7. ||Percy||

 Błądzić, jest rzeczą ludzką. Każdy popełnia błędy. Uczą nas one, żeby podejmować następnym razem inne decyzje. Dzięki temu, że popełniamy błędy możemy sprawdzić co zrobiliśmy źle. Jest takie przysłowie, że "Tylko głupiec popełnia te same błędy". 

No to zaliczam się do tej kategorii. 

Po pierwsze, uwierzyłem Taylor kiedy powiedziała że Ann umawia się z kimś innym. Po drugie, nie zatrzymałem Annabeth i nie wytłumaczyłem tego pocałunku. Po trzecie, kiedy ona zapytała "Przyjaciele?", ja podałem jej rękę. 

Co ja zrobiłem Afrodycie, że sprawia iż kolejne dziewczyny się we mnie zakochują?! Mi wystarczy na prawdę tylko Annabeth. Czy ja tak dużo wymagam? To właśnie JA uratowałem tyłki Olimpijczyków co najmniej dziesięć razy. 

 Ale także ja podjąłem te złe decyzje. Teraz zrozumiałem. Taylor posiadała umiejętność, dzięki której nikt nie mógł o niej zapomnieć. Jak raz ją zobaczyłeś, to koniec. Ale na herosów to nie działa tak jak powinno. Może dlatego, że herosi to w połowie bogowie. Nie wiem. Ale patrząc na Annabeth mam pewność, że ona czuje się tak samo poturbowana jak ja. 

 Muszę to odkręcić i to jak najszybciej. 

 Ale jednak muszę się do czegoś przyznać... Taylor zaczyna mi się podobać. Tak. Pewnie teraz mnie znienawidzicie. Ale ma w sobie coś takiego... Jest taka pewna siebie i zbuntowana. Wygląda na taką, która dostaje zawsze to co chce. 

Nie żeby Annabeth taka nie była. Tego nie powiedziałem. 

Ale po prostu... nie wiem jak to wytłumaczyć. Ta dziewczyna zaczyna mnie coraz bardziej pociągać. I może to skutek czaru, ale jednak... Tak. Za to co teraz powiem macie pełne prawo mnie zamordować. A ja się nie będę opierał. Wracając - Jednak gdybym teraz miał dokonać wyboru między Annabeth a jej kuzynką, zawahałbym się. I nie żartuję z tym, że nie wiem którą miałbym wybrać. 

 - Wszystko dobrze Percy? - spytała blondynka przyglądając mi się. Spojrzałem w dół i spotkałem się z szarymi jak chmury, które zapowiadają solidną burzę oczami. I nagle sprawa wydała mi się bardzo prosta - wybieram Annabeth i tyle. Jednak skinąłem lekko głową i odwróciłem się w stronę mojej dziewczyny (Taylor) i zatopiłem się w tych - obecnie - zielonych oczach. Byłem skończonym kretynem i dobrze o tym wiedziałem. Bo już niedługo nadejdzie czas wyboru. Po prostu to czuję. A ja nie będę umiał wybrać.

 - Chodźcie na górę. Nie będziemy cały czas stali w progu - powiedziała blondynka do nas i pokazała gestem, żebyśmy szli za nią. Ona szła na przedzie, a ja z Taylor z tyłu.

- Pamiętaj, nie rób nic głupiego - szepnęła mi do ucha - JA jestem twoją dziewczyną, a nie moja kuzynka. I dlatego zostajecie tylko przyjaciółmi.

Tylko przyjaciółmi... To tak okropnie brzmiało. Wiele razy oglądałem seriale i filmy, w których główni bohaterzy utknęli w strefie Friendzone. Ale tak na prawdę nigdy tego nie doświadczyłem. 

I może to głupie, ale właśnie ta stanowczość w głosie brunetki mnie pociągała. Nie umiałem nad tym zapanować. 

Weszliśmy do pokoju brunetki i jej kuzynki na poddaszu. Myślałem - nie, czekaj. Ja żyłem z nadzieją - że nadal będą tam poprzyczepiane zdjęcia moje i Ann na jej tablicy. Ale po raz kolejny spotkał mnie zawód. Te zdjęcia zostały zastąpione przez fotografie Piper i Hazel wraz z samą szarooką. 

 Za to nad łóżkiem Taylor pełno było moich zdjęć. I przez chwilę wytrzeźwiałem. Zadałem sobie w myślach pytanie "Co się wydarzyło i czemu jestem z nią?". Ale skarciłem się za to w myślach. Nie umiem tego nazwać, co się ze mną działo. 

 - Napijecie się czegoś? - zapytała dziewczyna. I znowu zacząłem obmyślać, czy na pewno dobrze postępuję. 

- Nie, dzięki. Ale mogłabyś wyjść na chwilę? - spytała brunetka przesłodzonym głosem. Kiedy Annabeth wychodząc rzuciła jej ostrzegawcze spojrzenie zrozumiałem, że o czymś rozmawiały wcześniej. 

 - Co chcesz? - zapytałem z mostu patrząc w okno. 

- Nie patrz tak na nią - wzdrygnąłem się na dźwięk jej głosu. Teraz był wściekły. - Ja jestem twoją dziewczyną. Nie ona. Jeżeli chcecie się przyjaźnić, masz się trzymać od niej z daleka. Tylko ode mnie zależy, czy będziecie ze sobą utrzymywać kontakt. I radzę ci nie wystawiać mnie na próbę.

 A teraz przypomnijcie sobie wszystkie moje misje. I co robiłem, kiedy ktoś mi groził. Uprzedzając waszą odpowiedź; nie, nie stałem na uboczu z przerażeniem na twarzy. Robiłem coś odwrotnego. 

I dokładnie to samo zrobiłem teraz. Wściekłem się, że ktoś mi rozkazuje. Bo nie wiem czy pamiętacie, ale najważniejsi są dla mnie przyjaciele. 

Woda w łazience eksplodowała zalewając tylko Taylor, zostawiając wszystko inne suche. Przygwoździłem ją do ściany.

- Nie. - syknąłem - Będę robił co chcę i kiedy chcę. Nic mi nie zrobisz. Annabeth ci nie ufa. Nie wiem do czego ci jestem potrzebny, ale wiedz, że niedługo się dowiem - puściłem ją. W tym momencie weszła jak na zawołanie blondynka. 

 - Czyli jesteśmy umówieni? - spytałem fałszywie radosnym głosem. Zielonooka kiwnęła głową nie zaszczycając nikogo spojrzeniem. - Wspaniale! Ja już się niestety będę zbierał. Do zobaczenia Ann - podszedłem do zdumionej szarookiej i cmoknąłem ją w policzek.

A teraz pora to wszystko odkręcić. Szkoda, że nie miałem pojęcia że to dopiero początek gradu katastrof...

 ***

Cześć kochani! Mam nadzieję, że dotrwaliście do tego momentu i to czytacie. Troszkę się zadziało. Jak myślicie, czy Percy'emu uda się naprawić błędy? I o co chodzi z ostatnim zdaniem? Mój genialny mózg już wszystko zaplanował. I dlatego w następnym i kolejnym rozdziale wszystkiego się dowiecie! 

 886 słów

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top