Rozdział piętnasty. Tęsknota.


A gdybyśmy nigdy się nie spotkali
Minęli na życia tle?
I gdyby nas nic nie łączyło wcale
A wspólny los wahał się?

Kto postanawia
Że jedyny raz na Ziemi
Na jedną chwilę, ty i ja
Odnajdujemy się
I zwykłe to zdarzenie może odmienić cały świat?

Anna Maria Jopek ,,A gdybyśmy nigdy się nie spotkali"


Klementyna weszła do salonu i położyła na krześle bordowy szal, który ładnie komponował się z sukienką w tym samym kolorze. Na widok Hali powiedziała cicho:

— Och, jeśli wam przeszkadzam, to mogę przyjść kiedy indziej.

— Nie, zostań! — poprosiła Alicja. — Bardzo mi się przydasz. Otóż Hala postanowiła odejść od swojego męża i żyć samotnie.

— Tak, postanowiłam i słowa nie zmienię — stwierdziła Halina i skrzyżowała ręce na brzuchu. — Sama zerwałaś zaręczyny, więc powinnaś mnie zrozumieć.

— Ale, Hala! — zawołała Alicja. — On mnie zdradził i oszukał... Grzegorz nie zrobił nic tak złego.

Nie spodziewała się, że kiedykolwiek będzie go bronić i życzyć sobie, aby Hala nadal go kochała i uważała za wspaniałego człowieka. Grzegorz się nie zmieni, zawsze będzie szorstki i przekonany o swojej racji, ale nie uważała już, że jest niezdolny do uczuć. Zapewne zależało mu na jej przyjaciółce, może kochał ją na swój sposób. W końcu mógł znaleźć wiele innych młodych i posażnych panien.

— Spokojnie, spokojnie — poprosiła Klementyna. — Nie wiem, co tu się właściwie wydarzyło. Czy ktoś może mi wyjaśnić?

— Tak. Halu, opowiesz wszystko pani Izdebskiej, ona jest doświadczoną mężatką i na pewno da ci wiele cennych rad. A ja zawołam na służbę, żeby zrobiły dla nas herbatę — postanowiła Alicja i zniknęła za drzwiami. Nie wiedziała, czy byłaby gotowa jeszcze raz usłyszeć Halinkowy lament.

Mimo swojego skrępowania przy służących tym razem uparła się i została w kuchni, dopóki herbata nie była gotowa. Na szczęście, przez ten czas Hala zdążyła zwierzyć się Klementynie i teraz siedziały w miarę dobrej komitywie.

— I co? Przekonałaś ją, żeby wróciła do męża? — spytała Alicja.

— Nikt mnie nie przekona — odparła naburmuszona Halina, ale mniej pewnie. — Wcale mu na mnie nie zależy.

— Jestem pewna, że zależy, tylko może okazuje to inaczej — stwierdziła łagodnie Klementyna. — Na początku tego nie dostrzegałaś, bo byłaś upojona miłością. Potem odurzenie mija i trzeba zaakceptować człowieka z jego wadami i błędami. Ale jeśli obie strony naprawdę się kochają, mogą to znieść, a ich uczucie w codziennym dniu stanie się jeszcze silniejsze i piękniejsze.

Alicja pokiwała głową. Dziękowała losowi, że oszczędził jej takich zawrotów serca jak Hali.

— Ale ja nie wiem, czy on ma do mnie uczucia... — wydukała Hala.

— Może powinnaś powiedzieć mu wprost, czego od niego oczekujesz? — zasugerowała Klementyna. — Szczerze, od serca. Jeśli płaczesz i krzyczysz, on uznaje, że tylko szukasz uwagi, a nie chcesz rozwiązać kłopot.

— To prawda, Halu — potwierdziła Alicja. — Grzegorz jest taki poważny i surowy, nie traktuje poważnie wybuchów emocji.

— Ale dlaczego to ja mam się zmieniać dla niego, a on dla mnie nie? — oburzyła się Halina.

— Powinien — zapewniła Klementyna. — Ale najpierw musisz mu powiedzieć, co czujesz. Przecież przed chwilą ci to tłumaczyłam... I wcześniej sama wyobrazić sobie, jak żyłoby ci się bez niego i czy byłabyś szczęśliwa. Nawet z jego wadami.

Hala nie odpowiedziała, tylko ujęła filiżankę i pociągnęła łyk herbaty.

Klementyna wyszła w końcu, życząc wszystkim dobrego dnia i mądrych decyzji. Hala nadal nie wracała do tematu Grzegorza ani nie sugerowała, że ma zamiar pójść do rodziców. Alicja była teraz wdzięczna, że jej małżonek zapowiedział, że wróci późno. Nie wyobrażała sobie, jak mogłaby mu streścić tę sytuację i poprosić o ugoszczenie Hali. W dodatku za drzwiami ich pokoju.

Serce podskoczyło jej do gardła, gdy usłyszała pukanie do drzwi i przez chwilę pomyślała, że to Adam zaraz wejdzie i pozna całą tę wariacką historię. Ale po chwili w salonie pojawiła się Basia i zaanonsowała:

— Pan Grzegorz Laudański pyta, czy jest tu jego żona. Mam powiedzieć prawdę?

— Halu, porozmawiasz z nim? — Alicja spojrzała błagalnie na przyjaciółkę. — Pamiętasz słowa Klementyny?

Hala z uporem wpatrywała się w obrazy na ścianie i odpowiedziała:

— Rób, jak chcesz.

Alicja zgodnie z zasadą Sejmu Niemego uznała, że brak odpowiedzi jest zgodą, kiwnęła głową na służącą.

— Jest, a on może wejść.

Basia przytaknęła, dygnęła lekko i wyszła. Wtedy Hala prychnęła z pogardą:

— A zatem bierzesz jego stronę.

— Nie biorę niczyjej strony, ale chcę, żebyście chociaż ze sobą pomówili — oznajmiła twardo Alicja. — Skoro przyszłaś do mojego domu, musisz stosować się do moich zasad.

Podejrzewała, że Halina może się obrazić i już nigdy się z nią nie spotkać, ani do niej nie odezwać. W końcu przyzwyczaiła się przez lata, że to ona ma ostatnie zdanie w ich relacji i Alicja jest tą spokojną i zgodną. Ale najwidoczniej coś się zmieniło, chociaż sama Alicja nie rozumiała dlaczego.

Po kilku chwilach do salonu wszedł Grzegorz. Po raz pierwszy odkąd Alicja go poznała, wyglądał na dość niepewnego i zagubionego. Zazwyczaj miała wrażenie, że uważa się za kogoś lepszego i gardzi innymi ludźmi, których miał za szarych śmiertelników. Teraz po raz pierwszy pomyślała, że on też może się bać czy zastanawiać nad swoimi decyzjami. To wzbudziło w niej litość, ale też dodało pewności siebie.

