10. ||Annabeth||
Nie doceniamy wspaniałych rzeczy, jakie nam się przydarzają w życiu, póki ich nie stracimy. I to powiedzenie w zupełności odnosi się do mnie.
Siedziałam w ciszy, analizując powoli to zdanie które padło z jego ust.
- Ale co wyjaśnić? Tu nie ma nic do wyjaśnienia - wymamrotałam.
- Ann - jego głos zabrzmiał niemal błagalnie. - Musisz mnie wysłuchać.
- Nic nie muszę, Percy. Dlaczego tak ci na tym zależy? - spojrzałam mu w oczy, co chyba było błędem. Widniała tam taka desperacja i tęsknota, że mimo iż siedziałam, nogi się pode mną ugięły.
- Ponieważ zależy mi na tobie.
To jedno zdanie wystarczyło, żebym się załamała. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, a ja nie mogłam z tym nic zrobić. Wtedy poczułam jak dwie silne ręce mnie do siebie stanowczo przyciągają, a po chwili już byłam przytulana przez szatyna i siedziałam na jego kolanach.
- Wszystko dobrze? - zapytał, całując mnie delikatnie w czoło.
Jego dotyk przyniósł mi ukojenie. Wreszcie poczułam, że naprawdę żyję i nie chcę umierać.
- No właśnie nic nie jest dobrze - szepnęłam. Poczułam jak chłopak się spiął i spróbował jak najostrożniej mnie zdjąć z swoich kolan, ale ja potrzebowałam go. Potrzebowałam jego dotyku, zapachu, bliskości. Potrzebowałam jego całego. Dlatego przycisnęłam się jeszcze bardziej do niego, a rękami oplotłam jego szyję. - Nie zostawiaj mnie... - zabrzmiało to bardziej jak rozpaczliwa prośba.
On delikatnie się uśmiechnął i kiwnął lekko głową.
- Tęsknię za tobą - wyszeptał, opierając głowę o moje ramię. - To nie miało tak być...
- Nie możemy - pokręciłam głową - Jesteś z Taylor.
- Mam to w nosie. Nie kocham jej - spojrzałam gwałtownie w jego morskie tęczówki.
- Jak to jej nie kochasz? - zapytałam zdezorientowana.
- Tak to. Ona nie jest odpowiednia.
Chciałam się zapytać "A kto jest w takim razie odpowiedni?", ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język.
- Przepraszam - szepnął, wciskając twarz w moje włosy. - Nie wyobrażam sobie nawet, co przeze mnie przechodziłaś.
- To już przeszłość. Jesteśmy przyjaciółmi, a ty i moja kuzynka jesteście parą. Wszystko w porządku.
- Nie jest to prawdą.
Opuściłam wzrok na podłogę.
- Annabeth, spójrz na mnie i powiedz mi, że za mną nie tęsknisz. Że już nie czujesz tego co kiedyś; tego co czuję ja.
Znów podniosłam na niego swój wzrok, otworzyłam usta, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobył.
- Nie potrafię.
Dlaczego jest to takie trudne? Czy życie aż tak bardzo mnie nienawidzi? Przecież nic złego nigdy nie zrobiłam.
- Próbowałam wszystkiego. Chciałam zapomnieć, wymazać z pamięci, udawać że to się nigdy nie wydarzyło. Ale nie umiem. Choćbym się nie wiem jak starała, nie potrafię. A wiesz dlaczego?
Percy milczał, wpatrując się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Dlatego, że nie możesz odejść, bo i tak na siebie zawsze wpadamy. I przypominasz mi tylko o tym, jak bardzo cię nadal kocham.
Poczułam jak morskooki drgnął, kiedy wypowiedziałam ostatnie cztery słowa.
- Ale szanuję twój wybór. Jeżeli jesteś szczęśliwy z Taylor, to życzę wam szczęścia. - uśmiechnęłam się smutno.
- Ann, nie rozumiesz - westchnął - Nie jestem z nią szczęśliwy. Nie będę szczęśliwy z żadną dziewczyną, bo żadna nie jest tobą. I tylko ty możesz dać mi to szczęście. Bo kocham tylko ciebie, a nie kogoś innego.
Zamrugałam zaskoczona. Czy on właśnie powiedział to, co mi się wydaje że powiedział?
- A-ale przecież...
Przyłożył palec wskazujący do moich ust, przyciszając mnie tym samym.
- Ona mnie omamiła. Kiedy chciałem ci wyznać prawdę, zagroziła że wciśnie ci jakieś kłamstwo. Podstawą naszej ostatniej kłótni było właśnie to. Powiedziała mi, że spotykasz się z kimś innym, a tobie prawdopodobnie że to ja cię zdradzam.
Wtedy wszystko dokładnie zrozumiałam. Taylor zrobiła to tylko dlatego, żeby zgarnąć Percy'ego dla siebie. I udało się jej.
- I oboje jej uwierzyliśmy - ciągnął dalej szatyn - Ale wiedz, że nigdy nie przestałem cię kochać.
- Nie możemy być razem. Jesteś z Taylor... - odsunęłam się niechętnie trochę, kiedy przybliżył się delikatnie do mojej twarzy.
- Jeżeli zerwanie z nią to cena, dla której mogę być razem, to zerwę z nią jutro.
Pokręciłam głową.
- Ona coś planuje. Nie wiem co, ale dziwnie się zachowuje. To nie jest Taylor Chase którą pamiętam z dzieciństwa.
- Czyli co?
- Musisz z nią być. Jeżeli odpowiednio zagrasz, ona ci wszystko powie.
- Ale ja nie chcę jej, chcę ciebie. - zaprzeczył od razu Percy, a mi zrobiło się ciepło na sercu. Pochyliłam się i delikatnie go pocałowałam prosto w usta.
- Dobrze cię rozumiem. Ale pomyśl o tym, że ona niedługo wyjeżdża i będzie tak samo jak kiedyś.
Chłopak chciał coś odpowiedzieć, ale wtedy przerwało mu coś, przez co moje serce dosłownie stanęło na kilkanaście sekund.
- Ann? Z kim rozmawiasz? - zaspany głos Taylor wydawał mi się bardziej przerażający, niż cokolwiek innego.
***
Hejka kochani! No i jest nowy rozdział, tak jak zapowiadałam. Wzięłam się do pracy szybciej, bo kiedy zobaczyłam ile zostawiliście komentarzy pod poprzednią częścią i że wyczekujecie kolejnej, bardzo mnie to zmotywowało. Za pięć dni znów powinien być.
Cieszycie się, że mamy wrócić do szkół w maju? Ja się bardzo cieszę, ale minus jest taki że rozdziały będą wstawiane później niż zazwyczaj.
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale ❤️ Gwiazdki i komentarze mile widziane, bo to motywuje mnie bardzo!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top