Epilog.
Rzadko ludzie znajdują taką miłość, jaka właśnie nam się przytrafiła, schowaną głęboko w sercu i odporną na zmienne wiatry.
Z listu Maxa Mallowana do Agathy Christie
We wszystkim, co się zdarza
Co cieszy, co przeraża
Co mija i co trwa
W radości i w zwątpieniu
W chwale i w poniżeniu
I w obietnicy kolejnego dnia...
Kolejnego dnia...
Miłości szukaj - ona jest
Choć czasem tak ją trudno znaleźć
Lecz bez niej wszystko traci sens
A z nią, z nią jest wspaniale
Na miłość czekaj - musi przyjść
Jak słońce musi wzejść o świcie
Za jej wołaniem trzeba iść
Przez całe życie
Krzyżacy (musical) ,,Miłości szukaj"
https://youtu.be/8IiSFGyUqjw
Alicja obudziła się w środku nocy, co ostatnio przytrafiało jej się dość często. Dzieci były o tej porze wyjątkowo ruchliwe i kopały ją ze wszystkich stron. Wcześniej nawet sprawiało jej to przyjemność, ale ostatnio przede wszystkim ją męczyło.
Próbowała znowu zasnąć, ale nie udawało się. Nie mogła już leżeć na brzuchu, a plecy bardzo ją bolały. Przepychała się i zmieniała pozycje przez jakiś czas, dopóki nie obudziła swojego męża.
— Coś się stało, kochanie? — spytał Adam. — Zaczyna się?
— Nie, chyba nie. — Alicja pokręciła głową. — Ale kości mnie bolą i nie mogę zasnąć, a nasze dzieci są teraz bardzo energiczne.
Adam pocałował ją w policzek i z czułością pogłaskał po brzuchu.
— Nie dokuczajcie mamusi, maleństwa. Pozwólcie jej spać przynajmniej jeszcze kilka tygodni.
Alicja westchnęła. Znaleźli już nianię, która miała przyjechać do nich w przyszłym tygodniu, żeby uczestniczyć w opiece nad bliźniakami od ich narodzin. Przyszłej matce było trochę smutno z tego powodu, ale wszyscy dookoła przekonywali ją, że zajmowanie się dwójką dzieci będzie bardzo męczące i jest potrzebny jej ktoś do pomocy. Nie zgodziła się jednak na mamkę, więc wiedziała, że na początku i tak to ona pozostanie najważniejszą osobą w wychowywaniu.
— Może to dobrze, że mają w sobie tyle życia — dodawała sobie otuchy. — Przynajmniej wiem, że wszystko z nimi dobrze. Cały czas się martwię, że przestaną się ruszać.
— Nie myśl o tym — poprosił Adam i pogłaskał ją po włosach. — Jacek zapewniał, że nasze dzieci są zdrowe i żywe.
— Wiem, wiem — potwierdziła Alicja i przytuliła się do jego ramienia. — Ale boję się, że coś się stanie przy samym porodzie... Mnie albo dzieciom. Przecież często tak bywa.
Umilkła i zaczerpnęła powietrza. Nie umiała nawet wypowiedzieć wprost, czego się obawia. Nie była przesądna, ale w tym wypadku nie chciała kusić losu. Niemniej coraz częściej myślała o najgorszych możliwościach rozwiązania. Przecież tyle kobiet traciło dzieci przy porodach albo same umierały. Niedawno była rocznica śmierci królowej Jadwigi, którą to spotkało. Nie dało się zapomnieć o tej kwestii.
,,Chyba wolałabym sama umrzeć" pomyślała i złapała się za brzuch. ,,Boże, jeśli musisz, to zabierz mnie".
Zaraz się skarciła. Na pewno takie podejście i targowanie się było grzechem. I jak mogła dopuścić do siebie takie rozważania, leżąc przy swoim mężu, który tyle wycierpiał ze swoją poprzednią żoną, która bardziej pragnęła dziecka niż kochała jego?
