1. ||Annabeth||

Otworzyłam drzwi i mocno uściskałam stojącą za nimi dziewczynę.

- Cześć Ann - zaśmiała się. Szybko zaprosiłam ją do naszego salonu. 

- Długo leciałaś? - spytałam próbując jakoś zacząć rozmowę. Uśmiech nie znikał nam z twarzy. 

- Nie, bywało gorzej - odparła. Mówiła z nieco obcym akcentem, takim francuskim. Do salonu wszedł mój tata.

- Dzień dobry wujku - przywitała się. Ten uśmiechnął się w odpowiedzi.

- Witaj Taylor. Będziesz spała w pokoju z Annabeth, jeśli nie masz nic przeciwko.

- Nie, to bardzo fajnie - uśmiechnęła się figlarnie. 

- Tylko żadnych babskich wieczorów o trzeciej nad ranem - zastrzegł, ale jednak nie mógł się powstrzymać od uśmiechu. Pomogłam jej wnosić torbę po schodach. 

- Kto to jest? - spytała wyciągając ostrożnie szpilkę z mojej tablicy korkowej i biorąc jedno zdjęcie przedstawiające mnie i Percy'ego. Westchnęłam patrząc na swojego chłopaka. Percy wyjechał na trzy tygodnie po rozprawie z Gają. Jego mama wraz z ojczymem załatwili ten wyjazd, bo twierdzą, że przyda mu się trochę odpoczynku od misji. Nadal jeszcze nie wrócił. W kalendarzu zaznaczałam dni do jego przyjazdu - nie widziałam się z nim już od dwóch tygodni. 

- To mój chłopak - odpowiedziałam. 

- Masz chłopaka? - spojrzała na mnie zazdrośnie. 

- A ty jeszcze nie? - zapytałam zdumiona. Taylor była ode mnie młodsza tylko o trzy miesiące. Pokręciła głową.

- Nie, nie mam. Ale miałam przez kilka miesięcy - odparła. - A jak się sprawy mają w obozie? Coś ciekawego?

Taylor miała długie do połowy pleców, gęste, brązowe włosy i zielone oczy, które od czasu do czasu zmieniały jej się na czekoladowe. Była trochę niższa ode mnie i szczupła, z lekko zaokrąglonymi biodrami. Ogólnie rzecz biorąc to ładna. O Obozie Herosów też wiedziała, bo jej matka to Afrodyta. Nie zaprzyjaźniła się mocno z Piper, głównie przez to, że Piper zupełnie ją ignorowała kiedy próbowała powiedzieć jej, że ubrania które nosi nie są już modne. Często nosiła lekki makijaż, typu cień do powiek i pomadka. Ale na szczęście nie faszerowała się kosmetykami, jak niektóre dziewczyny z dziesiątki. 

- Pokonaliśmy Gaję i Kronosa od twojego wyjazdu - wzruszyłam ramionami. Brunetka wyjechała z Ameryki kiedy miałyśmy po dziewięć lat. Jej ojciec dostał ofertę pracy w Buenos Aires i musiała wyjechać na te kilka lat. Dlatego też nie znała Percy'ego, a z moją przyjaciółką się poznała kiedy chodziła do podstawówki. 

- I po co ja wyjeżdżałam? - spytała z podniesionymi brwiami i niedowierzająco kręcąc głową. - Ominęło mnie tyle rzeczy! - Uśmiechnęłam się na wspomnienie narażania życia.

- Uwierz mi, nie masz czego żałować. Hera rozdzieliła mnie i Percy'ego na dziewięć miesięcy. 

- Co? Serio, czegoś takiego się po niej nie spodziewałam. - usiadła na drugim łóżku w moim pokoju, które specjalnie mój tata rozłożył na czas pobytu Taylor. Opowiedziałam jej o naszych misjach, a ona słuchała uważnie i chłonęła każde słowo. 

