Rozdział dziesiąty. Narzeczeni.
Gdy z moich snów, na zawsze już,
Odlecą czaple i motyle.
Niech piękną twarz, pokaże mi,
Los, który obiecywał tyle.
Gdy braknie barw, marzeniom mym,
Jakby je zwarzył mrozu powiew.
Bądź blisko mnie, w godzinie złej,
Nie pozostawiaj samej sobie.
Urszula ,,Bądź zawsze blisko mnie"
Po ostatniej rozmowie Alicja utwierdziła się w przekonaniu, że podjęła dobrą decyzję. Uświadomiła sobie, jak bardzo naiwna była i jak wyidealizowane miała podejście do życia. Na podstawie jednego zdania ojca i jakichś pokątnych plotek prawie potępiła dobrego człowieka, który zaznał tyle nieszczęść, a zaufała komuś, kto wykorzystał ją i biedną Felicję. Przysięgała sobie, że dołoży starań, żeby pan Adam był z nią chociaż trochę szczęśliwy i nie musiał o nią drżeć tak jak o pierwszą żonę. Właściwie mieli sporo wspólnego. Oboje zawiedli się na swoim pierwszym romantycznym wyborze i musieli ponieść konsekwencje, a teraz chcieli tylko odrobiny spokoju. To na pewno o wiele lepsze, niż gdyby miała wyjść za kogoś, kto próbowałby ją w sobie rozkochać.
Mama jeszcze kilka razy próbowała zaczynać z nią temat i dopytywać, czy na pewno chce wyjść za Bogackiego, ale ona nie miała już żadnych wątpliwości. Nie przemawiały do niej matczyne argumenty, że rezygnuje z możliwości obdarzenia kogoś szczerym uczuciem i że ona chciałaby, aby poznała prawdziwą miłość. Nauczyła się, że nawet ślub z kimś, w kim jest się zakochanym, nie daje pewności szczęścia, więc lepiej wybrać kogoś, kto nie zrani cię, bo jest zbyt honorowy, a nie dlatego, że mu na tobie zależy.
Ustalili z panem Bogackim, że ślub odbędzie się trzy miesiące po zaręczynach, pod koniec września. Zasady dobrego wychowania nakazywały, żeby małżeństwa wdowców nie były specjalnie wystawne, więc postanowili, że wesele składać się będzie z obiadu, jednego poloneza i kilku występów muzycznych. W ten sposób nie będzie zbyt głośno, ale też da się odczuć, że nie jest to zwykłe spotkanie. Alicja jednak na swój sposób chciała czuć się wyjątkowo w dniu własnego ślubu.
Dwa tygodnie po zaręczynach pan Bogacki zaprosił ją do z rodzicami do własnego mieszkania na obiad. Chciał im przedstawić swojego wspólnika i jego rodzinę, którzy właśnie wrócili z letniego wypoczynku.
— Gdańsk jest bardzo ładny, ale chyba niewart przepychania się przez granice, to dzieci upierały się, że chcą zobaczyć Bałtyk — powiedział pan Józef, wskazując na dziewięcioletniego chłopca i siedmioletnią dziewczynkę. — Przynajmniej da się tam porozumieć po niemiecku.
— Może kiedyś nie będziemy już mieli takich problemów. — Jego żona, pani Klementyna, skomentowała sprawę jak przykładna patriotka.
— Chociaż chyba wszyscy wolimy Franciszka Józefa od cesarza Niemiec — dodała pani Beata.
Alicja zerknęła na narzeczonego, który siedział po przeciwnej stronie stołu. Nie wyglądało na to, żeby mieli dziś czas dłużej porozmawiać i lepiej się poznać. Tylko przy powitaniu pochwalił ją, że pięknie wygląda i o dziwo sprawiło jej to przyjemność. Nie chciałaby być całkiem nieatrakcyjna dla własnego męża. Już wystarczyło, że jej poprzedni ,,wybranek" nawet nie potrzebował jej całować, bo wolał służącą.
