9

Parę godzin po wizycie Lokiego, Laufey wraz z kilkoma ludźmi udał się do Asgardu, by zabić Odyna. Nie wiedziałam czy mu się to uda. W głębi serca liczyłam, że sam przy tym zginie. To byłoby mi na rękę. 

Niestety jak na złość kazał mi zostać w Jotunheimie i pilnować ludzi, więc nie mogłam uciec z Lodowej Krainy. Nie wiedziałam, co planował Loki, ale mieszkańcy nie byli niczemu winni. Tak więc siedziałam bezczynnie w bibliotece, pilnowana przez dwóch strażników. Nie mogłam się skupić na czytanej książce, gdyż bardzo martwiłam się o Lokiego. Ten kłamliwy bożek stał się dla mnie ważniejszy niż sama bym tego chciała.

Loki

- Dopilnuj, by mój brat nie wrócił. - rozkazałem strażnikowi reliktów w zbrojowni. - Zniszcz wszystkich.

Szkatułą wiecznej zimy zamroziłem Heimdalla, który zignorował mój rozkaz i pomógł przyjaciołom Thora dostać się na Midgard. Zamieniłem się przy tym w lodowego olbrzyma, ale nie zbyt się tym przejąłem. W końcu taka była moja natura.

Dopiero teraz zaczynała się prawdziwa zabawa...

- Bracie przepraszam, jeśli jakoś cię skrzywdziłem i pchnąłem cię do złego. - Thor mówił do niszczyciela. - Naprawdę cię przepraszam, ale to niewinni ludzie. Ich śmierć nic ci nie da. - przez oczy obrońcy widziałam, że ten tępy młotek cały czas podchodzi do "mnie". - Zabij mnie i zakończ to. - Ojejku, ale mi przykro. Jaki on się honorowy zrobił. O Odynie!

Zwodząc brata, że go posłuchałem, z całej siły metalowy strażnik uderzył go w twarz, tak że Thor poleciał parę metrów dalej. Nie był tak głupi i choć maszyna Odyna była potężna wiedziałem, że blondyn nie da się tak łatwo pokonać. Nie zdziwiłem się więc, że gdy myślałem, że nie żyje, uratował go Mjollnir, którym pokonał obrońcę.
Teraz czas na dalszą część planu.

- Witajcie w Asgardzie. - powiedziałam Jotunom, gdy wpuściłem ich do królestwa za pomocą Bifrostu.

Nie odpowiedzieli. Laufey obdarzył mnie chłodnym spojrzeniem, zmierzając w stronę pałacu. Uśmiechnąłem się pod nosem, skrycie licząc, że Lilianna jest bezpieczna na Midgardzie. Jotunowie weszli do zamku, a ja się do niego przeteleportowałem. Jednak nie do sali, w której przebywał Odyn.

- ...że zginąłeś z ręki Laufeya. - usłyszałem ten przeklęty głos, dobiegający z komnaty mego niby ojca i postępując zgodnie z planem, berłem Odyna wycelowałem w Władcę Olbrzymów.

- A ty z ręki syna Odyna. - powiedziałem i gdy tamten chciał wstać znów w niego strzeliłem, zamieniając w proch. - Już nigdy więcej jej nie skrzywdzisz... - wyszeptałem do siebie.

- Loki! Ocaliłeś go! - matka rzuciła mi się na szyję. Przytuliłem ją, mając nadzieję, że to nie ostatni raz, gdy mogę to zrobić.

- Przysięgam ci, że zapłacą za to co zrobili. - obiecałem, patrząc jej prosto w oczy.

Jednak nie mówiłem tego tylko do Friggi. Chciałem, aby usłyszała to też Lillianna. Moja Lillianna, która jest bezpieczna na Ziemi.

- Loki! - miłą chwilę, jak zawsze musiał przerwać Thor. Bo jakżeby inaczej?!

- Thorze! - matka podbiegła do niego i przytuliła. - Wiedziałam, że wrócisz!

- Nie powiesz jej, że wysłałeś niszczyciela na mnie i na naszych przyjaciół, by nas zabił? - spytał zły brat.

- Co?!

- Spełniałem ostatnią wolę ojca. - odparłem.

- Zawsze byłeś zdolnym kłamcą. - pochwalił mnie gromowładny.