- Dziewczęta, do łóżek. - przez szparę w drzwiach zajrzała macocha. Uśmiechnęłyśmy się do siebie i położyłyśmy spać. 

***

Rano, kiedy otworzyłam oczy, zielonookiej już nie było. Za to słyszałam wyraźnie szum prysznica w łazience, więc ubrałam się szybko. Ze smutnym uśmiechem przekreśliłam kolejny dzień w kalendarzu. Sześć dni, pomyślałam. Wytrzymam. 

- Czemu masz taką minę? - spytała Taylor wchodząc do pokoju. Końcówki włosów jeszcze były wilgotne. Spojrzałam na nią szybko.

- Tęsknię za Percy'm - skrzywiłam się. Nie pomagała myśl, że już od dłuższego czasu na niego czekałam. 

- Współczuję ci - spojrzała na mnie z troską - Zapoznasz nas kiedyś? 

- Pewnie. Jeszcze niech tylko wróci. - przewróciłam oczami. 


Ten dzień spędziłyśmy głównie na rozmawianiu i opowiadaniu sobie o różnych ciekawych rzeczach.  Wspomniałam już, że bardzo lubię moją kuzynkę? Bardzo fajnie mi się z nią dogadać. Mówię wam, lepszej nigdy nie znajdziecie. Siedziałyśmy sobie na leżakach zupełnie same, bo moi młodsi bracia byli w przedszkolu, a rodzice dali nam spokój. Tylko raz macocha przyszła, żeby dać nam chłodnej coli. W pewnym momencie zadzwonił telefon. Możecie się zdziwić, ale Leo wykombinował telefony z własną siecią, dlatego potwory nie mogą nas namierzyć. Przeprosiłam szybko i pospiesznie odebrałam. Skoro rodzice są w domu, Taylor tutaj, to jakiś heros dzwoni. Może...?

- Halo? - spytałam niepewnie i również z podekscytowaniem. 

- Cześć Ann - niestety, nie był to Percy. Piper.

- Hej. Coś się stało?

- Słyszałam, że Taylor do ciebie przyjechała - wyczułam w jej głosie rozdrażnienie.

- Proszę cię, mogłybyście się pogodzić. To twoja przyrodnia siostra!

- Szczerze żałuję. Na ile zostaje?

- Na dwa miesiące, a co?

- Nie, nic. Tak z ciekawości pytam. W ogóle nie po to dzwonię. Chejron chce, żebyśmy stawili się w Obozie Herosów. Wszyscy. 

- Wszyscy? - poczułam dreszcz emocji. 

- Tak, jutro. O dwunastej. 

- Jasne, będziemy. A Percy?

- Rozmawiałam już z jego mamą, powiedziała że jej synowi należy się odrobina wolnego.

- Och. - poczułam ukłucie bólu. 

- Słuchaj, muszę już kończyć. Jak chcesz to możemy się spotkać po południu w tej kawiarni przy Central Parku.  

- Brzmi spoko. Do zobaczenia - rozłączyłam się nie czekając na odpowiedź. Poczułam łzy zbierające się w moich oczach.

- Co jest? - brunetka znalazła się przy mnie.

- Mamy się stawić jutro w obozie. Będą wszyscy oprócz Percy'ego - powiedziałam próbując powstrzymać drżenie głosu. Taylor przytuliła mnie na pocieszenie.

- Niedługo się z nim na pewno zobaczysz. Poza tym, jak mówiłam, poznaj nas koniecznie. Nigdy nie spotkałam syna Posejdona.

- Jak mówiłam, zrobię to z chęcią - odparłam już z uśmiechem. Czy ktoś by przypuszczał, że to będzie najgorsza decyzja w moim życiu?

                             **********************************************************

Hi!

Troszkę krótkie, ale dalej nie miałam pomysłu. Jak się podoba to zostaw koniecznie gwiazdkę i komentarz.

 910 słów

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top