Nieczuła

#wzcssq na tt

Po kilku dniach wypisano ją ze szpitala. W głowie miała mętlik, bo wszystko, co powiedziała policja, nie zgadzało się z tym co pamiętała. Dziwne sny nawiedzały ją, gdy tylko zamykała oczy.

Razem z rodzicami w ciszy przemierzyła całą drogę do domu, a tam poszła prosto do swojej sypialni. Zasłoniła żaluzje i rzuciła się na łóżko, przeklinając samą siebie.

Przez ostatnie dni nie robiła nic poza spaniem i chodzeniem na badania, mimo to była potwornie zmęczona. Jej umysł zasnuty był mgłą przez leki, które jej podawali, a nocne koszmary nie opuszczały jej nawet na chwile.

Niewiele pamiętała z tamtego wieczora, a do tego co pamiętała, nie mogła się przyznać.

Policja była przekonana, że wpadła na ćpuna, który zaciagnął ją do ciemnej uliczki. Nie znaleziono na niej śladów napaści seksualnej, a paskudne rany na szyi były podobne do śladów pozostawianych przez członków sekty. 

Od jakiegoś czasu w mieście mówiło się o niebezpiecznej grupie nazywającej siebie Boskimi Wyzwolicielami. Fanatycy kościoła wierzyli, że oczyszczą ludzi z grzechu, jeśli upuszczą im wystarczająco wiele krwi. Według ich teorii, razem z osoczem upłynąć miały wszystkie złe uczynki.

Rana pulsowała bólem na samą myśl, że mogła tam zginąć. Gdyby w porę nie zawiadomiono pogotowia, prawdopodobnie wykrwawiłaby się w brudnej uliczce, a jej ciało byłoby pożywką dla gryzonii. 

Ogarnęły ją mdłości.

Po raz kolejny zerwała się, aby pobiec do łazienki. W ostatniej chwili nachyliła się nad muszlą i zwymiotowała. Odkąd się wybudziła zdarzało jej się to niemal cały czas. Na początku mówiono, że jest to spowodowane wstrząśnieniem mózgu, lecz po paru dniach powinno ustąpić. Według przeprowadzonego rezonansu wszystko było z nią w porządku. Dlatego została wypuszczona do domu, a pozostałe objawy zrzucono na stres pourazowy i zalecono skonsultowanie się z psychologiem.

Otarła usta papierem toaletowym i oparła głowę o ścianę prysznica, Naprawdę była wykończona.

Mama bez słowa stanęła w drzwiach łazienki i obrzuciła córkę surowym spojrzeniem. W ręku trzymała kubek z parującą zawartością. Dziewczyna nie musiała zgadywać, co przygotowała dla niej matka. W szpitalu polecono jej mieszankę ziołową, która miała zatrzymać mdłości i przyspieszyć powrót do zdrowia. Piła ją średnio sześć razy dziennie i była przekonana, że niedługo sama mikstura zacznie przyprawiać ją o mdłości swoim cierpkim smakiem.

― Katie? ― Mama przerwała jej rozmyślania, pukając w drewnianą framugę drzwi, aby zwrócić na siebie uwagę.

Dziewczyna stęknęła, próbując wstać z ziemi. Chciała jak najszybciej znaleźć się z powrotem w łóżku i spokojnie zasnąć - najlepiej na najbliższe dwa lata.

Mama bez słowa złapała córkę pod ramię i wspólnie przeszły przez sypialnię dziewczyny. Usiadła na brzegu łóżka, kiedy Katie zwaliła się ciężko na materac bez siły, by sięgnąć po kołdrę.

― Musisz wypić napar póki jest gorący ― przypomniała jej matka. ― Skonsultowałam się z członkiniami klubu i są zachycone tym nietypowym połączeniem ziół. Nigdy nie wpadłabym na pomysł połączenia owoców czarnego bzu z korzeniem... ― Dziewczyna przestała słuchać.

