Rozdział ósmy. Ślub Hali.
Nie mówmy o zmartwieniach
To nie jest dobry temat
Są z nami zawsze, chcesz czy nie
Pomówmy o nas samych
Uczyńmy wielkie plany
Być może kiedyś spełnią się(...)
Nie mówmy o marzeniach
To niebezpieczny temat
Zabłądzić można jak we mgle
Przepadło, kamień w wodę
Niełatwo znaleźć drogę
Gdy się na ziemię wrócić chce
Seweryn Krajewski ,,Nie mówmy o zmartwieniach"
https://youtu.be/98rA9RW9Q0o
— Och, pan Bogacki! — zawołała pani Beata. — Jak miło pana widzieć! Nie spodziewałam się, że Alicja wyszła po pana.
— Wszystko wyjaśnię później — zapewniła jej córka. Nie chciała okłamywać matki, która okazała jej tyle wsparcia i zrozumienia.
Usiedli z panem Adamem w salonie, podczas gdy mama pobiegła do kuchni nakazać służącym zrobić herbatę dla dodatkowej osoby. Alicja zerknęła na swojego towarzysza. Potraktował ją z kurtuazją, nie był wścibski ani nachalny, ale podejrzewała, że jest ciekawy, co skłoniło ją do samotnego wybiegnięcia na ulicę.
— Nie chcę, żeby pan źle o mnie myślał — zaczęła. — Wiem, że młodym kobietom nie wypada wychodzić samodzielnie. Ale zobaczyłam przez okno tę dziewczynę, Felicję, i bardzo chciałam się dowiedzieć, co się z nią stało i czy można jej jakoś pomóc. Dałam jej trochę pieniędzy. Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę.
— Rozumiem. — Pan Adam pokiwał głową. — To bardzo dobrze o panience świadczy.
— Bez przerwy o niej myślę... Boję się, że spotka ją coś złego, że sobie nie poradzi i że to będzie moja wina, bo gdybym nie przyjęła tych głupich oświadczyn, to Janusz jednak wziąłby ślub z Felą!
— Spokojnie, spokojnie... — Bogacki jej przerwał. — Myślę, że panienki decyzje nie miałyby na to szczególnie dużego wpływu. Jeśli... jeśli panienka ma takie życzenie, mogę spróbować dowiedzieć się przez robotników w fabryce, co się stało z tą Felicją.
— Naprawdę? — wykrzyknęła Alicja. — Bardzo panu dziękuję, jest pan taki dobry! Przepraszam, że zawracam głowę swoimi zmartwieniami... — dodała, bo zrozumiała, że mówienie o swoich strachach i emocjach obcemu człowiekowi też nie jest zbyt powszechne i odpowiednie. Złamała już wystarczająco dużo zasad społecznych.
— Udało nam się znaleźć jeszcze trochę ciasteczek, smacznego! — Przerwała im pani Kostecka, wchodząc do pokoju. Krocząca za nią Halszka postawiła na stoliku tacę. — Szkoda, że mój mąż jeszcze nie wrócił, na pewno ucieszyłby się na pana widok, ale ma teraz bardzo dużo pracy. Wydawało mi się, że lato to czas odpoczynku, ale teraz nawet nie możemy o tym myśleć. Mój brat cioteczny czasem zaprasza nas do majątku na wsi, ale Alicja od dziecka... nie przepada za towarzystwem zwierząt gospodarskich.
Alicja zaczerwieniła się. Czyżby matka tak bardzo wzięła sobie do serca jej niechęć do ślubu z Bogackim, że postanowiła ją ośmieszyć w jego oczach?
— Rozumiem pannę Alicję. Sam nie przepadałem za mieszkaniem na wsi, ale moja świętej pamięci małżonka czuła się tam lepiej, do tego była jedyną dziedziczką.
Alicja z jednej strony odetchnęła z ulgą, że nie wydała się tchórzem bojącym się krów czy kóz, ale wzmianka o żonie pana Bogackiego znów skłoniła ją do dręczących rozważań. Czy ta biedna kobieta czuła się lepiej na wsi ze względu na swoją melancholię? I czy troska w jego głosie mogła być udawana i rzeczywiście w jakiś sposób ją skrzywdził i pozbawił chęci do życia?
— Ale przecież można podróżować i do innych, niekoniecznie dalekich miejsc — dodał mężczyzną, upijając łyk herbaty. — Zakopane chyba dalej jest w modzie.
— I to bardzo ciekawe miejsce — podchwyciła Alicja, żeby powiedzieć cokolwiek. — W zeszłym roku byliśmy tam kilka tygodni i spotkaliśmy pana Kazimierza Tetmajera, ale ojciec nie chciał z nim za długo mówić, bo to skandalista.