- Dobrze, że wróciłeś. - powiedziałem z udawanym przejęciem. - Ale teraz muszę zniszczyć Jotunheim. - wycelowałem w brata dzidą, przez co ten zrobił dziurę w ścianie i spadł przez nią.

Nie odważyłem się spojrzeć na twarz matki. Wybiegłem z pałacu, dosiadłem swojego ciemnego konia i dotarłem do kopuły. Włożyłem miecz do środka i rozpocząłem swoje dzieło. Nie mogłem teraz się wycofać. Patrzyłem z fascynacją, jak kopuła od wewnątrz pokrywała się lodem i wyrosło w niej wielkie, szklane drzewo.

Uśmiechnąłem się pod nosem, wyczuwając obecność mego przygłupiego brata. 

- Nie powstrzymasz tego. Most będzie nabierał mocy, aż rozerwie cały Jotunheim. - powiedziałem spokojnie, a Thor uderzył w drzewo, które odrzuciło go do tyłu.

Lillianna

- Pani! - strażnik wbiegł do biblioteki. - Król nie żyje! Zostaliśmy zaatakowani, pani! Musimy uciekać! - krzyczał.

A więc ktoś mnie uprzedził? Sama chciałam zabić Laufeya. Z drugiej strony ucieszyłam się, że jednak nie musiałam tego robić. Mimo, że tak bardzo pragnęłam jego śmierci, nie wiedziałam, czy byłabym w stanie odebrać mu życie. 

- Jak to zaatakowani? - po chwili dotarł do mnie sens dalszej wypowiedzi strażnika.

- Jakieś światło niszczy cały Jotunheim! Wszyscy zginiemy, pani!

- A portal? - przypomniałam sobie wejście, którym przez ostatnie dwa dni poruszałam się między światami.

- Został zniszczony jako pierwszy. Wybuchnął zabijając dziesiątki osób, które chciały nim uciec!

- Mój Boże... - wyszeptałam przerażona, odkładając książkę na niewielki stolik. - Z której strony jesteśmy atakowani?

- Od strony Asgardu, pani.

- Niech każdy, kto może schroni się w pałacu. - rozkazałam i sama udałam się do sali tronowej.

Po drodze posklejałam fakty i wszystko zrozumiałam. To Loki miał na myśli, mówiąc abym uciekła z Jotunheimu. Planował to od dłuższego czasu. Nie rozumiałam, dlaczego mi nie powiedział? Przecież znalazłabym jakiś sposób, żeby uciec spod czujnych oczu strażników. A tak? Sama wydałam na siebie wyrok.

Myślałam nad sposobami ucieczki z tej planety, patrząc, jak zamek błyskawicznie wypełniał się kolejnymi mieszkańcami. W sali panował chaos. Ludzie przekrzykiwali się nawzajem, dzieci płakały, a kobiety panikowały.

- Pani! Więcej nas się tu nie zmieści! Zamek nas nie obroni! - podszedł do mnie roztrzęsiony wojownik.

- Nie krzycz na mnie! - podniosłam głos. - Cisza! - krzyknęłam i po paru sekundach musiałam powtórzyć swój rozkaz, aż w końcu w pałacu zapanowała cisza. Matki starały się uspokoić swoje płaczące dzieci, ale to one same robiły więcej hałasu niż maluchy.

- Pani! Ratuj nasze dzieci! - wykrzyknęła jedna z kobiet.

- Tak!

- Pani! Prosimy!

- Ratuj nasze dzieci!

- My możemy zginąć!

- Pani pomóż!

Krzyczały wszystkie na raz, a ja nie wiedziałam co zrobić. Chciało mi się płakać z bezradności, bo przecież byłam zwykłą śmiertelniczką. Jak miałabym uratować te niewinne dzieci? Tak, niewinne. Bo one były malutkie. Niczego nieświadome. Gdyby wszyscy Jotunowie wymarli, a dzieci pozostały można by było stworzyć całkiem nowy kraj. Dobry i piękny. Dlatego postanowiłam, że zrobię wszystko, aby je ocalić. O ile mi samej uda się przeżyć.

Nie miałam siły by krzyczeć, więc podniosłam wysoko otwartą dłoń i czekałam na spokój.

- Nie mamy czasu! Podajcie wszystkie małe dzieci tutaj. Do mnie. - rozkazałam, gdy zapanowała cisza.