— Jak będę dorosła i wyjdę za mąż, też dostanę taką żółtą sukienkę z kwiatuszkami, jak ta pani? — spytała córka pani Klementyny i wskazała palcem na Alicję.
— Jak nie będziesz pokazywać palcami. Przepraszam panią. — Pani Klementyna skłoniła głowę. — Justynko, skoro już zjadłaś, idź, pobaw się z bratem.
— Obawiam się, że nie mam tu żadnych zabawek — wydusił pan Bogacki.
— Spokojnie, dzieci zawsze coś sobie znajdą, wiem z doświadczenia — zapewniła ciepło pani Klementyna.
Alicja poczerwieniała, ale na szczęście wszyscy mieli tu wystarczająco dużo taktu i nikt nie rzucił ,,dowcipnej" uwagi, że niedługo ona będzie mogła mieć dzieci z panem Bogackim. Na razie wolała o tym nie myśleć, nie dlatego, że miała coś przeciwko posiadaniu potomstwa, ale za bardzo ją to krępowało, w końcu niedawno uważała pana Adama za zbyt ,,starego" na małżeństwo. Nie umiała też przestać myśleć o biednej Konstancji, której mały portret znajdował się na szafce w salonie. Nie była o to zazdrosna. Niech chociaż taki hołd zostanie oddany życiu tej nieszczęsnej kobiety.
Mimowolnie zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Było eleganckie, meble były w większości nowe i zgodne z obecną modą, ale wszystko pozostawało proste, skromne i ciemne. Może to prawda, że mężczyźni nie znali się na wystrojach? Pewnie, gdy wyjdzie za mąż, zaczną od niej oczekiwać, żeby wprowadzała własne zmiany, nawet jeśli wątpiła, by przez najbliższy czas poczuła się w pełni panią domu.
— Przepraszam panienkę... — Jej rozmyślania przerwał głos pani Klementyny, która nachyliła się nad nią. — Nie chcę być nachalna, ale skoro wkrótce zostanie panienka małżonką pana Bogackiego i będziemy spędzać razem więcej czasu, bardzo chciałabym, abyśmy się polubiły.
— Ja także bym chciała — zapewniła Alicja. ,,Bardzo potrzebuję, żeby ktoś mnie lubił" pomyślała. Po mieście już rozchodziły się kolejne pogłoski na jej temat, tym razem, że wychodzi za pana Adama na złość Januszowi albo ze względu na jego majątek.
— Jeśli kiedyś będzie panienka chciała wyjść na spacer, do teatru czy filharmonii, może panienka próbować mnie zapraszać. Mam mało czasu, bo albo zajmuję się dziećmi i domem, albo pomagam organizować ochronkę, ale czasem każdy potrzebuje odpoczynku.
— Ochronkę? — powtórzyła Alicja.
— Tak, w fabryce mojego męża i pana Bogackiego. Narzeczony panience nic nie mówił? Na świecie jest tyle biedy i cierpienia, że uważam, że jeśli ktoś dostał trochę więcej, ma obowiązek pomagać innym, prawda?
Serce Alicji zabiło mocniej. Rzeczywiście, pan Bogacki wspominał coś na ten temat, gdy rozmawiali o Feli, a ona tak się martwiła i czuła tak bezużyteczna. Nie potrafiła pomóc i odnosiła wrażenie, że nie różni się wiele od opisanych przez pana Prusa salonowych ,,lalek", które dbają jedynie o siebie, a aktów dobroczynności dokonują na pokaz.
— Czy mogłabym następnym razem pójść tam z panią? — zapytała błagalnie. — Do teatru czy na spacer można pójść zawsze, a ja też bardzo chciałabym zrobić coś dobrego dla innych.
— Pan Bogacki mówił, że jest panienka bardzo wrażliwa społecznie. — Rozmawiały szeptem, ale teraz pani Klementyna wskazała na Bogackiego, który konwersował z panami. — Będę zaszczycona panienki towarzystwem.