— Co Hala tu robi? Ładnie to tak wychodzić z domu i nie zostawić żadnej wiadomości dla męża? — Grzegorz wyciągnął rękę w stronę żony. Starał się brzmieć zdecydowanie, ale głos mu drżał.

— Odchodzę od ciebie — zapowiedziała jego małżonka. — W ogóle mnie nie szanujesz i nie cenisz. Zamieszkam z Alicją.

— Ja się jeszcze nie zgodziłam! — krzyknęła bez namysłu jej przyjaciółka. Stanęła pomiędzy parą i zapowiedziała. — Nie mogę decydować za was, ale jeśli chcecie zostać w moim domu, musicie ze sobą poważnie porozmawiać, jak dorośli ludzie. W przeciwnym razie was wyproszę i możecie robić, co wam się żywnie podoba.

Była dumna z własnej stanowczości, ale w głębi duszy tkwiła w niej obawa, że rozgniewa Halę i Grzegorza i uznają ją za wroga. Ale przyjaciółka tylko westchnęła i stwierdziła:

— Dobrze, porozmawiajmy. Co masz do powiedzenia? — Zerknęła na męża.

— Dlaczego chcesz ode mnie odejść? Co ja ci zrobiłem? Zawsze powtarzałaś, że tak mnie kochasz.

— Może i tak. A może nie. — Hala wysunęła wargę jak obrażone dziecko. — Ale ty mnie nie. Dopiero teraz to pojęłam.

Alicja odsunęła się w stronę drzwi, ale postanowiła nie wychodzić z pokoju. Wolała nie ryzykować, że Halina nagle zacznie rzucać w Grzegorza wazonami.

— Co? — powtórzył po raz kolejny ,,porzucony mąż". — Dlaczego tak uważasz?

— Co za głupiec! — wrzasnęła Hala, a w jej oczach pojawiły się łzy. — Bo w ogóle tego nie okazujesz! Jesteś strasznie chłodny, wszystko ci obojętne, nigdy nie zapytasz, co ja myślę i czuję... W dodatku nie bronisz mnie wcale przed swoją babką, która mnie nienawidzi, chociaż nic jej nie zrobiłam!

— To moja babcia! Muszę okazywać jej cześć! — bronił się Grzegorz. Alicja mogła sobie wyobrazić, że przy pani Jolancie bliżej mu do przestraszonego chłopca niż przyszłego ojca rodziny.

— A ja jestem twoją żoną, a traktujesz mnie jak obcą kobietę! Prawie w ogóle ze mną nie rozmawiasz, nie liczysz się z moim zdaniem, traktujesz mnie jak głupie, nieznające życia dziecko! — odkrzyknęła Hala. Alicja mogła tylko liczyć, że służba nie słyszy tej dyskusji. — Nie mam pojęcia, czemu się ze mną ożeniłeś, skoro nic ci się we mnie nie podoba!

— To ty zachowujesz się teraz, jakby nic we mnie ci się nie podobało!

— Na początku podziwiałam to, że jesteś taki poważny i opanowany... — przyznała Halina. — Myślałam, że to będzie piękne wzbudzić w tobie emocje. Ale ty traktujesz mnie tylko jak klacz rozpłodową. Nie chcę tak żyć. Wolę wywołać skandal na cały Kraków. — Ta ostatnia możliwość chyba ją nawet ekscytowała.

— Halinko... — wydusił Grzegorz. Spojrzał niezręcznie na Alicję. Pewnie chciałby, żeby wyszła, ale ona poprzysięgła sobie, że musi ich dopilnować. — Nie umiem okazywać uczuć ani mówić o nich. Nigdy nie uważałem, że muszę... Twoja emocjonalność troszkę mnie krępuje...

— W takim razie, po co mi się oświadczałeś? — odburknęła ,,Halinka". — Wiedziałeś, jaka jestem.

— Bo... chciałem być z tobą... — Laudański zrobił krok w jej stronę i lekko stracił równowagę przy kanapie. Najwidoczniej robiło mu się słabo. Usiadł przy żonie. — Nie mówię o tym za często... Ale naprawdę cię kocham. Nie umiem tego okazywać tak wyraźnie, jak ty i czasem nie wiem, co z tym zrobić. Ale to nie znaczy, że nie mam serca.

,,A ja tak o nim myślałam" przypomniała sobie Alicja i napadło ją poczucie winy. Chyba w ogóle nie miała intuicji do ludzi. Własnego męża też na początku źle oceniła.

— Naprawdę mnie kochasz? — dopytywała Halina.

— Oczywiście. Przepraszam... jeśli tego nie czujesz. Może... poczytam jakieś romanse dla kobiet i nauczę się to okazywać... — Grzegorz chyba próbował żartować, ale wyglądał na bardziej przestraszonego niż rozbawionego.

— Nie musisz się aż tak poświęcać — powiedziała już łaskawiej Hala. — Wiesz... Ja też powinnam cię lepiej rozumieć. W końcu zachciałam cię takiego, jakim jesteś. Alicja potwierdzi. — Nawet się zaśmiała. — Nie mogę mieć teraz o to do ciebie żalu. Ja też przepraszam. Musimy... lepiej nauczyć się dopasować nasze charaktery do siebie — postanowiła. W jej głosie brzmiała duma z własnej dojrzałości, chociaż sparafrazowała cudze słowa.

— Tak, masz rację, Halinko — potwierdził ochoczo Grzegorz. — Dziękuję ci, że mi wybaczasz. Jesteś aniołem. — Ujął jej twarz w dłonie i ucałował czoło. — A co do babci... Poproszę rodziców, żeby ugościli ją u siebie. Brat i siostra mnie znienawidzą, ale trudno.

— A ja obiecuję, że gdy się z nią spotkamy, postaram się być miła i nie dać się sprowokować — dodała Hala, ale nie udało jej się ukryć ironii. — Och, tak naprawdę to cię kocham — zapewniła i rozpłakała się na ramieniu męża.

Grzegorz przytulił mocno żonę, a Alicja niespodziewanie poczuła ból w sercu. Przez chwilę przepychanki małżonków nawet ją rozbawiły, ale teraz odkryła, że im zazdrości. Bez wątpienia łączyła ich miłość, nawet jeśli nie była najłatwiejsza i najsłodsza... do tego mogła irytować otoczenie. Ale teraz w ich gestach i spojrzeniach widziała prawdziwą czułość i oddanie. Zaczęła się zastanawiać, czy dobrze postąpiła, sama z tego rezygnując. Ona już nigdy prawdziwie się nie zakocha i nie poczuje radości z tego, że wybrał ją ukochany człowiek, a ona jego. Ekscytacja i uniesienia pierwszej miłości zostaną dla innych.

