Rozdział siedemnasty. Wieści.


Rośniesz jak młody bóg, na moich ramionach
Jak drzewo, którego nikt, nikt nie pokona

Dałam Ci wolę istnienia
Dałam Ci siłę tworzenia

Nowy nieznany szlak nad twoją głową
Może jest tylko snem, a może koroną?

Zostań więc bogiem i drzewem
Między mną, ziemią a niebem

Bajm ,,Dwa serca, dwa smutki"


— Kochanie... Dobrze się czujesz? — Alicja poczuła, że ktoś porusza jej ramieniem.

Przy niej na kanapie siedział Adam. Znowu zasnęła po południu. Wcześniej jej się to nie zdarzało, nie należała do ludzi, którzy w ciągu dnia lubią chować się pod kocem i ucinać sobie drzemki.

— Tak, tak. — Pozwoliła mu ująć swoją rękę. — Po prostu ostatnio często jestem zmęczona i boli mnie głowa, więc... przysnęłam.

— Głowa też cię boli? — Adam ścisnął jej dłoń mocniej. — Dlaczego mi nie powiedziałaś? To... to może być coś groźnego.

— Każdego czasem boli głowa. Niedługo powinnam... zacząć krwawić. — Ostatnie słowa Alicja wypowiedziała ciszej. Nie wstydziła się już mówić o kobiecej fizjologii do męża, w końcu żył z nią w jednym domu kilka miesięcy, widywał ją częściej niż jej rodzice i obejrzał i dotknął chyba każdy mały skrawek jej ciała. Ale wolałaby, żeby służba o tym nie podsłuchiwała.

— Mimo to wolałbym, żebyś poszła do lekarza. Możesz być chora. Możesz mieć anemię. Może nie odżywiasz się odpowiednio.

— Nie mów tego za głośno, bo pani Franciszka usłyszy i się obrazi. Nie jem przecież niczego innego poza jej daniami — zażartowała Alicja.

Nadal kręciło jej się w głowie i czuła otępienie po przebudzeniu, ale ta sytuacja nawet sprawiła jej przyjemność. Cieszyła się, gdy Adam okazywał jej troskę i martwił się o nią. W takich chwilach wierzyła, że może Hala ma rację i jej uczucia nie są bezwzajemne. W końcu nie drżałby o nią tak bardzo, gdyby była dla niego tylko bezpiecznym wyborem.

— Może jesteś przemęczona. Powinnaś spędzać więcej czasu na odpoczynku niż bieganiu po mieście i szukaniu nauczycielek i darczyńców.

— Ostatnio spędzam za mało, odkąd Klementyna mi nie towarzyszy. Jutro muszę pojechać do ochronki — zadeklarowała Alicja.

— No, dobrze, ale obiecaj mi, że zaraz potem pojedziesz do lekarza na ulicę Krupnicza. Jeśli cię nie przyjmie, wezwiesz doktora do domu.

Alicja patrzyła w zielone oczy męża. Uwielbiała, gdy spoglądał na nią z taką uwagą i czułością, gdy głaskał ją delikatnie po knykciach, jakby trzymał swój największy skarb. Tak strasznie go kochała. Dziwiła się sobie, że kiedyś wierzyła, że mogłaby poczuć coś do kogoś innego. Ta miłość była dla niej tak naturalna jak oddychanie.

— Dobrze. Jeśli to cię ucieszy, to tak zrobię.

— Może się nie wysypiasz. W nocy... za bardzo się męczysz. — Adam kontynuował swoje rozważania.

— Nieprawda! — zaprotestowała Alicja. — Bardzo dobrze śpię!

Nie zniosłaby, gdyby została pozbawiona tej namiastki miłości. Wprawdzie od jakiegoś czasu musiała się pilnować, by w trakcie pieszczot nie powiedzieć Adamowi nagle: ,,Tak bardzo cię kocham", ale póki dawała radę, nie miała zamiaru skazywać jego i siebie na celibat. Podejrzewała, że wówczas jeszcze trudniej będzie przekonać go, że powinien ją pokochać.

— Dobrze, dobrze. Wiesz, że nie umiałbym za długo się przy tobie powstrzymywać — zapewnił Bogacki i musnął ustami jej dłoń. — Ale musisz o siebie dbać, kochanie. Wiesz, że jesteś dla wszystkich bardzo cenna.

,,A czy dla ciebie nie powinnam być szczególnie?" miała ochotę zapytać Alicja, ale postanowiła nie zwracać uwagi na tych kilka słów. Jeszcze przed chwilą czuła się błogo i szczęśliwie. Nie mogła znów psuć sobie nerwów, roztrząsaniem, co kto konkretnie ma na myśli. Nawet jeśli chodziło o zdobycie miłości własnego męża.

—Jak postępy uczniów? — zapytała następnego dnia Alicja pannę Janecką, którą zatrudniono jako nauczycielkę starszych dzieci.

— Czasami trudno się ich prowadzi, bo nie są przyzwyczajeni do regularnej nauki, ale ja to rozumiem. Sama w domu nie miałam okazji zgłębiać wiedzy — odpowiedziała nauczycielka. Alicja wiedziała, że panna Janecka pochodziła z ubogiej rodziny mieszczańskiej i cieszyła się, że może ocalono ją przed podobnym losem do Feli.