Dwa tygodnie później Hala i Grzegorz wrócili z Węgier. Świeżo upieczona mężatka prawie od razu zaprosiła do siebie przyjaciółkę i przez pół godziny rozwodziła się nad urokiem dawnego królestwa Ludwika Andegaweńskiego.
— A ty co tutaj robiłaś? — zapytała w końcu. — Nie nudziło ci się?
— Na początku tak, ale potem już niespecjalnie — odpowiedziała Alicja. — Poznałam żonę wspólnika pana Bogackiego, panią Klementynę Izdebską. Ona jest od nas tylko dziesięć lat starsza i bardzo dobrze mi się z nią rozmawia. Zakłada ochronkę i kilka razy byłam z nią w fabryce, żeby pomóc to rozplanowywać. Znaczy, bardziej ona planowała, a ja słuchałam i bałam się odezwać, ale i tak bardzo mnie to ucieszyło. Wreszcie zrobiłam coś wartościowego.
Halina zmarszczyła czoło i Alicja nie rozumiała dlaczego. Oczywiście, nie była zwolenniczką brudnych miejsc pełnych spoconych ludzi, ale przecież nie powinno jej przeszkadzać, że inni starają się przełamać.
— Wyjechałam na miesiąc, a ty już znalazłaś sobie nową przyjaciółkę? — Hala ze smutkiem wysunęła wargę.
— Co? Oczywiście, że nie! — zaprzeczyła Alicja. — Ale ty masz teraz męża... Ja też niedługo wyjdę za mąż i będę potrzebowała zajęć.
— Nie zmieniłaś zdania? To brzmi smutno, że jako żona będziesz musiała szukać innych zajęć niż przebywanie z mężem.
— Nie, nie zmieniłam. Pan Bogacki to bardzo dobry człowiek i wiem, że mnie nie skrzywdzi, a to najważniejsze — powtórzyła Alicja już kolejny raz. — A to z tą jego żoną... to on był najbardziej nieszczęśliwy. Ja tylko chcę mieć zajęcie, żeby nie myśleć dużo o własnych zmartwieniach i mu się nie narzucać.
— Ja myślę, że on nie uznałby, że się narzucasz... — Hala uśmiechnęła się znacząco.
,,Dlaczego ona zmienia zdanie co minutę? Chwilę wcześniej sugerowała, żebym za niego nie wychodziła" pomyślała z irytacją Alicja. ,,Może miała rację i naprawdę już spodziewa się swojej małej Elżbiety".
— Nie chcę słuchać tych głupstw, że on się we mnie podkochuje. Tylko mnie lubi, ale mi to wystarczy.
— A ja słyszałam, że gdy ktoś cały czas powtarza to samo, to sam chce w to uwierzyć — prychnęła Hala. — Ale to nieważne. Za trzy dni moja ciocia urządza herbatę powitalną dla mnie i Grzegorza. Zaprosiła też państwa Karłowskich, próbowałam ją powstrzymać, ale ona się uparła, że musi, bo czasem rozmawiają z Karłowską w Sukiennicach. Ale Janusza nie będzie. Od dawna go nie widywano. Podobno wrócił do Lwowa.
— Mam nadzieję, że nie złamie tam serca kolejnej biednej dziewczyny — westchnęła Alicja. Nie chciałaby go spotkać. Nie myślała o nim z żadną tęsknotą i bólem, ale też od dawna go nie widziała. Nie chciała, żeby znów ją zmanipulował i przekonał, by zapomniała o swoich zasadach i skrzywdziła pana Bogackiego.
— Moja kochana chrześnica Halinka i jej najdroższy Grzegorz zaczynają wspólne życie — mówiła kilka dni później pani Marta, ciotka Hali, unosząc do góry kieliszek z winem. — Nic nie przynosi większej radości niż zakładanie nowej komórki rodzinnej. — Rozłożyła ręce, jakby była mistrzem ceremonii w teatrze. — Wypijmy za nich.
