3

Od paru minut siedziałam w altance z butelkami wina oraz szampana i patrzyłam na gwiazdy.
Co prawda nie byłam pełnoletnia, bo miałam dopiero szesnaście lat, ale co tam.
Za godzinę zacznie się Nowy Rok, na którego wszyscy czekają z wielką niecierpliwością. A ja? Uciekłam na zewnątrz od gwaru rozmów.

W tym roku to właśnie moja rodzina organizowała imprezę sylwestrową. Tak więc przyjechała do nas cała rodzina, zarówno od strony mamy jak i taty.

Brakowało tylko dziadków, którzy poumierali kilkanaście lat temu.

Nigdy nie brakowało nam pieniędzy, mogliśmy więc sobie pozwolić na organizację takiej imprezy. Moja rodzina była bogata. Tata był znanym biznesmenem, właścicielem ogromnej firmy ekonomicznej. Mama zaś nauczycielką matematyki i informatyki w liceum.

Pieniądze to jedyne, co byli w stanie dać mi i mojemu bratu, starszemu ode mnie o rok.

Mieliśmy ogromny dom i ogród, dlatego krewni mieli zostać u nas na noc. Większość dzieci już spała, a pozostali wyczekiwali północy.

A ja chciałam się upić za wszelką cenę, aby choć na chwilę zapomnieć o okropnej nocy spędzonej w Jotunheimie i kolejnym gównie w jakie się wpakowałam.

Obudziłam się nad ranem. Byłam sama w łóżku, na co odetchnęłam z ulgą. Noc była koszmarem. Potwór mnie zgwałcił.

- Jak się spało, księżniczko? - przestraszył mnie Laufey, który wyszedł w ręczniku z łazienki.

Ze strachu owinęłam się szczelniej kołdrą. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że jedynie pościel ukrywała moje ciało przed jego paskudnym wzrokiem.

- Mogło być lepiej... - powiedziałam ostrożnie, z uwagą  patrząc mu w oczy.

- Nie podobało ci się, kochanie? - z szyderczym uśmiechem podszedł do mnie i usiadł na skraju łóżku.

- Zgwałciłeś mnie! - wysyczałam mu prosto w twarz.

- Zawarliśmy umowę, na którą przystałaś.

- Nie miałam wyboru!

- Miałaś! Chciałaś spędzać tu tylko noce, a nie całe życie!

- To nazywasz wyborem?! - nabrałam pewności siebie. - Nie chciałam z tobą sypiać! Nie wiedziałam, do czego jestem ci potrzebna!

- Dosyć! - zezłościł się. - Uczynię cię królową. Będziesz moją żoną. Matką moich dzieci. - powiedział spokojniej, głaszcząc mój policzek. - Wiele chciałoby być na twoim miejscu.

- Nigdy! - wysyczałam.

- Jesteś taka jak ona... - powiedział i pocałował mnie, wbrew mojej woli. - Ubierz się i zjemy razem śniadanie. - powiedział i wrócił do łazienki.

- Nie mogę tu zostać. Za kilkadziesiąt godzin jest Sylwester. Muszę pomóc rodzicom w przygotowaniach do imprezy. Poza tym już jest ranek, a ja miałam być tu tylko w nocy. - poszłam za nim owinięta w kołdrę.

- Dobrze. W takim razie Laufeyson odstawi cię na Ziemię i zobaczymy się w nocy. - powiedział do mnie. - Straże! - do sypialni wszedł strażnik, ale gdy tylko zobaczył mnie w cienkim materiale kołdry, z całych sił starał się patrzeć na króla bądź podłogę. - Znajdź Laufeysona i każ mu przyjść do mnie. - rozkazał król  żołnierzowi.

- Tak jest, panie. - strażnik szybko ukłonił się władcy i opuścił pomieszczenie.

- Mam prośbę... - zaczęłam niepewnie.

- Mów. - powiedział Laufey i ubierał się.

- Chciałabym spędzić ostatnią noc tego roku z rodziną. To święto jest raz w roku. Jest wyjątkowe i...

- I co będę miał w zamian? - przerwał mi Laufey, stając na przeciwko mnie, bez koszuli i patrząc w moje oczy z zainteresowaniem.

- Jeśli pozwolisz mi spędzić dwie noce w miesiącu na Ziemi... Będziesz miał mnie do dyspozycji przez dwa dni w miesiącu. - wymyśliłam.

- Kolejna umowa? - dopytał.

- Tak.

- Dwie noce bez ciebie, w zamian za dwa dni z tobą? - skrócił.

- Tak.

- Widzę, że lubisz się targować, skarbie. - uśmiechnął się Laufey, gładząc mój policzek.

- Tak, aby mi się to opłacało... - odwzajemniłam pewny siebie uśmiech.

- A więc zgoda. - powiedział i pocałował mnie, obejmując w tali.