Jedna z najbardziej irytujących rzeczy w jej mamie? Kobieta była zwolennikiem medycyny naturalnej. Od dzieciństwa wciskała Katie i jej bratu ziołowe napary na wszelkie choroby i dolegliwości, na które lekarz normalnie zapisałby tabletki. Matka dziewczyny każde schorzenie konsultowała z innymi kobietami z klubu zielarskiego, którego była członkiem. Katie musiała w tajemnicy przed rodzicielką kupować tabletki przeciwbólowe i syropy na gardło, gdy czuła się choć trochę chora. Mikstury jej mamy nie zawsze na nią działały.

Bez słowa wzięła od kobiety kubek z ciepłą zawartością i zmoczyła usta, starając się nie skupiać na cierpkim posmaku, jaki po sobie pozostawiał.

Wróciła myślami do momentu przebudzenia w szpitalu. Jej rodzice już tam byli, gdy ona zdezorientowana wybudziła się ze snu. Nie wiedziała, gdzie się znajduje, ani czemu całe ciało paliło ją ogniem. Była zagubiona, a wspomnienia nie wracały przez pierwsze godziny.

Nie usłyszała reprymendy ani nie doświadczyła pełnych zawodu spojrzeń rodziców, właściwie nie zaszczycili jej niczym prócz własnej obecności. Nie, żeby miała ochotę na wysłuchiwanie krzyków, ale ignorancja z ich strony była dla niej nowym doświadczeniem. I o dziwo zabolało bardziej niż gdyby musiała wysłuchiwać ich wyrzutów i pretensji.

Tata zajmował krzesło w rogu niewielkiej salki i średnio co minutę zerkał na zegarek, aby sprawdzić godzinę. Matka dyskutowała z pielęgniarką na temat leków podawanych jej córce. Zirytowana pielęgniarka nie odzywała się za wiele, jedynie czasem prychała pod nosem, kiedy rodzicielka Katie opowiadała o naturalnych zamiennikach stosowanych przez szpital leków.

Wkrótce Katie zorientowała się, że miała większe zmartwienie niż dziwna reakcja rodziców. Nigdzie nie mogła wyczuć nośnika pamięci. Urządzenie spoczywało w kieszeni jej spodni zanim została zaatakowana. Musiało jej wypaść, po tym jak zemdlała w uliczce. To samo z notatnikiem.

Westchnęła. Osoba, która go znalazła zapewne już dostarczyła pendrive'a na komisariat policji, a ona mogła tylko czekać, aż zostanie wezwana na komendę.

― Katie? ― Matka wyrwała ją z rozmyślań o szpitalu i wszystkim, co się wydarzyło.

Dziewczyna momentalnie podniosła się do pozycji siedzącej, gdy zauważyła swojego ojca, stającego w progu sypialni. Mgła zasnuwająca jej umysł częściowo się rozrzedziła.

― Po raz kolejny nas rozczarowałaś ―  zaczął mówić, przystając obok żony. Położył rękę na jej ramieniu i pokręcił przecząco głową, gdy kobieta otworzyła usta, aby się wtrącić. ― Spodziewaliśmy się po tobie dojrzalszego zachowania niż to co zaprezentowałaś. Twoje wymykanie się po nocach, musi się skończyć, bo następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia. ―  Westchnął głośno zrezygnowany, a jego spojrzenie na krótką chwilę spoczęło na bandażu okalającym szyję córki. ―  Mogłabyś zacząć okazywać choć trochę szacunku do ciężko pracujących rodziców, którzy się o ciebie martwią.

Katie prychnęła. Jej ojciec był jak chodzący robot, a do tego zwracał na nią uwagę jedynie wtedy, kiedy nie miał innego wyjścią. Wzięła kolejny łyk naparu, bo nie pozostawało jej nic innego, jak wysłuchać go do końca.

Czy uważała, że to, co zrobiła było głupie? Może trochę, ale nie planowała wpaść na członka jakiejś obrzydliwej sekty. Coś takiego raczej ciężko przewidzieć. Zszyta rana zakuła ją lekko na samo wspomnienie.

