17. ||Percy||
- Coś nowego? - zapytała Annabeth, kiedy spotkaliśmy się zaraz po śniadaniu u niej w domu - Ktoś miał jakiś sen? - spojrzała na brunetkę siedzącą tuż obok i najwyraźniej czekając aż ona coś powie. Jednak ta pokręciła głową.
- Dzisiaj wyjątkowo Luke mnie nie męczył. Pewnie ktoś inny miał sen.
- Taaaaa... To dlatego, że do mojego snu się wtrynił - oznajmiłem, a wzrok każdego spoczął na mnie. Opowiedziałem im przebieg całego snu, pomijając ostatnie zdanie blondyna. Możecie pomyśleć że zwariowałem, ale wydawało mi się to prywatne. Nie chciałem aby ktoś o tym wiedział. Może dlatego, że posądziliby mnie o współpracę z nim? Nie wiem. Po prostu nie chciałem.
- Czekaj... Bo to zabrzmiało jak dobrowolne poddanie się. - Piper zmarszczyła brwi.
- No w sumie racja, ale zastanówmy się dobrze. Czy Luke chciałby się poddać? No przecież to się nie rymuje - dopowiedziała Taylor.
- Ale czego wy się czepiacie? Jest pięknie i cudownie, nasz wróg się chyba poddał po tej jakże motywującej i niesamowitej gadaninie Percy'ego. - Leo wyszczerzył się w uśmiechu. - Czego chcieć więcej?
- I tak powinniśmy być ostrożni. To bez sensu przecież, żeby Luke poddał się po kilku zdaniach swojego wroga. Bez obrazy stary - Jason także się uśmiechnął do mnie.
- To było najdziwniejsze co przeżyłam. A widziałam dużo - przyznała szarooka. - Ale nie pozostaje nam chyba nic innego jak przyjąć do wiadomości to, że już po wszystkim.
- Chociaż to podejrzanie dobrze brzmi - potaknąłem. - Mam tylko nadzieję, że ten gość nie przyjdzie i nie zadźga mnie nagle we śnie. Jeżeli już mam umrzeć, to wolę o tym wiedzieć.
- Aha, no i jest jeszcze coś - wtrąciła nieśmiało Taylor.
- Mówiłaś przecież, że nie miałaś snu - zmarszczył brwi syn Jupitera.
- Nie chodzi mi tutaj o sen ani żadne takie.
Dziewczyna spojrzała na swoją kuzynkę zadając jej nieme pytanie. Ta lekko kiwnęła głową, chociaż z przygnębieniem. Brunetka wzięła wdech, i wbiła uporczywe spojrzenie w podłogę.
- Dzwonił do mnie wczoraj wieczorem tata. Za tydzień wracam z powrotem do Buenos Aires.
***
Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że Taylor stała się częścią naszej rodziny. Nawet Piper nie miała już o niej tak złego mniemania, a to był nie lada wyczyn jak na nią i jej odwieczną kłótnię z brunetką. Dlatego postanowiliśmy jak najlepiej spędzić ten tydzień. Wszyscy razem.
Przyznam się otwarcie, że mimo tego iż wiem jak bardzo kocham Annabeth i że ona jest tą jedyną, to w jej kuzynce nadal jestem zauroczony. I wiem, że będę za nią tęsknić.
Chociaż dla naszego dobra lepsze jest nigdy się już nie spotkać, żeby nie wpływać na związek mój i blondynki, to ja nie chcę dopuścić do siebie myśli że się już nie spotkamy. Jest moją przyjaciółką, bez względu na wszystko inne. A boli strata ważnej dla ciebie osoby. Wiem o czym mówię.
I wiem, że za mniej niż tydzień będę musiał dokonać wyboru. Kiedyś wydawało się to prostsze; zostaję z Annabeth tutaj i koniec. Ale teraz... nie mam pojęcia. Wolałbym pokonywać raz jeszcze Gaję, Kronosa i tych wszystkich gigantów, żeby tylko nie wybierać pomiędzy tymi dwiema ważnymi dla mnie dziewczynami.
Chciałbym móc powiedzieć, że świetnie się bawiłem spędzając ten ostatni tydzień w gronie najbliższych. To prawda, było na prawdę super, ale świadomość pewnej przyszłości była gorsza i nie mogłem się skupić na niczym innym.
Jak ten czas tak szybko zleciał? Nie wiem. Ale wiem przynajmniej jedno: że nigdy nie zapomnę Taylor. Jej wyglądu, charakteru. Po prostu sposobu bycia. Nawet mimo tego co zrobiła, i na jakie niebezpieczeństwo mnie naraziła. Zrobiła to dla dobra rodziny. I nie potrafiłem jej nie wybaczyć.
I jak już mówiłem: to będzie trudny Wybór.
***
Cześć kochani! Wielkimi krokami zbliża się koniec. Przepraszam za to, że tak szybko zakończyłam tą akcję z Luke'iem, ale musiałam żeby nie przedłużać w nieskończoność.
Z okazji początku wakacji wleciał rozdzialik. Trochę krótki, ale co tam. Mam nadzieję że się podoba no i do następnego <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top