Wszyscy posłusznie spełnili nakaz. Grzegorz zachowywał kamienną twarz, ale Hala promieniała i klaskała samej sobie. Alicja pomyślała, że chyba jednak istnieje dziedziczność i jesteśmy podobni do krewnych. Tylko ciekawe, w kogo wrodziła się ona.
Na środek wyszła młoda uczennica pensji, Agnieszka Pamięcka, która była dalszą kuzynką Hali i dźwięcznym głosem wyrecytowała ,,Lubić i kochać" Fredry.
— Lubić i Kochać - dwa podobne słowa,
Czułość ich różni, obojętność miesza;
Pierwsze się w zmysłach i rodzi, i chowa,
Drugie zaś tylko jedno serce skrzesza!
Każdy coś w życiu mniej lub więcej Lubił
Lubi i lubić jeszcze często będzie.
Ten zaś, co Kochał i spokojność zgubił,
Ten w kochających już nie stanie rzędzie.
Między Lubieniem a Kochaniem tkliwym
Taż sama różność, te same są cienia,
Co między szczęściem trwałym i prawdziwym
A życiem cichym wolnym od cierpienia.
Z tych dwóch wyrazów pierwszy nie ma granic,
Zmiana w nim cechy płochości nie bierze,
Drugi zaś w świecie miany zwykle za nic,
Raz tylko w życiu można użyć szczyrze.
Wszak można Lubić, nie kochając wcale,
Kochać zaś ciężko, by nie Lubić razem,
Gdyż wszystkie czucia w miłosnym zapale
Tym jednym tylko kryślą się wyrazem!
A podobieństwa kończąc rozróżnienie
Powiem, że Lubię samotną gęstwinę,
Wiosnę, szmer wody i słowika pienie,
Lecz jedną Kocham na świecie Halinę.
Dziewczyna uśmiechnęła się i ukłoniła się, co wywołało salwę braw. Hala wzruszona dopasowaniem swojego życia do twórczości wielkiego poety oparła się na ramieniu Grzegorza i pocałowała go, co mogłoby wywołać zgorszenie, gdyby ktokolwiek spodziewał się po niej innego zachowania.
Alicja rozejrzała się po pokoju. W kącie siedzieli państwo Karłowscy. Wiedziała, że również oni ją obserwują i nie są zbyt życzliwi. Pewnie myśleli, że gdyby nie jeden przypadek, ona teraz mogłaby świętować podobnie z Januszem, ale sama dziękowała Bogu, że stało się inaczej. To byłoby straszne, całować mężczyznę, który idzie od niej do służących. Podejrzewała, że Felicja nie była jego jedyną kochanką.
— Bardzo pięknie deklamujesz — powiedziała pani Kostecka do przechodzącej Agnieszki.
— Dziękuję pani — odpowiedziała dziewczyna. — Chciałabym zostać aktorką.
— Agnieszka, przestań się wygłupiać i chodź tutaj natychmiast! — krzyknęła na nią stryjenka, pani Pamięcka i wskazała, że ma usiąść przy niej.
Agnieszka potrząsnęła rudą czupryną i spełniła polecenie. Alicję zabolało serce na ten widok. Wiedziała, że ta biedna dziewczyna straciła kilka lat temu oboje rodziców i wychowuje ją brat ojca z żoną. Podejrzewała, że życie u matki Hali czy pani Marty byłoby weselsze.
Agnieszka usiadła przy stryjence, a ta zaczęła ją szturchać za ramię i szeptać coś do ucha. Alicja nie podsłuchiwała, ale i tak doszło ją urwane zdanie:
— Chyba chcesz mieć dobrą opinię i dostać młodego męża, a nie wdowca, którego żadna inna nie chciała.