Nie chciałam odwzajemniać jego pocałunku i na szczęście nie musiałam, bo nie trwał długo. Ktoś nam przerwał i bez płukania wszedł do środka, widział jednak nasz pocałunek.

- Wzywałeś mnie, panie. - Loki ukłonił się przed Laufeyem, a ten przytulił mnie.

- Tak. Odstawisz Lilliannę na Ziemię.

- Dobrze, wasza wysokość. - Loki znowu się ukłonił i czekał na mnie.

Laufey cmoknął mnie w usta, a ja z całych sił starałam się nie wykrzywić.

- Do zobaczenia, kochanie. - powiedział, a ja ukłoniłam się przed nim i tylko owinięta w kołdrę poszłam za Lokim.

Z ulgą głośno wypuściłam wstrzymany od nie wiem kiedy oddech.

- Wszystko dobrze? - zapytał Loki, ale szedł dalej.

- Dobrze?! Żartujesz ze mnie?! - popatrzyłam na niego zdziwiona. - On mnie zgwałcił! I ma być wszystko dobrze?! Jestem w jakimś cholernym królestwie i do tego nawet nie mam ubrań! - wskazałam na siebie, kurczowo trzymając zasłaniający mnie materiał.

Loki przycisnął mnie do ściany, ręką zatykając moje usta.

- Cieszej. Cały pałac nie musi słyszeć, co myślisz. - upomniał mnie.

Przyciągnął mnie do siebie, a po chwili byliśmy już w moim pokoju. Dalej miałam na sobie tylko cienką, królewską kołdrę.
Loki odsunął się ode mnie.

- Do zobaczenia, pani. - powiedział i zniknął.

Cholerny magik.

- Za pół godziny północ, a ty tutaj tak samotnie? Szukałem cię. - wyrwał mnie z zamyśleń osiemnastoletni kuzyn Mikołaj, zakładając na moje nagie ramiona koc.

Miałam na sobie tylko balową sukienkę. Byłam tak wystojona, jakby to było co najmniej wesele. Zresztą cała rodzina wyglądała podobnie.

"Jak sylwester, to sylwester. Trzeba zaszaleć!" - tak mówił mój tata.
       
- Jakim cudem ci nie zimno? Elsą
jesteś? - zażartował i usiadł obok mnie.

- Ależ skąd, Miki. Mi bliżej do jakiegoś złego charakteru niż księżniczki. - zaśmiałam się.

- Dzisiaj jesteś księżniczką. Może to i sylwester, ale także twoje urodziny! Poza tym wyglądasz jak księżniczka!

- Przesadzasz...

- Nie śmiałbym o pani ma. - ukłonił się przede mną teatralne, by potem pocałować mnie w policzek. - Pamiętasz? Jak byliśmy mali zawsze bawiliśmy się, że jesteś księżniczką, a ja i Leonardo twoimi rycerzami. Walczyliśmy ze smokami i ratowaliśmy cię z wysokich wież! - śmiał się.

- Pamiętam. Stare dobre dzieje.

- To ile lat dzisiaj skończyła moja księżniczka? - objął mnie ramieniem.

- Siedemnaście.

- To jeszcze nie możesz pić alkoholu! A dużo butelek tutaj widzę.

- Oj przesadzasz, Mikuś. Trochę alkoholu nikomu nie zaszkodzi. - zaśmiałam się.

- Lill, co się stało? - spoważniał.
Za dobrze mnie znał.

- A co się miało stać? Świętujemy! W końcu rok 2020 nigdy się nie powtórzy! - udawałam wesołą.

- Dobra. Nie chcesz to nie mów, ale alkoholem się chociaż podziel. Ja w przeciwieństwie do ciebie mogę już pić. - wrócił mu chumor.

Podałam mu butelkę wina i pokazałam, żeby pił tak jak ja, czyli prosto z butelki.
Śmialiśmy się, wspominaliśmy nasze dzieciństwo i w ciągu trzydziestu minut opróżniliśmy dwie butelki win, a potem jeszcze dwie butelki dziecięcego szampanu.

- Nie ma to, jak upić się Piccolo! - śmiałam się razem z Mikołajem.

Gdy do północy zostało pięć minut otwarliśmy dwie butelki szampanów. Wyszliśmy z altanki i podziwialiśmy fajerwerki, które już oświetlały niebo.
Odliczaliśmy razem i równo o północy wznieśliśmy toast, stukając się wzajemnie butelkami i krzycząc: SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!

Również równo o północy znikąd pojawił się przede mną Loki, pocałował w usta i zniknął, siejąc zamęt w mojej pijanej głowie.

Zastanawiałam się, czy czasem to nie były moje zwidy, bo Miki go nie widział.
Chyba za dużo wypiłam, ale co tam. Jutro będziemy trzeźwieć.

Dokończyliśmy pić nasze szampany i podziwiać kolorowe niebo, a następnie wróciliśmy do domu, by imprezować do rana.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top