12. ||Taylor||

 Od tamtego pamiętnego dnia, stosunki moje z Ann są bardzo napięte. Chociaż żadna z nas nie wraca do tej sytuacji, obie wiemy że pamiętamy o tym. 

 Co ze mną i Percy'm? Cóż, panuje między nami napięta atmosfera. Boję się, że jeden zły krok a coś źle pójdzie, a dokładnie że szatyn ze mną zerwie. Muszę wypełnić zadanie, i chociaż teraz bardzo żałuję że się na to zgodziłam, już nie mam wyjścia. 

 Do tego on kazał mi się bardziej przyłożyć i wreszcie skończyć. A ja na prawdę tego nie chcę zrobić, a myśl o tym że musiałam mnie przerastała.

 - Taylor! - przestraszyłam się, kiedy moje rozmyślania przerwał głos macochy Annabeth stojącej w drzwiach do naszego pokoju.

 - Cześć ciociu - wysiliłam się na uśmiech, ale nadal miałam obrazy tego co się mogło stać, dlatego wyszedł mi jakiś grymas. - Coś się stało? 

 - Jakaś dziewczyna przyszła, a ja nie za bardzo orientuję się kto to. Mogłabyś zejść i sprawdzić?

 Zdziwiłam się, momentalnie zapominając o swoich zmartwieniach. Zeszłam posłusznie za kobietą na dół i zmarszczyłam brwi, kiedy zobaczyłam kto stoi po drugiej stronie drzwi.

 - Dla twojej wiadomości Annabeth wyszła akurat z domu - powiedziałam oschle i chciałam zamknąć drzwi, ale dziewczyna szybko wstawiła nogę, blokując je. 

 - Tak się składa, że tym razem szukałam ciebie. - odparła Piper takim samym tonem. - Nie martw się, ja też nie jestem z tego zadowolona. 

 Udałyśmy się w ciszy z powrotem do pokoju mojego i Ann. Nie wiedziałam o co chodzi, ale miałam jakieś złe przeczucia. 

 Brunetka usiadła na łóżku szarookiej, a ja naprzeciwko niej. Spojrzałam na dziewczynę wyczekująco. 

 - Annabeth mi powiedziała, co zrobiłaś. - zaczęła, unosząc powoli głowę i patrząc mi w oczy. - I wiem, że nie mogłaś się zadurzyć tak szybko w Percy'm. Teraz to owszem, widzę że go kochasz. Ale wcześniej... - pokręciła głową, marszcząc brwi - Nie wiem co kombinujesz, ale możesz mi wierzyć że się dowiem. I to szybciej niż myślisz. Bo obie dobrze wiemy, że twoja kuzynka nie myśli racjonalnie od tamtego... zdarzenia i nie widzi że to wszystko jest podszyte kłamstwem. Ale ja owszem. 

 W moim gardle wyrosła gula, której nie mogłam w żaden sposób przełknąć. 

 - Może nie jestem córką Ateny, ale mam coś takiego jak mózg i spryt w porównaniu do ciebie. Myślałaś że co, nikt nie zauważy twojego zakochania? Widziałaś Percy'ego pierwszy raz na oczy, a na drugi dzień się z nim spotkałaś udawając zadurzoną. Jednak czego ja się spodziewałam? Że tak nagle zrozumiesz że masz coś takiego jak mózg? Cóż, taką miałam nadzieję. Niestety się pomyliłam - westchnęła, udawając głęboko smutną. 

 Nie mogła odkryć, co ja robię. Zbyt dużo poświęciłam, żeby to teraz poszło na marne. Muszę grać przed nią, ukrywać wszystko. Piper miała rację, nie przemyślałam tego że wetnie mi się do planu i tak po prostu zrozumie co się dzieje. 

 - Chcesz mnie nastraszyć, tak? - parsknęłam, zdobywając się na pogardliwy ton - Tylko po to żeby Annabeth znów była szczęśliwa w związku z Percy'm. Kto cię przysłał, moja droga kuzyneczka? Czy to ty chcesz się jej podlizać i pomóc? Pff, w takim razie musisz wiedzieć że ze mną nie ma tak łatwo. I możesz sobie być moją siostrą przyrodnią, ale nie upoważnia cię to do wtykania nosa w nie swoje sprawy. 

 Brunetka początkowo wydawała się zdezorientowana, ale po kilku sekundach na jej twarz wstąpił pobłażliwy uśmiech.

 - Och, Taylor, Taylor. Nie doceniasz mnie. Możesz kłamać ile chcesz, w czym jesteś mistrzem, ale mnie nie omamisz. Twoim darem od Afrodyty jest otumanianie innych swoim wyglądem i sposobem bycia. Nie jest to tak silne jak czaromowa, ale jak widać na Percy'ego zadziałało. 

 Zatkało mnie, ale musiałam przyznać jedno. Była niezła. Nigdy nikomu nie mówiłam o swoim darze, nie widziałam takiej potrzeby. Piper jako pierwsza i w sumie jako jedyna to odkryła. Czy aż tak bardzo łatwo to zgadnąć i zauważyć?

 - Cóż, muszę już lecieć. Myślę że przekazałam ci wszystko co miałam. Ach no tak, prawie zapomniałam. Uważaj na to gdzie chodzisz. 

 Zmarszczyłam brwi.

 - Co?

 - Bo wiesz. Przykre by było, gdybyś nawet nie dostrzegła, iż ktoś może cię... śledzić. - ostatni wyraz wypowiedziała niemal szeptem. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia, ale nic nie powiedziałam. Bo musiałam być tajemnicza, żeby nikt -a przede wszystkim ona- nie odkrył mojego sekretu. Musiałam to zrobić, żeby ochronić moją rodzinę. Byłam im to winna. Dlatego będę silna.

 Dla Annabeth.

 ***

 Dzień dobry kochani! Rozdział miał być już w poniedziałek, ale jak widać jest w środę wieczorem... Postaram się dodawać regularnie, co pięć dni ale nic nie obiecuję. Nie miałam zupełnie weny na ten rozdział, ale w końcu dzisiaj się przyłożyłam i jest, no i mam nadzieję że się podoba. 

 Pytanko. Wolicie takie rozdziały, po 700-800 słów czy chcielibyście żebym robiła takie po 1000-1300? Te drugie byłyby rzadziej dodawane, może co jakieś półtora tygodnia albo więcej. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top