Ale szybko skarciła się za te myśli. Miała przecież męża, który ją szanował i troszczył się o nią, był jej przyjacielem. Wolała się nie zastanawiać, co by poczuł, gdyby dowiedział się, że ma wątpliwości, co do ich ślubu.

,,Przecież sama powiedziałam Hali, że małżeństwa z miłości to rzadkość. Powinnam się cieszyć, że nie jestem zdradzana i poniżana, jak tyle kobiet" skarciła się. ,,Poza tym ja nie mam charakteru do rozterek sercowych i wolałabym nie szaleć tak jak Hala. Nawet nie stać mnie było na prawdziwy żal po Januszu. Lepiej, żeby żaden mężczyzna się we mnie nie zakochał, bo złamałabym mu serce, a Adam dobrze wiedział, co czuję i na co się zgadza. Najwidoczniej romantyczna miłość nie jest mi pisana. Są gorsze rzeczy".

— Kochanie, obrazisz się na mnie, jeśli przyjmiemy kogoś w loży na ,,Wieczorze Trzech Króli"? Nijak nie mogę umówić się z Michowskim na rozmowę o interesach. Ale powiedział, że będzie na spektaklu razem z żoną i córką. Moglibyśmy pomówić w przerwie. Ale jeśli sobie tego nie życzysz, to odmówię.

Bogacki spoglądał pytająco na żonę. Alicja nerwowo bawiła się rękami. Wolała spędzać takie chwile tylko z mężem. Miała wrażenie, że wszyscy inni ją oceniają i uważają za dziecko, które nie dorosło do swojej roli i nie powinno być żoną. Słabo znała pana Michowskiego, widziała tylko, że był surowy i... dość stary, miał na pewno ponad sześćdziesiąt lat. Wyobrażała sobie, jak będzie oceniał jej reakcje na wydarzenia teatralne i powtarzał w duchu, jak jest niedojrzała.

Ale skoro mąż ją prosił, to powinna uszanować jego pracę i się zgodzić. Zwłaszcza że dręczyły ją ogromne wyrzuty sumienia z powodu tego, co pomyślała o ślubie z nim i miłości, której się pozbawiła. Przecież był najlepszym, co ją spotkało, i robił wszystko, by ją uszczęśliwić. Złamałaby mu serce, gdyby dowiedział się, że uważa, że coś ją ominęło. Dlatego przez ostatni czas starała się być uosobieniem idealnej żony. W ciągu dnia pilnowała, by miał wszystko, czego potrzebuje, odnosiła się do niego z nieustannym ciepłem i sympatią, powtarzała mu, że jest wdzięczna i cieszy się, że za niego wyszła. Nocami natomiast postanowiła pozbyć się wszelkiego wstydu i nieśmiałości i dotykała go z żarem i nienasyceniem, o jakie nigdy by się nie podejrzewała.

— Dobrze, mogą przyjść — zgodziła się. — Ja i tak pewnie będę zajęta podziwianiem sztuki. — Miała tylko nadzieję, że pani i panna Michowska nie spróbują jej rozpraszać.

Rzeczywiście kiedy weszli do teatru, ogarnęła ją ekscytacja i podniecenie, że za chwilkę zapadnie się w wyimaginowany świat i usłyszy słowa napisane przez największego dramaturga w dziejach. Uśmiechała się do każdej kolumny w teatrze i brała głębokie oddechy, jakby chciała wdychać zapach sztuki. Jej radość przerwało dopiero pojawienie się rodziny Michowskich.

— Dzień dobry — przywitał się szorstko pan Michowski. — Dziękuję, że zgodzili się państwo z nami spotkać.

— Moja żona wspaniałomyślnie się zgodziła — dopowiedział Adam.

Michowski spojrzał na Alicję z lekką pogardą, jakby uważał, że jej głównym celem jest odciąganie swojego męża od prowadzenia interesów.

— Grażyna z chęcią dotrzyma jej towarzystwa. — Wskazał na swoją połowicę. — Lub Urszulka, jeśli lepiej się porozumieją.

Alicja nie odpowiedziała, tylko mocniej ścisnęła ramię swojego małżonka. Urszula Michowska miała jakieś piętnaście lat i dopiero niedawno zaczęła się pokazywać w długich sukienkach.

,,Wiem, że jestem od niej niewiele starsza, ale wyszłam już za mąż, prowadzę dom... a przynajmniej się staram" pomyślała Alicja z buntem. ,,Co ja takiego uczyniłam, że wszyscy mają mnie za małą dziewczynkę? Naprawdę jestem tak niepoważna?".

Skierowali się do loży. Do rozpoczęcia spektaklu było jeszcze trochę czasu, więc Bogacki i Michowski usiedli z tyłu, a Alicja i panie Michowskie zajęły miejsca z przodu. Urszulka co chwila wygładzała swoją białą sukienkę w różyczki. Alicja nagle spostrzegła, że ona też ma suknię w tym kolorze, wprawdzie z długimi rękawami i niewielkim dekoltem, dołem zdobionym kremowymi falbanami, chyba bardziej dostosowaną do mężatki... ale i tak zdarzyło jej się już usłyszeć, że wciąż ubiera się jak panna. Grażyna Michowska ubrała się na czarno, aczkolwiek jej bufiaste rękawy i odsłonięte ramiona budziły uwagę.

,,Ona ma najwyżej dwadzieścia pięć lat, a jej mąż mógłby być jej dziadkiem" skomentowała w duchu Alicja. ,,W dodatku musi wychować dziewczynę niewiele młodszą od siebie". Ale zaraz upomniała się w duchu. Przypomniała sobie, jak sama bała się, że ludzie będą uważać ją za biedną i udręczoną z powodu małżeństwa ze starszym człowiekiem. Nie powinna oceniać tak innych.

— Urszulka bardzo lubi teatr, zwłaszcza baletowy — zaczęła rozmowę pani Grażyna. — Sama całkiem nieźle tańczy. Na pensji ją chwalą.

— Dziękuję, proszę pani — odpowiedziała usłużnie dziewczyna.

— Ja nie przepadam za teatrem, bo łatwo się rozpraszam — kontynuowała jej macocha. —Ale bardzo lubię czytać. Czytałam wszystko, co opublikował pan Przybyszewski.

— A mi pani nie pozwala tego czytać — naburmuszyła się Urszulka.

— Masz jeszcze na to czas — uspokoiła ją dyplomatycznie Alicja. — Nic się nie stanie, jeśli na razie poczytasz Sienkiewicza i Kraszewskiego.

Sama przeczytała ukradkiem z Halą ,,Synagogę szatana" i ,,Mszę żałobną", ale wcale jej się to nie podobało. Było jakieś dziwaczne i nie czuła się dobrze, czytając o czarnych mszach. Ale wiedziała, że w pewnych kręgach pan Przybyszewski jest uwielbiany, wręcz ubóstwiany, i że  kobiety bardzo go lubią, nawet jeśli podobno doprowadził do śmierci swoją kochankę i nie zajmował się ich dziećmi.

