12
Poprzedni rozdział był krótki więc macie tu dłuuuuuuuuuuuugi <3
***
💎💎💎
Margaret pozwoliła Katie zobaczyć Deana. Na razie nie pytała, co się stało. Jednak wiedziała, że nie obędzie się bez tłumaczeń.
Trzymała chłopaka za rękę wpatrując się w jego blade ciało. Pomógł jej tyle razy, a ona go zawiodła. Wiedziała, że będzie miał do niej wyrzuty.
- Katie? – w drzwiach stała Margaret – Potrzebujesz czegoś?
Dziewczyna wbiła wzrok w ich złączone dłonie.
- Nasze motory zostały na drodze. – wyszeptała.
Margaret wyszła z pokoju i wykonała do kogoś szybki telefon. Po chwili wróciła i stanęła obok Katie.
- Margaret? – dziewczyna czuła poczucie winy – Przepraszam, że na ciebie nie krzyczałam. Naprawdę nie wiedziałam, że mu pomagasz.
- To nic takiego . Na twoim miejscu też bym tak zareagowała. Wiem jak to wyglądało z boku.
Posłała jej pocieszycielski uśmiech.
- Wszystko będzie z nim dobrze.
Usiadła na krześle przy łóżku.
- Wiesz, że musimy o tym porozmawiać?
Katie westchnęła. Wiedziała, ale wcale nie chciała rozmawiać.
- Normalnie powinnam zadzwonić do twoich rodziców i poinformować ich o twojej ucieczce.
Serce Katie zaczęło bić dwa razy szybciej. Była pewna, że się wściekną i zabiorą ją do prawdziwego ośrodka dla zbuntowanej młodzieży.
- Ale tego nie zrobię.
Katie spojrzała na Margaret zdziwiona.
- Nie możemy pozwolić, by po Moon School chodziła policja.
No tak. Margaret nie robiła tego dla Katie tylko dla dobra reszty uczniów. Dziewczyna wiedziała, że straciła zaufanie dyrektorki – nie chciała do tego doprowadzić.
- Przepraszam. – a gdy Margaret nie odpowiedziała dodała – Naprawdę.
Dyrektorka westchnęła.
- Powinnaś była mi powiedzieć. Zaufać. Jestem tutaj jak twoja rodzina, najbliższa ci osoba.
Nieprawda.
- Domyśliłam się tego. – wyznała – Nie wiedziałam, że jesteś jego siostrą, a nie chciałam naruszać jego prywatności i tego zgłębiać.
Margaret, mimo protestów, kazała iść Katie na kolacje. Przed stołówką czekały na nią przyjaciółki.
- Jak się czujesz?
Katie westchnęła.
- Nie jestem pewna czy dobrze zrobiłam. – przyznała – Boje się, że będzie miał mi to za złe.
Maggie ją przytuliła.
- Na pewno tak nie będzie.
Weszły do środka i stanęły w kolejce. Matthew wołał ją, by usiadła z nim i jego kumplami. Nie chciała, ale czuła się winna, że skłamała.
Zajęła miejsce po jego prawej i zabrała się za jedzenie sałatki.
- Prosiłem żebyś się z nim nie zadawała. – powiedział po chwili.
Natychmiast w jej głowie pojawiły się kolejne wyrzuty sumienia. Z trudem przełknęła jedzenie. Otworzyła usta, ale z jej gardła nie wyleciały żadne słowa.
- Masz kolczyk?! – Matthew krzyknął, a najbliższe wampiry obróciły się w ich stronę.
Jej przyjaciółki posłały jej niepokojące spojrzenia.
- Uspokój się. – powiedziała cicho nie patrząc mu w oczy.
- Jak mam być spokojny?! – wyprostował się i patrzał na nią wrogo – On cie do niego zmusił?
- Co? Nie! – Katie zaprzestała jedzenia – Nikt mnie do niczego nie zmuszał, to był mój pomysł.
Matthew jej nie wierzył. Widziała to w jego oczach.
- Katie, którą znam nie zrobiłaby czegoś tak głupiego.
Dziewczyna nie wytrzymała. Jej oczy natychmiast zrobiły się srebrne.
- Może dlatego, że znasz Katie sprzed czterech lat? Katie, której brat żył?
- Nie przeginaj – warknął.
Podniosła się spokojnie z miejsca. Spojrzała na swoje ciuchy. Bluzę miała we krwi Deana, nie zdążyła się przebrać.
- Może powinieneś przestać się tak mną przejmować, braciszku? Nie możesz mnie kontrolować. Te prawo utraciłeś przy sfingowaniu swojej śmierci.
Nie wierzyła w to co powiedziała, on też nie. Kiedy wyszła ze stołówki zrozumiała, że przegięła, ale było za późno, by to odwołać. Po chwili dogoniły ją dziewczyny. Nie odezwały się słowem, za co Katie była im wdzięczna. Kiedy znalazły się w domku poszła pod prysznic, a potem padła na kanapę.