— Kochany mój. — Zerknęła na Adama. — Nie gniewaj się na mnie, ale ostatnio ciągle myślę, co jeśli poród nie skończy się szczęśliwie... I co wtedy zrobimy.
— Też czasem o tym myślę, kochanie. — Mąż położył rękę na jej brzuchu. — Szczególnie że czasem mam wrażenie, że już straciłem dziecko.
— Wiem. I bardzo mi przykro, że musiałeś tyle przejść — zapewniła czule Alicja. — Nie wyobrażam sobie, żeby czekać tyle miesięcy na nasze dzieci, pokochać je... A potem dowiedzieć się, że ich nie ma. — Gdy wypowiedziała te słowa, zabolało ją serce. — Czasem myślę, że nie chciałabym już wówczas żyć. Ale przecież kocham też ciebie, więc mam nadzieję, że nigdy nie przyprawię cię o takie zmartwienia jak Konstancja. Chcę, żebyście wszyscy byli dla mnie tak samo ważni.
Skończyła mówić i czekała na odpowiedź Adama. Bała się, że go zraniła i przypomniała mu o przeszłości, ale jednocześnie ogarnęła ją pewna ulga. Wyjaśniła na głos wszystkie swoje obawy i nic się nie stało. Nikt nie umarł.
— Nigdy nie będziemy wiedzieć, jak zareagujemy na pewne wydarzenia w naszym życiu. Pewne sprawy są zbyt bolesne, żeby móc je sobie wyobrazić — powiedział w końcu Adam. Przesunął rękę na jej talię i przytulił ją. — Ale bardzo cię kocham. I jeśli przydarzy nam się coś złego, będę chciał, żebyśmy przeszli przez to razem.
— Ja też cię kocham — odpowiedziała od razu Alicja. — I też chcę, żebyśmy radzili sobie razem ze wszystkim.
Na duszy zrobiło się jej lżej i cieplej. Jej mąż w nią wierzył i ufał, że go nie zawiedzie. A przecież od początku najbardziej chciała, żeby nie żałował ich małżeństwa. W dodatku wiedziała, że lepiej się czuł, okazując uczucia czynami, a mimo to powtarzał, że ją kocha, bo wiedział, że to dla niej ważne.
— Nasze dzieciaczki się uspokoiły — stwierdziła po chwili. — Najwidoczniej masz na nie tak samo dobry wpływ, jak na mnie. — Uśmiechnęła się i liczyła, że Adam zobaczy to w ciemności.
— To spróbuj zasnąć. Dobranoc, kochanie. — Mąż pochylił się i pocałował ją głęboko. Teraz już pozbyła się obaw, że jest za gruba i brzydka. Wiedziała, że Adam nadal jej pragnie.
,,Obyśmy mieli jeszcze wiele lat na okazanie sobie tego" pomyślała, gdy oczy jej już się zamykały.
Następnego dnia odwiedziła ją Hala ze swoją malutką córeczką Elżbietą Dorotą Marią. Schowały się w sypialni i tak jak za dawnych czasów ułożyły się razem na łóżku. Był już sierpień i gorące słońce w połączeniu z wystającym brzuchem i bolącymi kośćmi nieustannie męczyły Alicję. Musiała nawet zostawić większość obowiązków związanych z ochronką Klementynie i spędzała teraz większość dnia, leżąc w łóżku w pokoju z zasuniętymi firankami.
— Chyba nigdy tu nie byłam — skomentowała Hala. — Pewnie bałaś się moich komentarzy na temat twojego pożycia małżeńskiego.
— A ty chyba nigdy nie dorośniesz. — Pokręciła głową Alicja. — Ustaliliśmy z Adamem, że przeznaczymy moją ,,oficjalną" sypialnię dla bliźniąt, skoro ja i tak z niej nie korzystam.
— Idealnie — poparła jej przyjaciółka. — Będziesz miała blisko do swoich skarbów, a w międzyczasie możecie się postarać o rodzeństwo dla nich.