— Bardzo się cieszę. Dzieciom potrzebny jest ktoś, kto rozumie ich uczucia i potrzeby.

— Dziękuję, pani Bogacka. Zechce pani przysłuchać się lekcji?

Alicja zastanowiła się dłużej nad odpowiedzią. Nie uważała, by była konieczna do przekazania dzieciom wiedzy. Cieszyła się, że skończyła już pensję, bo nie była specjalnie pilna w nauce. Jedynym, co sprawiało jej przyjemność, było czytanie lektur. Ale tu nie pełniła roli uczennicy, ale poważnej pani i żony fabrykanta. Już była gotowa się zgodzić, gdy poczuła ogromne zawroty głowy i odruchowo złapała pannę Janecką za ramię.

— Czy dobrze się pani czuje? — spytała ze strachem guwernantka.

— Nie wiem... Ostatnio często mam bóle głowy... —wydusiła Alicja. Ciemniało jej przed oczami i miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Panna Janecka musiała pomóc jej usiąść.

— Czy mam zawołać pan Bogackiego?

— Nie, lepiej nie... — poprosiła Alicja. Nie chciała, by Adam znów był na nią zły i uznał, że o siebie nie dba. — Proszę podać mi wody, a potem zawołać moją służącą. Odprowadzi mnie do powozu, a potem wezwie doktora.

Gdy panna Janecka pobiegła po wodę, Alicja modliła się, by nie dręczyło jej nic poważnego. Zawsze była silna i rzadko chorowała. To byłoby naprawdę tragiczne, gdyby dopadła ją jakaś groźna przypadłość, zanim zdążyła sprawić, by jej mąż ją pokochał. Nie znała się na chorobach, ale w powieściach bohaterki takie rzeczy dręczyły w przypadku chorób serc czy gruźlicy. Już wiedziała, że życie to nie romans, ale nie mogła wyrzucić z głowy najgorszych możliwości.

— Basiu, gdy wrócimy do domu, poślij Irenę po doktora, dobrze? — spytała, gdy razem ze służącą zmierzały już na Plac Wszystkich Świętych. — Nie powinnam chyba iść do niego sama, a muszę się dowiedzieć, co mi jest. Wolę sama poznać prawdę, zanim pan Bogacki dowie się, co mi dolega.

— Dobrze — odparła Basia z niewinną miną. Ona raczej nie dopatrywała się w stanie swojej pani ukrytych znaczeń.

Kilka godzin później Alicja leżała na kanapie w salonie. Nadal bolała ją głowa i najchętniej przespałaby cały dzień, ale na duszy czuła się znacznie lepiej. Gdy jej mąż wszedł do pomieszczenia, uniosła głowę i uśmiechnęła się do niego promiennie. Jednak zanim zdążyła coś powiedzieć, Adam zapytał surowo:

— Panna Janecka powiedziała mi, że zasłabłaś w fabryce. Dlaczego mnie nie powiadomiłaś? Nie ufasz mi?

— Nie, ufam! — zawołała Alicja i odruchowo złapała się za brzuch. — Po prostu... Wolałam najpierw sama się uspokoić...

Domyślała się, że była cała czerwona. Sama nie umiała wyjaśnić swojego zachowania. Chyba po prostu bała się zdenerwować Adama i sprawić, by uznał ją za niepoważną, niedbającą o swoje zdrowie. Oczywiście, wyszło dokładnie odwrotnie. Czasem tęskniła za tymi czasami, gdy była przekonana, że jest tylko jej przyjacielem i ,,rozsądnym wyborem". Wtedy nie zastanawiała się tak szaleńczo, co zrobić, by dobrze wypaść w jego oczach i co on o niej pomyśli. Miała rację, gdy uznawała miłość za zbyt bolesną i przeszkadzającą.

— Jestem twoim mężem. Chcę wiedzieć o twoich kłopotach. — Bogacki miał smutek w oczach, i to ją dobijało. — Chyba nie wymagam za wiele?

— Nie, nie! — zaprotestowała Alicja, siadając. — Przykro mi, że sprawiłam ci przykrość, ale sama się wystraszyłam i nie wiedziałam, co robić. Wybacz mi, proszę.

— Wybaczam. — Skinął głową Adam. — Ale nie rób już tego więcej. I idź w końcu do doktora.

—Ależ poszłam! — Twarz Alicji znów się rozjaśniła. Wyciągnęła ręce w stronę męża. — Podejdziesz do mnie?

Adam uklęknął przy kanapie i ujął jej ręce.

— Naprawdę się o ciebie martwię. Musisz o siebie dbać — szepnął.

— Będę, obiecuję. Od tej pory będę o siebie bardzo dbać — zapewniła wesoło Alicja i pochyliła się tak, że stykali się czołami. — Niedługo na świat przyjdzie nasze dziecko.

Adam wpatrywał się w nią z niedowierzeniem i tylko ruszał powiekami, ale ona tak bardzo przypomniała sobie o swojej radości, jednocześnie zapominając o dystansie i niepokoju, że potrafiła tylko rzucić mu się na szyję.

— Tak strasznie się cieszę! — dodała. — Myślałam, że będę się bać, ale głównie się cieszę.

Adam odpowiedział na uścisk, ale zapytał niespokojnie:

— Jesteś pewna? Niczego wcześniej nie podejrzewałaś?

