Rozdział 35

Aiden

Minęły dwa tygodnie, a obiecana przeze mnie randka, jeszcze się nie odbyła. Nie zapomniałem o tej obietnicy, ale chcę, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik.

Nie po to poświęciłem miesiąc bycia z dwoma najważniejszymi osobami pod słońcem, żeby teraz moje plany poszły na marne. Wszystko co dla niej, musi być idealne.

Stoję, trzęsąc się pod zimnym strumieniem wody, w kabinie prysznicowej, uderzając miarowo czołem w płytkę ścienną. Byłem już tutaj niecałą godzinę temu, potem położyłem się na łóżku. Wtedy to,  kobieta mojego życia, stanęła na środku pokoju w nocnej koszulce, której właściwie, jakby nie było. Totalnie oszalałem, miałem do wyboru, albo się na nią rzucić, albo skończyć tutaj, wybrałem opcję drugą.

Dani, z chcącej pokazać, jaka jest niedostępna i nieustępliwa, zamieniła się w zdesperowaną kusicielkę. Wiem dobrze, co robi. Biedna nie zdaje sobie tylko sprawy z tego, że po tym wszystkim, kiedy w końcu ją dorwę, to przez miesiąc nie będzie mogła chodzić.

Wychodzę z kabiny osuszam się, zakładam bokserki i wracam do sypialni. W półmroku widzę jak Dani wlepia wzrok w sufit, z pokonaną miną.

Kładę się obok i robię to samo. Ostatnio zarzucam ją pytaniami na różne tematy i póki co, spogląda na mnie podejrzliwie, ale już wkrótce zrozumie, po co to robiłem.

— Co byś zrobiła, gdybym zrezygnował z zespołu? — pytam niepewnie.

— Hm. Mam wrażenie, że już to zrobiłeś. Z resztą, kiedy sama cię o to pytałam, zbywałeś mnie. Chciałabym wiedzieć, co u Drake'a i Marcusa. — Kiedy wspomina tą dwójkę, czuję się jak pieprzony zdrajca, ale nic nie poradzę na to.

Żeby coś naprawić, czasami trzeba coś zepsuć. Wszystko jest jednak na dobrej drodze.

— Tylko mi powiedz proszę, co byś wolała. Żebym miał stabilną pracę, czy robił zwariowaną karierę.

— Żebyś robił to, co kochasz Aiden, to co daje ci satysfakcję. Nigdy nie kazała bym wybierać ci między tymi dwoma opcjami. — Kurwa, kocham tą kobietę. 

**************

Z samego rana dzwonię do Woodsa i zadaję mu bardzo ważne pytanie, właściwie, to bardziej prośba. Po długiej, poważnej rozmowie, groźbach i zapewnieniach, mój przyszły teść godzi się, ale pod jednym warunkiem. Cholernie krzyżuje tym moje plany, ale przystaję na nie.

Przy tej też okazji, oświadcza, że za dwa tygodnie wyprawia przyjęcie urodzinowe, w domu w Nowym Yorku i chciałby oficjalnie wszystkim przedstawić Dani i swojego wnuka. 

Kiedy moja dziewczyna schodzi na dół, informuję ją o rozmowie, co ją cieszy, ale też stresuje się faktem, że będzie wystawiona przed wszystkich na pokaz. Ja z kolei nie wiem, jak długo da się przeciągać pewne sprawy.

Przez resztę dnia chodzę z zamiarem wytłumaczenia się i za cholerę nie wiem jak mam zacząć. Oboje jesteśmy na skraju wytrzymałości.

— Dani, odnośnie tej kolacji, chciałbym cię zabrać na nią właśnie w Nowym Yorku i proszę nie złość się. Mam pewne plany i przysięgam, że cię nie zawiodę. — O! Wydukałem to w końcu z siebie, a ona nie jest zła. Ona jest wkurwiona.

— Za dwa tygodnie — powtarza, próbując ukryć swoją irytację. Kiwam tylko głową, wtedy ona pędzi do części kuchennej. Tam otwiera i zamyka energicznie szafki, w poszukiwaniu czegoś, w końcu z lodówki wyjmuje lazanię, otwiera ją i pakuje do mikrofali, w tym czasie szykuje talerze. Stoję jak ten słup soli i tylko gałki oczne podążają za jej ruchami.