— Cóż, tacy też są potrzebni — stwierdził pan Adam. — O czym inaczej byśmy rozmawiali?
Alicja zaśmiała się mimo woli.
Kilka dni później Alicja wybrała się z Halą i jej matką na zakupy. Ślub przyjaciółki miał odbyć się za tydzień i Halina uznała, że potrzebuje teraz garderoby dla mężatki, nie panny.
— Podejrzewam, że będziesz teraz chodzić z piórami wystającymi ze wszystkiego — skomentowała pani Dorota, gdy jej córka przeglądała kapelusze. — Przy Grzegorzu będziesz wyglądać zabawnie.
Alicja powstrzymała się od śmiechu na tę myśl. Rzeczywiście Hala wyglądałaby zabawnie ubrana na żółto czy czerwono, z piórami i kwiatami na sukni i kapeluszu, stojąc przy wiecznie poważnym i zasępionym Grzegorzu. Ostatnio jednak miała więcej wyrozumiałości i miała nadzieję, że mimo wielu różnic ta para naprawdę zazna razem szczęścia.
,,To takie dziwne" myślała, spacerując po sklepie. ,,W ogóle nie jest mi smutno, że Hala bierze ślub, a mnie to ominęło. Powinnam chociaż trochę cierpieć. Czy naprawdę nie mam serca?".
— Dzień dobry, panienko Alicjo — przywitała ją pani Bielska. Jej mąż był jednym z nielicznych wielkich fabrykantów w Galicji.
— Dzień dobry — odpowiedziała Alicja. — Jak pani zdrowie?
— Dobrze, dziękuję. Widziałam niedawno panią Karłowską. Prosiła mnie, żebym szepnęła panience kilka słówek, jeśli się zobaczymy.
Alicja zbladła. Zatem pani Karłowska nie zrezygnowała z prób wyswatania bratanka. Dziewczyna starała się jej nie winić, w końcu kochała tego chłopaka jak matka i nie widziała jego wad. Ale czy musiała mieszać do tego ją? We Lwowie nie ma majętnych panien?
— Proszę pani, nie chcę, aby ktoś mieszał się w moje sprawy. Moi rodzice mnie popierają i to dla mnie najważniejsze — zadeklarowała.
— Och, nie mieszam się, chcę tylko panience udzielić paru rad — zapewniła Bielska. — Rodzice panienki patrzą na pana Janusza krzywo, bo nie ma za dużo pieniędzy i ja to rozumiem, ale ta awantura była niepotrzebna. My, kobiety, musimy wiele wybaczać mężczyznom, bo inaczej nasze życie stanie się nieznośne. Mało kto zechce wziąć za żonę pannę, o której całe miasto rozpowiada, że jest taka zaborcza i nie pozwala panom na rozrywki. Proszę, niech to panienka przemyśli. Samotne życie nie jest przyjemne.
Alicja zadrżała. Dotąd myślała tylko, że ludzie będą ją obgadywać, bo narzeczony zdradzał ją ze służącą, ale ostatnia rozmowa z matką uzmysłowiła jej, że jest to los wielu kobiet. Gdyby chodziło tylko o to, litowano by się nad nią albo podziwiano za spokój ducha. Tymczasem ona najwidoczniej dokonała czegoś niewybaczalnego – potępiła takie zachowanie i uznała, że małżeństwo nie jest warte znoszenia męskiej niewierności. Zawsze była tą cichą, łagodną dziewczynką, której nikt nie podejrzewałby o łamanie zasad, ale okazało się, że wystarczy raz poddać się emocjom, by stać się buntowniczką na miarę pani Marii Konopnickiej, która uciekła od męża i zabrała dzieci.
— Dziękuję za radę — zwróciła się do pani Bielskiej. — Ale to sprawa mego sumienia. — Szybko odeszła w stronę Haliny i pani Doroty.
Nie chciała kłócić się z panią Bielską, bo domyślała się, że ta biedna kobieta wcale nie chce dla niej źle. Nawet jej dziewicze uszy zdążyły już usłyszeć, że Bielski od lat zdradzał swoją żonę i woził się po mieście z kurtyzanami. Podobno ona nawet raz od niego odeszła i wyjechała do rodziny, ale po tygodniu namówiono ją do powrotu pod groźbą wiecznego rozstania z dziećmi. Oboje byli jeszcze w szkole. Czasami jej rodzina odwiedzała Bielskich i wtedy ich syn, Andrzej, grał na fortepianie. Jej mama pochwaliła go, że to zaszczyt poznać nowego Chopina, ale pan Bielski się wtedy skrzywił i stwierdził, że muzyka nie jest męskim zajęciem.