— Tak, przecież doktor mi powiedział. Przez chwilę podejrzewałam, ale przez dwa dni lekko krwawiłam i myślałam, że tak mało to z nerwów... Zawsze sobie wyobrażałam, że w takim wypadku dostanę mdłości i będzie mnie bolał brzuch...

Odsunęła lekko twarz i przyjrzała się Adamowi. Miała nadzieję, że on też chociaż trochę się ucieszy. W końcu sam jej powiedział, że chciał dziecka. Może najbardziej z Konstancją, ale ją chyba też lubił.

— Chyba... czasami nie dowierzałem, że będzie mi dane jeszcze zostać ojcem... — wykrztusił w końcu mężczyzna. Dotknął jej twarzy i pocałował jej usta. — Ja też jestem bardzo szczęśliwy. — Uśmiechnął się i przesunął ręce na jej brzuch. — Ciekawe, czy ono już słyszy, ile nam dało radości.

Alicja pogłaskała męża po włosach i zauważyła, że ma oczy pełne łez.

Postanowili, że na obecną chwilę zachowają wieści o dziecku dla siebie. Alicja nigdy nie wsłuchiwała się z fascynacją w opowieści ciężarnych kobiet, ale zdawała sobie sprawę, że pierwsze tygodnie są niepewne i nie chciałaby tłumaczyć się połowie miasta, gdyby jej dziecko okazało się za słabe, by przyjść na ten świat... Siódmego kwietnia, dwa dni po Wielkanocy, przypadały jej dziewiętnaste urodziny, więc uznała, że zorganizuje obiad dla rodziny i przyjaciół i wtedy ogłosi nowinę. Wyjątkiem była służba. Trwał Wielki Post, a Adam nie chciał słyszeć, żeby ona go przestrzegała. Z kolei gdyby zajadała się codziennie kurczakami i ciastkami Franciszka czy Irena uznałyby ją za największą bezbożnicę w Galicji.

— To powiem jeszcze rodzicom i Hali — powiedziała przed snem do męża. — Nie chcę, żeby obce kobiety znały prawdę, a oni nie.

Następnego dnia czuła się już lepiej, więc zabrała Basię i pojechała do rodziców. Zastała mamę szlochającą nad kolejną książką Rodziewiczówny.

— Nie mów nic ojcu. — Od razu uprzedziła pani Beata. — Znowu się zdenerwuje, że głupia baba płacze.

— Och, on na pewno tak o tobie nie myśli, mamusiu — wydukała Alicja. Odkąd matka opowiedziała jej o początkach swojego małżeństwa, czuła się przy niej inaczej. Podejrzewała, że nigdy już nie wróci do czasów, gdy w jej umyśle rodzice służyli tylko do troski o nią.

,,Moje dziecko, gdy będzie małe, też pewnie będzie wierzyło, że całe życie jestem poważna i skupiona. A ja musiałam wplątać się w tyle awantur, żeby w końcu się pojawiło na tej ziemi" pomyślała.

— Ależ skąd, ojciec bardzo odżył w ostatnim czasie — zapewniła pani Beata. — Obiecał, że latem zdobędzie więcej wolnego i dokumenty i pojedziemy na Pomorze. Zawsze marzyłam, żeby zobaczyć ten wieki zamek w Malborku.

— Cieszę się, mamo — odpowiedziała łagodnie jej córka. — Bardzo jestem szczęśliwa, że się wam układa.

— Siadaj, dziecko — poprosiła matka. — Zaraz każę służącej przynieść herbaty. Z cukrem albo miodem, chyba że sobie teraz odmawiasz.

Alicja zajęła miejsce i zarumieniła się. Ogarnęło ją jakieś dziwne skrępowanie, jakby zdradzała matkę tym, że dorosła i ma własne życie.

— Nie odmawiam sobie niczego, mamo. Mój mąż każe mi teraz bardzo dbać o swój dobrostan. Bo muszę... troszczyć się o dwa życia.

Miała nadzieję, że pani Kostecka zrozumie te słowa, bo wstydziła się powiedzieć dobitniej. Uścisk matki dał jej znać, że chyba tak było.

— Och, kochanie, to wielka radość... W końcu nie będę samotna całymi dniami. — Nagle matka spochmurniała. — A ty się cieszysz?

— Tak, mamo, bardzo — zapewniła Alicja. — Dawno nie byłam szczęśliwsza.

— To chwała Bogu. Od dawna chciałam zapytać, czy ty i pan Bogacki nie planujecie obdarzyć mnie wnukami, ale zawsze się powstrzymywałam. Kiedyś to tak cię denerwowało...

Alicja pokiwała głową. Tak bardzo by chciała powiedzieć sobie sprzed roku parę rzeczy do słuchu. Może wtedy wszystko potoczyłoby się lepiej i nie musiałaby się zastanawiać, czy własny mąż ją kocha.

— Ja chyba... bałam się dorastać. I bałam się tego, co było we mnie, a co nie było już dziecinne — szepnęła. — Ale teraz czuję się bezpiecznie i bardzo chcę tego dziecka.

— To dzięki Bogu — powtórzyła pani Beata. — Ostatnio chodziłaś taka zamyślona... Bałam się, że coś się stało, że jednak żałujesz swojej decyzji...