— Nie mam zamiaru żyć jak zakonnica — odparła dyplomatycznie Alicja. — Ale na razie nie chcę myśleć o kolejnym dziecku. Wystarczy mi strach, czy te bezpiecznie przyjdą na świat.
Spodziewała się, że Hala zbędzie jej obawy i jak zwykle obróci wszystko w żart, ale ona pogłaskała ją po ramieniu i zapewniła:
— Rozumiem. Ale trzeba ufać, że wszystko będzie dobrze. — Pochyliła się nad córeczką, która właśnie ziewnęła. — Tak. Ciocia niedługo urodzi ci aż dwóch kompanów do zabawy.
Leżały na łóżku razem, tak jak za dawnych czasów, gdy ich przyjaźń się zaczęła. Mała Elżbietka była ulokowana między nimi i spała, spokojnie oddychając. Chyba przy swojej matce przyzwyczaiła się do hałasu.
— Już opowiadasz jej takie rzeczy? — spytała lekko Alicja.
— Moja córka nie może być przecież ciemna. Wyrośnie na kobietę światową — stwierdziła Hala, poruszając zaciśniętą rączką Elżbietki. — Mam nadzieję, dziecko, że będziesz mądrzejsza od swojej ciotki. Tyle miesięcy namawiałam ją, żeby powiedziała wujkowi, jak go kocha.
— Cóż, miałaś rację — przyznała cicho Alicja. — Czuję się lepiej z wiedzą, że Adam mnie kocha.
— Oczywiście, że miałam. Dobrze, że w końcu straciłaś nad sobą panowanie, bo pewnie przez lata nie zdobyłabyś się na odwagę — dodała Hala z dumą. Alicja była pewna, że cieszy się jej szczęściem, ale jednocześnie nie mogła porzucić poczucia wyższości jako ta, która tak dobrze znała życie i pierwsza zauważyła uczucie małżonków. — Ciągle opowiadałaś, że to nie dla ciebie, a jednak okazało się, że pan Bogacki jest twoją wielką, romantyczną miłością — westchnęła.
— Myślę, że takie słowa do nas nie pasują, ale cieszę się z twojego triumfu — odpowiedziała spokojnie Alicja.
Kiedy poszła odprowadzić Halę i Elżbietkę do drzwi, zauważyła, że Adam przyjmuje w salonie jednego ze swoich znajomych. Był to pan Marcin Tęczyński, znana i ciekawa persona. Kilka lat temu wyjechał z Warszawy, ponieważ władze carskie krzywo na niego patrzyły. Schronił się w Krakowie i wykładał na Uniwersytecie Jagiellońskim. Hala i Alicja jako uczennice wyobrażały go sobie jako wielkiego bojownika o niepodległość.
— Powiedz ,,papa" cioci i wujkowi — poleciła Hala śpiącej córeczce, prawie ignorując Tęczyńskiego. Następnie znikła za drzwiami.
— Jak mówiłem, panie Adamie, ci stańczycy uważają się za zdroworozsądkowych, ale tak naprawdę są bardzo naiwni. Nie mówię, że wszyscy Austriacy to nasi wrogowie, wszędzie są ludzie dobrzy i źli, ale oni mają swoje racje, a my mamy swoje. — Pan Tęczyński także nie zwrócił uwagę na panią Laudańską. — Mówią, że w ciągu jakichś dwudziestu lat wybuchnie wojna. Powinniśmy mieć swoje mocne stronnictwa, a nie opierać się na innych.
Alicja pobladła i odruchowo chwyciła się szafki. Adam to zauważył, bo zwrócił uwagę rozmówcy:
— Nikt nie wie, co będzie jutro, a co dopiero za dwie dekady. Na razie niechaj każdy postępuje zgodnie ze swoim sumieniem.
— Ależ tak, ma pan rację, ale proszę przemyśleć moje słowa. Potrzebna nam mądrych, trzeźwo myślących ludzi.
— Czy podać herbatę? — odważyła się przerwać tę konwersację Alicja.