,,Życie jest straszne" pomyślała po raz kolejny od jakiegoś czasu Alicja. ,,Jak inni ludzie mogą to znosić i nie pragnąć ucieczki?".
— Wiem, mój drogi, że jesteś bardzo zajęty, ale pomyślałam, że może wybrałabym się z Alicją na jakiś krótki wypoczynek — zasugerowała pani Beata przy śniadaniu. — W Zakopanem jest podobno bardzo przyjemnie, a za kilka dni ślub Haliny. Podobno ona i pan Grzegorz mają wyjechać na Węgry, Alicji będzie smutno bez jej przyjaciółki.
— Wydaje mi się, że w Zakopanem także będzie bez swojej przyjaciółki, ale jeśli tak chcecie, to jedźcie. Mam tylko nadzieję, że nie jest to spowodowane tym wstrętnym Karłowskim. To on powinien czerwienić się ze wstydu, nie nasze dziecko.
Alicja wiedziała, że ojciec chciał dobrze, ale jego słowa odniosły odwrotny efekt, bo jej twarz pokrył rumieniec. Dobrze już zrozumiała, jak cała sprawa z Januszem miała wpływ na jej reputację. Już nikt nie powiedział jej wprost takich słów jak pani Bielska, ale czasem w towarzystwie słyszała, jak panie plotkują o niej i szeptają, że teraz nigdy nie znajdzie męża, skoro wszyscy wiedzą, jaka jest zajadła i wymagająca. Powtarzała sobie, że to tylko zazdrość o jej domniemaną odwagę, ale wczoraj w kawiarni z Halą przypadkowo podsłuchiwała, jak jeden młodzieniec mówi do drugiego, że Janusz ma szczęście i przynajmniej nie będzie musiał wysłuchiwać krzyków, gdy spojrzy na inną kobietę.
Nie pragnęła wyjść za mąż. Właściwie od jakiegoś czasu myślała, że najlepiej czułaby się w klasztorze, z dala od tego zakłamanego, brudnego świata, ale nie zrobiłaby tego rodzicom. W końcu utraciliby jedyną córkę. Z chęcią zostałaby z nimi do śmierci, ale rozumiała, że los samotnej kobiety z przeciętnym wykształceniem nie jest wesoły.
,,Może mogłabym za kilka lat znaleźć sobie jakiegoś wdowca z rodziną" myślała, grzebiąc w talerzu. ,,Ale przecież to nie dałoby mi gwarancji, że też by mnie nie zdradzał. Nigdy nie będę w pełni bezpieczna. Słyszałam, że pani Zapolska, ta od ,,Kaśki Kariatydy", nienawidzi mężczyzn. Ja nie mogę powiedzieć, że ich nienawidzę, ale się boję".
— Alicja, przestań śnić na jawie i rozmawiaj z rodzicami! — upomniał ją ojciec. — Czy ty chcesz jechać?
— Ja... ja nie wiem. Obojętnie mi gdzie będę — wydusiła.
— I bardzo dobrze. Nie ma co się przejmować plotkarzami. — Ojciec przyjacielsko poklepał ją po ręce. — Widzę, że dojrzewasz. Niebawem znajdziesz dobrego męża.
— Ale, tato, nikt nie zechce się ze mną ożenić, bo boją się, że będę ich biła parasolką — powiedziała wbrew sobie. Raz były z Halą świadkiem, gdy jedna pani na Plantach obiła parasolem kochankę swojego męża.
— Nie opowiadaj głupstw. Powinnaś się cieszyć, że tacy ludzie nie zabiegają o twoją rękę, jeszcze byś złapała jakąś... Nieważne, matka ci wytłumaczy. — Pan Kostecki machnął dłonią. — Widziałem ostatnio pod Sukiennicami Bogackiego. Wypytywał, czy lepiej z twoim samopoczuciem. Moim zdaniem nie chowa urażonej dumy i gdy dasz mu dyskretnie znać, zechce ponowić swoją propozycję.
— Nie mówmy o tym na razie — poprosiła go żona. — Kolejne zaręczyny w tak krótkim czasie są nieprzyzwoite.
Alicja ponownie zatopiła się w myślach. Pan Bogacki był dla niej miły, ale nie spodziewała się, że mógłby chcieć ją poślubić, w końcu została tak upokorzona w jego oczach. Gdyby okoliczności były inne, taki mariaż wydawałby się dość rozsądny. Z pewnością wielu plotkowało o tym, że jego żona się truła, więc mógł mieć trudności na ,,rynku matrymonialnym", tak samo, jak ona. Skoro był od niej tyle starszy, chciałaby wierzyć, że nie interesuje się już niektórymi sprawami i nie znajdzie sobie kochanki, chociaż obawiała się, że to głupie złudzenie.
