31

       

Dziękuję za piękne komentarze pod ostatnim rozdziałem. Kocham Was <3

Chciałabym byście korzystali z #wzcssq na Twitterze, aby więcej ludzi dowiedziało się o książce. Będę tam odpowiadać na wszystkie wasze pytania i opinie.

Miłego czytania!


Zagubienie.

Odczuwała je każdą komórką ciała.

Sen, który okazał się rzeczywistością sprawił, że uczucie zagubienia przejęło kontrolę nad całym jej organizmem i przyćmiło pozostałe emocje.

Niczym zaprojektowana maszyna schowała broń do skrzynki, zrzuciła koszulę i podążyła pod prysznic. Dopiero tam, gorąca woda sprawiła, że jej mózg odzyskał cząsteczkę wolnej woli.

Jej ręce wędrowały po całym ciele i zdrapywały zakrzepniętą krew. Tarła skórę sprawiając, że i ona pękła, a krople krwi zmieszały się z wodą. Czerwona ciecz spływała po jej ramionach, nogach i piersiach, a ręce szalały po jej ciele tworząc kolejne rany i kolejne zadrapania.

Gorące łzy spływały po jej policzkach, lecz twarz pozostawała bez wyrazu.

Nie cierpiało ciało, lecz dusza.

Wreszcie wyszła spod prysznica i jak ją Stwórca stworzył, przeszła do pokoju.

Nie zwracała uwagi na mokre włosy i ciało, wsuwając na siebie losowo wybrane ubrania. Nie miała głowy, by robić z siebie modelkę na wybiegu Victorii Secrets.

Prawdopodobnie w ogóle zapomniała o bieliźnie.

Wyszła z domku i nogi pokierowały ją w tylko sobie znanym kierunku.

Jest w rozsypce, pomyślałaby o niej każda napotkana osoba.

I tak się czuła. Jakby rozerwano ją na kawałki i składając zapomniano o najważniejszych elementach.

Nie miała butów.

Mimo tego intuicyjnie omijała ostre przeszkody nie raniąc stóp ponownie.

Szła przed siebie dopóki nie znalazła się przed domkiem Matthewa. Wtedy zwolniła.

Weszła do środka i skierowała się prosto do pokoju brata.

Jej oczy nie widziały Kospera i nieznajomej dziewczyny siedzących na kanapie. W głowie miała tylko jeden cel, który za wszelką cenę musiała zrealizować.

Otworzyła drzwi i szybko odszukała wzrokiem brata.

Leżał nad Victorią, która wystawiała kły i syczała na nią. Najnormalniej w świecie ją zignorowała.

— Musimy porozmawiać.

Jej głos był cichy i nienaturalnie wyprany z uczuć.

— Katie...

— Musimy porozmawiać — powtórzyła, a coś w jej wzroku musiało go przekonać.

Matthew podniósł się i zrobił krok w jej stronę

Nie widziała Victorii, dopóki ta nie zerwała się z łóżka i w skoku powaliła ją na ziemie. Katie bezwiednie uderzyła głową o podłogę, nie odczuwając najmniejszego bólu.

Matthew zrzucił Victorie z siostry, gdy mulatka zamachnęła się i ostrymi paznokciami wyryła na jej policzku szramę.

Katie zamrugała i powoli podniosła się z ziemi.

— Musimy porozmawiać — powtórzyła.

Matthew przyglądał jej się zaniepokojony i poprosił Victorię o opuszczenie pokoju.

— Musimy porozmawiać — powtórzyła jeszcze raz, nie widząc u niego żadnej reakcji.

— Co ci się stało? — spytał podchodząc do niej i delikatnie dotykając jej policzka. — Musimy to przemyć.

Chciał poprowadzić ją za rękę do łazienki, lecz wyrwała się mu.

— Musimy porozmawiać — powtórzyła ze zniecierpliwieniem.

— Porozmawiamy — obiecał, lustrując ją wzrokiem. — Tylko przemyję ci to wodą.

Nie zarejestrowała momentu, gdy siadała na szafce. Wzrok odzyskała dopiero, podczas drogi powrotnej do jego pokoju.

Zatrzymała się na środku salonu, a Matthew spojrzał na nią zaniepokojony. Spojrzała na Kospera, nieznajomą i naburmuszoną Victorię, która mordowała ją wzrokiem.

— Nie możemy rozmawiać przy nich — odparła.

