21

Mówiłam już, że was kocham? Nie? To teraz mówię. KOCHAM WAS. ❤
Wbiliście 21 tys. wyświetleń i #2 miejsce w kategorii "o wampirach". Kiedy to zobaczyłam poryczałam się jak małe dziecko.

Pisząc początek tego rozdziału telefon został mi brutalnie wyrwany i Iga, Nina oraz Robert napisali własną kontynuację.
Zapraszam Was na debiut grupy RIN :

Obowiązki przewodniczącej nie są wcale takie łatwe jak myślała. Nie spodziewała się, że wampiry wcale nie będą chciały współpracować. Gdyby nie Matthew, który jebnął ją w łeb kulą do kręgli, pewnie by coś pamiętała. Obudziła się w swoim pokoju w kitlu pielęgniarki i czapce czarownicy. Głupek Matthew kupił tą czapkę na targu wampirów razem z turbanem arabów. Gdy Matthew obudził się rano, zobaczył, że po jego lewej leży dziwka z Niemiec. Zdziwił się, bo Niemki są brzydkie i mu się smutno zrobiło, ale ona, w sumie niee wiem, miała wąsa. I wtedy pojawił się Robert Nie Ch*****ki tylko inny, który j@ zabił, a potem wyruchał Matthewa, ale później okazało się, że Iga Nie Sa***on zgwałciła Roberta Nie Ch****kiego, który się tego nie spodziewał. Następnie Matthew obudził się z bólem dupy i zobaczył ją i zabił i tak oto Nie Iga nie żyje, a Matthew wyssał wszystko z Nie Roberta. Potem był pogrzeb Igi, na którym Nina grała na gitarze, a Robert Nie Ch****ki wyssany stwierdził, że wyrucha Matthew, który się tego nie spodziewał, a dziwka zgoliła wąsy w zaświatach.

Grupa RIN nie miała na celu nikogo urazić, kontynuacja powstała spontaniczne, a jeśli chcecie ciąg dalszy to napiszcie w komentarzu. A teraz wracajmy do właściwej historii...
_______________________________

Katie nie przewidziała jednej,
najważniejszej rzeczy. Obowiązki przewodniczącej nie są wcale takie łatwe jak myślała. Nie spodziewała się, że wampiry wcale nie będą skore do współpracy. Gdyby nie Matthew, pokazałaby im kto tu rządzi, ale brat poczuł nagłą chęć ochrony młodszej siostry, żeby nie powiedzieć siostrzyczki i niczym dumny paw oczekiwał wdzięczności za wyręczenie jej z obowiązku.

Katie i jej kobieca determinacja nie zamierzały rezygnować, więc skończyło się na tym, że prowadzą wojnę. Kto pierwszy ulegnie drugiemu okaże się słabszy. Zaczęło się już od rana.

Katie nie gardzi wilkołakami, tak jak reszta wampirów, z bardzo prostej przyczyny. Nie miała okazji ich spotkać i przekonać się na własnej skórze jak zachowuje się druga rasa.
Postanowiła wyglądać nieco bardziej elegancko niż zwykle. Wygrzebała z szafy czarną sukienkę, bardzo specyficzną. Chodziła w niej nieraz do szkoły, więc nie przejęła się zbytnio niewielkimi elementami, które nieco wyróżniają ją od reszty ciuchów z jej szafy. Sukienka jest uszyta z cienkiego materiału, który z tyłu jest dłuższy niż z przodu. Biust jest w kształcie kokardki, nad i pod którą są wycięcia. Sukienka trzymają grube ramiączka położone w półkolu, łączą się z końcami dekoltu i znikają na plecach. Maggie siedziała na kanapie w salonie, kiedy Katie opuściła swoją sypialnię. Dziewczyna szukała w niedużej torebce telefon, który chwilę temu tam włożyła. Uniosła głowę dopiero, gdy Maggie wydała z siebie dźwięk między duszeniem, a zadławieniem. Oczy blondynki niemal opuściły ich wyznaczone pierwotnie miejsce.

- Wszystko okey, Maggie? – szatynka spojrzała na nią z troską.