Stawia w końcu z hukiem dwa świeczniki na blacie, podpala świeczki, stawia kieliszki z winem i talerze z lazanią. 

— A ja ciebie dzisiaj zapraszam na kolację! — oznajmia donośnie. O słodki Jezu, a myślałem, że tylko faceci mają tak popieprzone w głowach, jeśli chodzi o sex. 

Podchodzę bliżej i na początku chce mi się śmiać, ale im bliżej jestem, tym bardziej jej uczucia mi się udzielają. Mam już siadać, kiedy spoglądam na jej klatkę piersiową, która porusza się w szybkim tempie pod wpływem emocji. Przepadam.

— Pieprzyć to — warczę i w dwóch szybkich krokach podchodzę do niej. Biorąc jej twarz w dłonie, zderzam swoje usta z jej.

Z początku, zbyt zszokowana tym, co się dzieje, stoi nieruchomo, kiedy językiem toruję sobie drogę rozchylając jej wargi. Po chwili dołącza jednak do mnie i całujemy się łapczywie, jakby to był pierwszy, a zarazem ostatni nasz pocałunek. Jakby nasze umysły stały się kompatybilne, ruszamy w stronę schodów nie przerywając pocałunku i nie mogąc oderwać od siebie rąk, a stopnie pokonujemy potykając się i gubiąc zbędne ubrania. Docieramy wreszcie do sypialni i zdejmujemy resztę zbędnej garderoby. Otwieram po omacku szufladę stolika przy łóżku i nadal nie mogąc oderwać ust od mojej dziewczyny, wyjmuję foliowy pakunek, rozrywam go i nakładam prezerwatywę. Popycham delikatnie Dani na materac, rozkładając jej uda, usadawiam się nad nią i nie czekam dłużej. Zagłębiam się w niej cały i jestem w pieprzonym niebie, moje ruchy z początku powolne i niezdecydowane, stają się coraz szybsze i agresywne. Minął w końcu ponad rok, jak ja to kurwa wytrzymałem?

Obserwuję zamglony wzrok mojej dziewczyny, z jej uchylonych ust wydobywają się jęki podniecenia i coraz mocniej wbija paznokcie w moje plecy. Czuję jak buduje się w niej wynik pożądania i zaciska się w okół mnie po to aby po chwili wybuchnąć, a ja nie pozostaję jej dłużny i energia, która buzuje we mnie wybucha z nieopisaną siłą.

Dysząc, uśmiechamy się do siebie z dumą, jakby właśnie udało nam się zdobyć Mount Everest. W podziękowaniu składam delikatne pocałunki na jej twarzy, kiedy z pokoju obok rozlega się płacz.

Bogu dzięki, że dał nam skończyć.

*****************

Minęły dwa tygodnie i nadszedł dzień urodzin Woodsa, przylecieliśmy dzień wcześniej, żeby się w miarę zadomowić i oswoić Logana z innym otoczeniem.

Stoję w holu, ubrany w czarny garnitur, podobnie jak mój syn,  którego trzymam na rękach i czekamy na naszą kobietę. Kiedy moja piękna bogini, ukazuje się w kremowej sukni wieczorowej, jej włosy ułożone w fale, a makijaż podkreśla jej cudowną urodę. 

Nawet nie mogę jej powiedzieć, jaka jest piękna, bo słowa ze wzruszenia więzną mi w gardle. Kiedy podchodzi, całuje delikatnie Logana w skroń, a ja podaję go Grace. Ujmuję dłoń Dani i przykładam ją do ust, po czym prowadzę do sali balowej.

Chwilę później, Woods w końcu dumnie przedstawia zebranym gościom swoją córkę i wnuka. Jestem przy niej cały czas i wspieram ją, żeby nie czuła się źle w tej sytuacji, ale daje sobie radę doskonale.

Rozglądam się nerwowo w poszukiwaniu osób, które zapowiedziały, że będą wspierać mnie, bo za chwilę to ja będę się stresował jak cholera. 

