Epilog

Następnego dnia po weselu moim i Lokiego przeprowadziliśmy się do Jotunheimu. 

Tego samego dnia Laufeyson przeteleportował wszystkie dzieci Lodowych Olbrzymów, którymi opiekowałam się z Leonem na Ziemi. Mój brat także został z nami w Jotunheimie. Zostawiliśmy rodzicom tylko krótki list i na zawsze odeszliśmy z ich życia. Byłam pewna, że tym uczyniliśmy im przysługę.

Od naszego ślubu minęły już trzy miesiące.
Byłam tak szczęśliwa, jak nigdy dotąd. Byłam królową Krainy, którą odbudowywuję na nowo u boku najwspanialszego mężczyzny w całym Wszechświecie. Na dodatek mój ukochany brat również jest przy mnie, jako mój doradca.

Dalej opiekujemy się dziećmi, które z wielką radością zamieszkały na śnieżnej planecie. Wszędzie biegały wesołe, nie tęskniąc za życiem na Ziemi. Odyn za namową Friggi przysłał nam do Jotunheimu kilkadziesiąt asgardczyków, jako służbę i strażników, gdyż jotunowie byli jeszcze dziećmi.

Z takimi rozmyślaniami udałam się do biblioteki, w której Loki uwielbiał przesiadywać. Po cichu szukałam męża między regałami książek. Od kilku dni nie czułam się najlepiej. Kręciło mi się w głowie i miałam mdłości, ale nie chciałam martwić ani Leona, ani Lokiego. Po kilkunastu minutach znalazłam czarnowłosego zatopionego w grubej lekturze. Szłam w jego stronę z szerokim uśmiechem, gdy zakręciło mi się w głowie tak mocno, że gdyby nie silne ramiona męża leżałabym na podłodze.

- Wszystko w porządku, kochanie? - spytał zmartwiony Loki. - Co się dzieje? 

- To nic. Zakręciło mi się w głowie. - odpowiedziałam, uśmiechając się do niego i prostując, ale nie na długo, bo przyszły mdłości. - Nie... dobrze mi... - wyjąkałam. 

- Zabieram cię do lekarza. - szmaragdowooki wziął mnie na ręce, a ja oplotłam dłonie wokół jego szyi, wtuliłam się w jego klatkę piersiową i zamknęłam oczy, wsłuchując się w bicie serca ukochanego.

- Wasza wysokość. - usłyszałam po otworzeniu drewnianych drzwi. 

Poczułam, jak Kłamca kładzie mnie na łóżku, dlatego otworzyłam oczy. Wiedziałam, że znajdowaliśmy się w szpitalnym skrzydle naszego zamku. 

- Lillianna źle się czuje. - odpowiedział starszemu mężczyźnie Loki. 

- Co dokładniej ci dolega, pani? - dopytał starzec. 

- To tylko zawroty głowy i mdłości, Amirze. - odpowiedziałam z uśmiechem. - Za bardzo się o mnie martwicie. 

- Trzy miesiące temu umierałaś na raka! Jak mam się nie martwić?! - zdziwił się zdenerwowany Trickster. 

- Spokojnie, królu. Może lepiej będzie, jeśli zbadam królową bez twojej obecności? - zaproponował spokojnie Amir. 

- Co?! - oburzył się Loki. 

- Loki nie denerwuj się. Nic mi nie jest. Amir tylko mnie przebada i wszystko się wyjaśni. - uspokoiłam męża, a ten tylko popatrzył na mnie zmartwiony i ostatecznie wyszedł z sali.

- Czy boli cię coś, Lillianno? - spytał brązowooki staruszek.

Prosiłam Amira, aby zwracał się do mnie po imieniu. Traktowałam go jak dziadka, mimo że znałam tak krótko. Wyglądał bardzo sympatycznie i taki też miał charakter. Siwe włosy do ramion i siwa długa broda. Zawsze uśmiechnięty i przyjaźnie nastawiony do wszystkich. Był troszkę niższy ode mnie i pulchny. Należał do ludzi Odyna, których władca Asgardu przydzielił nam do pomocy. Byłam mu za to naprawdę wdzięczna, choć przeczuwałam, że jest to bardziej zasługa Friggi.

- Czasami brzuch i głowa, ale to...

- Sprawdzimy. - przerwał mi. - Połóż się. - rozkazał, a gdy wykonałam polecenie, przez materiał fioletowej sukni dotknął mojego brzucha.

Po chwili uśmiechnął się tajemniczo, a w jego brązowych oczach dostrzegłam iskierki radości. Już wtedy wiedziałam, że to nie mogło być nic złego, dlaczego więc czułam niepokój?

- Pozwól, że zaproszę do środka twojego męża. - z tym tajemniczym uśmiechem ruszył w stronę drewnianych drzwi, za którymi czekał Loki.

- Ale nie powie...

- Co jej jest? - spytał Laufeyson, gdy tylko otworzyły się przed nim drzwi.

Medyk nie odpowiedział, tylko z powrotem podszedł do mnie i nakazał usiąść. Cały czas tajemniczy uśmiech nie schodził mu z twarzy, a ja z Lokim patrzyliśmy na niego z niecierpliwością i niezrozumieniem.

- Mów że! - zniecierpliwił się Loki, podchodząc do mnie i trzymając mnie za rękę.

- Jesteś w ciąży, pani. - oznajmił w końcu radosny Amir.

- Naprawdę? - zdziwiłam się.

- Tak, nie wiem jeszcze, czy...

- To... - Loki z wielkim uśmiechem podniósł mnie błyskawicznie i obracał się ze mną w kółko po całej sali. - To będzie chłopiec! - krzyknął uradowany i wpił się w moje usta. Szczęśliwa odwzajemniłam pocałunek, mocno trzymając się ukochanego.

Czekało nas długie i szczęśliwe życie, pełne przygód, wyzwań i miłości. Tego byłam pewna, bo moje życie zaczynało się na nowo. Na nowo z Lokim, naszym dzieckiem, moim bratem i młodymi Lodowymi Olbrzymami na odnowionej planecie.





Obiecałam, więc w końcu udało mi się poprawić te nieszczęsne rozdziały. 🙈

Jeśli jest wśród Was ktoś, kto czytał tę historię na moim starym koncie to jest mi bardzo miło, że tu trafiliście. 💚 Na pewno w historii są niewielkie różnice, bo nie pamiętałam już, jakie poprawki naniosłam ostatnim razem i wszystko musiałam robić od nowa. 🙈

Dziękuję, że tu jesteście i wspieracie mnie czytaniem moich wypocin.💚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top