27

#wzcssq na tt

Victor ulotnił się niemal natychmiast po Kosperze i Victorii. Nie skomentował całej sytuacji i nikogo nie upomniał, opuścił domek bez słowa pożegnania.

— Jesteśmy w dupie — stwierdziła Isabel.

— Jak tak dalej pójdzie, nie wytrzymamy trzech tygodni.

Katie zabrała się za sprzątanie salonu. Przed ich pojawieniem się, intruzi zdążyli porozrzucać poduszki i opakowania jedzenia po całym pokoju. Duża lampa przy kanapie była przewrócona, lecz stałych szkód nie było, podążyła do swojej sypialni, a w oczy rzuciło jej się duże pudło. Zupełnie zapomniała o prezencie urodzinowym od Matthewa. Pudło owinięte było kolorowym papierem w paski i przewiązane niebieską kokardą. Obejrzała się na Isabel, która otworzyła klapkę w ścianie. Przyciskała poszczególne guziki ze skupieniem. Katie zmarszczyła brwi i zapominając o pudle zamknęła swój pokój. Szybkim krokiem podeszła do przyjaciółki.

— Co robisz?

Isabel pokręciła głową i wystukała kod na prowizorycznej klawiaturze. Trwało to tylko chwilę i zamknęła klapkę, a na ścianie nie było widać śladu po wnęce.

— Jakiś czas temu zamontowałyśmy wokół domku alarm i dostaniemy powiadomienie na telefony, gdy ktoś nieproszony wejdzie na nasz teren. Nie używałyśmy go, aż do teraz, bo uznałyśmy, że nie ma takiej konieczności.

— Każdy ma taki alarm w swoim domku?

— Nie, tylko my — zaprzeczyła Isabel. — Przed chwilą wprowadziłam numer twojej komórki.

— Przecież nie mam telefonu — zauważyła rozsądnie Katie.

Isabel nie odpowiedziała, za to pociągnęła przyjaciółkę do swojego pokoju. Otworzyła najniższą szufladę w biurku i przykucnęła. Katie rozejrzała się po pokoju. Gdy po pomieszczeniu nie latały ciuchy, można było zauważyć urok sypialni.

Czerwone ściany i beżowo-zielone dodatki ukazywały odwagę lokatorki. Drewniany regał sięgający sufitu był całkowicie zapełniony płytami. Widok ten zafascynował Katie i dopiero za drugim szturchnięciem zwróciła swoją uwagę na Isabel. Przyjaciółka w wyciągniętej dłoni trzymała telefon.

— Moja stara komórka. Możesz ją wziąć, jest mi niepotrzebna.

— Dziękuję! — Katie uściskała szybko Isabel i pognała z powrotem do swojego pokoju.

Na szafce nocnej znalazła swoje stare karty, które szybko przełożyła do nowego telefonu. Przelotnie głaszcząc śpiącego Yoffreya po plecach wybiegła z pokoju. Isabel stała już na ganku z kluczami w drzwiach. Katie pośpiesznie opuściła domek i razem z Isabel wyruszyły w drogę do Tamary.

— Maggie się meldowała? — spytała Katie stojącą tuż przed drzwiami domku wilczyc.

— Nie — zaprzeczyła Isabel wchodząc do środka. — Może za dobrze się bawią.

Katie nie odpowiedziała rozglądając się po pomieszczeniu. W salonie nie było widać śladów walki, a przyjaciółki w najlepsze śmiały się rozłożone na kanapach.

— Co wy robicie?

Dziewczyny dopiero wtedy zwróciły na nie uwagę. Sydney wychyliła się zza oparcia i odparła:

— Spędzamy babskie południe.

— A my nie zostałyśmy zaproszone? — spytała Isabel gramoląc się na kolana Sydney.

— Oczywiście, że tak! Nasza solenizantka jest zawsze mile widziana.

Katie nie ruszyła się z miejsca zszokowana, mało jej brakowało do wybuchu. Liczyła do dziesięciu, na przemian zaciskała i rozluźniała palce u rąk. Czarę przelało ponowne zaproszenie do wspólnego świętowanie ogłoszone przez Kitty.

— Czy wam już mózgi cola wyssała?! Przeżyłyśmy w domku atak Kospera i Victorii! Isabel pobiła się z tą Przyssawką, salon został zniszczony, a wy w najlepsze się relaksujecie?!

Dziewczyny znieruchomiały zaskoczone wybuchem Katie. Sama solenizantka się tego nie spodziewała, nie zdarzyło się jej to jeszcze pod postacią wampira.

— Pobiłaś się z Victorią?! — wykrzyknęła Sydney.

Isabel uśmiechnęła się szeroko i z dumą wypięła pierś.

— Gdybyście tylko widziały jak jej przyłożyłam!

Dziewczyny roześmiały się wspólnie. W pokoju unosiła się spokojna atmosfera. Katie odetchnęła głęboko i zamknęła oczy. Isabel opowiadała jak wspaniale czuła się podczas uderzenia Victorii, a dziewczyny gratulowały jej wyczynu. Katie odetchnęła i poczuła, że złość jej minęła. Usiadła na podłokietniku kanapy, a uwaga Tamary skupiła się na niej.

— Jak sobie poradziłyście?

Katie opowiedziała na spokojnie, co wydarzyło się piętnaście minut temu. Nie wspomniała jednak o ostatnim zdaniu Kospera, wydawało jej się, że było skierowane tylko do niej. Podzielenie się nim z przyjaciółkami byłoby, jak wydanie tajemnicy.