Alicja poczuła, jak mrozi ją od środka. Pani Pamięcka patrzyła w jej stronę, więc oczywiste było, do czego nawiązuje. Oczywiście, zgodziła się wyjść za pana Bogackiego z lęku po sytuacji z Januszem, ale nie uważała się za poszkodowaną z tego powodu i była z nim całkowicie szczera, nie wykorzystywała go dla majątku czy pozycji. Lubiła go i szanowała, nie wyszłaby za kogoś, kto budziłby w niej niechęć. Wierzyła, że plotki na jej temat ucichną, ale teraz najwidoczniej pół Krakowa postanowiło opowiadać, jakie to ma okropne życie, że wychodzi za kogoś starszego od siebie albo że z pewnością robi to dla pieniędzy.
,,Gdyby jeszcze mówiły tak podlotki, jak ta Agnieszka" pomyślała, zaciskając ręce. ,,W powieściach nie ma za wiele historii o młodych dziewczynach, które zakochują się w starszych o osiemnaście lat mężczyznach, raczej są wtedy nieszczęśliwe i cierpiące. Ale czterdziestoletnie kobiety powinny już wiedzieć, że życie to nie romans".
Trzymała się blisko rodziców. Hala dzisiaj na pewno nie będzie miała dla niej czasu, a nie chciała wpaść na panią Karłowską albo kogoś, kto znowu próbowałby ją przekonać, że jej przeznaczeniem jest poślubić Janusza. Słuchała więc rozmów o ostatnich wydarzeniach krakowskich, przeplatanych czyimś graniem na fortepianie. Wiedziała, że pan Adam też był zaproszony, ale nie obiecał, że przyjdzie z powodu interesów. Ze zdziwieniem odkryła, że nawet za nim tęskni. Nie wstydziła się już go tak mocno, właściwie miała wrażenie, że on ją rozumie i może być przy nim sobą. On na pewno okazywałby jej zainteresowanie i nie musiałaby tylko siedzieć i patrzeć w ścianę.
Kiedy pokojowa otworzyła drzwi i wpuściła kogoś do pomieszczenia, jej serce dziwnie zatrzepotało, bo pomyślała, że to Bogacki. Była zaskoczona sama sobą, nie podejrzewałaby, że stał się jej kimś tak bardzo bliskim i jego obecność wydawała jej się naturalna, bardziej nawet niż obecność Hali. Ale do pokoju wszedł nie jej obecny narzeczony, a Janusz Karłowski.
— Dzień dobry — przywitał się ze wszystkimi. — Ciotka i wuj powiedzieli, że mogę dołączyć.
W towarzystwie zapanowała cisza. Alicja zbladła i z trudem łapała oddech. Wiedziała, że wszyscy tu znają ich historię i pewnie będą zastanawiać się, jak mogła wyniknąć taka sytuacja i do czego doprowadzi.
— Cóż, miło mi pana gościć — wydusiła pani Marta. — Zaraz naleję panu wina.
Alicja przysunęła się bliżej matki. Czuła się jak mała dziewczynka, która ucieka przed cudzym wzrokiem. Ogarnął nią prawdziwy, przejmujący strach. Pewnie przesadzała i znów za dużo sobie wyobrażała, w końcu oficjalnie zerwała z Januszem i zaręczyła się z kimś innym, ale nie potrafiła mieć chociażby szczątkowego zaufania do tego człowieka.
Przez jakieś pół godziny starała się dyskutować z każdym i reagować na każde słowo, żeby tylko nie patrzeć na Janusza i nie zastanawiać się, czy on wpatruje się w nią i co myśli. Od czasu do czasu tylko próbowała odgadnąć, czy on dowiedział się, co spotkało Felicję i czy jest mu chociaż trochę jej żal. W końcu jednak musiała wyjść do łazienki, która na szczęście znajdowała się już w mieszkaniu pani Marty. Przeszła przez pokój, nadal starając się nie odwracać w stronę, w której siedzieli Karłowscy.