— Dziękuję, ale nie, muszę uciekać. — Pan Tęczyński wstał z fotela. — Żona znowu będzie zła, że późno przychodzę na obiad. — Ukłonił się lekko. — Życzę dużo zdrowia pani i nowemu pokoleniu Polaków.
— O co mu właściwie chodzi? — zapytała Alicja i usiadła na kanapie. Nawet stanie ją teraz męczyło.
— To prawdziwy pozytywista — odparł Adam. — Wierzy, że w dwudziestym wieku wybuchnie ta wyczekiwana wielka wojna i nasza ojczyzna się odrodzi. Każdego namawia do przystępowania do jakichś projektów albo dołączenia do rady miasta i zapisywania się do jego koła.
— Czy się zgodzisz? — Alicja patrzyła na niego uporczywie. Oczywiście, uważała się za dobrą patriotkę i pragnęłaby żyć w prawdziwej Polsce. Ale bliżej jej było do przekonania pana Fredry, że to dom i rodzina są ostoją narodu. Przerażała ją myśl o tym, że coś mogłoby wstrząsnąć jej światem.
— Nie mam teraz czasu. Muszę zajmować się fabryką i przygotować na narodziny naszych dzieci. — Adam do tej pory chodził po pokoju, ale teraz usiadł obok niej i pogłaskał ją po brzuchu. — Nie myśl o tym, co powiedział, kochanie. Wiele zmienia się w świecie, ale na razie u nas jest dobrze i spokojnie.
— Postaram się — obiecała Alicja. W końcu zamartwianie się mogło zaszkodzić jej maleństwom. — Ale wiesz, że ja o wszystkim za dużo myślę. Chciałabym z tego wyrosnąć.
— Może to wcale nie jest takie złe. Taka mi się podobasz — stwierdził jej mąż i musnął jej czoło, a potem usta.
Alicja oparła się na jego ramieniu. Jej rozmyślania na pewno miały też dobre strony. Zapewne, gdyby nie potrzebowała analizować wszystkiego i wszystkich, jeszcze długo nie zorientowałaby się, że kocha Adama. Żyłaby jak wiele żon, które robiły wszystko dla swoich mężów, przeżywały z nimi każdą dobrą i złą chwilę, ale nie myślały, czy to, co czują to miłość. Oczywiście, teraz wiedziała, że słowa i wyznania nie są najważniejsze... Ale były przyjemnym dodatkiem.
Alicja nie wiedziała, czy przebudziły ją ruchy męża, czy skurcze w brzuchu, które dręczyły ją od kilku dni. Oparła się o poduszki i przyglądała się, jak Adam ubiera się do pracy. Na szczęście, był wrzesień i zza okna świeciło już słońce, więc nie miała takich wyrzutów sumienia, że jej małżonek zrywa się, skoro świt.
— Kochanie, jest szósta rano. — Adam spojrzał na nią uważnie. — Pośpij jeszcze. — Podszedł do niej i pocałował ją delikatnie. — Postaram się wrócić wcześniej do domu. Kocham cię.
— Ja też cię kocham — odpowiedziała Alicja, ignorując resztę wypowiedzi. To było takie orzeźwiające, móc w każdej chwili mówić, co się czuje i nie bać się reakcji.
Przytuliła głowę do małej poduszki i próbowała wrócić w ramiona snu, ale skurcze nasilały się coraz bardziej, do tego bolały ją plecy. Nie chciała denerwować męża przed pracą, więc starała się to znosić, ale w końcu nie wytrzymała i syknęła.
— Kochanie, dobrze się czujesz? — Adam odwrócił się w jej stronę.
— Chyba nie... — Alicja próbowała usiąść i wtedy zobaczyła mokrą plamę na pościeli. — Chyba zaczynam rodzić... — Znów jęknęła i złapała się łóżka.
— O mój Boże... — Adam wypuścił krawat z ręki i ponownie usiadł obok niej. — Zaraz poślę po Jacka i akuszerkę, a do tego czasu zawołam do ciebie Irenkę. Ona powinna wiedzieć, czego na początek ci potrzeba. — Złapał żonę za rękę. — I zadzwonię do Józefa, że nie przyjdę dziś do fabryki. O ile oczywiście nie przeszkadza ci moja obecność.