Matthew przeczesał nerwowo włosy.

— Katie, nie wiem czemu się tak zachowujesz, ale nie możesz rozstawiać wszystkich po kątach. — Nie uzyskując u niej żadnej reakcji kontynuował. — Czy u ciebie ktoś jest?

Katie zamrugała oczami i chwile zajęła jej analiza pytania.

— Nie — odpowiedziała w końcu.

Matt złapał ją delikatnie za rękę i wyprowadził z domku. Szybko i bez słowa pokonali drogę do jej pokoju. Uprzednio sprawdzając, czy faktycznie przyjaciółek nie było.

Nie zastali nikogo.

Matthew posadził ją na łóżku, a sam usiadł na krześle przy biurku.

— Słucham, o czym chciałaś mi powiedzieć?

Katie wzięła głęboki wdech, a słowa zaczęły wylewać się z niej niczym melodia. Wzrok wlepiony miała przed siebie, opowiadając o śnie, który okazał się jawą.

— Jak się czujesz?

Jej mózg zdawał się nie zarejestrować jego pytania.

— Katie. — Stanowcze potrząśnięcie sprowadziło ją na ziemie. Wlepiła nieobecne spojrzenie w jego zaniepokojony tęczówki. — Jak się czujesz?

— Nie wiem — odpowiedziała cicho.

— Posłuchaj mnie uważnie. — Klękał przed nią. — Słyszysz, co do ciebie mówię? — Pokiwała twierdząco głową. — Przeżywasz szok pourazowy. Położysz się teraz spać, a kiedy się obudzisz porozmawiamy, zrozumiałaś?

Katie pokiwała powoli głową, a Matthew podniósł się z klęczek i, łapiąc ją za ramiona, położył na łóżku. Otulił siostrę kocem i ułożył się obok niej obejmując ramieniem.

— Wszystko będzie dobrze, po prostu zaśnij.

Zamknęła oczy tak, jak jej polecił. Dopiero wtedy odczuła niewyobrażalne zmęczenie.

***

— Auć! — Syknęła.

Tył głowy pulsował jej tępym bólem. Machinalnie jej ręka powędrowała w tamto miejsce i wyczuła niewielkich rozmiarów guza.

— Dzień dobry, lepie się czujesz?

Obróciła się w stronę głosu, zauważając Matthewa na krześle przy biurku. W rękach trzymał szklankę.

— Proszę — podał jej.

Wyczuła krew, a jej wargi machinalnie uniosły się w uśmiechu. Zgłodniała.

Wyplątała się z koca i szybko przyłożyła szklankę do ust. Piła łapczywie, jakby jutro miało nie nadejść.

— Jak się czujesz? — powtórzył.

— Idealnie.

Wyssała ostatnią kropelkę krwi i oblizała usta.

— Co się wczoraj stało?

Zmarszczyła brwi i spojrzała na brata. Był strasznie sztywny, jak na niego. Do tego przyglądał jej się ze zmartwieniem i zadawał głupie pytania.

— Pojedynki były, nie pamiętasz?

Pokręcił głową jakby zawiedziony.

— Tak sądziłem — mamrotał pod nosem.

— Wszystko dobrze? Strasznie dziwnie się zachowujesz.

Matthew wstał z fotela i nim się zorientowała na jej nogach leżała skrzynka, a on wyciągnął z niej miecz.

Ostrze błysnęło, a na jej mózg runęła lawina wspomnień.

— O Boże!

Dłonie przyłożone miała do ust, a oczy zaszły jej łzami.

— Ja ich zabiłam, rozumiesz?

— Katie. Gdybyś nie ty zabiła ich, to oni zabiliby ciebie.

Schował miecz do skrzynki i zatrzasnął wieczko.

— Zachowywałam się jak szaleniec — szeptała, widząc coraz to nowsze obrazy zdarzeń. — Nie wahałam się wbijając im ostrza prosto w serca.

Z perspektywy wspomnień wszystko wyglądało niczym magiczny taniec. Wirowała między postaciami uskakując i przyskakując, w zależności od sytuacji. Obudziła się w niej wojowniczka, dotychczas skryta w czeluściach jej duszy.

— Nie możesz nikomu o tym powiedzieć.

Matthew przeczesał włosy ręką, a jego wyraz twarzy wyraźnie ukazywał zwątpienie.

— Matthew, nie chcę by ktokolwiek się o tym wiedział. Obiecaj mi.

