Rozdział 22

DANI 

Siedzę przy brzegu basenu, w którym moczę nogi i spoglądam na gwieździste niebo, przychodzę tutaj tylko wieczorami, bo w ciągu dnia przy czterdziestu stopniach w słońcu nie da się wytrzymać. Uśmiecham się na myśl, że gdyby jeszcze pół roku temu, ktoś powiedział mi, że mój urlop spędzę w willi wartej majątek, śmiałabym się i pukała po głowie. 

Jestem tutaj już ponad tydzień i mogę korzystać z wszelkich udogodnień tego miejsca. Jest tylko jeden problem, a mianowicie praktycznie nie widuję Aidena. Chłopacy mają dużo pracy, znikają przed świtem i wracają późnym wieczorem, czasem wyjeżdżają też na noc.

 Gdyby nie Grace, która bardzo cieszy się z mojej obecności, pewnie wróciłabym do mieszkania. Właściwie, to ja sama uwielbiam spędzać czas z tą kobietą, jest dla mnie, jak babcia, której nigdy nie miałam.

Moje rozmyślania przerywa hałas,  dobiegający z wnętrza domu, śmiechy, krzyki. Pomimo, że nie widzę kto to, bo siedzę tyłem do budynku, to wiem, że ci wariaci wrócili.

Słyszę jak biegną w moją stronę i wiem, co za chwilę się stanie, lecz nie mam czasu na żadną reakcję. Kiedy jeden po drugim wskakują z rozpędem do basenu, woda rozpryskuje się na wszystkie strony, w tym na mnie i jestem przemoczona do suchej nitki.

Przecieram dłońmi twarz, chcę rozejrzeć się, żeby odnaleźć tego jedynego, gdy zostaję wciągnięta do wody.

Krzyczę przestraszona, ale gdy tylko zdaję sobie sprawę, że jestem w ramionach Aidena uspokajam się. Ten podtrzymując mnie uśmiecha się, po czym cmoka w usta.

— Cześć moja kochana dziewczyno. Tęskniłem. — Zaciskam mocniej moje ramiona na jego karku i wtulam twarz w zagłębienie jego szyi, też za nim strasznie tęskniłam.

— Dani?

— Mhm?

— Kocham cię. — To, co dzieje się teraz w moim sercu, jest nie do opisania, tylko Eva do tej pory powiedziała mi, że mnie kocha. Unoszę głowę, żeby ponownie na niego spojrzeć. — Tylko nie mów, że to za szybko — ostrzega poważnie,  wwiercając się tymi pięknymi oczami w moje.

Nie wiem, co ja mam mu powiedzieć, nie jestem pewna, czy czuję to samo, bo nigdy nie kochałam mężczyzny, więc chcę być w stu procentach pewna, zanim to wyznam.

— Wiem Dani, wiem kochana — mówi w odpowiedzi na ciszę,  uśmiechając się od ucha do ucha, a ja mrużę oskarżycielsko oczy.

— Wyłaź z mojej głowy rockmanie — ostrzegam, na co blondyn odchyla głowę do tyłu, wybuchając śmiechem. Po chwili wtulam się w niego ponownie, pragnąc, żeby ta chwila trwała jak najdłużej.

— Stary, tylko spokojnie, nie mam zamiaru tu pływać wiedząc, że między moimi nogami będą plątać się twoje żołnierzyki  — żartuje Marcus. Cholera zapomniałam, że chłopacy też tu są i piszczę w szyję Aidena, na co ten znowu się śmieje.

**********

Dziś urodziny córki znajomego Woodsa, na których grają The Heart Crushers, producent namówił mnie, żebym też im towarzyszyła, więc zgodziłam się.

Rozmawiam w kuchni z Grace na temat sukienki, po którą wczoraj pojechałam mieszkania, kiedy pojawia się Woods i prosi mnie, żebym udała się z nim na górę.

Wchodzimy do jednego z pokoi, który okazuje się być sypialnią. Jestem pewna, że nie należy do właściciela, bo jest za bardzo kobieca.

Odcienie bieli i pudrowego różu dopełniają srebrne dodatki, na środku pokoju ogromne łóżko, a po prawej stronie toaletka. Mężczyzna kieruje się do drzwi po prawej stronie łóżka, otwiera je i uśmiechając się gestem ręki nakazuje, żebym tam zajrzała.

Kiedy zaglądam do środka, rozdziawiam usta i zaczynam przechadzać się między rzędami wieszaków. Wszystkie ubrania na nich mają metki. Biorę jedną z nich w dłoń i na widok ceny, moje oczy wyskakują z orbit, rozglądam się jeszcze po regałach pełnych obuwia, po czym odwracam do Woodsa.

Nie bardzo wiem, po co mnie tu przyprowadził, choć mam podejrzenia i nie podobają mi się one.

— To wszystko należy do ciebie, Dani. Ta sypialnia i wszystko co jest tutaj,  należy do ciebie. — Własnym uszom nie wierzę i nie wiem czy się śmiać, czy płakać, facet robi sobie ze mnie jakąś akcję charytatywną.