Rozległy się dzwonki, zapowiadające szybkie rozpoczęcie się przedstawienia. Nastąpiła zamiana miejsc tak, że Alicja siedziała teraz między mężem a panią Grażyną, a za nią jej pasierbica i mąż.

— Urszula, przestań się tak kręcić! — Przed wzniesieniem kurtyny Michowski zdążył skarcić córkę. — A ty, Grażyno, pilnuj jej, zamiast opowiadać pani Bogackiej o tych romansach, które czytujesz.

Alicja zacisnęła ręce. Przez chwilę łudziła się, że pani Grażyna i jej mąż są zgodnym małżeństwem i bardziej przypominają Halę i Grzegorza – ich więź musiała być zrozumiała tylko dla nich. Ale najwidoczniej było inaczej i to małżeństwo rzeczywiście bardziej przypominało nieszczęśliwe aranżowane małżeństwa z powieści. Zrobiło jej się smutno – z powodu Michowskiej oraz tego, że ich ponura aura zniszczyła wieczór, który miał być dla niej piękny i przyjemny. Wolałaby siedzieć sama z Adamem. Kiedy chodzili razem do teatru, czasami szeptała mu swoje wrażenia, a on nachylał się, żeby pocałować ją w ramię albo masował lekko po szyi. Teraz musiała zadowolić się uściśnięciem ręki.

Na szczęście, zaczęło się przedstawienie i mogła skupić się na sztuce. Z zachwytem wpatrywała się w scenografię i kostiumy oraz wsłuchiwała się w głosy aktorów. Nie wiedziała dlaczego, ale coś kłuło ją w sercu, gdy przebrana w strój młodego chłopaka Katarzyna-Wiola wpatruje się w Księcia i próbuje nie dopuścić, by na jej twarzy ukazała się miłość.

Książę

Zbliż się tu, chłopcze. Jeśli i ty kiedyś

Pokochasz dziewczę, wśród słodkich boleści

Pamiętaj na mnie; wszyscy kochankowie

Do mnie podobni: niespokojni, zmienni,

Prócz wiernych uczuć dla drogiej istoty.

Jak ci się pieśń ta podoba, Cezaryo?

Wiola

Echem w głębinach odbija się serca —

Tronu miłości.

Książę  

Mówisz po mistrzowsku.

Choć jesteś młody, jestem przecie pewny,

Że już twe oko spadło na oblicze,

Któreś pokochał; czy mylę się, chłopcze?

Wiola

Trochę w tem prawdy.

Książę  

Cóż to za kobieta?

Wiola

Twej cery, panie.

Książę  

Więc niegodna ciebie.

Ile wiosn liczy?

Wiola

Twojego jest wieku.

Książę

Przysięgam, chłopcze, za stara dla ciebie.

Żona, od której starszy jest małżonek,

Łatwiej nad jego sercem zapanuje;

Bo choć nie szczędzim pochwał samym sobie,

Wierzaj mi, chłopcze, uczucia są nasze

Lżejsze, chwiejniejsze, łatwiej przemijają,

Brak im niewieścich uczuć głębokości.

Wiola

I ja tak myślę.

Książę

Więc weź młodszą żonę,

Jeśli na zawsze pragniesz wiernym zostać.

Kobieta bowiem wonnej róży wzorem,

Rozkwita rano, więdnieje wieczorem.

Wiola

Umierać przecie jak gorzka jest żałość,

Gdy w całym blasku świeci doskonałość!

,,Może pan Michowski też wziął panią Grażynę za żonę z taką myślą" myślała Alicja. ,,A potem jego zauroczenie przeminęło ,,lżejsze, chwiejniejsze". Albo po prostu chciał, żeby ktoś wychowywał mu dziecko. Albo ja za dużo o wszystkim myślę. Ale... dobrze, że nigdy nie będę tak cierpieć jak ta biedna Wiola". Ścisnęła mocniej dłoń Adama. Uśmiechnął się do niej lekko. Żałowała, że nie mogą nawet zamienić kilku swobodnych słów.

— Chyba pójdę zapalić cygaro — postanowił Michowski po zakończeniu pierwszej części. — Pójdzie pan ze mną? — zwrócił się do Bogackiego. — Zakończymy nasz temat.

— Podoba się paniom sztuka? — Alicja poczuła się w obowiązku zabawiać towarzyszki rozmową.

— Tak, bardzo! — odpowiedziała za macochę Urszulka. — Ale ja od razu bym poznała, że to dziewczyna. Widać przecież jej piersi.

— Uważaj, żeby ojciec cię nie usłyszał. Dla niego powinnaś udawać, że pewne części... fizjonomii nie istnieją — odparła zgryźliwie Grażyna.

— Ojciec i tak nigdy mnie nie słucha. — Wzruszyła ramionami Urszula i wróciła do podziwiania kurtyny.

Alicja wolała nie wtrącać się w tę rozmowę. W końcu czyjeś problemy rodzinne nie powinny być przez nią komentowane.

— Przepraszam, że Urszulka tak dogryza ojcu. Musi jeszcze dorosnąć. — Pani Grażyna nachyliła się do niej. — Mój mąż jest... człowiekiem o trudnym charakterze. Ale proszę się nim nie przejmować.

— Nie przejmuję — skłamała Alicja. — Ostatecznie... on musi się porozumieć z mym mężem, a nie ze mną.

— Aż dziwne, że mu się to udaje. Pan Bogacki jest z kolei taki spokojny i zrównoważony... — westchnęła Michowska. — Proszę się nie obrazić, ale gdy go poznałam, trochę pożałowałam, że jego pierwszej żonie nie udało się otruć wcześniej... Może dostrzegłby we mnie jakieś zalety.

Alicji zrobiło się zimno na dźwięk tych słów, ale postanowiła nie być zła. Cały czas powtarzała sobie, że ma dużo więcej szczęścia niż inne kobiety i to nic dziwnego, że zaniedbywane żony marzą o lepszym życiu.

— Niech się pani nie obraża, proszę — powtórzyła Grażyna. — Zaprawdę bym go pani nie uwiodła. Gdybym nawet próbowała, z pewnością znaleziono by niebawem moje zwłoki.

— Nie obrażam się — uspokoiła ją Alicja. — Wiem, że pan Bogacki jest bardzo wyjątkowy.