- Kiedy on się obudzi? – przerwała ciszę.
- Zależy, czy jest spóźniony...
- Ale wszystko wskazuje na to, że nie jest, więc jutro rano będziesz się mogła z nim zobaczyć.
Katie przebrała się w strój do ćwiczeń i pobiegła na bieżnię. Niestety chłopcy grali w... coś. To idealne określenie na ich wygibasy. Wiedziała tylko, że w grze była jedna piłka, która co sekundę znajdowała się u innego zawodnika. Bieżnia nie była wystarczająco bezpieczna przy ich mocnych rzutach.
Zrobiła kilka okrążeń wokół terenu szkoły, nie zagłębiając się zbytnio w las. Robiła trzecie okrążenia, gdy do jej uszu dotarł dźwięk sapania. Rozejrzała się i zauważyła Kospera z jakąś blondyną. Zażenowana odbiegła najciszej jak umiała.
- Czy ludzie nie mogą robić tego w sypialniach? – jęknęła wchodząc do domku. Pierwsze co jej się rzuciło oczy to Isabel śliniąca się z brunetem ze stołówki.
- Najwidoczniej nie – odparła Sydney stając za jej plecami. Wycofały się z domku i poszły odwiedzić Deana. Sydney zdecydowała się jej towarzyszach, bo wiedziała, że do domku szybko nie wróci.
Margaret uśmiechnęła się na ich widok.
- Niestety jeszcze się nie obudził. Stracił dużo krwi. To normalne, nie martw się.
Dyrektorka nie pozwoliła jej siedzieć do rana. Kazała wracać i odpocząć.
- Jeśli chcesz mogę załatwić nam wino. – powiedziała Sydney, gdy przygnębiona Katie opuściła pokój chłopaka – Odprężysz się.
- Nie, dzięki. Chyba wole się położyć.
Przyjaciółka nie namawiała jej, tylko pozwoliła iść odpocząć. Następnego dnia obudziła się o piątej i od razu chciała iść do Deana. Niestety w drzwiach pojawiła się Sydney.
- Gdzie idziesz? – spojrzała na nią zaniepokojona.
- Do Deana – wyznała niechętnie.
- Słyszałaś Margaret. Zadzwoni do ciebie, gdy się obudzi.
- Gdzie Isabel? – zmieniła temat.
- Nie wróciła na noc – na twarzy przyjaciółki pojawił się uśmiech. – Masz ochotę na mega kaloryczne chipsy?
- To wampiry muszą przejmować się sylwetką? – zdziwiła się siadając przy ich małym stole.
- Nie – Sydney uśmiechnęła się zadziornie – Ale zawsze masz świadomość, że jesz coś zakazanego.
Maggie pojawiła się w drzwiach z szopą na głowie. Dziewczyny zachichotały na jej widok.
- Chcecie jeść beze mnie? – chwyciła najbliższą paczkę i zaczęła garściami napychać usta.
Sydney wstała, gdy Maggie WCHŁONĘŁA wszystkie chipsy.
- Idę się przebrać, a ty – wskazała palcem Katie – nawet nie myśl o ucieczce.
Skończyło się na tym, że dziewczyny śledziły każdy jej krok, żeby im nie uciekła.
- Idziemy na śniadanie! – zaśpiewała Maggie wylatując z domku – Dzisiaj idziesz na lekcje, prawda?
Katie się skrzywiła.
- Najchętniej zostałabym przy Deanie, ale Margaret pewnie mi nie pozwoli.
- Pozwól mu dojść do siebie. Pewnie będzie zszokowany. Margaret będzie musiała mu wszystko wytłumaczyć, a dopiero potem pozwoli ci z nim porozmawiać.
Sydney miała rację. Najpierw będzie musiał otrząsnąć się z wizji braku człowieczeństwa.
Zajęły ich stolik przy którym siedziała już Isabel.
- Jak było? – spytała Maggie ze złośliwym uśmieszkiem.
Isabel spłonęła rumieńcem. Już miała rzucić ripostę, gdy na stołówce zapanowało poruszenie. Katie spojrzała w stronę drzwi i serce podleciało jej do gardła.
Dean, cały i zdrowy, stał u boku Margaret przyglądając się niepewnie wszystkim wampirom. Jej strach i poczucie winy trwały tylko sekundę. Nie zwracając na nic uwagi rzuciła się na Deana zaplatając nogi wokół jego bioder.
***
Hej, hej hej!
Zbliżają się święta, czujecie już ten klimat? Coca cola zapewnia nam go już od listopada :D
Następny rozdział dostaniecie 'pod choinkę'.
Buziaczki! ;*
NatkaSsq
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top