— Bardzo dziękuję za to, że mogę tutaj być i będę szczera. Pański gest w tym momencie mnie obraża, nie należę do osób, które oczekują hojności innych i nie przyjmę tego. — Kończąc moje przemówienie myślę, że ten poprosi mnie, żebym opuściła jego dom. 

— Dani, mam dużo pieniędzy, którymi nie mam z kim się podzielić, chciałem tylko, żebyś wiedziała, że w każdej chwili możesz z tego korzystać i nie miałem zamiaru cię tym obrazić. 

No nie pomyślałabym, że w naszych czasach istnieją jeszcze tacy ludzie, postanawiam drugi raz odmówić, tym razem grzeczniej i wracam do Grace. Ta z kolei beszta mnie za odmowę przyjęcia podarunku.

**********

Wchodzę u boku Woodsa do klubu, w którym odbywa się impreza urodzinowa.

Po lokalu roznosi się głos Aidena, który przyjechał z chłopakami dwie godziny wcześniej. Spoglądam na lewo w kierunku sceny i moja mina rzednie, blondyn śpiewa moją ulubioną piosenkę, szczerząc się do dziewczyny, która stoi obok i się do niego klei. 

— To jego praca, Dani. Schowaj pazurki, oboje wiemy, że świata poza tobą nie widzi. Ta dziewczyna obok niego to właśnie solenizantka — mówi producent, a ja nawet wiem, jakie jest jej życzenie urodzinowe.

Odwracam głowę w drugą stronę, nie mogę na to patrzeć.

Przechadzamy się wśród gości i Woods przedstawia mnie swoim znajomym, a ja tylko marzę, żeby wypić coś mocniejszego na rozluźnienie.

Mężczyzna, jakby wyczuł mój nastrój, prowadzi mnie do stolika i zamawia napoje alkoholowe. Pochłaniam promile, aż facet zaczyna marudzić, że upiję się, zanim dotrzemy do dziewczyny złożyć życzenia.

Wkurza mnie myśl, że mam się przymilać do dziewczyny, która przed chwilą rzucała się na faceta, należącego do mnie.

Po kilkunastu minutach dziewczyna pojawia się w pobliżu, ale to dlatego, że chłopacy mają przerwę. Podchodzimy do niej i składamy życzenia. Wszystko jest w porządku, dopóki Woods nie wspomina, że jestem dziewczyną frontmana. Mina laski rzednie, a ja czuję, że urosłam o kilka centymetrów, zamieniam się w wojowniczkę Evę i jest mi z tym dobrze.

 Nawet cieszę się teraz, że Grace namówiła mnie w końcu ze skorzystania z garderoby. Wybrałam z niej co prawda klasyczną, czarną sukienkę i szpilki w tym samym kolorze, ale jakoś tak pewniej się czuję. Kobieta ułożyła też moje włosy w luźnego koka, z kilkoma pasemkami włosów luźnie opadającymi na twarz, makijaż zrobiłam sama, ale myślę, że nieźle mi poszło.

Nagle obok nas zjawia się Aiden i raczy mnie moim ulubionym uśmiechem, kiedy dziewczyna kładzie swoje łapy na jego klatce piersiowej.

— Mój tatuś dzisiaj płaci, więc on jest mój. — Serio? Rozwydrzona córeczka tatusia, działa mi teraz na nerwy, o ile pamiętam, to kończy dzisiaj siedemnaście lat, a nie pięć, jak wskazuje jej zachowanie.

Mimo, że mam ochotę rzucić się na dziewczynę, to w tłumie za nią ktoś przykuwa moją uwagę, a mianowicie moja matka. Co ona tu robi?

Stoi z jadowitym uśmiechem na ustach, wpatrując się we mnie, lecz w momencie kiedy zauważa Woodsa, stojącego obok, nerwowo przełyka ślinę. Mężczyzna, rusza z miejsca w jej kierunku, wtedy ta odwraca się i mam wrażenie, że ucieka. 

Spoglądam przelotnie na Aidena i jego wielbicielkę, po czym ruszam za Woodsem, żeby dowiedzieć się o co chodzi.

Po wyjściu z lokalu, dostrzegam zdenerwowanego producenta, który informuje mnie, że musi wracać do willi. Widząc jego nastrój, nie mam śmiałości zapytać, co się stało, jedynie proszę, żeby zabrał mnie ze sobą. Mam dość wrażeń jak na jeden wieczór.

**********

AIDEN 

Wychodzimy z chłopakami z klubu i szybko ruszam do naszego pojazdu. Chcę jak najprędzej znaleźć się w łóżku z moją dziewczyną, wiem jak się mogła poczuć, widząc tę laskę,  rzucającą się na mnie, jednak mam nadzieję, że nie ma do mnie o to pretensji. 

Jakby wyrósł spod ziemi, staje nagle przede mną cholerny Steven, a obok niego kobieta, której nigdy więcej nie spodziewałem się spotkać. Trzyma w ręce teczkę, z której wyjmuje jakieś zdjęcia i certyfikaty, plecie pieprzone bzdury, ale im więcej tego jest, mój świat bardziej się sypie.

— Więc Aiden kochanie, zrobimy tak...

************

Witam, dziś mam dla was dwa rozdziały, ale nie sprawdzone, musicie mi wybaczyć, bo dręczy mnie straszny ból głowy, miłego czytania :)

























Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top