,,A więc widać, że się zmieniłam" uświadomiła sobie Alicja. Nie potrafiła już być taka radosna i wylewna, gdy Adam zachowywał się tak dziwnie, a ona codziennie zastanawiała się, jak zdobyć jego uczucia. Może jednak była zdolna do gorącej miłości, skoro tak to przeżywała. Ale teraz musiała wytężyć swój cały rozsądek i nie myśleć o sercowych rozterkach. To na pewno zaszkodziłoby maleństwu. W dodatku po pierwszym zaskoczeniu Adam znów traktował ją bardzo czule i ciepło, więc może wizja ojcostwa sprawiła, że wybaczył jej śnienie o Januszu.

— To pewnie przez mój stan... — odparła wykrętnie.

Siedziały przez jakiś czas z matką. Na szczęście dla siebie, Alicja nie musiała wiele mówić, bo pani Beata zasypywała ją historiami o tym, co zrobi, gdy dziecko już się urodzi. W takim stanie doczekały do powrotu pana Stanisława.

— Cóż to za plotki? — spytał.

— Żadne plotki. — Machnęła ręką pani Beata. — Dziadkiem będziesz. Alusia jest w ciąży.

Alicja znowu spłonęła na twarzy. Nie spodziewała się, że jej matka użyje wobec niej tak bezpośrednich słów. Bardziej zdziwiła ją jednak reakcja ojca, który spytał drżącym głosem:

— To prawda?

— Szczera prawda — odpowiedziała. — Dziecko urodzi się pod koniec września lub w październiku.

Spodziewała się, że jej rodziciel wygłosi teraz kolejną przemowę na temat tego, jak dobrze robił, zachęcając ją do małżeństwa z panem Bogackim i jak powinna być mu wdzięczna. Ale on odwrócił twarz i powiedział łamiącym się głosem:

— A sama niedawno byłaś taka malutka.

Następnego dnia Alicja znów źle się czuła, bolała ją głowa i kości. Matka pocieszała ją, że za jakiś czas to minie i dalsze miesiące będą już lżejsze. Alicja modliła się, żeby tak było, bo nie wyobrażała sobie spędzić pół roku w stanie tak zbliżonym do choroby. Zazdrościła Hali, której jedynym kłopotem zdawał się nieposkromiony apetyt.

— Dobrze, że masz ciastka — powiedziała przyjaciółka, opadając na kanapę. — Teraz wszyscy jedzą tylko ryby i suchary, a ja całymi dniami myślę tylko o słodyczach. Gdy urodzę, będę bardzo gruba, ale nie obchodzi mnie to.

— Nie kryguj się, Halu. Wiesz dobrze, że wyglądasz kwitnąco i całe miasto o tym mówi — odparła Alicja, opierając głowę o poduszkę. — Ja za to mogłabym zagrać w ,,Rozmowie mistrza Polikarpa ze Śmiercią".

Zdawała sobie sprawę, że jest blada i wymizerowana. Wyobrażała sobie, że podobnie mógł wyglądać duch ojca Hamleta. Straciła na wadze, mało wychodziła i nikt nie powiedziałby, że jej stan ma coś wspólnego z błogosławieństwem. Cieszyła się z dziecka, ale cieszyłaby się bardziej, gdyby miała siły o tym myśleć.

— Och, ale ty przecież nie jesteś brzemienna, więc co to za porównania — prychnęła Halina, ale potem przyjrzała się przyjaciółce. — A może jesteś? — Alicja skinęła głową. — To cudownie! Mówiłam ci, że nasze dzieci będą najlepszymi przyjaciółmi.

— Tak, specjalnie wyszłam za mąż zaraz po tobie, żeby twoja Elżbietka czy mały Grześ nie byli samotni... — zażartowała Alicja, bo tylko na tyle było ją stać. — Ale nie mów o tym teraz nikomu. Nawet swojemu Grzegorzowi. Bardzo źle się czuję i wolę nie wybiegać za daleko w przyszłość.

— Nic nikomu nie powiem, nie zdradzam cudzych sekretów — odparła Hala. — Popatrz, a niecały rok temu tak rozpaczałaś, że nie wyjdziesz za mąż za pana Bogackiego, bo on widzi w tobie tylko klacz rozpłodową. Mam nadzieję, że zmądrzałaś do końca i powiedziałaś mu, że go kochasz.

— Po pierwsze, ty sama się ze mną zgadzałaś i nawet namawiałaś mnie, żebym flirtowała z Januszem — przypomniała Alicja. Nie winiła Hali, podejrzewała, że i sama poszłaby tą drogą, ale teraz wolała o tym zapomnieć. — A po drugie, nic mu nie powiem, bo nie chcę zaszkodzić mojemu dziecku, więc i ty nie narażaj moich nerwów.

— Jesteś tak samo nieznośna jak zawsze — stwierdziła Hala. — Założę się, że ten biedny człowiek cierpi, bo nie umiesz wydusić z siebie dwóch słów. Pewnego dnia sama mu wszystko powiem.

— Nie zrobisz tego! — zagroziła Alicja i aż złapała się za brzuch. — Znienawidzę cię za to!

— Dobrze, dobrze. Żartowałam. Nie unoś się tak, bo rzeczywiście zdenerwujesz małego potomka Bogackich.

Alicja nie odpowiedziała, tylko zwróciła wzrok do ściany. Hala też nie reagowała i nie przepraszała, a zamiast tego rytmicznie uderzała paznokciami o filiżankę z herbatą.