W sekundę znalazła się przed nim, klękając u jego stóp. Spoglądała mu prosto w oczy, takie same, co miała ona. Widziała w nich wahanie, nie wiedziała tylko, na którą stronę przechylała się szalka.

— Zamierzasz mnie wydać?

Pytanie zawisło w powietrzu. Matthew nie zaprzeczył.

Odsunęła się od niego rozczarowana. A więc tak. Zamierzał pójść do Margaret i wszystko jej wygadać.

Z nasionka nieufności, zasianego w chwili wyjazdu Matthewa z Kosperem, zaczęła kiełkować roślina. Cienka, czarna łodyga pięła się powoli w górę. Jeśli nie zatnie się jej na starcie, korzeń rozrośnie się i będzie trzeba mocno się namęczyć z usunięciem jej. Dlatego lepiej jest jej nie sadzić.

— Jak to sobie wyobrażasz?

Zatrzymała się w pół kroku. Miała zamiar pójść do Margaret i poprosić o wcześniejszy wyjazd do Sophie. Jednak, jeśli dowie się o tym Matthew, to zdąży ją uprzedzić.

Obróciła się w jego stronę widząc, że walczy ze sobą, nie wiedząc, co wybrać. Ona wybrałaby jego. Bez wahania. Dla niej był najważniejszy. Aż do teraz.

— Dopóki nie przyjechałam do Moon School wszystko było dobrze.

Błysk w jego oku oznaczał, że załapał iluzję.

— To nie jest wyjście. — Spodziewała się tego. — Mnie Nicholas zabrał do naszego ojca.

Tego się nie spodziewała.

Cofnęła się o krok. W myślach przywołała do siebie wypowiedź Nicholasa. Studiowała słowo po słowie, aż znalazła.

Próbowała dokonać zabójstwa na swoim ojcu.

Próbowała.

Próbowała.

Próbowała.

Obijało jej się o ścianki mózgu i powtarzało dopóki nie zrozumiała.

Miała ojca.

Z wrażenia usiadła na łóżku.

Ukryła twarz w dłoniach.

Z wypowiedzi Nicholasa wyniosła, że jej prawdziwa matka nie żyje, a wzmiankę o ojcobójstwie podsumowała, że była udana.

Tym razem Matthew przeszedł przez pokój i usiadł obok niej.

— Są już wakacje, jeśli chcesz poznać naszą prawdziwą rodzinę to, dlaczego nie zrobić tego teraz?

Spojrzała na niego zaskoczona.

— Miałabym poznać prawdziwego tatę? — Słowa ledwo przeszły jej przez gardło.

Pokiwał twierdząco głową.

— A co z rodzicami? Nie mam z nimi kontaktu, nienawidzą mnie.

— Ej, nie mów tak. — Odgarnął jej kosmyk włosów za ucho. — Istnieje zapewne sensowne wytłumaczenie ich zachowania, lecz nie zawracaj sobie teraz nim głowy. To zależy od ciebie, chcesz poznać naszego tatę?

Spojrzała mu w oczy.

Cieszyła się, że dał jej możliwość wyboru. Pewnie wiedział na swoim przykładzie, jak trudno było jej ze świadomością, że siedemnaście lat życia uważała za rodziców nie te osoby, co powinna.

— Chciałabym.

Na jego usta wpłynął najpiękniejszy uśmiech na świecie. Niepewnie odpowiedziała mu tym samym, a on porwał ją w ramiona.

— Jeszcze dziś zadzwonię do Nicholasa — wyszeptał jej na ucho, a następnie pocałował w skroń.  — Spakuj cieplejsze rzeczy.

Katie została w pokoju sama i pierwszym, co zrobiła było głębokie odetchnięcie.

To wszystko było takie skomplikowane, nie miała siły myśleć o przyczynie wydarzeń z poprzedniej nocy. Jedynie miała nadzieję, że się nie powtórzą.

***

Współlokatorki zaginęły bez śladu. Nie miała pojęcia, jaki jest dzień i która godzina. Nie miała też pojęcia, czy Nicholas zgodził się na ich przyjazd. Nie wiedziała nic, prócz cieplejszych ciuchów, które powinna zabrać.

Spakowała jedną walizkę, lecz tak poupychaną, że przy otwieraniu groziło wybuchem. W dresach położyła się na łóżku, postanawiając pooglądać zaległe odcinki seriali na komputerze. Nie obchodziło jej, że miała obowiązki przewodniczącej.

