Rozdział 27
DANI
W drodze do hotelu, kierowca odbiera połączenie od zaniepokojonego Woodsa z zapytaniem, dlaczego nie zostałam w willi. Przekazuję więc, aby się nie denerwował, twierdząc, że potrzebuję pobyć sama, ale wrócę nazajutrz.
W końcu podjeżdżamy pod hotel, nie jest to jeden z tych wyrafinowanych i drogich, ale na pewno pod wieloma względami jest na wiele wyższym poziomie, niż ten, w którym pracowałam.
Biorę swój podręczny bagaż, wchodzę do wielkiego pomieszczenia lobby i podchodząc do recepcji naprzeciwko wejścia, odbieram klucze od wcześniej zarezerwowanego pokoju.
Po dojechaniu windą na drugie piętro budynku, idąc długim korytarzem spoglądam na numerki na kolejnych drzwiach, aż docieram do tych odpowiednich.
Wchodzę do pokoju, od razu stawiam bagaż na podłodze i kieruję się do łazienki. Biorę prysznic i zakładam na siebie biały hotelowy szlafrok. Teraz dopiero przypominam sobie, że przez cały dzień praktycznie nic nie jadłam, nie mówiąc już o uzupełnianiu płynów w organizmie. Właściwie, to nie jestem głodna, ale zamawiam posiłek dla maleństwa.
Po zjedzonej kolacji kładę się na łóżku i dzwonię do Evy. Teraz, gdy emocje trochę ze mnie zeszły, jestem w stanie na spokojnie zrelacjonować jej wydarzenia z całego dnia.
Kiedy przyjaciółka odbiera połączenie, zniecierpliwiona zadaje tysiące pytań, nie dając mi nawet na nie odpowiedzieć.
Udaje mi się w końcu ją uciszyć i starając się nie ominąć żadnego szczegółu, opowiadam co się stało.
Kończąc swoją przemowę, oczekuję od dziewczyny lawiny przekleństw i tym podobnych, ale po drugiej stronie słyszę tylko głębokie westchnięcie, a po tym, nastaje długa cisza.
— Wiesz, że cię kocham? — pyta dziewczyna, a ja oddycham z ulgą bo zaczynałam się już martwić, małomówność w przypadku Evy to rzadkość.
— Wiem i ja ciebie też.
— Dani, zawsze możesz na mnie liczyć, ale w tym przypadku nie mam pojęcia co powiedzieć, żeby ci pomóc. To bardzo delikatna sprawa, a ja nie chcę być złym doradcą. — W jej głosie wyczuwam tyle smutku, że serce mi ściska. — Pogadaj juro z facetem i upewnij się, czy jego intencje są szczere. Jakąkolwiek decyzję podejmiesz, będę cię wspierać.
Gadamy jeszcze długo, na różne tematy, dziewczyna zaczyna mnie rozśmieszać, różnymi historyjkami. Wiem, że robi to celowo, żeby poprawić mi nastrój i udaje się jej. Na koniec, przesyła buziaki dla swojego przyszłego chrześniaka.
Zamiast spać, rozmyślam nad wszystkimi informacjami na temat moich rodziców i siostry. Boże, miałam siostrę, której nigdy nie będzie mi dane poznać. Mówią, że to co przeżywa jeden bliźniak, drugi natychmiast to odczuwa, ja nigdy nie czułam niczego, co by na to wskazywało.
Przypominam sobie też moment, kiedy poznałam Grace i Woodsa, te ich radosne, a jednocześnie smutne spojrzenia, pewnie mam w sobie coś z Isabelle.
Nagle coś w mojej głowie świta, to jak na mnie patrzyli nieraz chłopacy z zespołu. Przypomina mi się też twierdzenie Stevena, że do kogoś jestem podobna. Jeszcze fakt, że jego dziewczyna zginęła w wypadku samochodowym.
Jasna cholera, czy to możliwe, że świat jest, aż tak mały?
****************
Rano po nocy pełnej przemyśleń zjadam śniadanie, po czym przygotowuję się do wizyty w domu producenta. Jakoś nie dociera do mnie jeszcze, ze to mój tato i nie wiem, czy kiedyś będę w stanie tak do niego powiedzieć.
Wyławiam z torby następny zestaw ogromnych dresów, aby ukryć mój stan przed osobami niepowołanymi.