Spędziła w toalecie kilka minut, jakby chciała w ten sposób zyskać trochę czasu, gdy będzie musiała znajdywać się w tym samym miejscu, co jej dawny ,,ukochany". Aby jednak nikt nie podejrzewał jej o jakieś niepokojące choroby, ostatecznie ruszyła się z miejsca i wyszła na korytarz, nerwowo splatając ręce.
— Alicjo, dzięki Bogu, że tu jesteś! — Nie zdążyła podnieść głowy, gdy usłyszała głos Janusza.
— Właśnie wracam do rodziców. Przepraszam pana — odpowiedziała i próbowała go wyminąć, ale on złapał ją za ramiona i przyciągnął w swoją stronę.
— Nie mogę o tobie zapomnieć, cały czas mam cię przed oczami! Chciałem się z tym pogodzić, ale nie umiem i postanowiłem, że muszę o ciebie zawalczyć.
— Puść mnie, nie wierzę ci! — Wyrwała mu się. — Byłam dla ciebie nikim, traktowałeś mnie jak powietrze i wolałeś chodzić sobie do innej. Wiesz w ogóle, co się stało z Felicją? Ta biedna dziewczyna... musi się teraz prostytuować... — wykrztusiła ze wstydem.
— I bardzo dobrze, musi odpowiadać za swoje błędy — mruknął Janusz. — Mam nadzieję, że ten jej dzieciak umarł.
Alicja przyglądała mu się uważnie. Tak długo się bała, że gdy go ujrzy, uzna, że jednak go kocha i za nim tęskni, ale teraz nie czuła nic poza strachem i niechęcią. Janusz przed chwilą zapewniał ją o miłości i oddaniu, a potem wyrażał się z pogardą i chłodem o Felicji i własnym dziecku. Nie widziała w nim już nic uroczego, w pewien sposób się nim brzydziła, chociaż nie lubiła myśli, że może żywić do kogoś takie emocje. Dziękowała Matce Bożej, że ochroniła ją przed małżeństwem z kimś takim.
— Nie pojmuję cię... Nie chcę mieć już z tobą do czynienia... Z panem. Proszę dać mi spokój — nakazała, ale on znów chwycił ją za łokieć.
Zastanawiała się, dlaczego nikt nie dostrzegł, że Janusz wyszedł za nią. Jej ojciec był wobec niego tak nieufny, aż dziwne, że czegoś nie dostrzegł. Czemu nikt nie przychodził jej z pomocą? Chciałaby krzyczeć i wołać pomocy, ale tym wywołałaby kolejny skandal.
— Wolisz wyjść za jakiegoś starszego człowieka? — zapytał z jakąś wściekłością, prawie nienawiścią.
— Tak! — zawołała. — I wcale nie jest stary, ma dopiero trzydzieści sześć lat. I przynajmniej nie zarazi mnie jakąś okropną chorobą — dodała, a potem oblała się czerwonym rumieńcem, przerażona, że takie rzeczy przychodzą jej do głowy.
— Czy mógłby pan zostawić moją narzeczoną?
Janusz oderwał się od niej. Alicja zerknęła w bok i jej oczy spotkały się z panem Bogackim. Zatem przyszedł.
Alicja zastygła w miejscu, szybko próbując zgadnąć, jak rozwinie się ta sytuacja. Nie chciałaby, żeby doszło tu do drugiej wojny trojańskiej i dwaj mężczyźni zaczęli się o nią bić, ale Janusz odsunął się i wydukał:
— Ja... muszę wyjść na zewnątrz do stryja.
— Rzeczywiście widziałem starszego pana Karłowskiego przed kamienicą — powiedział pan Adam, gdy Janusz zniknął mu z oczu. — Palił papierosa.
— Pewnie Janusz skłamał, że idzie z nim i dlatego nikt się tym nie zainteresował — westchnęła Alicja i odruchowo oparła się na jego ramieniu. — Dziękuję, że mi pan pomógł. Bałam się, że nadal będzie mnie nagabywał.