,,Ale kiedy z nim o tym rozmawiałam, stwierdził, że to wina Janusza, nie moja. Nie każdy ma przecież tak okropne przekonania. Mój ojciec chyba też potępia niewierność i chodzenie do kurtyzan, chociaż na pierwszy rzut oka nie wygląda na kogoś, kto sprzeciwia się zasadom społecznym".
Żałowała, że nie zgodziła się wyjść za pana Adama od razu, tylko wymyśliła sobie jakieś nieistniejące zmartwienia. Gdyby była jego żoną, wszystko potoczyłoby się znacznie łatwiej.
Właściwie Alicja miała jakieś dziwne przeczucie, że coś się wydarzy i nie doprowadzi do ślubu Hali. Być może sprawiało to zachowanie pani Skrzyneckiej, która ciągle powtarzała, że jej córka w końcu zdenerwuje czymś Grzegorza i zaręczyny zostaną ostentacyjnie zerwane. Dopiero gdy stojąc przy ołtarzu jako druhna przyjaciółki, usłyszała, że narzeczeni składają przysięgę małżeńską, uwierzyła, że całość została doprowadzona do końca.
Alicja miała nadzieję, że Hala się nie zawiedzie i mimo ich różnic Grzegorz naprawdę będzie ją kochał i traktował dobrze. Niech chociaż jedna z nich zazna prawdziwego szczęścia.
Na szczęście, państwo młodzi i ich rodziny nie zaprosili tak dużej liczby ludzi, by Alicja musiała szczególnie obawiać się plotkarzy. Mogła w spokoju jeść obiad weselny i przysłuchiwać się, jak Hala opowiadała wszystkim, co ciekawego będą robić z Grzegorzem na Węgrzech.
Po posiłku zaproszono gości do salonu na odtańczenie poloneza. Halina nie mogłaby zrezygnować z pełnego przyjęcia podczas swojego ślubu. Ponieważ Alicja została bez narzeczonego czy adoratora, wystąpiła w parze z Dominikiem, kuzynem Hali, który przyjechał z podlubelskiej wsi, gdzie praktykował jako lekarz.
— Dobrze się pan bawi? — spytała go grzecznie. — Słyszałam, że na wsiach wesela są bardziej wystawne.
— Trwają kilka dni, ale podejrzewam, że Halinka i tak zrobiła wszystko, aby się wyróżnić — odparł pan Dominik. — Jako jedyny lekarz w okolicy bywam często zapraszany na zabawy.
— To piękne zajęcie — zapewniła z uznaniem Alicja. — Codziennie czuje się pan użyteczny — westchnęła melancholijnie. Też chciałaby móc zrobić cokolwiek, aby uczynić świat lepszym. Wiedziała, że niektóre kobiety już zajmują się medycyną, ale w tym celu musiały wyjeżdżać za granicę, gdzie przyjmowano damy na uniwersytety. Podejrzewała, że nie czułaby się szczęśliwa poza Krakowem, poza tym z języków obcych znała tylko niemiecki i podstawy francuskiego.
— To prawda. I na wsi jestem znacznie szczęśliwszy. Prosty lud jest bardzo otwarty i niczego nie udaje.
Alicja pokiwała głową, chociaż w obecnym stanie ducha niespecjalnie wierzyła, by gdziekolwiek ludzie byli całkowicie dobrzy i uczciwi. Rozejrzała się po sali, żeby zobaczyć, kto z kim tańczy i nagle jej wzrok zatrzymał się na panu Adamie Bogackim. Wiedziała, że Skrzyneccy też go zaprosili, ale wcześniej jakoś o tym nie myślała. W ostatnim czasie jeszcze dwa razy jej rodzice go zaprosili, ale bardziej rozmawiał z ojcem niż nią, więc upewniła się, że całkowicie porzucił plany ożenku. Teraz jednak serce mocniej jej zabiło. Przecież obiecał jej, że postara się dowiedzieć czegoś o Felicji. Może uda jej się z nim porozmawiać i czegoś dowiedzieć.
Po polonezie wszyscy rozeszli się do swoich zajęć. Pan Dominik zaczął opowiadać komuś o zaletach jakiejś nowej kuracji, a Alicja podeszła do Hali, żeby po raz kolejny jej pogratulować.
— Będzie jeszcze kilka tańców — zapewniła przyjaciółka. — Muzyk obiecał, że zostanie do dwudziestej. To i tak sporo czasu, prawda?
— Andrzej Bielski może potem zagrać, on ma dobrą rękę do fortepianu — odezwał się Grzegorz ze śmiertelnie poważną miną. — Tylko musisz go przekupić jakąś butelką wódki.