— Adam powiedział, że jeden z jego przyjaciół ze studiów został doskonałym specjalistą od spraw kobiecych i na pewno przepisze mi coś na wzmocnienie. Nie było go na naszym ślubie, bo wyjechał na rok do Wiednia, ale wraca przed Wielkanocą i wtedy mnie dokładnie zbada. On też... opiekował się panią Konstancją.

Umilkła. Prawie zdradziła tajemnicę swojego męża. Hala nie była głupia i z łatwością mogła wywnioskować, że problemy Konstancji wiązały się z brakiem dziecka. A ten sekret był własnością Adama i tej kobiety, której miejsce ona zajęła.

— Spokojnie, o nic nie pytam! — zapewniła Hala. Jej wzrok nagle stał się łagodny i troskliwy. — Nie jestem taką paplą, jak myślisz. Nie rozumiem, czemu nie chcesz rozmawiać z mężem o swoich uczuciach, ale wiem, że ze mną nie musisz o jego przeszłości. Wierzę, że jest dobrym i honorowym człowiekiem, bo inaczej byś nie usychała z jego powodu.

Alicja uśmiechnęła się, ale nic nie odpowiedziała. Zrobiło się jej ciężko w gardle i łzy napłynęły jej do oczu. To chyba też kwestia ciąży.

— Pomyśl, jeszcze parę miesięcy temu zachwycałyśmy się Bohunem i dyskutowałyśmy, że mama nie pozwala mi się ubierać tak, jak lubię — kontynuowała Halina, wpatrując się w nią uważnie. — A teraz porównujemy dolegliwości przyszłych matek. Życie jest takie śmieszne.

— Na szczęście, doktor miał rację i już mi lepiej — powiedziała Alicja, przeglądając się przed lustrem w dniu swoich urodzin. Jej stan nie był jeszcze widoczny, ale nabrała trochę ciała i rumieńców na twarzy, więc nie wyglądała tak niezdrowo jak jeszcze niedawno. Nigdy nie zajmowała się specjalnie swoją urodą, bo wychodziła z założenia, że i tak jest przeciętna, ale teraz czuła przyjemność z myśli, że jest ,,dość ładna". Zamówiła u modystki luźną, marszczoną suknię, która miała pomóc w przyszłości ukryć brzuch i teraz z zadowoleniem przyglądała się, jak układa się na jej ciele i jak szmaragd materiału kontrastuje z jej ciemnymi oczami i włosami.

— Cieszę się, kochanie. — Adam pogłaskał ją po plecach. — Jesteś piękna.

— Nie aż tak bardzo — odpowiedziała Alicja i pocałowała go w policzek. Od wiadomości o dziecku mąż znowu był dla niej bardzo czuły i opiekuńczy. Czasem zastanawiała się, czy nie dba bardziej o to małe życie niż nią, ale rzadko ją to nachodziło. Chciała, żeby nie traktował jej już z nieufnością i żeby ich więź się wzmocniła, nieważne w jakich okolicznościach. — Nawet nie bolała mnie głowa w niedzielę od zapachu kadzidła.

— To dobrze. Mam dla ciebie prezent.

Adam odsunął się od niej, podszedł do biurka i wyjął z szuflady małe brązowe pudełeczko. Kiedy je otworzył, w środku ukazał się złoty naszyjnik z trzema złączonymi szafirami, z których dalej ciągnął się łańcuszek, na którego zakończeniu znajdował się ostatni mały szafir w kształcie łezki.

— Nie wiedziałem, co ci podarować, wszystko wydawało mi się sztywne i bez duszy. Dlatego napisałem do Michała, żeby przysłał mi ze wsi naszyjnik po mojej matce. Dostała go od rodziców na szesnaste urodziny. Zuzanna nie chce go nosić, bo twierdzi, że nie do twarzy jej w niebieskim. Podoba ci się?

— Jest cudowny! Najpiękniejszy, jaki widziałam! — zawołała Alicja. Nawet nie myślała o wyglądzie biżuterii, a o tym, że Adam uważa ją teraz za tak ważną dla siebie osobę, by dać jej coś po zmarłej matce, którą tak ogromnie kochał. Rzuciła mu się na szyję i pocałowała.

— Przepraszam, rodzice jaśnie pani przyszli... — W tym momencie usłyszała wchodzącą do środka Basię. Na ich widok służąca wydała z siebie cichy pisk i zaczęła wyrzucać z siebie. — Przepraszam, przepraszam...

— Nic się nie stało — zapewniła Alicja. — Zaprowadź ich do salonu. Już idziemy.

Z uśmiechem przyjęła życzenia, nawet od Leszka i Grzegorza. Miała nadzieję, że podczas jedzenia zupy grzybowej i udek z kurczaka nikt nie zwrócił uwagi na jej podenerwowanie i co najwyżej krewni Adama pomyśleli sobie znowu, że jest taka niedojrzała, skoro przeżywa skończenie dziewiętnastego roku życia.

— Zaraz poprosimy służącą o ciasto i coś do popicia — powiedział w końcu jej mąż. — Ale najpierw chcieliśmy się podzielić z naszymi bliskimi szczęśliwą nowiną. — Dotknął ręki żony. — Ja i Alicja spodziewamy się naszego pierwszego dziecka.