― Twoje zachowanie jest nieodpowiedzialne i dziecinne ― podjął tata. ― Chciałabyś nam wyjaśnić, co robiłaś w tamtej części miasta w tak późnych godzinach? ― Jego oczy zaczynały wyrażać nie tylko złość, lecz obrzydzenie, a ją ogarnia niepokój. ― Przysięgam, że nie zdziwię się, jak ta dziewczyna okaże się kiedyś prostytutką i zostanie znaleziona martwa...

Cisza. Werbalny policzek został wymierzony. Katie patrzy na ojca, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Oczywiście, że spodziewała się kłótni, były one częstym gościem w ich domu. Nie podejrzewała jednak ojca o tak złe zdanie na jej temat. Z drugiej strony ona zawsze była tylko cieniem - tym gorszym dzieckiem.

― Katie! My chcemy dla ciebie jak najlepiej, ale nie wiemy już, co mamy robić! Ciągłe wezwania do szkoły i nocne wizyty na komisariacie... To mogło skończyć się tragedią! ―  Matka trzęsła się w objęciach męża. Oczywiście nie skomentowała mocnych słów partnera. ―  Czy ty masz pojęcie, jak nam jest ciężko? Matthew taki nie był!

Katie poderwała głowę, patrząc na matkę z bólem. Nie mogła uwierzyć, że przywołała w rozmowię postać jej brata. Jej matka również wyglądała na porażoną własnymi słowami.

― Jak śmiecie o nim mówić?! ―  Dziewczynę wypełniła frustracja. ―  Jak śmiecie mnie do niego porównywać?! Matthew nie żyje! Nie wiecie, jaki by teraz był! Może...

― Dość. ― Tata uniósł rękę, skutecznie ją uciszając. Spiorunował córkę spojrzeniem. ― Przyszliśmy tutaj, żeby powiedzieć, że przenosimy cię do ośrodka poprawczego Moon School, w którym z dala od znajomych, używek i innych pokus, przemyślisz swoje zachowanie. ― Wyciągnął z wnętrza marynarki jakiś świstek papieru i położył go na komodzie dziewczyny.

Poczuła się, jakby drugi raz tego dnia sprzedał jej policzek. Nowa szkoła? Poprawczak? Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Przecież nie wiedziali nic o włamaniu. Nie mogli jej odesłać tylko dlatego, że ktoś na nią napadł. Wychodząc z domu tamtej nocy, nie mogła wiedzieć jak potoczą się sprawy.

―  Za dwa dni wyruszamy w drogę ― dodała cicho matka. Spojrzała na córkę z dziwnym smutkiem. Zatrzymała spojrzenie na średnim opatrunku zdobiącym szyję dziewczyny i  wyglądała jakby chciała coś dodać, ale ostatecznie zrezygnowała i pokręciła przecząco głową. ― Droga zajmie nam kilka godzin, a ty wciąż nie doszłaś do siebie. Odpocznij i zacznij się pakować ―  poleciła. ―  Możesz ze sobą zabrać tylko dwie walizki i torbę sportową, takie mają wymagania.

Wyszli z pokoju, zostawiając dziewczynę w kompletnym szoku. Przez chwilę mogła słyszeć ich oddalające się kroki na stopniach schodów, a następnie dźwięki telewizora. 

Nie była w stanie zebrać żadnych myśli i to nie tylko ze względu na otępiające ją leki. Strach przez nowym miejscem mieszał się ze smutkiem za miastem, w którym dorastała. Dziwny ścisk w żołądku zasugerował jej, że może czuć także nietypową ekscytację.

Ekscytację? Dziwnie było ją czuć w cieniu ostatnich wydarzeń. Zastanowiła się. Może to nie taki zły pomysł odciąć się od wszystkich i być zdala od rodziców? W końcu właśnie tego pragnęła po ukończeniu szkoły - wynieść się od rodziców i zacząć wszystko po swojemu. Może właśnie miała przed sobą idealną okazję, by spełnić cel chociaż połowicznie?