— To świetny pomysł! — zawołała uszczęśliwiona Hala, jakby właśnie miała zostać mecenaską jakiegoś wielkiego artysty. — Gdzie jest ten Dominik? Obiecał mi i mamie, że zaopiekuje się tobą, Alicjo.
— Nie potrzebuję jego opieki. — Alicja zaczerwieniła się. Nie wiedziała już, co jest gorsze – obgadywanie, że nie znajdzie męża, bo jest zbyt wymagająca, czy namawianie kogoś pokątnie, by dotrzymywał jej towarzystwa i podtrzymywał plotki.
— Chyba że panna zachoruje. Wtedy będzie panna zaprzeczać — skomentował Grzegorz i trudno było ocenić, czy próbuje być w ten sposób zabawny.
— Alicjo, nie opowiadaj głupstw i idź do Dominika! — zawołała Hala, potrząsając głową tak, że zsunął jej się welon. — Jak tylko do niego podejdziesz, on od razu poprosi cię do tańca, bo inaczej mama zmyje mu głowę! Ja tymczasem poproszę muzyka, żeby zagrał coś wesołego.
Alicja niechętnie ruszyła w kierunku Dominika, chociaż wcale niespecjalnie zależało jej na spędzaniu czasu z nim. Miała też nadzieję, że nikt nie zacznie ich swatać, skoro po jednej rozmowie zauważała, że ich wizje dobrego życia są tak różne.
Idąc po pokoju, jeszcze raz złapała spojrzenie pana Adama. Nie miała pojęcia, jak dyskretnie dać znać, że chce z nim porozmawiać i nie narazić się na kolejne pogłoski, w rodzaju, że chce zemścić się na Januszu. Jej dawny konkurent stał przy ścianie i rozmawiał z Leszkiem i jego ojcem, ale gdy zauważył, że mu się przygląda, skinął do nich głową i podszedł w jej stronę. Alicja lekko zadrżała. Nie chciała nikomu się narzucać, ale musiała przyznać, że wolała Bogackiego od Dominika, bo przynajmniej ostatni raz nie widziała go jako pensjonarka.
— Dzień dobry. Jeśli nie ma panienka żadnego zajęcia, ośmielę się zaprosić panienkę do tańca. — Pan Adam wyciągnął rękę w jej stronę.
Alicja odwróciła się dyskretnie w stronę Dominika, który właśnie próbował przekonywać swojego wujka, że chłopi są prawdziwą potęgą narodu. Odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się do Bogackiego.
— Nie mam nic przeciwko.
Stanęli z dala od innych par, tak że Alicja nie mogła dostrzec reakcji otoczenia, ale na chwilę mogła o tym zapomnieć. Teraz interesowała ją jedna rzecz.
— Czy zdołał dowiedzieć się pan czegoś o Felicji?
— Niestety, nikt z kim rozmawiałem, nie zna dziewczyny o tym imieniu, zbliżonej do tej panny wiekiem i sytuacją. Czy ona miała jakąś rodzinę? Może wyjechała do rodziców na wieś. Czasem chłopi są gotowi zaakceptować nieślubne dzieci i... brak cnoty, jeśli jest to równe z dodatkowymi rękami do pomocy.
— Nie mam pojęcia — przyznała Alicja. — Nic mi o tym nie mówiła.
— Żona mojego wspólnika chciałaby założyć ochronkę przy naszej fabryce. Jeśli znalazłbym dziewczynę, moglibyśmy udzielić jej pomocy, ale nie wyciągnę jej przecież spod ziemi — dodał Bogacki.
— Ja wiem! — zapewniła szczerze Alicja. — Proszę... proszę się tym aż tak nie martwić. Pan i tak bardzo dużo mi pomógł. Nie wiem, jak się panu odwdzięczę.
Bogacki uśmiechnął się lekko i pokiwał głową. Alicja myślała, że doda coś jeszcze na temat Felicji, ale on tylko stwierdził:
— Może kiedyś się panience uda.
Około dwudziestej prawie wszyscy byli już pijani i Alicja zaczęła marzyć o powrocie do domu, ale wiedziała, że powinna zostać, przynajmniej dopóki Hala i Grzegorz nie pojadą do swojego nowego mieszkania. Nie była przyzwyczajona do tak szumnych wesel, a Halina postarała się, żeby jej przyjęcie jak najbardziej pasowało do wzorców znanych z ,,Pana Tadeusza" czy opowieści o wiejskich ślubach.
— Powiedz, dziewuszko... — Jakiś wujek Haliny nachylił się nad nią i zapytał zapijaczonym głosem. — To prawda, że narzeczony zdradził cię z pokojową?