Jeden dzień dadzą radę bez niej przeżyć, prawda?

Na brzuchu miała miskę z cytrynowym popcornem, który dostała w prezencie urodzinowym. Co kilka sekund wpychała garść do buzi, by po chwili krzyczeć na bohaterów, wypluwając przynajmniej połowę.

W takim stanie zastał ją Matthew.

Wparował do pokoju, szybko zatrzymując się w progu. Obrzucił ją zdegustowanym spojrzeniem i pokręcił głową.

— Spakowałaś się, chociaż?

Pokazała mu kciuka w górę, nie odrywając wzroku od monitora.

— Idiotko! — wykrzyknęła opluwając ekran. — To nie ten brat Salvatore! Ty kochasz Damona!

Wzdrygnęła się widząc zadowolenie na twarzy Stefana, jak Elena mogła wybrać jego?

— Zbieraj się, wyjeżdżamy.

Spojrzała zaskoczona na Matthewa.

— Teraz?

Zignorował ją.

Przeszedł przez pokój i podniósł jej walizkę.

Wzruszyła ramionami i zaczęła rozplątywać kocyk. Wszędzie leżał popcorn, więc wrzucała go do miski. Nie pozwoliła, by się zmarnował.

— Długo będziemy jechać?

— Osiem godzin — odparł lustrując ją wzrokiem. — Masz dwadzieścia minut, będę czekał przy bramie.

— Muszę się pożegnać z przyjaciółkami.

— Dobrze, tylko pamiętaj, że nikt nie wie o naszym prawdziwym pochodzeniu, więc się nie wygadaj.

— Za kogo mnie masz? — oburzyła się.

Posłał jej delikatny uśmiech i wyszedł z domku.

Pokręciła głową.

Odnalazła pod łóżkiem telefon i wysłała przyjaciółkom wiadomość. W ten sposób zaoszczędziła czas na szukanie ich po całym terenie szkoły.

Wyciągnęła z szafy torbę materiałową, do które spakowała laptop i inne potrzebne rzeczy. Nie zamierzała spędzić ośmiu godzin na patrzeniu za okno.

— Jesteśmy!

Współlokatorki rozsiadły się na kanapie w salonie, a Katie stanęła przed nimi zaplatając ręce na piersi.

— Po co ci torba? — Maggie pierwsza zauważyła, że coś się nie zgadzało.

Katie uśmiechnęła się do nich przepraszająco. Czuła się, jakby je oszukiwała, ale nie miała podstaw, by tak myśleć.

— Wyjeżdżam z Matthewem.

— Zostawiasz nas?!

Maggie zerwała się z kanapy i zaczęła chodzić w kółko. Katie przewróciła oczami i spojrzała na Isabel z Sydney.

— Chcemy spędzić trochę czasu we dwoje, w końcu nie widzieliśmy się kilka lat.

— To zrozumiałe, potrzebujecie nadrobić stracony czas, a szkoła wam tego nie umożliwia.

Katie uśmiechnęła się wdzięcznie do Sydney.

— Na pewno o to chodzi? — spytała Isabel, przyglądając jej się podejrzliwie. — Wiesz, że możesz nam powiedzieć.

Katie nawiązała z nią kontakt wzrokowy. Znały się nie długo, lecz śmiało mogła powiedzieć o nich, jako swoich przyjaciółkach. Jeszcze miesiąc temu kłamstwo z łatwością opuściłoby jej usta, lecz teraz, gdy ich więź stała się tak silna... Najzwyczajniej na świecie nie mogła tego zrobić.

— Nie — powiedziała w końcu i odwróciła wzrok. — Matthew chce pomóc mi zrozumieć pewne sprawy — powiedziała cicho. — Na razie nie mogę wam powiedzieć, bo sama tego nie rozumiem. Kiedy wrócę odpowiem na wasze wszystkie pytania.

Maggie zatrzymała się w pół kroku, zaprzestając krążenia po pomieszczeniu.

— Katie...

Sydney podniosła się z kanapy i rozłożyła szeroko ręce.

Katie wpadła w nie z ulgą.

— Jeśli nie zdążę szybko wrócić, to obiecajcie mi... — Sydney odsunęła ją od siebie, by móc spojrzeć na jej twarz. — Wygracie bitwę o chorągiewkę.