Dotknęła ręką włosów uklepując pojedyncze kosmyki. Kitty przyglądała jej się w milczeniu ze skupioną miną. Katie uniosła jedną brew w znaku zapytania, a dziewczyna wyrwana z transu szybko odwróciła wzrok na swoje paznokcie. Solenizantka nie skomentowała tego, ale nie wydało jej się to normalne. Do końca posiedzenia Katie obserwowała kontem oka Kitty.

***

Sydney otworzyła im ich domek i każda lokatorka miała zamiar rozejść się do swojego pokoju.

— Stop! — zawołała Katie. — Ogłaszam zebranie przy czarnym stole!

Przyjaciółki posłusznie zajęły swoje miejsca, a Katie zabrała głos.

— Czy mamy jakieś wieści od Maggie?

Sydney pokręciła głową.

— Napisze do niej.

— Myślicie, że coś jej się stało?

Przyjaciółki spojrzały się po sobie i roześmiały.

— Maggie, to twardy zawodnik, nie da sobie w kasze dmuchać.

Isabel ukroiła sobie kawałek tortu, a oczy zaświeciły jej się z ekscytacji. Katie uśmiechnęła się lekko i zgarnęła trochę kremu na palec.

— Ej! — oburzyła się Isabel. — Nie pozwalaj sobie!

Sydney pokręciła głową z niedowierzaniem.

— Wróćmy do tego, co się stało u Tamary — przerwała wymianę zgryźliwych uwag. — Chłopacy wycofali się na widok nas w samej bieliźnie, ale nie mamy pewności, że nie powtórzą ataku.

— Broniłyśmy z Isabel domku, jakby naprawdę były tu flagi. Jestem pewna, że w najbliższym czasie ponownie tutaj zawitają — dodała Katie.

— Dobra — stwierdziła głośno Isabel podnosząc się gwałtownie z miejsca. — Idę do mojego Paula, a wy informujcie mnie na bieżąco.

Pomachała im szybko i wybiegła z domku, jakby się paliło.

— Naczynia też mam po niej posprzątać? — mruczała pod nosem Sydney zakładając rękawiczki i biorąc gąbkę.

Katie zaśmiała się i ruszyła do swojego pokoju. Drzwi cicho za nią trzasnęły i od razu została zaatakowana przez różową kupę futra. Pogłaskała Yoffreya po plecach i napełniła mu miski. Wiewiór wtulił pyszczek w zagłębienie jej szyi i poruszył puszystym ogonkiem po jej karku.

— Dobrze, dobrze. Poprzytulaliśmy się już, a teraz zjedz coś, bo schudłeś. Która wiewiórka poleci na takie kości?

Yoffrey zeskoczył na ziemie i skrobiąc pazurkami po parkiecie podbiegł do misek, natomiast wzrok Katie padł na nierozpakowany prezent. Podeszła do pudełka i pociągnęła za wstążkę rozwiązując kokardę. Rozerwała papier, a jej oczom ukazał się zabytkowy kufer wykładany szlachetnymi kamieniami. Wytrzeszczyła oczy na ten niecodzienny widok i powoli uchyliła pokrywę. Ukazał jej się srebrny miecz.

Jego rękojeść ozdobiona była tysiącami malutkich niebieskich zawijasów. Jelec był w kształcie czarnych, rozpostartych skrzydeł. Natomiast głownia długa i u brzegów pofalowana. Katie patrzyła na to z zachwytem. Miecz był misternie wykonany, a ona przekonana była, że służył już w wielu walkach.

Wyjęła go niepewnie z kufra, jakby był najcenniejszą rzeczą na świecie. Ręce jej drżały, a żołądek się ściskał. Srebrna klinga rozbłysła w promieniach słonecznych zapierając dech w piersi Katie.

Dziewczyna wstała z klęczek i chwyciła rękojeść. Zacisnęła mocno dłoń i przecięła ze świstem powietrze. Zadrżała pod mocą, którą skrywał nieduży kawałek metalu.

— Katie?! — usłyszała krzyk Sydney. — Wszystko dobrze?!

Pośpiesznie rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu intruza. Serce niemal wystrzeliło jej z piersi, a oddech przyśpieszył. Pośpiesznie przykucnęła i najdelikatniej jak potrafiła odłożyła miecz na granatową satynę. Ostatni raz spojrzała na broń i zatrzasnęła wieczko kufra. Niemal w tym samym momencie do pokoju wparowała Sydney, a Katie ściągnęła z łóżka koc.

Szatynka rozejrzała się po pokoju, a po chwili jej wzrok padł na kucającą przyjaciółkę. Pomogła Katie podnieść się z ziemi.

— Nie odpowiadałaś — rzuciła oskarżycielsko.

Katie potarła czoło i zmusiła się do uśmiechu. Duszą nadal była przy prezencie urodzinowym.

— Przepraszam, szukałam pod łóżkiem butów i nie słyszałam.

Sydney spojrzała w stronę miejsca, gdzie pod przykryciem koca stał wiekowy kufer.

— Idę pomóc w dekoracjach w świetlicy, jakbyś chciała pomóc to zapraszamy.

Katie pokiwała głową chcąc jak najszybciej pozbyć się przyjaciółki.

— Idź już, zaraz do was dołączę.

Sydney pomachała jej i opuściła domek. Katie zamknęła drzwi i odetchnęła z ulgą. Jej wzrok powędrował do skrywającego kufer koca. Upchnęła go głębiej pod łóżkiem i wróciła do objadającego się Yoffreya.

— Tylko spróbuj coś komuś wywiewiórczyć, to pożałujesz — zagroziła mu i opuściła domek.

NatkaSsq

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top