— Można tak powiedzieć — wyjąkała Alicja.
— Ładna chociaż była? — dopytywał mężczyzna.
— Proszę dać spokój mojej córce! — zawołał pan Kostecki. — Niech się pan zajmie swoimi sprawami. — Poklepał Alicję po ramieniu. — Dziecko, idź do pani Skrzyneckiej, może jej w czymś pomożesz.
Alicja chętnie go posłuchała. Najwidoczniej jej początkowa pewność, że wesele przebiegnie w spokojnej i bezproblemowej atmosferze. Weszła do kuchni, gdzie pani Dorota pakowała swojej córce jedzenie na jutro.
— Mogę w czymś pani pomóc? — spytała grzecznie.
— Nie, dziecko, czy ja nie mam służby? — odparła matka Haliny, ale widząc smutne spojrzenie Alicji, dodała. — Wiem, że jest nieprzyjemnie, gdy w nocy tylu ludzi jest po alkoholu. Możesz pójść do pokoju Hali. Tam nikt ci nie będzie przeszkadzał, a zostało jeszcze sporo jej rzeczy, żebyś miała czymś się zająć.
Alicja kiwnęła głową z wdzięcznością i poszła we wskazanym kierunku. Przy drzwiach zauważyła Halę, która oznajmiła jej:
— Ten Bogacki pytał o ciebie. Nie wiedziałam, czy masz z nim jakąś sprawę, więc powiedziałam, że nie wiem, gdzie jesteś. Mam kazać mu dać ci spokój?
Alicja nie wątpiła, że Hala byłaby zdolna powiedzieć do starszego o osiemnaście lat mężczyzny, żeby dał spokój, ale pan Bogacki wydawał się jej ostatnio jedną z nielicznych życzliwych jej osób, więc stwierdziła:
— Mogę z nim porozmawiać przez chwilę, chociaż jestem zmęczona... i chciałam ukryć się w twoim pokoju.
— To ja go zawołam — postanowiła Hala, chociaż chyba specjalnie jej to nie ucieszyło. — Zostawię wam otwarte drzwi, żeby cię nie nagabywał.
Alicja weszła do pokoju przyjaciółki i usiadła na jej łóżku. Rozejrzała się po pomieszczeniu, po dawnych zabawkach Hali, obrazkach, które kupowały w Sukiennicach. Ogarnął ją jakiś smutek. Tyle razy siedziała tu z Haliną, wspólnie śmiały się, plotkowały i obgadywały znajomych. Teraz to wszystko się kończy. Hala zostanie przykładną żoną i matką, rozpocznie prawdziwie dojrzałe życie, będzie należała do Grzegorza...
Drzwi się uchyliły i do środka wszedł pan Bogacki. Alicja natychmiast wstała. Podeszła na tyle blisko wyjścia, by nikt nie posądził jej o nic nieprzyzwoitego, ale podejrzewała, że i tak po weselu zaczną się plotki.
— Mam nadzieję, że nie niepokoję panienki — odezwał się pan Adam. Na szczęście, nie czuć było od niego za wiele wina. — Ale przez długi czas biłem się z myślami i uznałem, że mam prawo zaryzykować.
— Co się stało? Mogę panu w czymś pomóc? — zapytała z niepokojem Alicja. Słowa takie jak ,,ryzykować" budziły w niej strach.
— Wiem, co panienkę spotkało i jest mi bardzo przykro, że tak się panienka zawiodła. Nie uczyniła panienka nic złego, ale i tak spotka panienkę podobna kara, jak tego człowieka, który zawinił. Nie chciałbym korzystać na panienki nieszczęściu, ale uznałem, że mogę panience pomóc.
— Pan jest dla mnie bardzo miły, ale ja dam sobie radę — zapewniła Alicja. Z jakiegoś powodu zrobiło jej się zimno. Patrzenie na pana Adama ją zawstydzało, ale mimo to dzielnie wpatrywała się w jego oczy, chcąc wyczytać z nich, co ma na myśli. — Jestem... jestem bardzo wdzięczna, że przynajmniej pan nie uważa, że jestem głupia, zrywając zaręczyny.
— Absolutnie nie — zadeklarował Bogacki. — Miała panienka do tego pełne prawo.
Alicja odetchnęła z ulgą. Może nie wszyscy mężczyźni są tak do cna zepsuci.