Alicja zarumieniła się. Nigdy nie słyszała zbyt wielu rozmów o stanie błogosławionym i uważała go po części za coś, co należy ukrywać. Doktor Polański powiedział, że powinna zachowywać się tak samo jak wcześniej, tylko unikać gwałtownych emocji, nerwów i tłumów, a ona się z nim zgadzała, chciała w końcu być nowoczesną i wyemancypowaną kobietą... Ale wprowadzenie tego w czyn było znacznie trudniejsze.

— Och, moja droga, co za radość! — Na szczęście, Klementyna wybawiła ją z opresji i od razu rzuciła się do ściskania. — Rodzicielstwo to wielkie błogosławieństwo.

Alicja zerknęła na męża, żeby upewnić się, czy te słowa nie sprawiły mu bólu i nie przypomniały o latach, gdy nie mógł zostać ojcem, ale Adam tylko w spokoju ściskał rękę pana Józefa.

— Gdy widziałyśmy się ostatnio, tak właśnie myślałam, że ktoś niedługo będzie miał swoją premierę. — Katarzyna przechwyciła ją w swoje objęcia. — Ale nieładnie było pytać.

Alicja usłyszała, że pani Zofia nachyla się nad mężem i szepcze mu coś w rodzaju: ,,Nieładnie jest zwracać uwagę na takie rzeczy", ale na głos powiedziała:

— Gratulujemy z mężem. Oczywiście, moja droga, możesz się zwrócić do mnie po rady w każdej chwili.

Szturchnęła syna. Alicja domyślała się, że Leszek jest najmniej zadowolony z tego wszystkiego. Pewnie liczył, że Adam i w drugim małżeństwie nie doczeka się dziedzica, a cały majątek przypadnie jemu. Mimo to wysilił się na wielkoduszny uśmiech i rzekł:

— Ja też gratuluję. Oby urodził się zdrowy i silny syn.

,,Czy on uważa, że robi nam jakąś łaskę, rezygnując ze spadku?" pomyślała z irytacją Alicja. ,,Niech lepiej weźmie się do pracy".

— Nie musi. Nie jesteśmy przecież jakąś rodziną królewską, żeby potrzebować następcy tronu, a córki wcale nie są gorsze.

Wszyscy goście popatrzyli na nią z niedowierzeniem, jakby wypowiedziała jakąś straszną impertynencję. Pani Zofia wyglądała na zgorszoną, nawet jej własny ojciec czy pan Zygmunt, ojciec Hali, pokręcili głowami. Najwidoczniej znowu się wygłupiła i sprowokowała ludzi do myślenia, że jest dzieckiem i nie dorosła do bycia żoną i matką.

— Ależ oczywiście, że nie są gorsze... — podchwyciła nagle Hala, siadając na fotelu. — Ja marzę o córeczce, której będę mogła kupować sukieneczki. Prawda, Grzegorzu?

Alicja zajęła miejsce naprzeciwko przyjaciółki, próbując uciekać przed wzrokiem pani Zofii i pana Ireneusza, którzy zapewne mieli je obie za dziewczynki bawiące się w dom. Miała ochotę zapomnieć o tej wymianie zdań, ale Katarzyna też musiała się wtrącić.

— I prawo dziedziczenia jest przestarzałe. Patrzcie na arcyksięcia Rudolfa. Podobno tak nie mógł unieść ciężaru władzy, że się zabił i rodzina cesarska musiała tuszować skandal. Córki cesarza to podobno bardzo śmiałe i dzielne kobiety. Gdyby arcyksiężniczka była następczynią tronu, zapewne jej brat by jeszcze żył.

Alicja spodziewała się, że teraz zacznie się jeszcze większe zamieszanie. Wiedziała, że już i tak niektórzy patrzą nieprzychylnym okiem na jej znajomość z aktorką, nawet jeśli ta była równocześnie hrabiną.

— To był zamach... — wykrztusiła tylko pani Zofia.

— Ach, proszę w to nie wierzyć, droga pani — przerwał jej pan Zygmunt, popijając herbatkę. — Rodzina cesarska musiała coś wymyślić, żeby wyjść z tego z twarzą. Nawet biskup Puzyna musiał im pomagać, klecha przeklęty.

— Ale szacunek jakiś byś mógł zachować — upomniała go lekko żona.

— Nie jesteś na mnie zły? — spytała Alicja wieczorem męża. — Nie wygłupiłam się tą wzmianką o córkach?

— Dla mnie nie, kochanie — odpowiedział Adam, przebierając się w strój nocny. — Też mnie irytuje, że Leszek i jego ojciec najchętniej posłaliby mnie... może nie do grobu, ale do klasztoru z zamkniętą regułą. Aczkolwiek myślę, że on szczerze wierzył, że zachowuje się wspaniałomyślnie.

— I to mnie zdenerwowało. — Jego żona usiadła na łóżku. — Jakby wyrządzał nam wielką łaskę.

— Przez jakiś czas będzie na ciebie zły, ale to chyba nic nowego. Może poprosimy go na ojca chrzestnego naszego dziecka i wtedy nam wybaczy.

Alicja w pierwszej chwili chciała zaprotestować, ale potem uznała go za całkiem sprytny plan. W ten sposób to Leszek musiałby wspierać ich dziecko. Poza tym nawet jeśli go nie lubiła i uważała za sztywnego i interesownego, to nie mogła mu odmówić, że jest odpowiedzialny.