Blondynka pokręciła energicznie głową na tak, a potem na nie. Katie przekrzywiła głowę w zamyśleniu. Nie była pewna, co do tego, co chciała jej odpowiedzieć Maggie tymi chaotycznymi ruchami, więc ponowiła swoje pytanie.

- Wszystko dobrze?

Blondynka przyłożyła rękę do czoła, a chwilę później przeniosła swoje spojrzenie z powrotem na Katie. W jej oczach szkliły się łzy po ataku duszno-dławienia. Maggie powachlowała się, a potem uśmiechnęła w tak bardzo charakterystycznym dla siebie geście.

- Katie, wiedziałam, że masz zajebiste ciało, ale nie miałam pojęcia, że zacznę zastanawiać się nad swoją orientacją.

Szatynka parsknęła śmiechem i pokręciła głową. Maggie komentarz sprawił, że poczuła się gotowa na konfrontację ze światem, co nie oznacza, że wcześniej nie była. Co to, to nie. Katie charakter określa się w trzech słowach. Uparta. Zdeterminowana. Wytrwała.
I tak się właśnie czuła w tym momencie. Reakcje Isabelle i Sydney różniły się nieco od Maggie. Co nie oznacza, że było gorzej, bo nie było.

Sydney pierwsza opuściła swoją sypialnie i stanęła jak wryta. Trwało to może trzy sekundy, ponieważ potem otworzyła buzię i krzyknęła nadal nie odwracając wzroku od Katie.

- Isabel! Chodź tu szybko! Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć, że zaprosiłaś do nas światowej klasy modelkę?

Isabel wyszła ze swojego pokoju z niezrozumieniem wymalowanym na twarz. Spojrzała na Sydney, a potem jej spojrzenie przeniosło się powoli na Katie. Zamrugała kilka razy, a następnie na jej twarzy pojawił się tak szeroki uśmiech, że szatynka zaczęła się zastanawiać, czy ją to przypadkiem nie boli.

- Wreszcie ktoś normalny!

Klasnęła w dłonie z entuzjazmem. Jej oczy, aż się błyszczały z radości. Katie naszły bardzo uzasadnione wątpliwości. Czy jej współlokatorki są zdrowe na umyśle?
Isabel nie pozwoliła jej długo nad tym rozmyślać, ponieważ rozmyła się w powietrzu, a następnie na korytarz zaczął wylatywać nawał ubrań. Katie zachowała refleks i w porę złapała srebrną szpilkę, której celem było zrobienie dziury na samym środku jej czoła. Obróciła obuwie w ręku, bo wbrew pozorom but był naprawdę ładny. Sprawdziła rozmiar i uśmiechnęła się z satysfakcją. Gdyby nie niekończący się wybuch szafy Isabel, myślałaby dalej nad tym, że mają taki sam rozmiar, a nawet podobny gust.

Rzuciła się z przyjaciółkami w wir ubrań uchylając się nad przelatującymi rzeczami i ściągając z twarzy te, których nie udało im się zatrzymać. Maggie pierwsza dopadła Isabel przewracając ją na ziemie, a zaraz za nią upadła reszta przyjaciółek. W pokoju od razu się przejaśniło, a ubrania spokojnie leżały tam, gdzie rzuciła je ich właścicielka. Szczęściarze, których nie zdążyła dotknąć, nadal znajdowali się w szafie.

Isabel zaczęła się szarpać, a przyjaciółki wcale nie miały planu jej puszczać. Po kilku stęknięciach rudowłosa znieruchomiała i wyrzuciła triumfalnie rękę w powietrze. Pomachała im przed nosami fioletową spódniczką.

- Tego szukałam!