Nie mogła dłużej ignorować pogłębiającego się smutku. Od dawna nie miała idealnych relacji z rodzicami, ale jeszcze nigdy nie usłyszała z ich ust takich słów. Owszem, ojciec był surowym człowiekiem. Wiecznie zapracowanym, a ich interakcje ograniczały się głównie do wspólnych kolacji. Matka, która niepracowała odkąd zaszła w ciążę z Katie bratem, spędzała większość wolnego czasu w gronie klubu zielarskiego. Byli dyfunkcyjną rodziną, a po śmierdzi Matthew wszystko tylko się pogłębiło...

W jej wyobraźni tworzyły się mało zachęcające wizje czekającej ją przyszłości. Miała być zamknięta w pokoju z kratami w oknach? Czy straci pare miesięcy życia w ośrodku pełnym otępionych lekami osób? Młodych kryminalistów? Rodzice zamierzali pozbyć się jej, jakby nic dla nich nie znaczyła.

Przeturlała się na łóżku, aby chwycić najbliżej leżącą poduszkę i wydała z siebie wściekły wrzask w jej materiał. Miała wszystkiego dosyć.

***

W nocy trzęsła się z zimna. Dopadła ją gorączka i niewyobrażalny ból mięśni. Leżała pod przykryciem składających się z kilku warst, dwóch kocy i kołdry, a jej zęby uderzały o siebie. Nad ranem naprzemiennie odczuwała uderzenia gorąca i zimna. Jej ciało było mokre od potu. W głowie jej się kręciło, a pokój wirował. Mama zajrzała do niej pare razy, przyniosła jej poranne zioła i mieszankę, którą zalecono w szpitalu. Obudziła się dopiero przed kolacją, kiedy wszystko ustało.

Mama zawołała ją na wspólny posiłek, kiedy żwir na podjeździe zachrzęścił pod kołami ich samochodu. Zmęczona i z okropnym bólem głowy, ztoczyła się po schodach, łączących pierwsze piętro z salonem. Nękana koszmarami o czarnych oczach, przespała może kilka minut, ale zrzuciła to na dręczącą ją gorączkę.

Jadalnia, w której jadali posiłki była utrzymana w kolorze beżu i brązach. Pod ścianą stał kredens ze starą porcelaną, a ściany pokrywały rodzinne zdjęcia. Pośpiesznie odwróciła wzrok od wielkiego uśmiechu, uchwyconego u jej zmarłego brata. Na miejscu rodziców już dawno wyrzuciłaby większość zdjęć.

Nieduży stół nakryty został dla trzech osób, a na jego środku stało naczynie z zapiekanką. Niemal zemdliło ją na sam widok.

Jej rodzice zajęli już miejsca przy stole. Marynarka ojca wisiała na oparciu krzesła, wskazując na to, że dopiero wrócił z biura. Nie przeszkadzało mu to jednak przed rozłożeniem teczki z papierami na miejscu obok swojego, żeby kontynuować przerwaną pracę. 

Katie zajęła miejsce przy jedynym wolnym nakryciu. Skrzywiła się, gdy opadając na krzesło uderzyła przypadkowo kolanem w nogę od stołu. Miała wrażenie, że przez obolałe mięśnie odczuwała wszystko kilka razy intensywniej. Zerknęła na filiżankę ustawioną obok jej talerza i wyczuła w niej kolejną z mikstur matki.

Tata życzył ciche "smacznego", odkładając czytany dokument na bok. Jego zmęczona twarz w połączeniu z siwymi włosami dodawała mu lat. Sprawiał wrażenie, jakby postarzał się podczas ostatniej nocy.

— Pani Margaret jest bardzo miła ― zaczęła mama. Zerknęła ostrożnie na męża, a potem skupiła swoje spojrzenie na córce zanim kontynuowała. ― Rozmawiałam z nią dzisiaj przez telefon, będzie twoją dyrektorką i bardzo ciepło wypowiadała się o ośrodku.