— Dobrze. Chyba w końcu muszę nauczyć się z nim żyć... — Spróbowała się uśmiechnąć.

Adam usiadł obok niej i objął ją lekko. Napełniło ją ciepło. Miała nadzieję, że już zawsze będą tak szczęśliwi i nic już między nimi nie stanie.

— Ja bym nawet wolał dziewczynkę — stwierdził nagle Bogacki. — Dla niej mam już wymyślone imię.

— Tak? — Ucieszyła się Alicja. — Ja też. Może myślimy o tym samym.

— Bardzo chciałbym ją nazwać Karolina, po mojej matce. Dziecko nigdy jej nie pozna, przynajmniej na tym świecie, a w ten sposób miałoby po niej pamiątkę na zawsze.

— Och... — Alicja spuściła głowę. — Ja planowałam Beatę, po mojej mamie. To dzięki niej tak naprawdę zostaliśmy małżeństwem. Ale masz rację, twojej matce się to należy, skoro nigdy nie pozna swoich wnuków.

— Jeśli bardzo ci zależy na Beacie, kochanie, to zrozumiem. W końcu to tylko imię. Już Szekspir mówił, że róża pachniałaby tak samo pod każdą inną nazwą.

— Nie, nie. Ja się zgadzam na Karolinę. — Alicja upierała się. Znowu ogarnęła ją obawa, że Adam uzna, iż ona za mało o niego dba. Może jednak umiała się zakochiwać jak bohaterki z powieści. Nie podobało jej się to.

Siedzieli przez jakiś czas w milczeniu, aż w końcu Adam pogłaskał ją po włosach i powiedział:

— Jeśli będzie córka, damy jej dwa imiona i potem zdecydujemy, które bardziej do niej pasuje. A gdy trochę podrośnie, i tak postaramy się jej o rodzeństwo.

Uśmiechnął się i pocałował żonę. Alicja poczuła, jak ogarnia ją żar, którego tak dawno nie czuła. Od dawna senność i bóle głowy utrudniały jej obcowanie małżeńskie. Doktor Polański powiedział im, że nie trzeba się tego wystrzegać, byle zachowywać ostrożność, ale ona była wtedy tak wymęczona, że nie potrafiła o tym myśleć. I wstydziła się rozmawiać na takie tematy z obcym mężczyzną. Ale wstydu przed mężem już się pozbyła.

Próbowała unieść jego koszulę, ale Adam odsunął jej ręce od siebie.

— Kochanie, wiesz, że musisz teraz dbać nie tylko o siebie.

— Ale sam doktor powiedział, że tak można! — wykrzyknęła Alicja. — Dziecko przecież tego nie widzi i nie słyszy. A dzisiaj są moje urodziny...

— Wiem, ale... Nikt nie ma pewności, jak dziecko naprawdę się rozwija.

Oczy Adama były pełne smutku i zamyślenia. Alicji zrobiło się wstyd. Myślała tylko o sobie, a nie zastanawiała się, jak może się czuć człowiek po takich przeżyciach jak jej mąż. Ona już kochała swoje dziecko, Adam też na pewno kochał to, które miała nosić w sobie Konstancja, a potem dowiedział się, że obdarzył uczuciami coś, co nie istniało. Teraz więc tym bardziej martwił się o ich maleństwo. Ona może nigdy nie będzie w stanie pojąć takich dylematów.

— Rozumiem — zapewniła cicho. — Ja też się martwię, naprawdę... —Jej oczy stały się wilgotne i sama nie wiedziała, z jakiego powodu.

— Och, nie płacz, proszę. — Adam otarł jej łzę z policzka. — Wszystko będzie dobrze. To w pierwszym okresie tak się przejmujemy twoim stanem, potem się przyzwyczaimy.

— Tak — potwierdziła Alicja. Nie chciała dokładać mężowi zmartwień.

Siedzieli przez chwilę przytuleni do siebie i Alicja uznała, że tak też jest dobrze. Nie chciałaby wracać do czasów, gdy bała się cielesności i nie widziała nic niepokojącego w tym, że własny narzeczony nie chce jej całować. Ale na pewno nie byłoby też przyjemne, gdyby mężczyzna widział w niej tylko ciało do używania, jak Janusz w Feli. Miała nadzieję, że kiedy dziecko się urodzi, Adam znowu będzie jak pragnął tak jak wcześniej, ale cieszyła się, że zadowala go też trzymanie jej w objęciach albo opowiadanie o swoich obawach.

— Jesteś śliczna, kochanie — szepnął nagle Adam. — Ale ci oczy błyszczą. — Pocałował ją w szyję. — Wiesz, myślę, że jeśli będziemy bardziej ostrożni, mogę zadbać też o ciebie.

Alicja zaśmiała się z zadowoleniem. Mąż posądził ją sobie na kolanach i objął jej talię. Patrzył na nią z taką czułością i oddaniem, że Alicja pomyślała, że może on jednak czuje to samo, co ona, że zaraz powie jej, że ją kocha i traktuje ją tak dobrze nie tylko z sympatii czy obowiązku. Ale on tylko pocałował ją i przyciągnął do siebie mocniej.