Dziewczyny roześmiały się.

— Wiadomo, nie pozwolę, by ta głupia pinda miała dostęp do szklarni.

Katie oczy rozbłysły.

— Jak już schodzimy na temat tej wywłoki, to muszę się jej odwdzięczyć. Zadrapała mi wczoraj twarz.

Maggie uśmiechnęła się złowieszczo.

— Widziałam ją przy stołówce...

Katie z przyjemnością załapała iluzję.

— W takim razie mnie odprowadzicie.

Skierowały się do wyjścia.

— Zaopiekujecie się Yoffreyem? — spytała, gdy przekroczyły granicę drzew.

— Mamy go wyprowadzać na smyczy jak psa?

Katie obrzuciła Maggie oburzonym spojrzeniem.

— Wystarczy, że nalejecie mu wody, nasypiecie karmy i zostawicie otwarte okno w moim pokoju.

— Nie słuchaj jej — Isabel uprzedziła Maggie, która chciała wygłosić kolejny zgryźliwy komentarz. — Trupa nie zastaniesz.

— Dzięki?

Wyszły z lasu, a im oczom ukazała się grupka dziewczyn, wśród nich była Victoria.

Katie wymieniła z Maggie znaczące spojrzenia i ruszyły w jej stronę.

— To się nie skończy dobrze — mruknęła Sydney idąc za nimi.

Isabel zaśmiała się dołączając do przyjaciółek.

— Victoria! — krzyknęła Katie, gdy była już blisko.

— Och dziewczynka, która ugania się za Justinem! — Zaklaskała w ręce z udawanym entuzjazmem.

— Miło, że mnie rozpoznałaś.

— Jak tam główka? Nie boli?

— Może trochę, gdy słyszy twój głos.

— Och, Katie — wtrąciła Maggie. — To Victoria była o ciebie zazdrosna?

Katie spojrzała na mulatkę z udawanym bólem.

— Niestety tak, nie pomyliłam się.

— Nie pleć bzdur, głupia blondynko. — Victoria musiała się zirytować, a Katie tylko o to chodziło. — Nie mogę być zazdrosna o tą dziewczynkę.

— Dziewczynkę, która spędziła dziś noc z Justinem.

Oczy mulatki zmniejszyły się do rozmiaru szparek, a z ust wydobył się syk.

— Powtórz.

— Doskonale słyszałaś, co powiedziała.

Victoria zmierzyła Maggie kpiącym spojrzeniem i powróciła do Katie.

— Posłuchaj mnie, dziewczynko. — Zbliżyła do Katie na odległość pięćdziesięciu centymetrów. — Nie jesteś w jego typie. Zresztą. — Uśmiechnęła się szyderczo. — Ty nie jesteś w typie nikogo.

Katie roześmiała się słysząc jej słowa.

Może gdyby interesowali ją chłopcy, to przejęłaby się słowami Victorii. Jednak ona miała w głowie Krety, Zjawy, rodziców i tysiące pomysłów. Nie odczuwała jeszcze potrzeby, by imponować chłopcom.

— Jeśli chciałaś mi dokuczyć, to ci się nie udało. Co on w tobie widzi...

Westchnęła, przyglądając się mulatce.

— Przyjaciółkę — podpowiedziała Isabel.

— Tak, przyjaciółkę.

Victoria obnażyła kły, a Katie nie była jej dłużna.

— Dobra, starczy. — Sydney weszła między nie. — Nie będziecie się chyba bić?

Victoria prychnęła.

— Nie będziesz mi chyba rozkazywać? Mała dziewczynka, głupia blondynka, ruda wiewiórka i teraz jeszcze kujonka. Lepszych przeciwniczek dostać nie mogłam.

W Katie zawrzało, lecz nim zdążyła zrobić krok, Maggie rzuciła się z rykiem na Victorie.

Dziewczyny upadły na trawę i zaczęły się szarpać. Z plątaniny ciał słychać było syki i ryki należące do obu walczących.

— Trzeba je rozdzielić! — krzyknęła Sydney.

— Albo się dołączyć.

Katie uśmiechnęła się do Isabel i jednocześnie rzuciły się w wir walki.

— Nie! Nie możecie!

Zignorowały Sydney.

