Rozdział 3
AIDEN
Stoję jak wryty, całe moje ciało się trzęsie, zaraz go kurwa zabiję. Robię już krok do przodu, ale Evan kładzie swoją dłoń na moim ramieniu na znak, że mam się ogarnąć i sam podchodzi do tego gnoja.
– Dzięki stary – mówi mój brat, podając rękę, a Drake i Marcus mu wtórują.
Zaciskam szczękę, na myśl, że miałbym mu za cokolwiek dziękować. Kurwa!
W końcu, ta podła szumowina, spogląda na mnie z cwanym uśmiechem.
– Pamiętasz chłopczyku? Kto ma pieniądze, ten ma władzę, w jednej chwili możemy to wszystko zakończyć. Ja postaram się, żeby odpowiednie informacje trafiły do kogo trzeba, wasz mały sekret wyjdzie na jaw i upadniecie jeszcze zanim się wzbiliście. – Nabija się debil.
Wysilam się, żeby podać mu rękę, wiedząc, że kiedyś mi za to zapłaci.
– Tak, masz rację ale pamiętam też powiedzenie, że fortuna kołem się toczy – dodaję, na to jego uśmiech gaśnie i cofa się o krok.
Patrzy na mnie dłuższą chwilę, a jego mina odzwierciedla moją. Odraza, to właśnie czujemy do siebie na wzajem. Każdy z nas ma tutaj inne powody.
– To by było na tyle dzisiaj, jutro pogadamy o szczegółach – mówi w końcu. Po tych słowach kieruje się do wyjścia, lecz po paru krokach się zatrzymuje. – Skończcie też zabawę z tymi dziewuszkami, to nie zadziała najlepiej na wasz wizerunek. – Z tym odchodzi.
Odprowadzam wzrokiem, największą porażkę tego świata, jednocześnie dysząc z furią.
Gdyby nie fakt, że w naszym towarzystwie są kobiety, hamulce już na początku by mi puściły.
Na wspomnienie Dani, zaczynam rozglądać się w jej poszukiwaniu. Nie ma jej nigdzie w zasięgu mojego wzroku, więc zaczynam przeszukiwać lokal.
Przeciskam się wkurwiony, między ludźmi. Co niektórzy zatrzymują mnie, gratulując wygranej, inni klepią mnie po plecach. Chcę krzyknąć, żeby dali mi święty spokój.
Wchodzę do damskiej toalety i walę pięścią w drzwi każdej z kabin. Nie ma jej. Kurwa!
Wychodzę na zewnątrz z nadzieją, że tam ją znajdę i nie ma jej. Wyciągam telefon z kieszeni i wtedy zdaję sobie sprawę z tego, że nie wziąłem od niej numeru telefonu. Po prostu zaje–kurwa–biście. Brawo ja.
Chowam dłonie w kieszeniach jeansów i bezradnie rozglądam się po otoczeniu.
Przed budynek wychodzi Drake, opiera się o ścianę z czerwonej cegły i wyjmuje z kieszeni paczkę papierosów. Wyciąga ją w moją stronę i częstuję się.
Zaciągam się głęboko, kiedy podaje mi ogień, wstrzymując długo dym, po czym powoli go uwalniam.
— Nie ma ich nigdzie — mówię.
– Pewnie ulotniły się jak tylko ten chuj zaczął swoje wywody, a już myślałem, że sobie podupczę z blondyną. Fajna jest. — Wzdycha rozmarzony.
Prycham, kręcąc głową i biorę kolejnego macha.
Drake, podobnie jak Marcus, nie przepuszczą żadnej okazji. Typowe, męskie dziwki, dla których dzień bez seksu, jest dniem straconym.
– Ty zawsze tylko o jednym – odpowiadam w końcu.
– Mnich się znalazł. – Śmieje się dupek jeden.
– Nie jestem święty, ale ta dziewczyna...po prostu z nią to coś innego, coś...
– Wiem, to coś więcej, zuważyłem jakąś godzinę temu, kiedy przekazywałeś jej swoje DNA — stwierdza uśmiechając się Drake, ale po chwili poważnieje. – Stary, jeśli chodzi o Stevena, może znajdziemy jakiś sposób, żeby się od niego uwolnić, może gdybyśmy pogadali z...
– Nie, nie będę się więcej przed nikim płaszczył — przerywam mu zdenerwowany. – Poczekajmy jeszcze trochę co się wydarzy. W końcu podwinie mu się noga.
— Miejmy nadzieję — odpowiada chłopak. — Teraz chodźmy się upić, to chyba będzie najlepsze wyjście.
Wyrzucamy pety, przydeptując je i wracamy do lokalu.
Siadając z pozostałymi grupami, zostajemy do rana. Upijam się, myśląc o kobiecie, której twarz, jakbym już bardzo dobrze znał.
Wracając do hotelu, liczę na to, że ją spotkam, chociaż z drugiej strony lepiej, żeby nie widziała mnie w tym stanie. Nie ma jej jeszcze i z rozczarowaniem idę do pokoju.
Padam na łóżko i myślę o pierdołach, z miłością od pierwszego wejrzenia w tle. Jak to jest kurwa możliwe? – Z tym pytaniem urywa mi się film.
******
Pomimo korekty, nie zmieniam wiele w fabule, są to raczej kosmetyczne poprawki. Pewnie będziecie się zastanawiać, czy nie za szybko tacy kochliwi nasi bohaterowie się zrobili. Nic tu nie jest jednak bez przyczyny😘😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top