Uśmiecham się, ponieważ wczoraj nie umknęły mojej uwadze dziwne spojrzenia Grace i Woodsa na widok stroju, który miałam na sobie. Dzisiaj będzie pewnie podobnie.
Kierowca czeka na mnie o umówionej godzinie i podwozi mnie pod willę. Kiedy dochodzę do drzwi, te otwierają się i w progu staje Grace. Widzę, że nadal nie jest pewna, czy gniewam się na nią za całą tą historię z chorobą.
Nie chcę przedłużać jej męki, więc śmiało podchodzę i przytulam się do niej. Radość kobiety na mój gest, jest nie do opisania, w jej oczach pojawiają się łzy radości, w moich też, bo bardzo się za nią stęskniłam.
Kobieta prowadzi mnie do salonu, gdzie czeka na mnie Woods. W jego przypadku, nie jestem tak wylewna i po krótkim powitaniu, po prostu siadam na kanapie.
Po podaniu szklanki wody, o którą prosiłam, Grace siada i przez chwilę wszyscy po prostu patrzymy na siebie. Tak jak ja, pozostała dwójka pewnie zastanawia się, od czego zacząć.
W końcu ja zaczynam pierwsza, starając się wszystko o sobie powiedzieć w jak najbardziej delikatny sposób.
Po skończonym wykładzie, mężczyzna odnosi się do nienawiści mojej matki za to, że odszedł. Jest po prostu w szoku, bo to ona z całych sił namawiała go na rozstanie. Twierdzi, że nie wie, co takiego się stało, że zmieniła się w takiego potwora. Wierzę mu i widzę, że cierpi z powodu tego, co się stało.
Dalej dowiaduję się, że Grace była opiekunką Isabelle. Oboje opowiadają mi, jaka była strasznie rozpuszczona i to do niej musiało należeć ostatnie zdanie, ale kiedy trzeba było, wykazywała się dobrym sercem.
Mój ojciec, do czego coraz bardziej się przekonuję, wychodzi na chwilę i wraca z albumem na zdjęcia. Wiem co tam jest. Życie mojej siostry.
Przeglądam strona po stronie, aż mała dziewczynka na moich oczach zamienia się w młodą kobietę i w końcu docieram do ostatniej. Grace tłumaczy, że jest to ostatnie zdjęcie mojej siostry.
Dziewczyna na zdjęciu, ma tak jak ja, długie ciemne włosy, ale jej oczy są już inne, brązowe. Te mają w sobie pełno radości z życia. Widać, że jest szczęśliwa, przesuwam palcami po fotografii, jakbym nachalnie chciała poczuć jakąś bliskość. Spoglądam na mężczyznę, siedzącego po mojej lewej stronie, kolor moich tęczówek jest taki sam jak jego, jak mojego taty.
Coś dziwnego się ze mną dzieje, moje ciało zaczyna się trząść i wybucham. Płaczę na głos, wyrzucając z siebie głęboko dotąd chowany ból i żal i nie mogę tego powstrzymać, jakby organizm musiał przez to oczyścić się ze wszystkich toksyn, schowanych w zakamarkach mojej duszy.
Nie wiem, jak długo trwa ten stan, lecz powoli zaczyna się wszystko uspokajać i dopiero teraz czuję jak ktoś mnie przytula, to Grace, powtarzająca, że już teraz wszystko będzie dobrze.
Nagle jedna ręka kobiety, spoczywa na moim brzuchu i wiem, że przez materiał czuje mój wypukły brzuch. Moje oczy otwierają się coraz szerzej na co ta zaczyna się śmiać.
—Oj kochana, kobiety nie oszukasz. — To ona już wie?
Spoglądam na mojego ojca, który nie wiedząc o co chodzi, błądzi wzrokiem po moim ciele i tak jakby coś do niego dotarło, ale sam nie dowierza.
— Dani musisz porozmawiać z Aidenem — wypala nagle spanikowany. — Ta cała sytuacja, to wina twojej matki, To ona groziła...
— Nie chcę go więcej widzieć i nie chcę, żeby wiedział o dziecku. Proszę nie psujmy tego, cokolwiek to jest, nie ma żadnej wymówki na zdradę — mówię i zaczynam się znów denerwować. — Właściwie odnośnie jego mam jedno pytanie. Czy to możliwe, że Isabelle i on...— Nie kończąc pytania, mam już potwierdzenie swoich domysłów, kiedy mój ojciec spuszcza głowę.