Zastanawiała się, czy kilka miesięcy temu uwierzyłaby w taki obrót wydarzeń. Wtedy była przestraszona możliwością wyjścia za kogoś starszego o osiemnaście lat, kto już pochował żonę i w dodatku plotkowano, jak była z nim nieszczęśliwa. Od dnia ślubu spotykała się z żonami innych fabrykantów czy dawnych znajomych męża i zdążyła już się dowiedzieć, że dla nich często jest obiektem zazdrości. Oczywiście, były zadowolone żony, takie jak Klementyna, ale raczej nie stanowiły większości. Często widywała zgaszone kobiety, które poślubiły mężczyzn starszych o prawie pół wieku, a oni ignorowali je przez cały wieczór. Jej własny małżonek nie miał nawet czterdziestu lat i nie doczekał się dzieci, które byłyby jej bliższe wiekiem niż on. Był zdrowy, sprawny i teraz już rozumiała, że nikt nie odmówiłby mu męskiej urody. A przede wszystkim dbał o nią, poświęcał jej czas i na każdym kroku okazywał, jak bardzo się z nią liczy.

,,Gdybym jednak się uparła i wyszła za kogoś innego, a on znalazłby sobie kolejną żonę, to też potem byłabym zazdrosna" uznała. Na samą myśl przechodziły ją dreszcze, i to nie te przyjemne.

Uwaga, ta scena ma wyraźny podtekst erotyczny, więc jeśli nie chcesz czytać takich treści, możesz zrezygnować (nie jest 18+). Ale jeśli Ci to nie przeszkadza, to chętnie przyjmę opinię i czy nie przesadzam z wrzucaniem takich scen ;)

— Jesteś moją boginią, kochanie. — Adam pocałował żonę w kark.

— Jestem poganką? – Alicja, leżąc na brzuchu, zwróciła twarz w jego stronę i zaśmiała się.

— Po twoim znoszeniu Michowskich powiedziałbym, że jesteś aniołem... ale to chyba byłoby bardziej grzeszne... — odpowiedział jej mąż i przyciągnął ją do siebie tak, że opierała się teraz o jego klatkę piersiową.

Alicja wtuliła się w niego, rozkoszując się dotykiem skóry. Po dzisiejszej wizycie w teatrze odczuwała dziwną satysfakcję, że ma przy sobie mężczyznę, którego inne kobiety mogą jej zazdrościć. Nawet jeśli od czasu do czasu się za to karciła i przypominała, że przecież znaczy to, że cierpią, nie mając tyle szczęścia, co ona.

— Nie lubisz ich? — spytała cicho.

— Michowski jest męczący. Następnym razem każę Józefowi z nim rozmawiać. Jego córka zachowuje się zbyt głośno i rozmawia się z nią, jakby miała dziesięć lat, nie piętnaście, ale podejrzewam, że to wyraz buntu przeciwko ojcu. Ja nie miałem tyle odwagi w jej wieku... Pani Grażyna prawie do mnie nie mówi.

— Ale chciałaby — powiedziała mimowolnie Alicja. — Tylko boi się swojego męża.

— Dlaczego? — zdziwił się Adam. — Wątpię, by był bardzo zazdrosny.

— Bez powodu może nie, ale teraz by był — odpowiedziała jego żona, kreśląc linie na jego torsie. — Ty się jej podobasz.

— Chyba to ty jesteś zazdrosna, Alicjo, że wmawiasz sobie coś takiego — odparł szybko Bogacki, ale zaraz umilkł i wyczuła w jego postawie jakąś sztywność. Domyślała się dlaczego. W końcu ustalili, że nie oczekują od siebie miłości, a z tym wiązała się obawa o wyłączność.

— Ależ nie — zaprzeczyła. — Ona mi to wprost powiedziała. Że żałuje... że kilka lat temu nie byłeś wolny — postanowiła pominąć wzmiankę o śmierci Konstancji — bo chętnie by za ciebie wyszła i zastanawiała się, czy zwróciłbyś na nią uwagę.

— Co za afera. — Adam potrząsnął głową. — To tłumaczy, dlaczego mnie unikała, gdy u nich gościłem. Najwidoczniej obawiała się, czy uda jej się to ukryć.

— Zapewne. Powiedziała mi, żebym się nie gniewała, bo przecież i tak by mi cię nie zabrała. Mąż wtedy by ją uśmiercił.

— Nie wątpię, że jest nieprzyjemny, ale ona chyba trochę histeryzuje — westchnął Adam. — Mam nadzieję, że cię nie zraniła. — Pocałował żonę w czoło, gładząc ją jednocześnie po ramieniu. — Wolę sobie nie wyobrażać, co by było, gdybym musiał się ożenić wcześniej. W końcu mam teraz najpiękniejszą kobietę w Galicji.

— A widziałeś je wszystkie? — zapytała Alicja i zaczerwieniła się. Cieszyła się, że własny mąż uważa ją za ładną, ale wątpiła, by ani trochę nie wyolbrzymiał. Nie była najpiękniejsza, wyglądała przeciętnie. Miała za mocne brwi i nie przypominała żadnej władczyni ani aktorki.

— Nie widziałem, ale mam fantazję — uciszył ją małżonek. — Nie jesteś zraniona?

— Nie... To nawet przyjemne, że inne kobiety są zazdrosne o twojego męża. Też bym była — zapewniła Alicja i sama pochyliła się, by go pocałować.

Czasami obawiała się, czy nie jest zbyt wylewna i śmiała. Nie pobrali się przecież z miłości, obiecali sobie, że nie będą oczekiwać niczego wielkiego. Aranżowane małżeństwa raczej się tak nie zachowywały. Ale teraz rozumiała, że człowiekowi musi być ciężko bez okazywania czułości i zainteresowania. Poza tym wciąż miała wyrzuty sumienia z powodu swoich ostatnich myśli i ciągle rozważała, co zrobiłby Adam, gdyby je poznał. Dlatego starała się pokazywać mu, jak bardzo jest jej dobrze i jak jest szczęśliwa, żeby nawet nie przyszło mu do głowy, co ją dręczyło.

— Naprawdę? — Adam uniósł brew z niedowierzeniem.

— Tak! — zawołała głośno Alicja. Modliła się w duchu, by żadna służąca nie przechodziła teraz korytarzem. — Wszyscy widzą, jak bardzo o mnie dbasz i ile okazujesz mi uwagi. W naszym kręgu znajomych nie ma drugiego tak oddanego męża jak ty — zapewniła i zarzuciła mu ręce na szyję. Adam pogłaskał ją po plecach. W jednym momencie poczuła gęsią skórkę na całym ciele. — I przystojniejszego — dodała szeptem. — Byłam strasznie głupia, że nie chciałam za ciebie wyjść.

— Naprawdę? — zapytał Adam. Tuliła się do niego tak, że nie widziała jego twarzy, ale w głosie wyczuła satysfakcję. — Podobam ci się?

— Tak, bardzo — przytaknęła ochoczo i pocałowała go w pierś.

— Dobrze, że nie muszę jutro wcześnie wstawać — odpowiedział z uśmiechem Adam.