— Wcale nie! — Alicja ścisnęła go bardzo mocno. Może też trochę po to, żeby ulżyć sobie w bólu. — Gdybym mogła, chciałabym, żebyś cały czas siedział obok mnie i trzymał mnie za rękę.
— Ja też bym chciał, kochanie, ale akuszerka jest wystarczająco oburzona obecnością lekarza. Uważa, że poród to nie jest sprawa dla mężczyzny.
Alicja westchnęła ciężko. Miała coraz większe przekonanie, że niektóre zwyczaje są nieludzko głupie. Dlaczego ojciec jest izolowany od porodu, skoro tak samo uczestniczył w tworzeniu dziecka, jak matka? Niestety, nic z tym nie mogła zrobić. Jedynie liczyć, że świat się kiedyś zmieni.
— To zadzwonisz też po mamę? — spytała z nadzieją. — Chciałabym mieć przy sobie chociaż ją.
— Oczywiście, moje kochanie — obiecał Adam i ucałował ją w czoło.
Alicji zabrakło oddechu, i to nie tylko z powodu skurczów. Wróciły do niej obawy, że poród skończy się dramatycznie i być może po raz ostatni widzi swojego męża. Pożałowała, że zmarnowała tyle czasu, przekonując sama siebie, że go nie kocha, ani on jej.
— Kocham cię — powiedziała cicho. — Jesteś moją wielką, największą miłością — dodała, nawet jeśli uważała, że brzmi to głupio.
Adam przytulił ją mocno do piersi, nie zwracając uwagi na wypływający z niej płyn. Ich serca biły przy sobie. Resztkami tej części świadomości, która nie była skupiona na boleściach, zastanawiała się, jak udało jej się tak zmienić nastawienie do niego.
— Ty też jesteś moją największą miłością, najdroższa — wyszeptał jej mąż do ucha. Pierwszy raz tak ją nazwał. — O nic się nie martw. Masz najlepszą opiekę, a do końca dnia będzie nas już czworo.
Poród przypominał jej ból miesięczny, ale o wiele większy. Hala opowiadała jej, że wcale nie krępowała się z okazywaniem swojego niezadowolenia i w pewnym momencie nawet kopnęła lekarza w szczękę, ale ona bardzo wstydziła się tak zachowywać. Już starczyło, że obcy ludzie musieli oglądać to, co miała między nogami.
— Proszę pani, niech się pani nie krępuje i krzyczy — rozkazał jej w końcu doktor Polański. — Widzieliśmy już gorsze rzeczy.
,,Jeśli będę miała córkę, może wyślę ją na edukację do Hali" postanowiła Alicja. ,,Chyba niemądrze jest wstydzić się czegoś, czego potrzeba do przetrwania ludzkości".
W końcu jednak nie mogła znosić tych cierpień i pozwoliła sobie na płacz, krzyk i jęki. Nawet nie zauważała, kto jest przy niej. Jedynie od czasu do czasu wychylała głowę w kierunku drzwi, żeby dostrzec sylwetkę Adama. Miała nadzieję, że o niej myśli, ale bardzo się o nią nie martwi.
— Pierwsze wychodzi. — Usłyszała głos Polańskiego i poczuła jego ręce przy swoich udach. Alicją szarpnął najmocniejszy, odbierający oddech skurcz i po chwili usłyszała płacz dziecka. — To dziewczynka.
— Moja pierwsza wnusia — skomentowała ze wzruszeniem pani Beata i chciała wziąć dziecko na ręce, ale Alicja ją uprzedziła.
— Proszę mi ją dać na chwilę. Chcę ją poznać — poprosiła słabym głosem. Doktor położył jej dziewczynkę na piersi. — To moje dziecko... — powiedziała Alicja, wpatrując się w zaczerwienioną, pokrytą krwią twarzyczkę. Zalała ją fala ciepła i wzruszenia. Jakby wszystko w jej życiu się teraz wyjaśniło i dopełniło. — Moja córeczka, moja Karolcia...