Katie z jękiem poturlała się metr w bok. Schowała głowę w dłoniach, a w rzeczywistości śmiałą się w najlepsze. Maggie dołączyła do niej niemal od razu. Tylko Sydney leżała na brzuchu w miejscu, gdzie jeszcze chwilę wcześniej przygniatana była Isabel. Za to rudowłosa przebierała się w znalezioną spódniczkę i krążyła po pokoju w poszukiwaniu pasującej do niej koszuli.
Domek opuściły niemal po pięciu minutach, ponieważ Isabel nie widziała problemu w leżących wszędzie ubraniach i jak dla niej mogły tam zostać dopóki nie będzie naprawdę konieczne ich posprzątanie. Na stołówkę weszły jako ostatnie, śniadanie zdążyło się już zacząć piętnaście minut wcześniej, a nawet najwięksi spóźnialscy byli przed nimi. Katie podejrzewała, że było to spowodowane przyjazdem nowych gości. Już poprzedniego dnia słychać było niemiłe komentarze o „psach" rozbrzmiewające na każdym kroku. Pierwszą czynnością, jeszcze zanim odebrała porcję krwi, było odnalezienie wzrokiem Matthewa. Przeszyli się spojrzeniami pełnymi pogardy i rozbawienia. Zaraz potem dziewczyny zajęły swój stolik z nowym towarzyszem. Deanem. Chłopak objął Katie w czysto przyjacielski sposób.

- Słyszałaś o grze?

- Jakiej grze? – Katie spojrzała na niego badawczo z lekko przymrużonymi powiekami.

Dean przewrócił oczami na jej podejrzliwość. Powoli upił łyka krwi zanim zaczął mówić, co doprowadzało Katie do szwedzkiej pasji. Mimo prowokacji uśmiechnęła się, a jedyną oznaką zniecierpliwienia były jej paznokcie wbijające się w kolano chłopaka.

- Spokojnie, pani przewodnicząca, naprawdę polubiłem te dżinsy. – Katie spojrzała na niego wyczekująco, a on wzruszył ramionami – Justin opowiadał, że to taka tradycja. Szkoła podzieli się na cztery grupy. Dziewczyny wampiry, dziewczyny wilkołaki, chłopacy wampiry, chłopacy wilkołaki. Rywalizacja o właściwie wszystko. Szacunek, dumę, władzę, a główną nagrodą jest dostęp do szklarni, o której pamiętają tylko uczniowie. Jest tam wszystko co potrzebne, a odpowiedzialne za to osoby pilnują by w barku nigdy nie zabrakło alkoholu. Do tego najlepsze miejsce przy ognisku nad jeziorem.

Spojrzała na niego zdumiona. To szkoła ma jakieś ukryte miejsca? Uśmiechnęła się pod nosem, a w jej głowie już zaczął się kształtować zarys planu, zostawało tylko poznać zasady gry. Dean widząc jej zadowolenie prychnął z wyższością, a Katie poczuła naglą potrzebę zrzucenia go z ławki.

- Kapitan każdej drużyny otrzymuje chorągiewkę, ci co przechwycą wszystkie wygrywają – powiedziała Isabel włączając się do rozmowy.

- Wczoraj ustalono już, że skoro wilkołaki będą tu mieszkać przez naprawdę długi czas, to gra trwa przez trzy tygodnie. Potem spotykamy się nad jeziorem i każdy prezentuje swoje chorągiewki.

- A co jeśli ktoś nie zdobędzie wszystkich? – spytała coraz bardziej zaciekawiona.

- Jeszcze się tak nie zdarzyło, a uwierz, – Maggie skierowała w jej stronę swój palec – ta gra rozegrała się już wiele razy.

- To głupota! – dotąd milcząca Sydney prychnęła. – Chyba nie zamierzasz się w to włączać?

Katie uśmiechnęła się jeszcze pewniej niż dotychczas.

- Nie macie szans – Dean odezwał się w momencie, gdy szatynka miała zamiar odpowiedzieć Sydney twierdząco.
Katie spojrzała na niego wyzywająco.

- Ach tak? – uniosła brew dając mu ostatnią szansę na wycofanie się.

- Dokładnie tak – odpowiedział odważnie.

Podnieśli się niemal w tym samym czasie.

- Kupisz mi nowy telefon. – wyciągnęła do niego rękę.

- Oddasz mi motor. – przyjął jej dłoń.

- I dasz mi nieograniczony dostęp do mojego ulubionego programu. – dodała.

- Bez jaj! Chcesz mi ściągnąć na głowę gliny?!