― Masz na myśli więzienie? ― podsunęła mamie. Sięgnęła po białą filiżankę ozdobioną delikatnym wzorkiem i zamoczyła usta, biorąc mały łyk. ― Bo trochę ciężko mi myśleć o tym miejscu jak o szkole.

Mama westchnęła i odłożyła widelec na bok.

― Pani psycholog, z którą rozmawiałaś w szpitalu, poleciła nam ten ośrodek ― wtrącił się tata. ― Mają wieloletnie doświadczenie w pracy z młodzieżą, która zboczyła ze ścieżki.

Ze ścieżki moralności?

― I zostanę naszprycowana lekami oraz obezwłasnowolniona? ― Zasugerowała dziewczyna. Zacisnęła powieki na samą myśl o tym co ją czeka.

― Mylisz ośrodek poprawczy z ośrodkiem psychiatrycznym, moja droga ―  kobieta cmoknęła, okazując pierwsze oznaki zirytowania. ―  Jestem pewna, że mimo zmiany otoczenia szybko się tam odnajdziesz, a potem do nas wrócisz z priorytetami, którymi nie będzie włamywanie się do piwniczek z winem naszych sąsiadów.

Katie podniosła wzrok z talerza na twarz rodzicielki i uśmiechnęła się słodko. Sharon Hanson była kobietą po pięćdziesiątce, lecz wyglądała na młodszą o dziesięć lat. Zapewne było to zasługą porannych zajęć jogi i cudownych mieszanek ziół. Przed narodzinami brata dziewczyny, pracowała w urzędzie miejskim. Sprawiała wrażenie oderwanej od rzeczywistości, a innym razem niepokojąco świadomej otaczającego jej świata. Kiedy była młodsza, Katie lubiła zakładać się z Matthew o to, w jakim humorze będzie ich matka po powrocie ze szkoły - czy znajdą ją otoczoną ziołami i mamrotającą do samej siebie, czy uwieszoną na telefonie domowym plotkującą z przyjaciółeczkami o nowej sąsiadce.

― Oczywiście, mamusiu, wrócę i będę twoją wymarzoną córeczką.

― Katie, wiesz, że nie o to chodzi...

― Przestań, Tom, tylko dajesz jej się sprowokować. ―  Spojrzenie jej matki było niezwykle trzeźwe jak na nią. ―   Uprzedzono nas, że zrobisz wszystko, aby wzbudzić w nas wyrzuty sumienia i zapobiec wyjazdowi. Nie złamiemy się pod twoimi błaganiami, bo miarka się przebrała. Mogliśmy znieść wiele... ― Głos jej się załamał, co nie pasowało zupełnie do surowej miny. Zamrugała parę razy zanim kontynuowała. ― Naprawdę wiele się wydarzyło. Tu już nie chodzi o łamanie prawa, a o twoje życie i zdrowie, Katie.

Dziewczyna spojrzała na ojca, lecz pogrążony w myślach nie śledział już biegu rozmowy. Ciężko było wyczytać, co chodziło mu po głowie.

― Na ile czasu mnie tam wysyłacie? ― Zadała pytanie, które uciekło jej w całym zdenerwowaniu związanym z wyjazdem.

― Do ukończenia szkoły. Wykwalifikowana kadra okaże ci swoje wsparcie i zapewni komfort. Są przeszkoleniu do pracy z trudną młodzieżą. Może uda ci się znaleźć podobnych do siebie przyjaciół.

Katie miała niecałe osiemnaście lat. Nie musiała się wysilać, żeby obliczyć to proste równanie. Do ukończenia szkoły został jej ponad rok.

― Takich jak ja? Co chcesz przez to powiedzieć, mamusiu?

― Zagubionych, Katie ―  mówi. ―  Zapomniałaś, co naprawdę sprawia ci radość i pozwoliłaś, żeby pochłonęły cię nielegalne rozrywki.

Katie prychnęła. Jej matka nie nawiązywała nawet do ostatnich dni. Wypadek był tylko dobrą wymówką, żeby posłać ją do prywatnej szkoły. Doskonałe wytłumaczenie dla przyjaciółek kobiety.