— Proszę pani, trzeba urodzić drugie. — Akuszerka prawie wyrwała jej małą z rąk. — Potem pozna się pani z dziećmi.
Alicja z trudem ukryła swoje niezadowolenie. Teraz martwiła się nie tylko o siebie i dziecko, które miała urodzić, ale też to pierwsze, które pewnie nie wiedziało, gdzie jest, kim są ci ludzie wkoło i jak przyjdzie mu teraz żyć. To ona nosiła je w sobie przez tyle miesięcy, może zapamiętało jej głos i bliskość, a nie mogła się nim teraz zająć.
Drugie dziecko rodziła prawie godzinę. Akuszerka nalegała, żeby przez większość czasu chodziła lub stała, bo podobno wtedy łatwiej jest urodzić, ale pod koniec była już tak zmęczona, że ubłagała pozwolenie na położenie się.
— Chyba będę spać cały jutrzejszy dzień — zapowiedziała, chociaż wiedziała, że będzie inaczej. Nie zniosłaby, gdyby jej dziećmi zajmował się ktoś inny.
— Jeszcze chwilka, pani Alicjo. Zaraz nasze kłopoty się skończą — uspokoił ją Polański. — Proszę jeszcze jedno parcie.
Alicja chwyciła swoją matkę za rękę i wbiła w nią palce tak mocno, że pani Beata jęknęła, jakby to ona rodziła. Ale potem ból ustał i rozległ się kolejny płacz.
— I kto to jest? — spytała pani Kostecka. — Tym razem synek?
— Do trzech razy sztuka — odparł Polański. — Dzisiaj mamy dwie panienki.
— Ale mamy dwie ślicznotki — zachwycała się pani Beata, kołysząc w ramionach jedną ze swoich wnuczek. — Moja babcia opowiadała mi, że też miała siostrę bliźniaczkę. To chyba u nas rodzinne.
— Nie jesteś zawiedziona, że nie urodziłam dziedzica rodu? — zapytała Alicja. Leżała oparta o ramę łóżka i trzymała drugą dziewczynkę.
— Co to znaczy dziedzic, przecież nie jesteśmy jakąś rodziną królewską, sama mówiłaś — skarciła ją matka. — I skoro udało się wam mieć aż dwoje dzieci za jednym zamachem, to może będziecie mieć i kolejne.
Alicja nie odpowiedziała, tylko pogłaskała córeczkę po czole. Właściwie do samego końca nie wiedziała, jakie dziecko chciałaby urodzić. Na początku myślała, że chciałaby córkę, żeby udowodnić ludziom, że syn nie świadczy o wartości kobiety. Ale wiedziała już, jak trudne jest życie kobiety i nie chciałaby, żeby jej dzieci w przyszłości spotkały się z lekceważeniem i wykorzystaniem z powodu płci. Chłopcom było łatwiej... chociaż przywileje mogą zawrócić w głowie i Alicja czasem bała się, że jej przyszły syn mógłby potraktować jakąś kobietę tak jak Janusz Felicję.
,,Chyba już zawsze będę musiała się bać o swoje dzieci" pomyślała, wsłuchując się w oddech małej Karolinki. ,,Muszę się z tym pogodzić i starać się, aby świat stał się dla nich lepszym miejscem".
Druga dziewczynka zaczęła popłakiwać, więc Alicja wyciągnęła do niej rękę i poprosiła:
— Mamo, daj mi ją. Dam jej mleka.
— Och, moja kochana wnuczka... — powiedziała ze smutkiem pani Beata, ale oddała dziecko matce.
— Ochrzcimy ją po tobie — obiecała Alicja. Wyciągnęła pierś i nakarmiła małą Beatkę, zanim jej siostra zdążyła się obudzić. Przez chwilę wstydziła się swojej nagości, ale główka dziecka zakryła wszystko. I chyba po porodzie nie potrafiła już tak chronić swojej cielesności.
