Roztrzęsiona

#wzcssq na tt

Margaret otuliła roztrzęsioną nastolatkę kocem, który w mgnieniu oka zgarnęła z jej łóżka. 

Zwołana krzykiem przybiegła na piętro szpitalne, zaniepokojona tym, co mogło się wydarzyć. Zastała Katie nad ciałem zmasakrowanej wiewiórki, wykrzykującą imię dyrektorki i dotykającą swoje kły.

— Zabiłam ją — powtarzała raz za razem. Lekko przy tym sepleniła, jako że wystające kły utrudniały jej wyraźne mówienie.

Siedziały na kafelkach w niewielkiej łazience, połączonej z tymczasowym pokojem dziewczyny. W tym dość starym budynku, sypialnia i inne pomieszczenia, które do tej pory widziała, sprawiały wrażenie dość nowoczesnych. Spodziewała się raczej ciężkich zasłon i boazerii.

—  Jesteś wampirem i dość normalnym jest, że czujesz pragnienie krwi — wyjaśniła ze spokojem Margaret. Sprawiała wrażenie nieporuszonej w przeciwieństwie do Katie. Prawdopodobnie widziała dużo gorsze rzeczy w swojej karierze. —  Całe szczęście, że to nie był człowiek — spróbowała zażartować, ale wyczuła, że na to za wcześnie i dodała już spokojnie. — Ja podczas swojej pierwszej przemiany zaatakowałam imprezowiczów w barze.

— Mówiłaś, że nikogo nie zabiłaś — przypomniała jej Katie, obrzydzona wizją skrzywdzenia kogoś.

— Bo nie zabiłam — przyznała Margaret. — Ale ledwo uszli z życiem. Gdyby nie inny wampir z trzydziestki ludzi nie przeżyłby nikt.

Dziewczyna wzdrygnęła się. Jej wiewiórka była niczym w porównaniu do przeżycia dyrektorki. Mimo wszystko dziewczyna nie czuła się najlepiej. Wypiła swoją pierwszą w życiu krew.

— Margaret... —  wyszeptała łapiąc się za głowę, jakby miało ją to uchronić przed rzeczywistością. Jeśli wcześniej miała jakiekolwiek wątpliwości, czy dyrektorka mówiła prawdę, teraz się ich wyzbyła. Naprawdę stała się wampirem. — Krew mi smakowała — mówiła z bólem w głosie.

Przez dłuższą chwilę siedziały w ciszy. Katie oddychała przez usta, nie mogąc znieść zapachu krwi unoszącego się w powietrzu. Przypominał jej o tym, co zrobiła.

—  To jasne, że ci smakowało — zaczęła spokojnie. — To było dla ciebie jak truskawki w czekoladzie.

— Co?

Margaret zmarszczyła nos i zerknęła na niewielkie zwierzątko przed nimi. Futerko miało sklejone od zastygłych już resztek krwi.

— No może nie do końca o to mi chodziło, ale spróbuj spojrzeć na to z innej perspektywy. Krew to dla wampirów główne źródło energii, nasze jedyne pożywienie. Z kolei człowiek ma do wyboru tysiąc dań, niektóre smakują mu bardziej, a innych nigdy by nie tknął. Ma wiele możliwości, z których może sobie wybrać ulubione. My, wampiry, mamy tylko krew. — Westchnęła, podnosząc się z zimnych kafelek. — Owszem, lepiej smakuje od zdrowej i młodej osoby niż starszej, przyjmującej wiele leków.

— Jak będę się pożywiać tutaj? — Idąc w ślady dyrektorki wstała z ziemi. Koc wciąż otulał jej ramiona.

Zgrabnie ominęła wiewiórkę i przeszła do niewielkiego pokoju. Usiadła na pojedynczym łóżku i wlepiła wzrok w dyrektorkę, która chrzątała się po sypialni dziewczyny. Otworzyła szafę i wyjęła jeden z ręczników zapewnionych przez szkołę.