Do walczących dołączyły się jeszcze dwie dziewczyny, które były po stronie Victorii. Katie i Isabel zaatakowały je agresywnie. Wystarczyło poszarpać za ubranie i pogrozić palcem, by z piskiem uciekły, dając swoim przyjaciółkom znak, że nie powinny się wtrącać.

Obejrzały się na Maggie, którą Victoria przygniatała do ziemi. W obu wampirzycach widoczna była chęć mordu, a oczy świeciły się na srebrno.

Nie jest dobrze, pomyślała Katie i u siebie wyczuwając zmianę.

Przyskoczyła do walczących i zrzuciła Victorię z przyjaciółki.

Role się odmieniły.

Teraz Isabel przygniatała Victorię do ziemi.

— Nie waż się obrażać moje przyjaciółki — wysyczała jej Katie prosto w twarz.

Obnażyła po raz ostatni kły i podniosła się z ziemi. W jej ślad poszły przyjaciółki, a w tym Isabel, która pościła Victorię zaraz po zarysowaniu jej policzka. Dokładnie takim, co zrobiła mulatka Katie.

Przyjaciółki wyszły z kółka, które zdążyło się utworzyć podczas walki.

Nie było wśród widowni wilkołaków, które uznały to za konflikt wampirzej rasy, stwierdziła Katie za smutkiem. Chciała pokoju między rasami, lecz sama powinna rozwiązać konflikt w swojej rasie.

Boże... Dopiero po całym zdarzeniu dotarło do niej, jak głupio się zachowała.

Ale zrozumiała coś jeszcze.

— Wyczuła zagrożenie — podsumowała, gdy znalazły się w odpowiedniej odległości.

— Jest zazdrosna o Justina — zaśmiała się Isabel.

— Przykro mi, ale nie przepadam za kazirodztwem.

— A Kosper?

— Nie szukam kłopotów. I chłopaka. Kłopotów i chłopaka.

— To pierwsze już znalazłaś.

— Tak... ale nie narzekam. Przynajmniej się nie nudzę.

Katie pokierowała ich w stronę asfaltowej drogi otoczonej lasem.

— Justin czeka na ciebie przy bramie? — spytała Isabel.

— Tak, dał mi dwadzieścia minut. — Zaśmiała się. — Chyba nadwyrężam jego cierpliwość.

Szły w milczeniu, które żadnej z nich nie przeszkadzało.

Wszystkie powtarzały w głowach sytuację sprzed kilku minut. Katie uśmiechnęła się pod nosem.

Jak Victoria mogła nie zauważyć podobieństwa między rodzeństwem? Na zdjęciach wyglądali, jak dwie krople wody!

Miała nadzieję, że podczas jej nieobecności nikt nie wyjaśni Victorii ich pokrewieństwa.

— Będziecie musiały przekazać mi reakcje Victorii, gdy dowie się, że wyjechałam z Matthewem.

— Będzie ciekawie.

— Na pewno!

Zastały Matthewa opierającego się o maskę sportowego samochodu.

— Wow! — Katie zatrzymała się w pół kroku. — Królewiczu, czy to moja karoca?

Brat odbił się od samochodu i podszedł do drzwi pasażera, by je otworzyć.

— Co za kulturka!

— Pakuj swój tyłek do samochodu, bo pojadę bez ciebie.

Katie przewróciła oczami i obróciła się do przyjaciółek.

W mig rozpoznała tęskne spojrzenie Maggie.

— No dobra, laseczki! Mój książę się niecierpliwi, lecz pierw muszę się z wami pożegnać!

— Humorek dopisuje?

— W rzeczy samej!

Pierwszą objęła Maggie.

— Popracuję nad nim i wróci znormalniały — wyszeptała jej do ucha.

Maggie uśmiechnęła się delikatnie i potaknęła.

Katie pocałowała ją w policzek i rzuciła się w ramiona pozostałych przyjaciółek.

— Katie — mruknął zirytowany Matthew.

— Już, już! Dziewczyny kocham was, będę tęsknić i postaram się szybko wrócić!

Podbiegła do samochodu i wślizgnęła się na miejsce, w ostatnim momencie, uskakując przed ciężkimi drzwiami.

Szyby w samochodzie były przyciemnione, więc przyjaciółki nie mogły jej zobaczyć. Mimo tego machały do nich dopóki nie wyjechali z tereny szkoły. Żelazna brama zamknęła się za nimi z hukiem.

Obróciła się w stronę Matthewa.

— Ahoj przygodo!

NatkaSsq

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top