— Wydaje mi się, że powinnam wrócić do ojca i powiedzieć mu, jakie ma wnuczki — stwierdziła po namyśle pani Beata. — Poradzisz sobie beze mnie?
— Tak, mamo. Adam posłał już po nianię, Klementyna też jeszcze zostanie — zapewniła Alicja. Dowiedziała się, że Hala też chciała ją odwiedzić, ale Grzegorz namówił ją, by została jeszcze w domu z Elżbietką. Bardzo martwił się o córeczkę i czuwał nad każdym jej krokiem. Alicja z trudem to sobie uzmysławiała.
Pani Beata wyszła, a Alicja leżała jeszcze przez jakiś czas z córkami. Prawie zasypiała, gdy do sypialni wszedł jej mąż.
— Jak się czujesz, kochanie? — spytał. Jego zielone oczy błyszczały, a głos był pełen wzruszenia.
— Trochę jeszcze boli w różnych miejscach i... muszę się przyzwyczaić do karmienia dzieci. Ale jestem szczęśliwa.
Adam usiadł na krześle przy łóżka i pogłaskał żonę po ramieniu.
— Ja też jestem bardzo szczęśliwy. Aż nie dowierzam, że naprawdę jesteś moją żoną i urodziłaś moje dzieci.
,,Jeszcze rok temu wszyscy byli pewni, że wychodzę za niego z zemsty na Januszu. Ja sama wątpiłam, czy kiedykolwiek będę umiała kogoś pokochać. Jak dobrze, że nie poddałam się wątpliwościom" pomyślała Alicja. Serce ściskało się jej na myśl, że mogłaby przestraszyć się opinii publicznej albo uznać, że chce poczekać na ,,wielką miłość".
— Byłam głupia, kiedy tego nie chciałam. Czasem żałuję, że tak się upierałam przed moimi rodzicami.
— Nie powinnaś, kochanie. Cieszę się, że nie wyszłaś za mnie wbrew sobie. To jest chyba ważne, żeby być pewnym drugiego człowieka.
Alicja pokiwała głową, podczas gdy jedna z córek złapała ją za palec. Wprawdzie wierzyła, że niezależnie od okoliczności i tak w końcu zakochałaby się w Adamie... Ale kto wie, czy gdyby nie poślubiła go ze strachu przed ojcem, to nie miałaby do niego skrytej urazy? Sytuacja z Januszem pozwoliła jej poznać charakter swojego przyszłego męża, zrozumieć, że to on naprawdę ją szanował i liczył się z jej zdaniem. Nawet jeśli w dniu ślubu go nie kochała, to była pewna, że jej nie skrzywdzi.
Na szczęście, tamten etap już dawno za nimi. Adam kilka razy dał dosadnie znać w towarzystwie, że pan Karłowski źle potraktował jego żonę i to obraza dla nich obojga. Janusz chyba wystraszył się skandalu albo pojedynku i znowu gdzieś wyjechał, tym razem podążyła za nim jego ciotka. Plotkowało się, że postanowiła sama wybrać mu małżonkę.
—Mogę wziąć jedną z dziewczynek? — Adam przerwał jej rozmyślania.
— Tak, tak — zapewniła od razu Alicja. Przyglądała się, jak jej mąż bierze na ręce małą Karolcię. Patrzył na dziecko ze wzruszeniem i zachwytem, jakby było żywym cudem. Pomyślała, że dla niego rodzicielstwo wyglądało inaczej niż dla niej. W końcu już kiedyś pogodził się, że nie będzie miał dziecka, a tu nagle urodziło się ich dwoje. Zapewne podobnie czuli się biblijni patriarchowie, których Bóg obdarował potomstwem po dekadach.
— Powinniśmy im wymyślić drugie imiona — zasugerował Adam. — Może ona niech będzie Karolina Aleksandra? Skoro nie udało się nam na razie z uhonorowaniem mojego brata.
— Bardzo mi się podoba — podchwyciła Alicja. — W takim razie to maleństwo... — uśmiechnęła się do córeczki, która skrzywiła się przez sen —... może się nazywać Beata Konstancja.
