18. ||Percy||
Kiedy ten czas tak szybko minął? Nawet się nie zorientowałem jakim cudem pomagam Taylor razem z Annabeth się spakować do wyjazdu. Za kilka godzin ma wylot, czego nadal mój mózg nie pojmuje.
- Percy, idź do łazienki i spakuj moją kosmetyczkę! - zawołała brunetka z dołu. Właśnie tak wyglądało moje życie od jakiejś godziny. Poszedłem więc do łazienki i zacząłem wkładać rzeczy kuzynki Ann do kosmetyczki.
Myślałem, że to zauroczenie mi przejdzie, chociażby przez świadomość iż nie zobaczę Taylor w najgorszym wypadku już nigdy, a w najlepszym to za kilka lat. Każda z tych możliwości była straszna.
Przez jeszcze jakąś godzinę się pakowaliśmy, potem musieliśmy jechać na lotnisku. Uśmiechnąłem się lekko, kiedy zobaczyłem samochód Jasona pod domem dziewczyn - ten sam, którym jechaliśmy kiedy oni wszyscy odbierali mnie z lotniska półtora miesiąca temu. Wydawało się to takie odległe... Ile się przez ten czas pozmieniało.
- No witamy, drogie koleżanki - blondyn spojrzał na nas znad swoich przeciwsłonecznych okularów kiedy już weszliśmy do samochodu. Spiorunowałem go wzrokiem, na co on się tylko roześmiał.
Droga przebiegła w przyjemnej atmosferze. Wszyscy rozmawialiśmy i się śmialiśmy, chociaż z mojej strony to było lekko wymuszone. Czy oni nie rozumieli, że Taylor wyjeżdża?
Czas znowu uciekł, kiedy zatrzymaliśmy się przy lotnisku. Dopiero wtedy cały nastrój prysł.
- Odprowadzimy cię - oznajmiła stanowczo Annabeth, kiedy brunetka już miała ją przytulać na pożegnanie. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie do blondynki.
Kontrolę, odbiór biletów i znajdowanie odpowiedniej bramki pamiętam jak przez mgłę. Nie rozmawialiśmy wtedy za wiele, tylko Leo strzelał sucharami żeby jakoś poprawić nastrój. Dopiero kiedy usiedliśmy na metalowych krzesłach przed odpowiednią bramką, zorientowałem się że właśnie jeden z ważniejszych rozdziałów mojego życia się kończy. Spojrzałem na Taylor i Ann, które pochłonięte były rozmową. Jasona, Piper i Leo, którzy próbowali wzajemnie poprawić sobie humor. I wyobraziłem sobie nas, za kilka tygodni. Nie będzie wtedy tak samo. Nie będzie jej.
- Samolot do Buenos Aires odlatuje za dwadzieścia minut. Proszę wszystkich pasażerów o ustawienie się w kolejce przy bramce numer 14. - wzdrygnąłem się, kiedy usłyszałem głos jakiejś kobiety w głośnikach.
Blondynka i jej kuzynka przytulały się mocno, a w oczach jednej i drugiej widniały łzy. Tyle przeszły tylko po to, żeby to się tak skończyło? Potem wszyscy po kolei ściskali brunetkę na pożegnanie. Piper zrobiła to szczególnie mocno i czule.
A potem nastała kolei i na mnie.
Zaschło mi w gardle, kiedy Taylor podeszła do mnie.
- No... to chyba tyle - szepnęła i mnie przytuliła. - Mam nadzieję, że nie czujesz do mnie odrazy przez to co się stało.
- Nawet tak nie myśl - odparłem. - Wszystko w porządku. Zrobiłaś to, żeby chronić rodzinę.
- Nie wracajmy już do tego - poprosiła, przestępując z nogi na nogę. Kiwnąłem głową.
- Nie zapomnij nas. Pamiętaj, że jesteś tu zawsze mile widziana - uśmiechnęła się na moje słowa, po czym zwróciła się do nas wszystkich:
- Bardzo się cieszę, że was poznałam. Mam nadzieję że się jeszcze kiedyś spotkamy. Jak skończę osiemnaście lat to wyprowadzę się od ojca i przeprowadzę się tutaj.
- A my zawsze będziemy ciebie wyczekiwać. - odparła ciepło blondynka, opierając się o mój tors.
- Samolot do Buenos Aires odlatuje za dziesięć minut. Wszyscy pasażerowie którzy jeszcze się nie zarejestrowali, proszeni są do bramki numer 14.
- Na mnie już pora - westchnęła, a w jej oczach zabłysły łzy - Kocham was wszystkich.
I to mówiąc, odeszła w stronę bramki. Spojrzałem bezsilnie na szarooką, a ta wyszeptała jedno zdanie.
- Bądź szczęśliwy, Percy.
To było pozwolenie. Wiedziała od samego początku, że jest dla mnie ważna. Ale Taylor też była. Podbiegłem szybko do brunetki, która była ustawiona w kolejce do podawania paszportu.
- Taylor!
Dziewczyna odwróciła się, a w jej oczach zabłysła iskierka nadziei.
- Percy? Co ty robisz?
- Nie wiem jak to ubrać w słowa. Ale musisz wiedzieć, że jesteś dla mnie bardzo bardzo ważna.
- Nie jesteś we mnie zakochany - powiedziała to z bólem, ale stanowczo i pewnie. Musiałem jej przyznać rację. - Może wydawałam się egoistyczna, ale taka nie jestem. Mimo że bardzo chciałabym cię ze sobą zabrać, to wiem jak Annabeth będzie cierpieć. Spójrz na nią. Ją to boli już teraz.
Odwróciłem się i spotkałem się z szarymi oczami przyćmionymi bólem i rozpaczą.
- Ona nie zasługuje na tyle nieszczęść. Ja sobie poradzę. Ona nie. Wiem, że tak na prawdę cię do niej ciągnie.
To była prawda. Kocham Annabeth. Z Taylor to tylko zauroczenie. Ale...
- No już, idź do niej. Ja zaraz lecę.
- Nie zapomnij o mnie - szepnąłem. Ona się uśmiechnęła.
- Nie byłabym w stanie. Ty też o mnie pamiętaj. - z tymi słowami pocałowała mnie w policzek i przeszła przez barierki. Patrzyłem za nią, póki nie zniknęła za rogiem "rękawa".
Wróciłem wolnym krokiem do blondynki, która patrzyła na mnie ze szczęściem i niedowierzaniem.
- Zostajesz ze mną? - szepnęła, a ja już wtedy wiedziałem że dobrze postąpiłem.
- Taylor jest dla mnie ważna. Ale to ciebie na prawdę kocham.
Pocałowałem ją. Wiem, że bym żałował gdybym wyjechał z brunetką. Bym za bardzo tęsknił za moimi przyjaciółmi, mamą, Paulem, ale najważniejsze że bym tęsknił za Annabeth.
I może nie wiedziałem, czy kiedyś znowu zobaczę Taylor. Ale wiedziałem jedno. Że dotrzymam obietnicy i nigdy jej nie zapomnę. Jej charakteru, wyglądu. Po prostu sposobu bycia. Bo właśnie taka była Taylor Chase.
Nie do zapomnienia.
***
Iii mamy ostatni rozdział moi drodzy! Jeszcze epilog i niestety to będzie koniec. Ale nie martwcie się, na niedługo przewiduję kolejną książkę 😉.
Jak wam mijają wakacje? Przyjemnie jest odpocząć od szkoły i obowiązków. Wyjechaliście gdzieś? Ja osobiście przesyłam pozdrowienia z nad naszego Bałtyku 😗✌️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top