— Mamy stołówkę, gdzie codziennie rano otrzymasz porcję krwi. — Rozłożyła ręcznik i bez mrugnięcia zawinęła w niego nieruchome ciałko. Delikatie podniosła je z ziemi i posłała dziewczynie lekki uśmiech.

Katie skinęła głową i przymknęła oczy. To było dość sporo informacji, jak no to, że dopiero się obudziła i nie zdążyła jeszcze przyswoić tego, co dowiedziała się dzień wcześniej. Czuła się wstrętnie z tym, że odebrała życie niewielkiej istotce.

—Ubierz się w coś wygodnego, dobrze? Przyjdę po ciebie za pół godziny, a później zaprowadzę do stołówki.

Dokładnie trzydzieści minut później w jej drzwiach pojawiła się postać Margaret. Dziewczyna ubrana w ciemne legginsy i luźną bluzę sprawiała wrażenie gotowej na to, co miało nadejść. 

Były w podziemnej sali do ćwiczeń i sprawdzały, jak rozwinęły się umiejętności dziewczyny. Katie była szybsza i zwinniejsza niż jeszcze kilka dni wcześniej. Z zaciętym wyrazem twarzy wykonywała kolejne polecenia wydawane jej przez dyrektorkę. Jej wzrok się wyostrzył, a kiedy biegła miała wrażenie, że wydarzenia wokół niej odgrywają się w zwolnionym tempie. Nawet nie czuła zmęczenia, nie mówiąc już o zadyszce, którą powinna dostać parę okrążeń temu. Wyhamowała metr od Margaret, która zbyt późno ukryła zdumienie wymalowane na swojej twarzy.

— Witaj w Moon School, wampirzyco! — Klasnęła wesoło w dłonie, lecz uśmiech nie sięgał jej oczu.

***

Margaret uznała, że Katie jest gotowa dołączyć do swoich kolegów i przeniesie się ze skrzydła szpitalnego już po śniadaniu. do domku po śniadaniu. Zostało jej tylko przeżyć posiłek. U boku dyrektorki wkroczyła do stołówki.

Stając się wampirem nie musiała już się martwić zimnem, mimo wszystko założyła płaszczyk. Wyglądała tak samo jak dzień wcześniej.

- Na razie nie musisz próbować ludzkiego jedzenia, po przemianie wystarczy ci krew - powiedziała Margaret.

Stanęły w kolejce po krew. Kątem oka rozglądała się po twarzach wampirów. Nikt z nich nie wyglądał jak ten z lasu.

- Katie? - Margaret wyszeptała cichutko, ale dzięki wampirzemu słuchowi Katie doskonale ją słyszała. - Oczy świecą ci się na srebrno. To normalne zjawisko u wampirów zaraz po przemianie. Spróbuj skupić się na ich poprzedniej barwie.

Nastolatka przymknęła powieki próbując opanować srebrny kolor. Otworzyła je dopiero odbierając porcję krwi. Pachniała nieziemsko.

Margaret skinęła na nią dodając jej otuchy. Katie została sama. Rozejrzała się za wolnym miejscem. Znalazła jedno przy bezpiecznie wyglądających dziewczynach.

- Wolne?

Dziewczyny spojrzały na nią jak na intruza. W końcu skinęły głową. Katie powstrzymała się od odruchu ucieczki. Usiadła i zajęła się piciem śniadania.

- Jesteś nowa? - Katie podniosła wzrok na niską szatynkę. - Nazywam się Sydney, a to Isabel i Maggie.

- Jestem Katie.

Dziewczyna nazwana Isabel zachichotała. Rude włosy miała zaplecione w długi warkocz. Poprawiła z uśmiechem czerwone okulary.

- Świecisz się.

Katie zamknęła oczy zażenowana.

- Jeszcze nad tym nie panuję - wytłumaczyła.

Dziewczyny pokiwały głowami, rozumiały jakie to ciężkie.

- Kiedy się przemieniłaś? - spytała Sydney, a następnie warknęła na śmiejących się chłopaków.

- Dzisiaj w nocy - odpowiedziała i zakryła oczy przed ciekawskimi spojrzeniami.

- Ojej! - Sydney spojrzała na nią współczująco - To musi być dla ciebie ciężkie.

