9. ||Annabeth||
Wyszłam z łazienki, po drodze patrząc z przygnębioną miną na Taylor, która już spała w swoim łóżku. Poczułam bolesne ukłucie w klatce piersiowej, kiedy tak przez kilka minut przyglądałam się jak równomiernie oddycha. Jej idealnie pofalowane włosy spoczywały na poduszce, a perfekcyjna twarz pogrążona była w błogim śnie. Usta wykrzywione były w delikatnym uśmiechu, a powieki przymknięte.
Nie wiem czemu, poczułam nagle nieodpartą chęć wyrwania jej tych brązowych kudłów z głowy. Nie wiem sama dlaczego, ale to pewnie przez to, że nie chcę żeby skrzywdziła Percy'ego. Tak tak, to na pewno to.
Ugh, kogo ja chcę oszukać? Nadal go kocham i choćby nie wiem co, dalej będę kochała. I okropnie bolała mnie świadomość, że wybrał ją, a nie mnie.
Była lepsza i dobrze o tym wiedziała.
Zastanawiałam się, jaki jest sens mojego życia. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nikogo nie pokocham tak bardzo jak Percy'ego. I ten fakt dobijał, bo skoro on wolał ją, to ja nie miałam po co żyć.
I wtedy usłyszałam ten dźwięk. Cichy trzask przy oknie, przez który zmarszczyłam brwi i podeszłam do okna. Gruba gałązka właśnie spadała na sam dół, gdzie stał...
Przełknęłam ślinę. Na bogów Olimpijskich, moje serce miało zamiar chyba wyskoczyć mi z klatki piersiowej.
Szatyn stojący na dole w ogródku był wyraźnie z siebie zadowolony że udało mu się zwrócić moją uwagę, kiedy mnie zobaczył w szybie.
- Co ty tu robisz?! - syknęłam otwierając okno i próbując udawać wkurzoną. Na dworze było już ciemno, bo wybijała właśnie godzina dwudziesta druga trzydzieści. Gwiazdy świeciły jak świetliki, a na niemal czarnym niebie wyglądały jeszcze bardziej zjawiskowo. Ta noc była bezchmurna, więc idealnie było widać księżyc w pełni. Spojrzałam znów na morskookiego, przy okazji zatapiając się w jego niespotykanych tęczówkach. Dodatkowo światło księżyca i gwiazd odbijało się w jego oczach, więc wyglądały one jeszcze bardziej niesamowicie niż zazwyczaj.
- Otwórz okno na całą szerokość - polecił, na co zaciekawiona wypełniłam posłusznie polecenie i spojrzałam na to, co będzie dalej. Chłopak zaczął się wspinać po rynnie, zwinnie podpierając się nogami o łączenia w rurach. Po kilku minutach podciągnął się, łapiąc za parapet i wszedł do pokoju.
- Nie można było normalnie? - spytałam, uważnie obserwując jak Percy rozpina niebieską bluzę.
- Nie - rzucił rozbawiony z mojej powagi.
- Nie sądziłam, że potrafisz wchodzić po rynnie i włamywać się do domu bezbronnej nastolatki.
- Bezbronnej? - parsknął i wskazał na mój sztylet na stoliku - Do tego umiesz takie sztuczki, że powaliłabyś mnie zanim zdążyłbym tu wejść. Poza tym, nie po to poparzyłem się na wspinaczce z lawy na obozie coś koło dwudziestu siedmiu razy, żeby nie umieć wejść do pokoju na piętrze.
Przewróciłam oczami na jego uwagę. Fakt, na obozie uczyli nas takich rzeczy.
- Żałuję że cię nie zepchnęłam z tego parapetu, kiedy jeszcze tam stałeś. Przynajmniej teraz bym już spała.
- Nie zrobiłabyś tego - powiedział, na co gwałtownie się odwróciłam świdrując go spod przymrużonych oczu. Jednak on stał dalej, niewzruszony moim spojrzeniem.
- Niby dlaczego?
- Zbyt wiele dla ciebie znaczę - oznajmił, podchodząc bliżej mnie, na co ja cofnęłam się o krok. Co jak co, ale musiałam zostać w bezpiecznej odległości. Dla jego oraz mojego dobra. Dla nas.
Nie skomentowałam tego, bo chyba pierwszy raz w życiu zabrakło mi riposty. Siedzieliśmy kilka minut w ciszy, ale mnie nurtowało pewne pytanie.
- Po co przyszedłeś? - musiałam wiedzieć. W sumie nie wiem czemu tak bardzo zależało mi na odpowiedzi. - Jeżeli do Taylor, to ona już śpi - wskazałam ruchem głowy na śpiącą brunetkę. Byłam rozgoryczona kiedy moje myśli wędrowały do tego, że to ją a nie mnie Percy całuje codziennie.
- Przyszedłem do ciebie.
Spojrzałam zdumiona na morskookiego, który usiadł na moim łóżku. Tym to mnie kompletnie zbił z pantałyku, a moja szczęka właśnie uderzyła z hukiem o ziemię.
- A-ale jak to do mnie? - wyjąkałam, powoli do niego podchodząc i zajmując miejsce koło niego. Nie chciałam przekraczać granicy, ale nie mogłam się oprzeć spoglądaniu na niego kątem oka co chwilę.
- Chyba to już czas, żebyśmy sobie wszystko wyjaśnili.
***
Ta-da! Rozdział jest. Jak zwykle krótki, ale lubię kończyć w takich momentach 😈. Przed długi czas nie dodawałam nowych rozdziałów, ale już oficjalnie mogę powiedzieć że wróciłam. A od następnego zaczyna się wreszcie coś dziać.
Niedługo znów pojawi się rozdział, jakoś nawet może w tym tygodniu. Kocham i pozdrawiam!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top