— Jest to dla mnie niezrozumiałe, ale podejrzewam, że będzie trudno panience znaleźć kandydata na męża — kontynuował jej rozmówca. — Mimo że na pewno zapewniłoby to panience dużo spokoju. Mnie też niełatwo znaleźć odpowiednią żonę, a nie chciałbym poślubiać desperatki, która przyjęłaby i żebraka z kulawą nogą... — Wyciągnął dłoń i dotknął lekko jej palców, ale po chwili się cofnął. — Mówiąc wprost, myślę, że moglibyśmy pomóc sobie nawzajem. Źle zrobiłem, że wcześniej zwróciłem się od razu do panienki ojca. Ma przecież panienka swój rozum.
Alicja poczuła, jak kręci jej się w głowie i zasycha w gardle. Cała wypowiedź logicznie zmierzała do jednej konkluzji, ale wydawało się jej to zbyt nierealne.
— Czy uczyniłaby mi panienka zaszczyt i została moją żoną?
Alicja w końcu nie wytrzymała napięcia sytuacji i spuściła głowę. Ogarniało ją jakieś spięcie w ciele, jakby zamieniła się w żonę Lota i nie potrafiła się ruszyć ani wykrztusić z siebie słowa. Była przekonana, że pan Bogacki patrzy na nią z pewną pobłażliwością, skoro odtrąciła go dla człowieka, który ją zdradził. On tymczasem nadal chciał ją poślubić, nawet przyznał się do błędu.
Nie czuła się wystarczająco dojrzała i poważna do małżeństwa, sama sobie udowodniła, że jest głupia i naiwna. Ale pan Bogacki miał rację. Bała się ślubu, ale zarazem wiedziała, że powinna mieć męża. Wtedy w końcu ludzie przestaliby o niej plotkować i uważać za dziwadło, nie byłaby też narażona na ewentualne nachodzenie ze strony Janusza czy jego ciotki. Już wcześniej myślała, że źle się stało, iż od razu nie przyjęła pana Adama. Może Bóg wysłuchał jej skarg i postanowił dać drugą szansę. Nie było to spełnienie jej największych marzeń, ale boleśnie zrozumiała, że życie rzadko na to pozwala.
— Jeśli potrzebuje panienka czasu... — Jej rozmyślania przerwał głos Bogackiego.
— Absolutnie nie! — zaprotestowała. — Zgadzam się. Jestem bardzo... bardzo dumna, że nadal chce pan się ze mną ożenić. — Uśmiechnęła się, ignorując, że jej rzęsy stały się dziwnie mokre. — Niech pan dzisiaj o tym nikomu nie mówi, dobrze? Nie będziemy psuć Hali jej wielkiego dnia. Jutro... podejrzewam, że moi rodzice zechcą odpocząć po tym dniu i nikogo nie przyjmą. Ale pojutrze niech pan przyjdzie do nas na herbatę. Na pewno mama i tata będą uszczęśliwieni.
— Dobrze. Wierzę w panienki osąd. — Pan Adam skinął głową, a potem w końcu odważył się ująć jej dłoń i pocałować.
Alicja poczuła dziwne mrowienie na skórze, a potem reszcie ciała. Podejrzewała, że tak mogą odczuwać ludzie, których uderzył piorun. Nie spodziewała się, że jeszcze kiedykolwiek ten człowiek ją dotknie, a teraz uświadomiła sobie, że niedługo będzie ślubować mu wierność i posłuszeństwo.
Witajcie w kolejnym rozdziale :) Witam Was już jako pani magister, jeśli ktoś nie widział na mojej tablicy, to obroniłam się na piątkę i teraz robię sobie chwilowe wakacje, więc mam nadzieję, że uda mi się często dla Was publikować i być na bieżąco z Waszymi historiami :D
Dajcie mi koniecznie znać, jak się podobał rozdział i jakie macie przemyślenia. Zdaję sobie sprawę, że jest to prawdopodobnie najmniej romantyczne opowiadanie na Wattpadzie, w którym jest mowa o ślubie, ale cóż XD
Jeśli chodzi o jakieś ciekawostki, to też mam ich dla Was kilka:
1. Zakopane w tamtych latach było już popularnym miejscem turystycznym, głównie za sprawą odwiedzających i reklamujących je artystów, takich jak Stanisław Przybyszewski czy Kazimierz Przerwa-Tetmajer. Jednak nie było ono tradycyjnie odwiedzane w zimie, ale latem.
2. Maria Konopnicka, czyli jedna z najsłynniejszych polskich pisarek epoki pozytywizmu i czołowa przedstawicielka polskich emancypantek, była żoną Jarosława Konopnickiego, któremu urodziła ośmioro dzieci (dwoje wcześnie zmarło). Początkowo małżeństwo było udane, zachowały się nawet listy, w których Konopnicka chwali się udanym pożyciem, jakie prowadziła z małżonkiem, jednak z czasem rozdzieliły ich kwestie światopoglądowe, ponieważ Konopnicka nie chciała pełnić roli pani domu, a Jarosławowi nie podobały się jej aspiracje literackie. Ostatecznie więc pisarka wyprowadziła się od męża i zabrała ze sobą dzieci, co nie było takie typowe w tych czasach. Jednak co ciekawe, para nigdy nie dostała formalnego rozwodu i Konopnicka przed swoimi podróżami musiała uzyskiwać formalną zgodę Jarosława.