Adam spojrzał na nią, jakby chciał się upewnić, że nie żartuje, po czym powiedział:
— Dziękuję.
Alicja uśmiechnęła się. Uznała, że chce jakoś uhonorować tę biedną kobietę, która tyle wycierpiała. Już nie była zazdrosna, bo wiedziała, jak bardzo Adam został unieszczęśliwiony w tym małżeństwie i że tamta miłość nie przetrwała próby czasu. Mogłaby nawet obwiniać Konstancję, ale czasu nie dało się cofnąć i ona musiała akceptować, że jej mąż zawsze będzie miał jakąś przeszłość. Nie wierzyła też w żadne przesądy, co do dzielenia losu z imiennikiem. Szczególnie że pierwsze imię Beatka będzie dzieliła z prawdopodobnie najbardziej optymistyczną i radosną kobietą, jaką Alicja znała.
Beatka zaczęła popłakiwać przez sen. Alicja dyskretnie sprawdziła, czy dziecku nie jest mokro, a potem podała mu pierś. Dziewczynka przylgnęła do niej ufnie. To było odświeżające i przyjemne, być dla kogoś centrum świata.
— Znowu się zamyślasz. — Adam zwrócił jej uwagę. — Co ci chodzi po głowie?
Alicja odwróciła wzrok od dziecka. Nie chciała opisywać całego ciągu swoich myśli, żeby znowu nie zdenerwować Beatki, więc odpowiedziała:
— Że cię kocham.
Miała zamiar cieszyć się brzmieniem tych słów jak najdłużej.
Hej, kochani... Tak, to jest epilog. Razem doszliśmy do końca. Po więcej szczegółów i podziękowania zapraszam do posłowia, natomiast tutaj jak zwykle trochę wyjaśnień i ciekawostek:
1. Rzecz, o której zapomniałam w poprzednim rozdziale, więc dopowiadam tu. Wspomniana przez Alicję ,,Julia, czyli nowa Heloiza" to powieść Jana Jakuba Russeau, która była jednym z filarów romantyzmu i wyobrażenia o romantycznej zakazanej miłości. Tytułowa bohaterka jako młoda dziewczyna zakochała się w swoim guwernerze, ale ze względu na różnice klasowe nie mogli się pobrać. Po latach spotykają się, gdy ona jest już żoną i matką, a on zostaje nauczycielem jej dzieci. Ich relacja jest czysto platoniczna i uzewnętrznia się jedynie w listach. W finale Julia umiera, wcześniej zostawiając ostatni list, w którym cieszy się ze śmierci, ponieważ jest przekonana, że w końcu nie wytrzymałaby i nawiązałaby romans z Saint-Preux. W ten sposób ich miłość pozostaje ,,czysta", a jednocześnie wywyższona nad relację Julii z mężem i dziećmi.
2. Chociaż w filmach kostiumowych zazwyczaj widzimy bohaterki przykute do łóżka w trakcie porodu, to przez większość dziejów świata kobiety rodziły wyłącznie pod opieką akuszerek i innych kobiet, w tak zwanych pozycjach wertykalnych, czyli na stojąco, siedząco lub klęcząco. Podobno te porody były znacznie lżejsze i łatwiejsze dla rodzącej... ponieważ są to po prostu typowe pozycje do wydalania. W XVIII i XIX wieku coraz częściej do porodów zaczynał być wzywany lekarz i wtedy upowszechniło się rodzenie na leżąco, w pozycji, która ułatwiała doktorowi przyjęcie porodu.
3. Może Was zaskoczyć wzmianka o dzwonieniu, ale akcja dzieje się w 1896, a linia telefoniczna w Krakowie została założona już trzy lata wcześniej.
Mam nadzieję, że ten epilog nie jest dla Was za słodki, ale chciałam pod koniec dać im trochę radości. Czekam na Wasze opinie.
Rozdział z dedykacją dla call_me_Astre w podziękowaniu za gwiazdki i komentarze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top