Katie pokiwała głową pocieszona, że ktoś ją rozumie. Jej wzrok padła na stolik przy ścianie. Wysoki blondyn, który puściła jej oczko przy bramie patrzał wprost na nią. Katie odwróciła głowę zaczerwieniona.

- To Noah - dziewczyny spojrzały w tym samym kierunku.

- Niósł mi wczoraj walizki – powiedziała beznamiętnym tonem.

Dziewczyny uśmiechnęły się znacząco.

- W którym domku mieszkasz? – odezwała się po raz pierwszy Maggie.

- Jeszcze nie wiem – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Margaret chciała żebym najpierw skończyła przemianę zanim się do kogoś wprowadzę.

Sydney otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale przy ich stoliku pojawił się czarnowłosy wampir. Pochłaniał wzrokiem Isabel.

- Gotowa?

Dziewczyna wstała i złapała go za rękę.

- Do zobaczenia – posłała Katie uśmiech i wyszli ze stołówki. Po chwili ich miejsce zajęła Margaret.

- Cześć dziewczyny, startujecie dzisiaj?

- Nie, będziemy kibicować Isabel – Maggie posunęła się, by zrobić miejsce dyrektorce. Margaret skinęła na nowego wampira.

- Musimy przenieść Katie do innego domku jeszcze przed zawodami.

Nastolatka poderwała się z miejsca rzucając szybkie pożegnanie do nowych koleżanek i podążyła za dyrektorką.

W domku Margaret chwyciła bez najmniejszego trudu za walizki, jakby nic nie warzyły.

- Margaret? A jak będę przebywać za długo na słońcu?

Dyrektorka wybuchła śmiechem.

- Nie spalisz się, ani nie będziesz świecić, a na zdjęciach wychodzimy naprawdę ładnie. Poza tym lustro nie jest naszym wrogiem - puściła do niej oko. - To wszystko mity.

Dziewczyna zażenowała się, nie chciała wyjść na idiotkę. Opuściły domek dyrektorki i ruszyły do lasu. Margaret zaczęła biec, a Katie niepewnie ruszyła za nią. Ze zdumieniem spostrzegła, że wcale się nie męczy i nie ma zadyszki.

- Ale jeśli chodzi o spanie - Margaret wróciła do tematu. - To dziennie śpimy przeważnie około pięciu godzin.

Katie pokiwała głową na znak, że rozumie. Zatrzymały się przed niedużym, ale większym niż dyrektorki, domkiem. Margaret stanęła się na ganku i zapukała. Z domku dało się słyszeć "Proszę!". Dyrektorka otworzyła drzwi i położyła torby na podłodze.

- Cześć Margaret - w pokoju pokazała się Sydney - O! Katie.

Nowa wampirka też była zaskoczona.

- Mam nadzieję, że przyjmiecie Katie jak najlepiej - Margaret wyciągnęła komórkę i spojrzała na wyświetlacz - Niestety ja muszę iść przygotować zwody. Do zobaczenia!

Katie zobaczyła jak dyrektorka wybiega z domku i znika pomiędzy drzewami.

- To jest twój pokój - Sydney otworzyła drzwi po lewej. - Rozgość się. Za ścianą masz Maggie. A ja mieszkam tu - wskazała najdalszy pokój.

- Dzięki - Katie odstawiła walizki i westchnęła. Będzie musiała zakryć czymś ściany. Nienawidziła żółtych. Wypakowała wszystkie ciuchy z toreb, ponieważ nie zapowiadało się żeby szybko wróciła do domu. Poza tym nie dostała żadnego sms'a od rodziców.

- Sydney! Mam wiadomości! - do domku wleciała Maggie - Sydney!

Katie nie przerywała zakrywania ścian zdjęciami.

- Już tu jest - na korytarz wypadła Sydney z telefonem przy uchu. - Isabel wszystko już mi powiedziała.

Maggie wydawała się zawiedziona, a po chwili na jej twarzy znów zagościł uśmiech.