— Pan Karłowski chyba za bardzo nie szanuje zdania kobiet. — Bogacki pomógł jej usiąść na małej sofie, która stała na korytarzu. — Wie panienka, w starożytnej Grecji mężczyzna mógł zgodnie z prawem zdradzać żonę z innymi kobietami, ale nie z cudzą małżonką. Uznawano wtedy, że kradnie czyjąś własność. Obawiam się, że pan Karłowski ma podobne myślenie.
— Nie obchodzi mnie już ono. Ale dziękuję, że stanął pan po mojej stronie.
Przeszło jej przez myśl, czy pan Bogacki naprawdę rozważał zachowanie Janusza, czy dorzucił tę informację o starożytnej Grecji, żeby zrazić ją do Janusza i przekonać, że dobrze wybrała. Ale trudno było się z nim nie zgodzić.
— Dobrze się panienka czuje? — Narzeczony położył rękę na jej ramieniu.
Musiała pokręcić głową. Wciąż się bała, trzęsła się i nie mogła zapanować nad napływającymi do oczu łzami. Nikt nigdy jej tak nie potraktował, jakby była przedmiotem albo zwierzęciem na targu. Wychowała się w świecie, gdzie teoretycznie kobiety miały być traktowane jak damy, nawet jeśli przekonała się już wcześniej, że były to tylko piękne frazesy.
— Mógłby pan ze mną tu chwilę posiedzieć? — spytała. — Wolałabym się najpierw uspokoić, nie chcę, żeby ludzie patrzyli na mnie w takim stanie.
— Oczywiście. Jestem przy panience... — zapewnił Bogacki i ujął jej dłoń. Zrobiło jej się ciepło i przytulnie, jakby siedziała przy kominku. Narzeczony patrzył na nią ze spokojem i troską w zielonych oczach, co tak bardzo kontrastowało z wcześniejszą postawą Janusza, że aż miała wrażenie, że wlewa w nią nowe siły.
— Czy mógłby też... mnie pan przytulić? — Spuściła wzrok.
Pan Adam nie odpowiedział, tylko skinął głową i przycisnął ją do piersi. Przeszedł ją dreszcz. Nie potrafiłaby wyjaśnić, dlaczego go o to poprosiła. Przecież jeszcze niedawno się go krępowała i czuła upokorzenie na sugestię, że mogłaby zostać matką jego dzieci. Ale po chwili to wszystko minęło i wtuliła się w niego mocniej. Pan Bogacki głaskał ją delikatnie po ręce i plecach i miała wrażenie, że z każdym dotykiem opuszcza ją odrobina nerwów.
— Czy ja też mógłbym panienkę o coś prosić? — Bogacki przytknął usta do jej włosów;.
— Tak, jak najbardziej — zapewniła. Bardzo chciałaby mu się odwdzięczyć za to wszystko.
— Czy mógłbym panienkę pocałować?
Alicja podniosła głowę i ich oczy się zetknęły. Mężczyzna patrzył na nią z wyczekiwaniem, które potwierdziło jej, że naprawdę to usłyszała i nie pomyliła się. Poczuła mrowienie w stopach. Nie wiedziała, jak zachować się w takiej sytuacji i co należy odpowiedzieć, w powieściach nikt nie zadawał takich pytań. Przytaknęła tylko cicho.
Pan Adam zsunął rękę i objął ją lekko w talii. Zamknęła oczy, żeby nie mógł dostrzec w nich żadnej niepewności czy zdenerwowania, bo uważała, że nie zasługiwał na to. Serce podeszło jej do gardła, gdy bardzo powoli i delikatnie dotknął jej ust. Spodziewała się, że zrobi jak Janusz i zaraz odsunie się do niej, ale gdy zauważył, że się rozluźniła, pogłębił pocałunek. Alicja poczuła, że robi jej się słabo i kręci jej się w głowie, ale było w tym coś przyjemnego i zapierającego dech w piersi. Ogarnęło ją podobne uczucie jak na chwilę przed zaśnięciem, jakby spadała do jakiegoś ciemnego, ale otulającego miejsca, gdzie liczy się tylko ona. Instynktownie otworzyła usta i oddała pocałunek. Bogacki objął ją mocniej i obsypał jeszcze bardziej żarliwymi, namiętnymi pocałunkami. Miała wrażenie, że coś pali ją w środku, na przemian robiło jej się zimno i gorąco, prawie brakowało jej tchu, ale bardzo nie chciała tego przerywać.