Katie przechyliła głowę w lewo i pokręciła .

- Boisz się przegranej, Dean? – spytała prowokująco.

Chłopak rzucił jej łobuzerski uśmiech i skinął na najbliżej siedzącą dziewczynę.

- Przetnij.

Maggie z ochotą i entuzjazmem przypieczętowała ich zakład. Sydney wydała z siebie naprawdę głośne prychnięcie niedowierzania i pokręciła głową na znak całkowitej dezaprobaty ich rywalizacji. Isabel za to poklaskała im kilka razy nadal sącząc przez słomkę krew.

- Przegrasz - powiedział pewnie Dean

- Uważaj księżniczko, bo bujasz w obłokach. Katie człowiek była niesamowita, to wyobraź sobie jaka dopiero jest Katie wampir. - szatynka pewna sobie mierzyła się z Deanem na spojrzenia.

Istniały obawy, że zaraz się na siebie rzucą i zaczną przepychać na środku stołówki, ale nagłe pojawienie się Margaret w pomieszczeniu zniszczyło ich plany.

- Zaraz przyjadą nasi goście! - oznajmiła z promiennym uśmiechem - Wstajemy i idziemy ich przywitać. Ruchy, ruchy!

Opuścili stołówkę w akompaniamencie szurających krzeseł. Margaret przywołała ją i Matthewa by wyszli przed szereg. Mieli powitać przewodniczących drugiej szkoły i pomóc się zakwaterować. Katie starała się nie patrzeć na brata i okazać się tą wytrwalszą. Szło jej naprawdę świetnie, ale... Zazwyczaj jest jakieś "ale", prawda? Było tak i w tym przypadku. Charkot trzech autokarów, który powstał kiedy przyjechali ich goście, wytrącił Katie z równowagi i pozbył się na chwilę jej temperamentu.

- Czemu wilkołaki korzystają z autokarów?

- A jak by to wyglądało, gdyby prawie setka istot wilkopodobnych biegła przez las? Ludzie by się nie zorientowali?

- Och - tylko tyle udało jej się wydusić.

Matthew miał rację. Policja od razu by się tym zainteresowała, a media jeszcze by to nagłośniły. Teraz wygląda, to jak normalna szkoła, której nauczyciele postanowili zorganizować wycieczkę.
Obraźliwe komentarze wzrastały z sekundy na sekundę i Katie jako jedna z nielicznych stała spokojnie czekając na rozwój wydarzeń. I doczekała się. Niczym w dennych filmach, które slużą tylko do zapychania repertuaru w kinie i ściągają na seans osoby o naprawdę wysokim stopniu depresji, z autokaru wydobył się dym, a spośród niego wyłaniali się pojedynczo lub parami, uczniowie szkoły dla wilkołaków. Postać wysokiego i barczystego chłopaka z torbą na ramieniu, który ręka przejechał po włosach zostawiając je w artystycznym nieładzie, ukazała się Katie jako pierwsza. Pierwszą myślą było - Jeśli zachowuje się tak jak wygląda, to nie mam więcej pytań. Drugą natomiast - O wielki Horusie, proszę powiedz, że dziewczyna obok niego to jego siostra.
Potem nie miała czasu więcej myśleć, ponieważ stanęli przez nią - dziewczyna i chłopak, który pierwszy opuścił autokar. Uścisnęła sobie z dziewczyną dłonie i nic ją nie zaatakowało, ręka jej nie odpadła, a dziewczyna nie przebiła jej kołkiem - o ile to nie jest kolejny mit. Zamiast tego uśmiechała się szczerze i przyjacielsko, od razu wzbudzając w Katie sympatię. Jej dłoń była ciepła, co było miłą odmianą, ponieważ od przemiany Katie zdążyła już zatęskić za odczuwaniem temperatur.

- Jestem Tamara.

- Katie, a to mój brat Justin. W imieniu całej naszej szkoły miło nam was powitać i gościć.