Wsunął jej dłoń pod halkę, ale zaraz przeniósł ją na materiał i uniósł go do góry. Zarumieniła się i odruchowo odsunęła. Mąż nigdy nie widział jej bez niczego, chociaż ona jego tak.

— Ty też mi się podobasz i chciałbym mieć na co popatrzeć — powiedział cicho, stykając się z nią czołem. — I czulibyśmy się całkowicie... Ale jeśli nie chcesz, oczywiście to rozumiem.

— To chyba nic złego... — wydusiła Alicja. Powoli zaczynało brakować jej tchu. — Ale nie wiem, czy wtedy nadal będę ci się tak podobać.

— Nawet tego nie sugeruj. — Pokręcił głową Adam i zaczął całować ją po twarzy, ustach i szyi. Wstrząsnęła nią fala dreszczy, poczuła taką błogość, że nawet nie zauważyła, kiedy ją rozebrał. — Boże mój... — Przyjrzał się jej ciału. — Pomyliłem się. Jesteś najpiękniejszą kobietą i masz najpiękniejsze ciało w tym kraju, a może i na świecie.

Alicja miała nadzieję, że cała nie pokryła się teraz rumieńcami. Nie opuszczało jej skrępowanie, potęgowane przez świadomość, że od dzieciństwa prawdopodobnie nikt jej takiej nie oglądał... Ale zarazem przejmowało ją jakieś zadowolenie, że jest dla kogoś piękna, i ciekawość, co się wydarzy. Poza tym nawet w kościele mówiono, że ciała małżonków są jednym, więc chyba oglądanie ich nie jest grzechem.

— Dziękuję — wydukała.

— Chciałbym ci powiedzieć... — Adam położył się na niej i wpatrywał się uporczywie swoimi zielonymi oczami w jej brązowe. Jakby próbował czytać jej w myślach. Nagle znów pokręcił głową.

— Co takiego? — dopytywała.

— Że... Że jesteś przecudowna — dokończył mężczyzna. Miała wątpliwości, czy to dokładnie było w jego głowie. Wcześniej wyglądał, jakby planował jej coś ważniejszego niż to, co powtarzał codziennie. Ale postanowiła tego nie zgłębiać. W końcu Adam by jej nie okłamał.

— Wcale nie jestem — stwierdziła. — Ale dziękuję, że tak o mnie sądzisz — dodała i objęła go nogami.

Mijał czas i zima zastąpiła jesień. Alicja osiągnęła coś w rodzaju triumfu, ponieważ jej i Klementynie udało się wystawić jasełka z podopiecznymi ochronki. Gdy wychodziła potem z mężem na krakowską uliczkę pomyślała, że w trakcie świąt będzie tęsknić za ,,swoimi dziećmi".

— W drugi dzień świąt pojedziemy na wieś do mojego kuzyna ze strony matki. On ma czwórkę dzieci, więc nie będziesz się nudziła — skomentował Adam, gdy przyznała mu się do tego. Była wdzięczna, że nie wspomniał o własnym potomstwie.

— To sporo — odparła, chociaż słyszała o małżeństwach, które doczekały się i tuzina. — W jakim są wieku?

— Żaneta ma czternaście lat, Tomaszek i Zbyszek po dwanaście i jedenaście, Juliusz siedem.

— Żaneta i Juliusz to takie piękne, poetyckie imiona – westchnęła Alicja.

— Nie mów tego przy Michale — zaśmiał się Adam. — Uważa, że są komiczne i że powinni wybrać dzieciom ,,prawdziwe polskie imiona", a Zuzanna zawsze odpowiada: ,,Dobromiła i Radzimir?". W podróż poślubną pojechali do Francji i Zuzanna upiera się, że tam doszło do poczęcia dziecka, więc wymogła na Michale, żeby pozwolił jej nazwać córkę na cześć Jeanne du Barry, faworyty Ludwika XV. Myślał, że poprzestanie na Janinie. A Juliusz ma imię oczywiście po Słowackim.

— W takim razie twój kuzyn powinien się cieszyć, że nie ochrzczono chłopca Kordianem czy Kirkorem — zażartowała Alicja.

Tak naprawdę jednak bała się tej wizyty. Na ich ślubie obecny był tylko pan Michał i Żaneta, ponieważ pani Zuzanna miała zaplanowany wyjazd do sanatorium i zabrała ze sobą synów. A ona ze swojego ślubu pamiętała tylko poczucie oderwania od rzeczywistości i niedowierzenie, że człowiek, którego niedawno się wstydziła, jest jej mężem. Od tego czasu krewni Adama ze wsi ich nie odwiedzili, a ona podejrzewała, że potraktują ją tak samo jak mieszkańcy Krakowa – jako dziecko, które udaje dorosłą.

,,Ale tam są groby matki i rodzeństwa Adama. To dla niego ważne, żeby oddać im hołd" powtarzała sobie. ,,Jestem jego żoną, powinnam tam z nimi pójść".

Rankiem dwudziestego szóstego grudnia wyruszyli z Krakowa i po kilku godzinach zajechali pod dość duży biały dworek o strzelistym dachu. Wyglądał jak wyjęty z kart ,,Pana Tadeusza", ale gdy weszli do środka, nie odezwał się zegar z kukułką, a piskliwe krzyki:

— Zabiję cię!

— Ciekawe czym!

Alicja odsunęła się lekko w kierunku drzwi, gdy z salonu wyszedł postawny mężczyzna z wąsem, wycierając ręce w spodnie.

— Dzień dobry, kuzynie i kuzynko. Przepraszam za te wrzaski, ale moje dzieci są rozpuszczone jak dziadowski bicz. Właśnie Juliusz bije się ze Zbyszkiem. Przydałoby im się tęgie lanie.

— Och, proszę niech pan ich tak nie każe! Nam to wcale nie przeszkodziło — zawołała Alicja i zaczerwieniła się. W końcu sama nie wiedziała nic o wychowywaniu dzieci.

— Spokojnie, żona mi nie pozwoli — uspokoił ją pan Ostrowski. — I proszę nie mówić do mnie na ,,pan". Jestem Michał. — Podał im obu rękę. — Żona właśnie szykuje pokoje gościnne. Mamy dwa.

— Nam wystarczy jeden, nie musicie się aż tak kłopotać — odparł spokojnie Adam. Alicja odetchnęła z ulgą. Za nic nie chciałaby spać sama w obcym domu.

— To zawołam Zuzannę i poproszę, żeby dała wam ten od ogrodu. Jest nieco na uboczu, więc dzieci nie będą wam przeszkadzały.

Po ugoszczeniu się i rozpakowaniu podano obiad składający się z dużej ilości chleba, zupy grzybowej, pieczeni z indyka, pierogów, bigosu i kilku ciast. Najwidoczniej staropolskie dworki nadal istniały.

