pożółkłe strony i ten zapach, który unosił się po jej otworzeniu. Na początku nie było spisu treści. Obawiała się, że przewijając i spoglądając tylko na nagłówki przegapi najważniejsze dla niej informacje, więc decyzja podjęła się sama. Przeczyta wszystko.

Wampiry są gatunkiem z pozoru skomplikowanym.

Wampiry to stworzenia wieczne.

Wampiry bez krwi usychają.

Wampiry można zabić poprzez wyrwanie serca.

Wampiry wywodzą się od Wielkiego Beliala.

Potem znalazła to, co chciała. Przeczytała rozdział trzy razy, by niczego nie przegapić, a gdy była pewna, że ma plan – uśmiechnęła się złowieszczo.

Czas upiec babeczki.

***

Kto by pomyślał, że wampirom szkodzi olejek waniliowy?

Zgodnie z proporcjami dodała tylko kilka kropel. Nie za dużo, nie za mało. Aby dało kopa, lecz nie można byłoby go wyczuć.

— Co ty robisz, do cholery?!

Katie spojrzała kątem oka na zaspaną Maggie i nie przerywała miksowania. Piekarnik nagrzał się już wystarczająco, a ona musiała tylko nalać ciasto do foremek.

— Piekę — odpowiedziała, jakby była to zupełnie normalna czynność o czwartej nad ranem.

— Jak to „pieczesz"? — przedrzeźniała ją przyjaciółka. — O czwartej nad ranem?

Katie wzruszyła ramionami i wyłączyła mikser.

— Próbowałam ją spytać, ale nie idzie się dogadać. Odpuść, Maggie.

Rudowłosa wyszła z łazienki i wyminęła przyjaciółki.

— Ale to nie jest normalne! — krzyknęła zrozpaczona Maggie za oddalającą się Isabel.

Katie otworzyła piekarnik i wstawiła blachę do piekarnika. Zatrzasnęła drzwiczki, popatrzała przez szybkę na wypieki przez kilka sekund i odwróciła się w stronę sypialni. Miała trochę czasu na prysznic i ubranie się zanim, będzie wyciągać babeczki.

Ubrała się w getry i długą bluzę. Nie miała siły na dobieranie stylizacji po pracowitej nocy. Nie zmrużyła oka, bo nim się obejrzała był już ranek.

W całym domku pachniało babeczkami. Wyłączyła piekarnik i wyciągnęła blachę na kuchenkę. Jak na zawołanie z pokojów powypadały przyjaciółki.

— Daj jedną...

Katie uderzyła w dłonie, które zbliżały się do jej wypieków.

— To nie dla was.

— A dla kogo?! — Obruszyła się Maggie.

— Dla naszych kochanych przyjaciół z przeciwnej drużyny. Na pewno będą głodni. — Uśmiechnęła się pod nosem.

— Czy to jest ten twój plan, o którym mówiłaś wczoraj?

— Dokładnie. — Pokiwała głową. — Po waszej karze zaniosę ją do domku chłopców, a wtedy będziemy mogły zając się szukaniem chorągiewek.

— Czy to nie jest niebezpieczne? — Sydney powąchała jedną babeczkę i obejrzała ją dokładnie.

— Z tego co czytałam to nie. I jak?

— Wyglądają i pachną normalnie.

— O to chodziło. Nie zdążą się zorientować, a popadają jak muchy.

— Jezu, przerażasz mnie — wyznała Isabel.

— Przecież to jest świetne — ekscytowała się Maggie. — Zdobędziemy nad nimi wielką przewagę!

Katie schowała babeczki do szafki, żeby Yoffrey nie wpadł na pomysł, by je zjeść. Nasypała mu jego karmy i nalała wody. Zostawiła okno w swojej sypialni lekko otwarte, aby mógł pójść się przewietrzyć i nadszedł czas, żeby wychodzić.

Opuściły domek i skierowały się w stronę gabinetu Margaret. Były już przed nim wilczyce. Szybko podzieliły się z nimi planem, bo po chwili przyszły wampiry. A razem z nimi Victoria.

— Hej, maleńka. Jak się spało?

Dean objął Katie ramieniem. A może poprawniejsze byłoby stwierdzenie – uwiesił się na jej ramieniu.

— Nie mogłam zmrużyć oka, a tobie?

— Doskonale.

Przewróciła oczami, gdy zbliżył usta do jej ucha i przegryzł delikatnie jego płatek. Syknęła, kiedy zacisnął zęby mocniej i odepchnęła go. Dean roześmiał się i potargał jej włosy.

NatkaSsq

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top