Dziewczyna machnęła ręką na tą oficjalność, a szatynka od razu polubiła ją bardziej i była pewna, że się dogadają.
Tamara w czasie jej rozmyślań położyła rękę na ramieniu chłopaka i dość subtelnie przerwała wymianę cichych warknięć pomiędzy męskimi przewodniczącymi szkół. Katie, nie czekając na rozwój wydarzeń, odsunęła brata na bok i wymieniła uścisk dłoni z partnerem Tamary.

- Cześć, jestem Katie.

- Victor.

Szatynka napawała się ciepłem, jakie mogła poczuć chociaż przez chwilę. Kiedy uścisk dłoni się skończył niemal jęknęła z frustracji. Dzięki tych kilku sekund miała wrażenie, jakby cofnęła się w czasie o niemal dwa tygodnie. To wydawało się właściwe.
Kiedy nadszedł moment odprowadzania gości do domów, Katie ogarnęła niesamowita energia potrzebująca ujścia. Nie znała jej przyczyny, ale wszystkim poszła na rękę, ponieważ w zadziwiająco szybkim czasie rozmieściła większość wilkołaków w ich nowym lokum. Następnie pomogła w noszeniu do stołówki stołów i krzeseł z piwnicy szkoły. Było to konieczne ze względu na wzrost mieszkańców i brak miejsc. Ukończyła zadanie najszybciej jak potrafiła i wyruszyła na poszukiwanie przyjaciółek. Znalazła je na pomoście, nad jeziorem.

- Pani Rozpiera Mnie Energia, Więc Pomogę, skończyła już się bawić w tragarza? - spytała Isabel poprawiając jednocześnie okulary przeciw słoneczne na nosie.

- Tak, a to oznacza, że możemy już zacząć przygotowywać nasz plan wygrania zawodów.

Sydney jęknęła przeciągle, ale Katie to zignorowała. Natomiast wyciągnęła z torby zeszyt i czerwony marker, żeby notować najważniejsze rzeczy. Nie wiedziała jeszcze wszystkiego, co chciała i uznała ten moment za odpowiedni by się dokształcić.

- Powiedźcie mi na początek, kto zostanie kapitanami?

- Tamara, Victor, Justin i ty. - powiedziała Maggie, której na samą myśl o rywalizacji świeciły się oczy z ekscytacji.

Katie zanotowała najnowsze informacje, ale zatrzymała się przy ostatniej wymienionej osobie.

- Jak to ja?

Isabel splotła palce i położyła je pod głową by mieć lepszy widok na rozmawiające przyjaciółki. Sydney za to kompletnie je ignorowała i czytała książkę leżąc na brzuchu.

- Jesteś przewodniczącą, więc cały obowiązek spada na ciebie, co nie znaczy, że musisz go wypełnić.

- Gdybyś była normalna oddałabyś pałeczkę komuś innemu lub, w najlepszym wypadku, zignorowała wszystko. - wtrąciła Sydney, która wcale nie czytała książki, ale słuchała pomysłów przyjaciółek by w odpowiednim momencie interweniować, gdyby za daleko się zagalopowały.

- Nie zamierzam się poddać- oznajmiła Katie z uśmiechem, który zwiastował kłopoty. - Dziewczyny nie są słabsze i my to udowodnimy.

Isabel zsunęła okulary i spojrzała na nią powątpiewająco. Była już świadkiem tych zawodów i wiedziała na co się piszą. One. Ponieważ są przyjaciółkami i nie zostawią jednej z nich na pastwę losu.

- Zazwyczaj dziewczyny wyłączały się z zawodów, a całą rywalizację przejmowali chłopcy.

- Wykorzystamy element zaskoczenia, żadna ze stron nie będzie się tego spodziewać i kiedy wkroczymy do akcji nie zdążą pozbierać szczęki z podłogi, a my pomachamy im chorągiewkami.

- Podoba mi się twój plan, siostro. - powiedziała Isabel. - Zostaje, więc sprawa wilkołaczyc. Zorientują się, że my gramy i wtedy też się włączą. To może nam zaszkodzić.

- Niekoniecznie- powiedziała powoli Katie, bo jej mózg już był przy innej kwestii. - To zdezorientuje chłopaków jeszcze bardziej.

NatkaSsq

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top