— Przepraszamy za tych nicponiów, ale od kiedy ich guwernantka wyjechała na święta, są całkiem nieznośni — komentował Michał, gdy jego synowi zrobili cokolwiek. — Myślimy, żeby po lecie wysłać Tomaszka i Zbyszka do szkoły, może tam ich zdyscyplinują.

— Jeśli w Krakowie, to może... mogliby mieszkać u nas? — zasugerowała niepewnie Alicja. Wiedziała, że nie należy proponować takich rzeczy bez konsultacji z mężem, ale bardzo chciała pokazać jego krewnym, że może być ich przyjaciółką.

— Nie zrobiłbym ci tego, kuzynko. Będą spać na pensji, tam nauczą się żyć z ludźmi — stwierdził Michał. — Netce to bardzo pomogło. Wcześniej była całkiem dzika.

— Jak możesz tak mówić o swoim dziecku przy ludziach? — przerwała mu w końcu żona. — Żańcia po prostu ma artystyczną duszę. Wznosi się wyżej niż zwykli śmiertelnicy.

— Mamo, zawstydzasz mnie przed ciocią i stryjkiem— wykrztusiła dziewczyna. — Nie jestem nikim wyjątkowym.

Alicja uśmiechnęła się do niej. Kasztanowłosa i ciemnooka Żaneta rzeczywiście trzymała się z boku i wyglądała, jakby żyła w swoim świecie, ale skrupulatnie wypełniała wszystkie polecenia rodziców. Alicja chętnie poznałaby ją bliżej, ale dziewczyna po obiedzie zaraz zaszyła się przy kominku z ,,Nędznikami" Victora Hugo i zapewne nie chciałaby, żeby jej przeszkadzać. Jej bracia zostali odprawieni do swoich pokojów, a wtedy pan Michał zaproponował, żeby zagrać w karty.

— Ale ja niespecjalnie umiem — przyznała Alicja.

— To cię nauczymy, kuzynko. Każda kobieta umie blefować — pocieszył ją Ostrowski i zaczął rozkładać karty na stole, jednocześnie opowiadając Adamowi o jakiejś nowej partii, która powstała kilka miesięcy temu w Rzeszowie i nazywała się Stronnictwo Ludowe.

— I jak ci się tu podoba? — zapytał Adam żonę, gdy kładli się już do łóżka.

— Nie przepadam za wsią, boję się krów i kóz — przyznała Alicja, kładąc się obok i wtulając w jego ramię. — A w nocy tak tu cicho, że chyba sama bym nie zasnęła, słyszałabym każdy odgłos w domu.

— Ja szczerze mówiąc, też nie przepadam. — Adam pocałował ją we włosy. — Jedyne, czego brakuje mi we wsi, to jazda konna. Dlatego jutro rano, jeśli nie masz nic przeciwko, pojadę na chwilę na przejażdżkę z Michałem.

— Nie, nie mam. Mogę spędzić czas z Zuzanną. Ona jest trochę zabawna, ale miła. Poprosiła mnie już, żebym zapraszała czasem Żanetę do nas, bo na pewno ją ukulturalnimy, a ona tak się boi, że jej córka ,,schamieje" przy dzieciach kupców. Chłopcy też są śmieszni... — Alicja uniosła wzrok do góry. Nie wiedziała, jak wyrazić swoje myśli, żeby sama nie zostać obiektem żartów. — Czuję się dziwnie, le przyjemnie. Tu nikt nie traktuje mnie jak małą dziewczynkę. Rozmawiają ze mną jak równa z równą. W Krakowie, gdy gdzieś wychodzimy, mam wrażenie, że niektórzy chcieliby odesłać mnie do szkoły.

— Bo tam znają cię od urodzenia. Tutaj też żyje kilku starych ludzi, którzy widzą we mnie dwunastoletniego chłopca — uspokoił ją Adam. — Ale gdy ktoś cię poznaje, rozumie, że jesteś mądrą, rozsądną kobietą... — Ucałował ją we włosy.

Na szczycie szarej trumiennej płyty znajdowało się imię: ,,Konstancja Maria Bogacka de domo Jakubowska, żyła dwadzieścia dziewięć lat", a pod spodem napis: ,,Pan Bóg otrze łzy z każdego oblicza". Alicja ściskając dłoń męża, zastanawiała się, czy ten cytat mówił więcej o nim czy o Konstancji.

— Mam nadzieję, że znalazła spokój — westchnął Adam, jakby czytał w jej myślach. — Ludzie plotkowali, że nie powinna być chowana w poświęconej ziemi, skoro się truła i głodziła. Nie dała rady wyspowiadać się przed śmiercią, bo z trudem mówiła i cały czas płakała. Ale tutejszy proboszcz jest bardzo ludzki i zapewnił mnie, że odprawi mszę, żeby jakkolwiek pomóc jej duszy.

— Jestem pewna, że jest w niebie — odpowiedziała krzepiąco Alicja. A przynajmniej tak starała się brzmieć. — Przecież nie zrobiła nic złego. Po prostu była chora...

Nagle poczuła się winna. Gdyby los nie okazał się tak okrutny dla biednej Konstancji i żyłaby nadal, ona sama nie zostałaby żoną Adama, a nie wyobrażała już sobie innego życia. Miała wrażenie, że zabrała coś tej nieszczęsnej kobiecie i czerpała korzyści z cudzego nieszczęścia.

— Czasem miałem dość tego, jak mnie traktowała i zastanawiałem się, czy z kimś innym nie byłaby bardziej pogodzona z losem, że może za szybko zdecydowaliśmy się na ślub i popełniliśmy błąd... — przyznał Adam. — Ale gdy zmarła, miałem do siebie o to żal. Wydawało mi się, że muszę odpokutować za to, że ona odeszła, a ja żyję. — Wziął głęboki oddech. — Prawie dwa lata byłem w takim stanie. To Michał namówił mnie, żebym coś zmienił. Nigdy nie rozmawialiśmy o uczuciach, a mimo to mnie wyczuł i namówił, żebym skontaktował się z kimś w mieście, bo przecież nie znosiłem wsi... I żebym ożenił się po raz drugi, bo nie muszę się karać za śmierć Konstancji.

Alicja zadrżała i podejrzewała, że nie od zimna grudniowego dnia. Teraz sumienie dręczyło ją jeszcze bardziej. Jak mogła uważać Bogackiego za zbyt starego na małżeństwo, podczas gdy on z trudem pozwolił sobie na pragnienie odrobiny szczęścia i spokoju?

— To... muszę mu podziękować... — powiedziała i spuściła oczy. — W innym wypadku nie wiem, co by się ze mną stało.

— To... muszę mu podziękować... — powiedziała i spuściła oczy. — W innym wypadku nie wiem, co by się ze mną stało.