Nagle otworzyły się drzwi do przedpokoju i stanęła przed nimi pani Marta. Alicja natychmiast oderwała się od narzeczonego, ale on nadal ją obejmował. Miała wrażenie, że zaraz spali się ze wstydu.
,,Mam nadzieję, że ona powie o tym przynajmniej pani Pamięckiej i ludzie będą mieli inny temat, niż jaka jestem nieszczęśliwa i poszkodowana" pomyślała mimowolnie ze złośliwością.
— Och, jednak pan przyszedł! — wykrzyknęła pani Marta. Ona także była zarumieniona. — Bardzo nam miło. Proszę się rozgościć, zawołam na służbę, żeby przynieśli więcej wina i przygotowali herbatę lub kawę... A najlepiej oba. — Kobieta pędem pobiegła do znajdującej się obok kuchni.
Alicja wstała z kanapy i spojrzała na narzeczonego. Bardzo żałowała, że nie ma jakichś poradników dla panien, które tłumaczyłyby, jak zachowywać się w takich momentach i co mówić mężczyźnie, którzy przed chwilą cię całował.
— Chyba już panienka nie ucieknie przed małżeństwem ze mną — stwierdził lekko pan Adam, ale nie patrzył już w jej oczy, więc domyśliła się, że też się zmieszał.
— Nie mam zamiaru uciekać — obiecała cicho Alicja.
Hej, witajcie w rozdziale :) Mam nadzieję, że się Wam podobało. Jeśli obserwujecie mnie na Instagramie, mogliście liczyć na ślub, ale wtedy rozdział byłby za długi, ale nic straconego, bo dzięki temu będę mogła umieścić wszystkie aspekty początku małżeństwa bohaterów w jednym rozdziale.
Jeśli chodzi o ciekawostki, to w rozwinięciu wątku, o którym wspominałam kilka rozdziałów wcześniej: o ile w XIX wieku coraz mocniej zaczęły dochodzić różne romantyczne prądy i wizja małżeństwa z miłości przestała wydawać się czymś dziwnym, tak nie dotyczyło to wszystkich. Rozumiano, że młodzi ludzie mogą się kochać i chcieć jakoś celebrować swoją miłość, tak małżeństwa osób dojrzalszych traktowano jako typowo z rozsądku i nie uznawano, by należało je hucznie obchodzić. W przypadku wdowców czy wdów panowało przekonanie, że urządzanie drugiego wystawnego ślubu i wesela mogłoby zranić rodzinę bądź dzieci zmarłego współmałżonka. Tutaj Bogacki nie ma dzieci, ale zasadniczo wdowcy często żenili się bardzo szybko po śmierci żony, ponieważ uważano, że mężczyzna nie jest w stanie sam wychować dziecka, więc trzeba było znaleźć do tego nową kobietę i brano kolejne śluby jeszcze przed zakończeniem żałoby. Przykładowo Jacenty Mikołajczyk, ojciec Jadwigi, Panny Młodej z ,,Wesela", ożenił się po raz drugi trzy miesiące po śmierci pierwszej żony.
Do końca zostały jakieś 2-4 rozdziały, postaram się je publikować częściej, ale zobaczymy. Zastanawiam się jeszcze czy wrzucać tu epilog. Dajcie koniecznie znać, jak się Wam podoba i czego oczekujecie w kolejnych częściach.
Rozdział z dedykacją dla w podziękowaniu za gwiazdki i komentarze. Jeśli brak Wam klimatów epokowych, koniecznie zajrzyjcie do jej powieści ,,Winny ród".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top