3. Alicja wspomina o tym, że gdyby poczekała parę lat ze ślubem, mogłaby poślubić wdowca z rodziną. W tamtych czasach (i jeszcze długo wcześniej, i jakiś czas później) małżeństwa między rówieśnikami były raczej rzadkością, a za idealną różnicę wieku między parą uchodziło 8-12 lat. Powód był prosty: mężczyzna zazwyczaj żenił się, gdy już był stabilny finansowo, a kobieta ,,musiała" wyjść za mąż młodo, gdy jeszcze nikt nie wątpił w jej płodność. Jeśli jakaś dama pozostawała niezamężna do powiedzmy dwudziestu ośmiu lat to raczej nie miała co liczyć na ślub z kimś w podobnym wieku, tylko mężczyzną koło czterdziestki. Bardzo często tego typu kobiety wychodziły za wdowców, którzy zostali sami z dziećmi i nie oczekiwali kolejnych potomków, tylko że ktoś dopilnuje już urodzonych i zadba o dom.
4. Parasolka była popularnym atrybutem kobiety w XIX wieku. Podobno panie nosiły je ze sobą, żeby w razie czego móc obić spotkaną kochankę męża XD
5. Gabriela Zapolska, autorka ,,Moralności pani Dulskiej", ale i chociażby ,,Kaśki Kariatydy", czyli opowieści o wiejskiej dziewczynie, która zostaje uwiedziona przez bogatego mieszczanina i decyduje się na aborcję, słynęła ze swojej mizoandrii. W swojej twórczości przedstawiała mężczyzn głównie jako oprawców kobiet. Jednak bardzo ważna rzecz: postawa Zapolskiej nie była typowa dla środowiska polskich emancypantek, jak uważają niektórzy. W tamtych czasach kobiety nazywające siebie emancypantkami czy feministkami (bo te słowa podobno nie znaczą do końca tego samego) głosiły właśnie, że kobieta nie musi wybierać między rodziną a życiem zawodowym i że powinna realizować się na obu polach, tak jak przeciętny mężczyzna. Zapolska, która twierdziła, że jako pisarka i aktorka, ma obowiązek wyrzec się życia rodzinnego, uchodziła za niebezpieczną i szkodzącą sprawie. Biografowie Zapolskiej przypuszczają, że jej postawa nie była wynikiem jakichś przemyślanych poglądów, tylko doświadczeń osobistych. Młoda Gabriela została wydana za mąż za mężczyznę, którego nie kochała, a jakiś czas później nawiązała romans, którego owocem była niechciana ciąża. Opuszczona przez małżonka i kochanka została wywieziona za granicę i właściwie tu są sprzeczne opinie, czy jej dziecko tam szybko umarło, czy zostało oddane jakiejś rodzinie. W każdym razie ciąża miała zły wpływ na organizm Zapolskiej i nie mogła mieć już później dzieci. Dlatego spekuluje się, że przekonania, które głosiła, były albo takim zaklinaniem losu (,,jeśli dasz mi dziecko, to zostawię karierę i będę tylko matką") albo przekonywaniem samej siebie, że dobrze się stało i zagłuszaniem pustki. Niechęć do mężczyzn to oczywiście wynik wczesnego zawodu miłosnego i nieudanego małżeństwa.
6. Śluby w miastach nie były tak wystawne i huczne jak na wsiach. Oczywiście mieszkanie ówczesnej rodziny ze szlacheckimi korzeniami było większe niż dzisiejsze standardowe M4, ale nadal mniej wygodne do urządzania wesela. Organizowanie tańców to był szczyt przebojowości, bardzo często ograniczano się do podania gościom obiadu. Zapraszano tylko najbliższe osoby, a resztę proszono o przyjście tylko do kościoła. Ślub standardowo był urządzany w domu rodziców panny młodej i to oni zapraszali gości.
Wiem, że wyszło trochę dłużej, ale mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Rozdział z dedykacją dla Karasinska , bo chyba czekałaś na zwrot akcji :) Postaram się niedługo wpaść też do Ciebie i zaznać odmiany od wojenek fandomowych :)
Do następnego :)
Ps. Aha, jeśli pojawia się jakaś postać, ale nie jest rozwinięta, to możecie oczekiwać, że pojawi się w wiodącej roli w ,,głównej" pracy :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top