W końcu podchodzi do nas moje rodzeństwo. Evan informuje mnie cicho, że reszta nie da rady dolecieć dzisiaj. Tak chciałem, żeby tutaj byli, ale nic na ostatnią chwilę nie zdziałam.

Daję znać  liderowi zespołu jazzowego, zamówionego przez Woodsa na dzisiejszy wieczór, że nadszedł czas. Po chwili podchodzę do mikrofonu. Chciałem najpierw coś dla niej zaśpiewać, ale wiem, że pod wpływem całego stresu nie dał bym rady.

— Podejdź tu proszę, moja piękna dziewczyno — mówię trzęsącym się głosem, który roznosi się po sali. Wszystkie rozmowy cichną, nawet najmniejszego szmeru nie słychać.

Dani odwraca się w moim kierunku, z błyskiem zaciekawienia w oczach, nieśmiało się uśmiechając.

Łapiąc brzegi sukni, wolnym krokiem podchodzi do mnie i mięknę, biorę głęboki oddech i wyławiam pudełko z kieszeni. Klękam na jedno kolano, otwieram wieczko i spoglądam w jej piękne lśniące oczy.

— To, że już jesteś moja wiemy — oznajmiam i chichot roznosi się w najbliższym otoczeniu, a ja przełykam gulę formującą się w moim gardle. — Chcę cię jednak prosić, żebyś była na wieki, w nieskończoność. Gdziekolwiek nas to zawiedzie, pragnę mieć pewność, że będziesz na wyciągnięcie ręki, bo niewyobrażalnym cierpieniem, byłoby nie mieć cię przy sobie. Całym sercem, całą duszą, umysłem kocham cię i błagam, abyś była moją żoną. — Mój głos się łamie przy ostatnich słowach, a spoglądając na zapłakaną twarz Dani wstaję, aby móc osuszyć jej łzy i w końcu nałożyć pierścionek na palec.

— BRAWO! — Odwracamy się w kierunku kobiety, która wypluwa z siebie jad. — Zabraliście mi wszystko, a teraz dobrze się jeszcze bawicie?!

— Co ty bredzisz kobieto! — wydziera się Woods, a matka Dani sieje wzrokiem nienawiść w jego kierunku.

— Nie miałeś mi nic do zaoferowania, a ja zasługiwałam na lepsze życie i jak to się stało, że ty osiągnąłeś wszystko, tarzając się w luksusach, a ja nie miałam nic? Nikt mnie nie chciał przez nią! — krzyczy kobieta, wskazując na Dani.

— Sama tego chciałaś i przestań do cholery za wszystko obwiniać moją córkę! — Kobieta zaczyna się złośliwie śmiać i dopiero teraz widzę moją dziewczynę, która do niej podchodzi, trzęsąc się.

Ruszam za nią, widzę, że szepce coś do kobiety, kiedy ta wyjmuje jakiś lśniący przedmiot z torebki, a po chwili jakby przytulała Dani. Jednak kiedy bolesny jęk, wydostaje się z jej ust, zaczynam krzyczeć, żeby ktoś wezwał karetkę.

Dani osuwa się na podłogę, lecz w ostatniej chwili upadam przy niej i łapię ją w swoje ramiona. Na kremowym materiale rozrasta się coraz większa plama krwi, automatycznie uciskam miejsce, gdzie znajduje się rana. Co robić? Co mam kurwa robić?

Spoglądam na twarz mojej ukochanej, z której uchodzi życie. Mówię, że wszystko będzie dobrze, ale nie wiem, czy bardziej słowa te kieruję do niej, czy do siebie. 

Dani resztkami sił unosi powieki i czuję, jak zachłannie walczy o oddech. Cały obraz strasznie zamazany przez łzy, które nieustannie nachodzą i nasuwa się ta popierdolona myśl, że właśnie tracę sens mojego istnienia.

*****************

Co myślicie o rozdziale?

Miałam już powoli kończyć opowiadanie, a tu mi jakoś po głowie jeszcze wątki chodzą. Ale mnie ta wena ostatnio kocha, odpukać. 

Dzięki za gwiazdki i komentarze, tych, którzy tego jeszcze nie robili, zachęcam. Pozdrawiam i całuję :-)












Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top