Tak, to miał być ostatni rozdział... Jak możecie się domyślać po zakończeniu, nim nie jest XD Chciałabym obiecać, że kolejny rozdział będzie ostatni i poznacie już odpowiedź na pytanie, czy Alicja się zmobilizuje i powie mężowi o swoich uczuciach, ale wiecie, jak to ze mną jest...

Zdaję sobie sprawę, że niektórzy nie lubią tematów ciąży i rodzicielstwa, ale myślę, że było to do przewidzenia, bo ta historia ma być w dużej mierze o dojrzewaniu bohaterki do odkrycia, czym jest dla niej miłość, związek, rodzina i jak chce sama ułożyć swoje życie, więc ciąża jest niejako naturalną częścią tego procesu.

Garść ciekawostek:

1. Czasy, o których piszę, są dla mnie niezwykle ciekawe, ponieważ następuje w nich ogromny przeskok i zapowiedzi zmian, które zobaczymy po I wojnie. Ciąża zasadniczo była stanem, o którym za wiele się nie mówiło, jedynie w kobiecym gronie, niektórzy doradzali, aby ciężarna przestała się pokazywać publicznie i skupiła jedynie na oczekiwaniu na narodziny potomka. Czy tak to wyglądało? Wątpię, bo już literatura ze znacznie wcześniejszych epok pokazuje nam coś innego, chociażby u Jane Austen pani Palmer w ,,Rozważnej i romantycznej" czy pani Weston w ,,Emmie" w trakcie ciąży prowadzą urozmaicone życie towarzyskie, niemniej o ich stanie praktycznie nie wspomina się do porodu.

W drugiej połowie XIX wieku nastąpił rozwój nowoczesnej ginekologii. Autorzy publikacji, tacy jak Izabela Moszczeńska, Helena Russocka Wilczyńska czy Jędrzej Śniadecki, zaczęli zachęcać kobiety do prowadzenia takiego trybu życia jak przed ciążą, zwracali uwagę na rolę ruchu i świeżego powietrza, pojawiały się sugestie, że w okresie ciąży nie trzeba rezygnować ze współżycia. Polecam świetny artykuł Joanny Szablińskiej ,,Doświadczenie macierzyństwa w XIX wieku", który wspaniale pokazuje te przemiany. Oczywiście, wiele kobiet nie miało dostępu do nowoczesnych treści. Alicja ma szczęście, ponieważ ma odpowiednią sytuację finansową i męża z dość liberalnym podejściem.

2. W tamtych czasach dzieciom zwyczajowo nadawano po dwa czy trzy imiona, a wspomniany poniżej Puzyna miał ich aż cztery... Zazwyczaj dzieci nazywano po członkach rodziny, ale czasami też po ważnych postaciach historycznych czy literackich. Zwyczajowo używano pierwszego imienia, ale nie zawsze. Chociażby jedna z córek Włodzimierza i Anny Tetmajerów dostała na pierwsze imię Julia po swojej przybranej babci, ale gdy podrosła, rodzina uznała, że to imię nie pasuje do jej charakteru i dziewczynka była od tej pory nazywana Haną jako forma od drugiego imienia Anna.

3. Arcyksiążę Rudolf to syn cesarza Franciszka Józefa i cesarzowej Sissi, wyjątkowo tragiczna postać. We wczesnym dzieciństwie on i jego starsze siostry były wychowywane przez babkę i izolowane od matki, a gdy Sissi udało się wywalczyć prawa do opieki nad nimi, ich więź była już zbyt mocno naruszona i cesarzowa nigdy nie nawiązała dobrej relacji ze starszymi dziećmi. Cesarz był czułym i troskliwym ojcem dla córek, ale syna traktował surowo, sądząc, że w ten sposób przygotuje go do sprawowania władzy, ale osiągnął efekt odwrotny, bo Rudolf rozwinął w sobie problemy psychiczne, a ukojenia szukał w nałogach i przygodnych kontaktach seksualnych. Ostatecznie razem z jedną ze swoich kochanek, Marią Vetserą, popełnił samobójstwo. Aby zatuszować skandal i umożliwić arcyksięciu chrześcijański pogrzeb, rodzina cesarska utrzymywała, że był to zamach na następcę tronu, ale prawda stanowiła tajemnicę poliszynela.

4. Wspomniany tu biskup (później kardynał) Jan Puzyna to niesamowicie kontrowersyjna, acz ciekawa i intrygująca postać. Rozwinę jego wątek w głównej powieści, ponieważ to skarbnica kontentu, ale na ten moment powiem, że był to osobnik kłótliwy, przekonany o swojej wspaniałości i negatywnie nastawiony do patriotycznych nastrojów, przez co nie cieszył się sympatią w Krakowie. Rzeczywiście pomagał cesarzowi Franciszkowi Józefowi starać się o katolicki pogrzeb Rudolfa, co nie przeszkodziło mu kilka lat później odmówić takiego pochówku pisarzowi Michałowi Bałuckiemu, który popełnił samobójstwo z powodu negatywnego odbioru jego twórczości.

To tyle :) Dajcie znać, co obstawiacie - czy na świat przyjdzie mały chłopiec, czy dziewczynka, a może parka ;)

Rozdział z dedykacją dla   - dziękuję Ci, że jesteś w każdej mojej pracy i zostawiasz coś po sobie <3


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top