— Dowiedziałem się w tym samym momencie, kiedy powiedział, dlaczego zrobił to, co zrobił. Proszę nie miej mi tego za złe, błagam jedynie, żebyś kiedyś z nim porozmawiała. — Ponownie proszę go, żeby nie wymagał ode mnie niemożliwego, dla mnie to sprawa zakończona.
Przyznaję w końcu, że będę mamą i oczekuję synka. Teraz całe pomieszczenie wypełnia radość, mimo wszystko nadchodzi ten moment, że muszę powiedzieć o swoich planach.
Jeszcze dzisiaj wieczorem mam lot powrotny i proszę rozczarowaną dwójkę o wyrozumiałość. Nie wszystko da się, tak z dnia na dzień w stu procentach naprawić i udawać, że przeszłości nie ma.
Podaję mój nowy numer telefonu, jeszcze raz prosząc o dyskrecję w sprawie mojego stanu, wstaję i zaczynam się żegnać. Tym razem, pozwalam mojemu ojcu, aby mnie objął. Wspaniałe jest uczucie, że po prawie dwudziestu jeden latach, czuję prawdziwe ciepło rodzica.
— Dani? — Wyrywam się jak poparzona z uścisku i nerwowo poprawiam bluzę, aby zatuszować odstający brzuszek.
Ignorując to, że w wejściu do salonu stoją chłopacy z zespołu, pozwalam się odprowadzić do wyjścia Grace i ojcu. Dochodzę do drzwi, otwieram je, kiedy na dworze zaczyna padać deszcz.
— Dani wysłuchaj mnie, błagam musisz mnie wysłuchać — słyszę zza pleców głos, który mimo wszystko nadal powoduje, że przez moje ciało przechodzą ciarki.
Chce, żebym go wysłuchała, więc odwracam się, bo bardzo chcę wiedzieć jedną rzecz. W końcu spoglądam z pogardą w jego oczy.
— Wysłucham. Powiedz mi, kim byłam? — pytam oschle, a chłopak mruży oczy, jakby nie wiedział o co chodzi. — Zastępstwem, odkupieniem, a może chwilowym pocieszeniem?
— Dani, co ty...
— Isabelle. — To imię wystarczy, blondyn robi krok do tyłu, jakby pchnięty, a na jego twarzy maluje się poczucie winy. Teraz?
— To nie tak, przysięgam... — Nie wiem jak to się dzieje, ale jego twarz odchyla się i dopiero po chwili dociera do mnie, co zrobiłam, a raczej to czuję. Moja dłoń piecze mnie od uderzenia, zaczynam dyszeć jak po przebiegnięciu maratonu.
— Ty zdradziecka, pieprzona szujo, mam nadzieję, że nigdy przenigdy cię więcej nie spotkam. Nienawidzę cię — cedzę przez zęby, po czym nie przejmując się szalejącą teraz ulewą, wychodzę i kieruję się na zewnątrz.
Kolejny raz, za moimi plecami słyszę krzyk, tym razem oglądam się na chwilę, żeby ujrzeć go padającego na kolana w strugach deszczu.
Żałuję swojej odwagi, kiedy czuję, jakby ktoś rozdzierał moje serce na pół.
Wsiadam w końcu do samochodu i odjeżdżam.
*********
AIDEN
Mniejszym cierpieniem byłoby, gdyby ktoś rozrywał moje ciało na strzępy.
Ból, który ogarnia teraz mój umysł i duszę jest nie do wytrzymania. Krzyczę w agonii, bo wiem, że właśnie straciłem jedyny sens mojego życia, moją dziewczynę, moją kochaną dziewczynę.
Łzy mieszają się z kroplami deszczu na mojej twarzy, ktoś mnie szarpie za ramię, mam to wszystko gdzieś. Kurwa, co ja narobiłem.
**********
Pół niedzieli ślęczałam nad tym rozdziałem, myślałam i pisałam, no i w końcu jest, stwierdziłam, że sama sobie w nagrodę gwiazdkę zapierdzielę. Jedynie sprawdzać mi się już nie chciało, więc jeśli są jakieś błędy, to wybaczcie. Pozdrawiam was gorąco, całuję i dziękuję, że jesteście. Piszcie co myślicie, buziaki♥♥♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top