Rozdział 37
WRÓCIŁAM!!!
Miał być dzisiaj ostatni rozdział, ale ciachnęłam go na pół, bo nie zdążyłabym napisać, a już kilka razy obiecałam, że wstawię. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
************
DANI
Zwariował i jeszcze wciągnął w to moją przyjaciółkę. Nowy dom, ksiądz, ślub, czy on już do reszty oszalał?
— Aiden. — Biorę głęboki wdech na uspokojenie, bo czuję, że za chwilę wybuchnę. — Usiądźmy i na spokojnie porozmawiajmy... — Przerywa mi śmiech jego i Evy, mojej zdradzieckiej przyjaciółki. Wytrzeszczam oczy i gapię się na tą dwójkę. Od kiedy się tak dogadują?
— Jeśli myślisz, że ten wariat przyjmie inną opcję, niż uczynienie cię swoją żoną już teraz, to oszczędź sobie fatygi — mówi z ironią, przewracając oczami zdyszana od śmiechu blondynka.
Aiden unosi brwi, jakby chciał zapytać, czy coś jeszcze mam do powiedzenia. Chyba i tak jestem już na przegranej pozycji.
— Oj chodź już, zobaczysz, jaką masz sukienkę — ponagla Eva.
No i zaraz się popłaczę, nawet pod tym względem nie mam własnego wyboru. Uduszę gołymi rękoma tę jędzę, powinna być po mojej stronie.
Spoglądam złowrogo na mojego narzeczonego, po chwili rozglądam się jeszcze za Grace, ale gdzieś się zmyła. Mam dziwne wrażenie, że wszyscy w tym maczali palce. Po prostu cudownie!
Odwracam się i daję znać Evie, że idziemy, dokądkolwiek mamy pójść. Wiem, że ten wariat uśmiecha się za moimi plecami. Zaraz wezmę tę wiedźmę na spytki i wybiję jej przy okazji z głowy te konszachty.
Blondynka prowadzi mnie przez hol, potem korytarzem, aż docieramy do białych podwójnych drzwi i wchodzimy do pokoju, gdzie znów doznaję szoku.
Ashley podchodzi do mnie, sadza mnie na krześle, jakaś kobieta dobiera się do moich włosów, druga zaczyna robić mi makijaż. Chciałabym wydrzeć się na cały głos, żeby dały mi święty spokój, ale nic nie mogę z siebie wydusić. Zamiast tego dociera do mnie, że za chwilę będę mężatką i to chyba nie z własnej woli. Tysiące myśli i pytań, kotłuje się w mojej głowie, chwytam się tego najważniejszego, czy jestem już teraz gotowa?
W końcu kobiety dają mi święty spokój i wychodzą. Spoglądam na dziewczyny, ubrane są w identyczne, długie suknie w kolorze pudrowego różu, widzę, że wszystko zostało w szczegółach zaplanowane.
Wstaję powoli i krzywię się odruchowo, oczekując bólu w podbrzuszu, który nie nadchodzi. Eva i Ashley podchodzą szybko do mnie podtrzymując mnie asekuracyjnie po bokach.
— Cholera, Aiden mówił wyraźnie w klinice, żeby podali ci dużą dawkę leków przeciwbólowych — mruczy moja przyszła szwagierka, a kiedy zdaje sobie sprawę, że właśnie wydała swojego brata, jej oczy robią się wielkie i nerwowo przełyka ślinę.
— Kazaliście mnie naćpać!? — krzyczę nagle.
— Nie my, tylko twój kochaś i skopiesz mu dupę w noc poślubną, bo teraz nie mamy czasu — odpowiada Eva i oddala się na chwilę, po czym wraca z przepiękną białą suknią, taką o której zawsze marzyłam.
Prosta z delikatnymi zdobieniami, wyszytymi srebrną nitką na gorsecie. Jest piękna i moja. Mój oddech przyśpiesza, a do oczu nachodzą łzy, tyle odczuć w jednym momencie. Strach, ekscytacja, zdenerwowanie, mieszają się. Spoglądam na dziewczyny, których oczy też są zaszklone.
— Okej, wyjdę za tego wariata.
****
Kiedy jestem już gotowa, Ashley otwiera drzwi i do pomieszczenia wchodzi mój ojciec, ubrany w ciemny garnitur. Uśmiechem stara się zamaskować poczucie winy, wygląda to dość komicznie. Przyglądamy się sobie chwilę, aż w końcu on nerwowo odchrząkuje.
— Nie zdążyłem nacieszyć się jeszcze córeczką, którą w końcu odzyskałem, a już mi ją inny sprząta z przed nosa. — Wiem, że stara się brzmieć zabawnie, ale cierpi w środku przez wszystko, co nas spotkało, odganiam jednak tę myśl, nie chcę o tym na razie myśleć. Jego oczy lśnią od niepowstrzymanych łez, moje chyba z resztą też. Nadszedł chyba moment, aby powiedzieć to, na co długo czekał.
— Nie ważne gdzie i z kim będę, zawsze będę twoją córką. Już się mnie tak łatwo nie pozbędziesz, tato. — Staram się przezwyciężyć łamiący głos i zaciskam dłonie w pięści, jakby to miało w czymś pomóc. — Mało tego, skoro brałeś udział w tym spisku, to będziesz musiał odprowadzić mnie do Aidena. — Wilgoć spływa po naszych policzkach, podchodzę i przytulam się do niego. Zaciskam powieki i chcę nacieszyć się tą chwilą, lecz Eva psioczy z boku, że mój makijaż się rozmaże i pora już wychodzić.
Dziewczyny wychodzą przodem, biorę kilka oddechów na uspokojenie i w końcu kiwam głową na znak, że jestem gotowa.
Wychodzimy więc i tato prowadzi mnie, nie wiadomo w jakim kierunku, bo pomimo, że jestem podobno w swoim domu, to nie dane mi było go obejrzeć. Z tego co przelotnie widzę, pomieszczenia są bardzo jasne i jakby nie do końca umeblowane.
Do jednego z takich właśnie wchodzimy, pomieszczenie ma chyba być salonem, ale jest zupełnie puste. Może chociaż z umeblowaniem czekał na mnie.
Stajemy z na przeciwko szklanych, podwójnych drzwi, które są szeroko otwarte.
— Gotowa? — Pytanie taty powoduje, że nogi pode mną miękną i mocniej obejmuję jego ramię. Spoglądam w jego wciąż szklące się oczy i kiwam głową.
Wychodzimy na zewnątrz, gdzie stoi grupka najbliższych mi osób. Przyleciał Greg, są też Marcus, Drake i Evan. Grace stoi z rodzicami mojego narzeczonego, jest też kilku najbliższych pracowników mojego ojca. Uśmiecham się nerwowo do każdego po kolei, po czym rozglądam za nim.
Nagle grupka rozstępuje się i teraz dopiero widzę ścieżkę, jakby usypaną z płatków białych róż, a po bokach mnóstwo małych świeczek. Podążam wzrokiem, aż do końca i moje serce jakby stanęło, a sekundę później pędzi jak szalone.
Przed białą girlandą stoi Aiden i trzyma naszego synka. Nie pozostaje chyba nic innego, jak podążać w kierunku dwóch moich mężczyzn.
***********
I jak, ujdzie? W końcu napisałam. Nie miałam wcześniej czasu, remonty, potem wesele i obowiązki świadkowej, poprawiny i poprawiny poprawin. Wiem winny się tłumaczy. Pozdrawiam i przesyłam buziaki♥♥♥
PS. Jutro będzie Paxton
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top