- Ale Katie nie słyszała! - dziewczyna nie wydawała się zaskoczona nową współlokatorką. Sydney musiała już przekazać wieści przyjaciółkom. Maggie usiadła na łóżku Katie i zaczęła trajkotać - Rebecca próbowała pocałować Noah, ale on powiedział, że nie jest zainteresowany!

- Kim jest Rebecca? - spytała Katie nic nie rozumiejąc.

- Byłą Noah! Zerwała z nim w wakacje, bo poznała jakiegoś przystojnego francuza.

- Nie znam Noah, ale ja na jego miejscu powiedziałabym to samo. Dziewczyna go zostawiła, a potem nagle chce go pocałować. Nie ma nic dziwnego w jego reakcji.

Maggie zamyśliła się.

- To samo powiedziałam Isabel - wtrąciła Sydney. - Przecież ty też byś odepchnęła Justina, gdyby chciał cie pocałować.

Z miny Maggie można było stwierdzić, że wcale nie była tego taka pewna.

- A może po prostu ty mu się spodobałaś? - wypaliła rudowłosa wampirzyca.

Katie wytrzeszczyła oczy.

- To dobrze, że on mi nie - wydusiła po chwili.

Sydney wybuchła śmiechem.

- Maggie, twoje przepowiednie się popsuły.

Wampirka obrażona wybiegła z domku.

- Jeszcze się okaże!

Sydney poklepała Katie po ramieniu.

- Ona już taka jest, przejdzie jej. Jej przepowiednie częściej się nie sprawdzają niż sprawdzają.

Katie pokiwała głową zamyślona nad słowami Maggie. Nie mogła uwierzyć, że podobała się jakiemuś chłopakowi. Uśmiechnęła się, ale zaraz ostudziła zapał. Przecież Sydney powiedziała, że to tylko wyobraźnia Maggie.

- Gotowa? - współlokatorka czekała w drzwiach z wielkim transparentem.

Katie wstała i zarzuciła na siebie sweterek. Sukienka miała wycięcia na biodrach, a wolała nikomu nie pokazywać swoich tatuaży. One były dla niej. Niestety nie dość szybko.

- Masz tatuaże? - Sydney odkryła jej sweterek, by zobaczyć kropki.

Katie odskoczyła dwa metry do tyłu. Poczuła się goła. Nawet jej rodzice o nich nie wiedzieli.

- Spokojnie - Sydney zebrała włosy w kitkę i odsłoniła swój kark. - Ja też mam.

Jej tatuaż przedstawiał chiński znaczek.

- Co to znaczy? - zapytała zaciekawiona, ale nadal nieufna Katie.

- To symbol kobiety - Sydney uśmiechnęła się smutno. - Przez całą ciążę mama myślała, że urodzi się chłopczyk. Zrobiłam ten tatuaż, by o tym pamiętać. A twoje?

Katie skarciła się w myślach o wścibskość. Była dłużna odpowiedź.

- Każda kropka oznacza jedno ważne wydarzenie z mojego życia - odkryła sweter pokazując biodro. - Ta na przykład - wskazała jedną minimalnie większą od innych. - Śmierć mojego brata.

Sydney przyjrzała się im. Katie natychmiast zakryła je swetrem. Nie wiedziała czemu powiedziała o tym Sydney. To była jej osobista sprawa. Bez słowa wyszły z domku.
Biegły lasem w stronę głosów. Zatrzymały się dopiero przy boisku do rugby. Katie nie miałam czasu, by się rozejrzeć pociągnięta na bok przez Sydney. Zajęły miejsca na trybunach obok Maggie.

- Będą grali w rugby? - spytała Katie.

Jej współlokatorki spojrzały na nią jak na wariatkę.

- Oczywiście, że nie! Dzisiaj jest wyścig par - Maggie wskazała jej zawodników na starcie. - Pierwszy etap to sztafeta, potem...

Ale Katie już jej nie słuchała. Widziała tylko jedną postać, która powinna nie żyć od czterech lat. Nie zdając sobie sprawy z tego co robi, przeskoczyła trybuny stając naprzeciw chłopaka.

- Matthew?

NatkaSsq

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top