Miała dość matki i jej wyssanych z poradnika teorii. Nie miała pojęcia przez co przechodziła jej własna córka. Odebrano jej brata, drugą połówkę siebie. Po czymś takim nie da się tak po prostu wrócić do normalności.

Katie miała ogromny żal do matki, która szybko pozbierała się po stracie jedynego syna. Niecały miesiąc po drastycznych wydarzeniach wróciła do angażowania się w życie społeczne i wznowiła spotkania klubu zielarskiego. Zostawiła córkę pochłoniętą w rozpaczy i nie okazała choć namiastki matczynego ciepła. Zaczęło się od niechodzenia do szkoły i spotykania z jedynym przyjacielem Matthew, który szybko wciągnął ją w nielegalne zajęcia. Dzięki temu czuła, że znajdowała się bliżej brata - robiła wszystko to, co on przed własną śmiercią.

***

Otaczały ich gęste lasy, a pomniejsze miasteczka, które mijali na początku podróży sprawiały wrażenie opuszczonych. Minęło kilka godzin od ostatniego z nich. Widzieli niewiele samochodów, a przydrożny bar świecił pustkami. Zjedli drugie śniadanie przy dźwiękach płynących z telewizora wiadomości i ruszyli w dalszą drogę.

Minęli znak informujący o opuszczeniu stanu.

Nie doszła jeszcze do siebie po wydarzeniach sprzed kilku dni. Odczuwała ciągłe zmęczenie i zasypiała w kilkuminutowe drzemki. Odkąd trafiła do szpitala dręczył ją jeden powtarzający się koszmar. Z początku widziała jedynie ciemne błyszczące oczy wyłaniające się z mroku, lecz z czasem zaczęło objawiać się więcej szczegółów. Delikatny zarys niewielkiej postaci, prawdopodobnie dziecka, siedział skulony na ciemnym tle. Chłopiec spoglądał na nią przez chude ramie i otwierał usta do krzyku, choć nie wydobywał z siebie dźwięku. Katie budziła się czując zimny pot na karku.

Mało rozmawiała z rodzicami, dzięki czemu miała czas na rozmyślanie. Próbowała wyobrazić sobie ośrodek, w którym przyszło jej spędzić najbliższe miesiące. Czuła strach przed poznawaniem nowych osób, bała się, że nie znajdzie przyjaciół i będzie zdana na samotność. Po powrocie ze szpitala rodzice zabrali jej komórkę i komputer, więc nie miała nawet możliwości sprawdzenia szkoły w Internecie.

Witajcie w Louisville  - głosiła niewielka tablica przy drodze. 

Tata mruknął, że muszą zatankować i zjechał na niewielką stację benzynową.

Znajdowali się na wjeździe do miasta. Kawałek dalej zauważyła niewielki warsztat samochodowy i tabliczkę reklamującą nowo otwarty salon fryzjerski, choć, wnioskując po wyblakłych napisach, była to reklama sprzed kilku lat.

Wysiadła z samochodu, rozglądając się na boki. Prócz kobiety wyprowadzającej niewielkiego buldoga, ulice świeciły pustkami. Przeciągnęła się i ruszyła w stronę budynku, w którym tata płacił za paliwo. Dorzuciła mu przy kasie paczkę gum i poszła w kierunku toalet. 

Wracając do samochodu zauważyła mamę rozmawiającą przez telefon. Mówiła do odbiorcy ściszonym głosem, ale widząc Katie od razu się rozłączyła. Dziewczyna opadła na tylne siedzenie z westchnięciem. Rano miała resztki nadziei, że rodzice zmienią zdanie, ale teraz, kilka godzin jazdy od domu, wyzbyła się ich.

― Katie. ―  Tata odezwał się do niej wsiadając do samochodu. ― Za pół godziny będziemy na miejscu.

Wiedziała, że już za pare chwil będzie zdana tylko na siebie.

NatkaSsq

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top