Po chwili zostałam oblężona przez setkę niebieskich dzieci. Te najstarsze mogły mieć najwyżej sześć lat. Starsze dzieci nie chciały opuścić swoich matek. Były za duże, by zmusić je do odejścia od rodziny. Ich ojcowie starali się obronić kraj, lecz na marne. Nic nie mogliśmy zrobić. Nie wiedziałam, co ja mogłabym zrobić. Jak im pomóc?

- Loki... Błagam cię... Pomóż... - szeptałam sobie i prawą ręką ścisnęłam lewy nadgarstek z tatuażem, tak mocno, że po chwili w skórę wbił mi się paznokieć i na granatową posadzkę spadła kropla krwi. - Loki... Pomóż mi... Proszę... - po policzku spłynęła mi łza bezradności i spadła prosto na kroplę krwi. - Loki...

Ktoś jeszcze słuchał moich próśb, bo nagle znikąd pojawił się przede mną portal (podobny do tego, który robił Doktor Strange, tylko ten miał niebieską otoczkę, a nie pomarańczową). Nie mieliśmy czasu, bo światło niszczące planetę dosięgało już pałacu.

- Szybko wchodzcie! - poganiałam dzieci.

Popychałam je bardzo szybko, aby wszystkie zdążyły wejść do portalu.
Na moich oczach światło z Asgardu zabiło tysiące Jotunów i coraz szybciej zbliżało się do tronu. Olbrzymy przepychały się, aby dostać się do portalu, ale chyba żaden nie zdążył.
Nie mam pojęcia, co się stało później, bo istniała już tylko ciemność i wrzaski.

Loki

Usłyszałem jej błagania. To niemożliwe, żeby dalej była na Jotunheimie. Nie możliwe, żeby mnie nie posłuchała. Miała tylko uciec. Nie mogła tam zginąć.
Uaktywniłem jej tatuaż. Reszta zależała od niej, jak bardzo chciała się wydostać z tamtej krainy. Powinna wydostać się z niej bez problemu, bo jeśli tam zostanie, to będzie moja wina. Moja! Miałem więc nadzieję, że zdążyła. Że nie usłyszałem jej zbyt późno.

Walczyłem z Thorem, ale przez moje rozproszenie Lillianną pokonał mnie i uderzał młotem w Bifrost.

- Co ty robisz?! - Co on wyprawiał do cholery? - Jeśli zniszczysz most już jej nie zobaczysz!!! - krzyknąłem do Thora, ale bardziej martwiłem się o siebie.

On straci ukochaną, ale ja nie byłbym w stanie żyć w niewiedzy czy Lilianna żyje. Czy zdążyłem. Nie mógłbym żyć bez niej. Nie teraz, gdy wreszcie pozbyłem się Laufeya.

- Wybacz Jane. - powiedział Thor i w tym czasie, w którym ostatni raz uderzył w Bifrost, ja skoczyłem na niego z berłem Wszechojca.

Ogromna energia odrzuciła nas bardzo daleko i zepsuła cały most. Miałem ochotę wyć z rozpaczy. W ostatnim momencie Odyn złapał rękę Thora, a on dzidę, którą trzymałem.Wisieliśmy nad przepaścią, a ja poczułem dziwne ukłucie w sercu.

To niemożliwe. Nie, nie, nie... Ona musi żyć! To niemożliwe! Nie! Nie mogła umrzeć! Ona żyje! Na pewno! Nie mogła umrzeć! - krzyczały moje myśli, a mi się chciało płakać.

- Udałoby mi się ojcze! - wykrzyknąłem zrozpaczony do Odyna. - Zrobiłbym to! - krzyczałem. - Dla ciebie! Dla nas wszystkich! - wykrzyknąłem, ale oprócz Odyna myślałem także o Lilliannie.

- Nie Loki. - odezwał się Odyn, jeszcze bardziej mnie dobijając.

Ze smutkiem i zawodem patrzyłem mu prosto w oko. Jeśli ona nie żyje, mnie też nic nie trzyma na tym świecie.

- Loki stój! - zawołał Thor.

Nie posłuchałem go, tylko puściłem się laski i spadałem w otchłań przyglądając się ojcu i bratu.

- Nie!!! - usłyszałem krzyk Thora, a po chwili cichy szept Odyna. - Nie...

A potem była już tylko ciemność i rozpacz, jaką niósł ze sobą brak miłości ojca i strata ukochanej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top