Adam złapał ją za ramiona i przekręcił tak, by na niego spojrzała. Jego oczy były pełne czułości i wdzięczności.

— Dziękuję ci. Przy tobie uwierzyłem, że mogę być dobrym mężem i kogoś uszczęśliwić. Że to nie była tylko moja wina, że Konstancja popadła w cierpienie... — Przyglądał się jej przez chwilę, jakby chciał powiedzieć coś bardzo ważnego i tajemniczego, ale ostatecznie tylko pocałował ją w czoło i szepnął. — Jesteś dla mnie bardzo ważna.

Alicja uśmiechnęła się i podała mu rękę. Na cmentarzu nie było nikogo, kto mógłby ich zobaczyć, ale uznała, że i tak pocałunek w czoło nie jest jakimś bezeceństwem.

,,Może nie powinnam się winić" uspokajała się. ,,Ta kobieta wiele wycierpiała, ale Adam też. Jeśli ze mną może cieszyć się z życia, to chyba nie jest nic złego".

Przeszli do alejki, gdzie leżeli jego rodzice i młodsze rodzeństwo. Stary pan Bogacki miał osobną płytę, na którą nie zwrócili specjalnej uwagi, natomiast na drugiej wypisano ,,Karolina Anna Bogacka de domo Ostrowska. Żyła lat trzydzieści cztery", a pod spodem trzy dziecięce imiona: ,,Karolcia, Robert, Oleńka". U dołu grobu zapisano pocieszające słowa: ,,Odkupieni przez Pana powrócą".

Alicja splotła ręce i zmówiła w duchu modlitwę. Łzy cisnęły się jej do oczu, mimo że nie znała żadnej z pochowanych tu osób. Ale pragnęłaby zobaczyć matkę swojego męża, bo wierzyła, że była podobna do syna, poznać jego rodzeństwo i przyjaźnić się z nimi. Świat był tak okrutny i nieczuły, gdy odchodzili z niego ludzie, którzy mieli jeszcze tyle przed sobą.

— Ojciec nie dbał za bardzo o nagrobek, dopiero gdy dorosłem zapłaciłem kamieniarzom, by trochę go ozdobili i dodali motto — wyznał Adam. — Siedziałem po nocach nad Biblią, żeby coś znaleźć i wybrałem coś, co obiecywało mi jakieś nowe życie dla nich.

— Tak, strasznie mi przykro... — zapewniła jego żona. — Zrobiłabym wszystko, żeby zabrać od ciebie ból na siebie.

Chciałaby go jakoś pocieszyć, powiedzieć, że istnieje gdzieś niebo i że jego matka, siostry i brat na pewno go tam widzą i patrzą, jakim jest wspaniałym człowiekiem, ale wydawało jej się to dziecinne. Potem pomyślała, żeby rzec, że teraz ona jest jego rodziną, a może kiedyś będą mieli dzieci, więc krew jego rodziny przetrwa, ale uznała, że przecież nie ma na to żadnej pewności.

— Alicjo, nie mów tak... — Adam pogłaskał ją po zakrytych beretem włosach. — Za nic nie chciałbym, żebyś cierpiała. — Usiadł na ławce. — Najbardziej brakuje mi rodzeństwa. To przecież najbliżsi ludzie, a ja prawie ich nie znam. Z matką jest łatwiej. Mogę sobie wyobrazić, co powiedziałaby i zrobiłaby w danym momencie, i wierzyć, że jest tu niewidzialna i uczestniczy w moim życiu.

Alicja zajęła miejsce obok niego i pokiwała głową. Miała nadzieję, że zapamięta te słowa i przypomni sobie, gdy spotka ją coś podobnego.

— Mnie też widzi? — zapytała, choć głos jej się łamał. Nie wiedziała, czy bardziej od wiatru i zimna czy wzruszenia. — Jak myślisz, co o mnie myśli?

— Wszystko, co najlepsze — zapewnił jej mąż i ucałował jej dłoń. — Wracajmy.

Witajcie w kolejnym rozdziale :) Mam nadzieję, że się Wam spodobał, mimo że jest jednym z dłuższych. Planowałam, żeby dodać tu pewien ważny kamień milowy w fabule, ale uznałam, że i tak jest obszernie, a potrzymam Was trochę w niepewności ;) Do zakończenia został rozdział lub dwa, zależy od tego, jak się rozpiszę, plus epilog.

Jeśli chodzi o ukazane tu fakty historyczne:

1. Stanisław Przybyszewski to czołowy pisarz Młodej Polski, w oczach niektórych był niemalże bogiem. Typowy dekadent, słynął z zamiłowania do alkoholu, narkotyków, burzliwego życia osobistego i fascynacji satanizmem. Na tym etapie miał za sobą dopiero kilka publikacji, ale już sporo przygód miłosnych. Przez lata był związany z Martą Foerder, z którą doczekał się trójki dzieci, ale poślubił Dagny Juel, która wiedziała o jego niewierności i którą także zaniedbywał. Ostatecznie Marta, nie mogąc znieść obojętności kochanka, popełniła samobójstwo. Przybyszewski był nawet oskarżony o doprowadzenie jej do śmierci i przebywał z tego powodu w więzieniu. Nie usynowił żadnego z ich dzieci. Jedynego syna wychowała babka, jedna z córek została adoptowana, a druga tułała się po różnych sierocińcach, aż w końcu popadła w chorobę psychiczną i trafiła do domu obłąkanych.

2. Jeanne du Barry była ostatnią faworytą króla Ludwika XV, podobno jego największą miłością. Podobno nie była skłonna do intryg i miała dobry charakter, ale ze względu na ekstrawaganckie dowody miłości króla do niej nie cieszyła się sympatią na dworze. Przed śmiercią król żałował swojego bujnego życia erotycznego i odprawił Jeanne, po czym wysłał ją do klasztoru (ale podobno w razie wyzdrowienia, chciał ją wezwać z powrotem). Po śmierci króla związywała się jeszcze z innymi mężczyznami, aż w końcu padła ofiarą Rewolucji Francuskiej.

3. Wspomniane Stronnictwo Ludowe to pierwsza nazwa Polskiego Stronnictwa Ludowego (zmieniło ją kilka lat później). Partia ta odegrała dość znaczną rolę w Galicji i ma skomplikowaną historię, ale nie będę jej tu przytaczać. Tym razem to nie jest aluzja polityczna, po prostu szukałam jakiegoś wydarzenia, które miało miejsce w 1895 XD

Rozdział z dedykacją dla @Vespera87 - dziękuję, że zdecydowałaś się tu zajrzeć i za wszystkie miłe opinie :)

Dajcie znać, co sądzicie o rozdziale i do następnego :) Wiem, że nagle pojawia się mnóstwo postaci, ale są mi potrzebne, żeby pokazać zmianę podejścia Ali XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top