Rozdział 14
DANI
Budzę się z uczuciem, że ktoś mnie obserwuje. Unoszę powieki i pierwsza rzecz, jaką widzę, to twarz Aidena. Uśmiecha się, znów ukazując swoje idealne zęby i te słodkie dołeczki w policzkach.
— Dzień dobry, moja dziewczyno — mówi ochrypniętym, porannym głosem, nadal się szczerząc.
— Dzień dobry — odpowiadam tak po prostu. Nie wiem, jak mam się zachować.
Chłopak odgarnia kosmyk, zabłąkanych włosów z mojej twarzy. Nagle poważnieje.
— Opowiedz mi, proszę. — No i bum!
W tym momencie czar pryska i nie chcę niczego więcej, poza zdolnością teleportacji. Zaczynam się wiercić, spoglądam w prawo, na drzwi od pokoju. Mam ochotę wyskoczyć z łóżka i szybko uciec. Dlaczego, cokolwiek jest między nami, musi być tak skomplikowane?
Wciągam głęboko powietrze. Dobra, powiedziałam A, to muszę powiedzieć B i będę miała to za sobą.
— Nie chcę wracać do tego, co już wcześniej mówiłam. W każdym bądź razie, kiedy obudziłam się w szpitalu po... — Zacinam się. Strasznie ciężko mi o tym mówić. — Lekarz, który stał, przy moim łóżku z pielęgniarką, nie zauważył, że jestem już przytomna. Powiedział do kobiety, że nie jeden dorosły, nie przeżyłby tylu obrażeń. Ona na to odpowiedziała, że widocznie Bóg ma wobec mnie wielkie plany. — Mój głos się łamie, ale nie poddaję się i ciągnę dalej.
Opowiadam więc, jak trafiłam do rodziny zastępczej, o tym jak poznałam Evę. Tłumaczę, ile biedna musiała się namęczyć, żebym się z nią zintegrowała, bo nie ufałam nikomu. Jadę po kolei, ze zdarzeniami z mojego życia, aż orientuję się, że powiedziałam mu dosłownie wszystko o sobie. O cholera.
Spoglądam niepewnie na Aidena, jest wściekły. Żyły w jego szyi za chwilę eksplodują. Po co ja, głupia tyle gadam i od kiedy się tak rozkręciłam?
Blondyn odchrząkuje nagle, jego wyraz twarzy łagodnieje, ujmuje ręką tył mojej głowy i całuje moje czoło.
— Pamiętaj, co ci wczoraj powiedziałem, nikt już cię nie skrzywdzi. A teraz pora wstać, bo mamy tutaj przemiłą, starszą kobietę, która serwuje przepyszne śniadania. Chcę, żebyś ją poznała.
Próbuję się wymigać i wymyślam różne historyjki, bo nie mam zamiaru nikomu robić kłopotu. Chłopak, jednak nie przyjmuje odmowy. Uparty jak osioł.
Wstaję, naciągam koszulkę, którą Aiden dał mi do spania. Sięga mi do kolan, ale i tak czuję się zawstydzona. Chłopak chichocze na moje zachowanie, a ja szybko czmycham do łazienki. Gdy już znajduję się w środku, dociera do mnie, że właściwie nie skomentował porannych rewelacji. Jestem za to jednak wdzięczna.
Kiedy jesteśmy już gotowi, schodzimy na dół i idziemy do głównej części domu. Wchodzimy do wielkiej kuchni, z białymi meblami. Na środku stoi duża, kwadratowa wyspa, przy której siedzi już reszta zespołu.
Wszyscy spoglądają w naszą stronę. Niezręcznie się czuję, po ostatnich wydarzeniach, chyba to wyczuwają i witają się, jak gdyby nic się nie stało.
Nagle podchodzi do nas starsza pani i dziwnie na mnie spogląda. Otrząsa się jednak szybko i serdecznie uśmiecha.
— Ty musisz być Dani, chłopcy dużo o tobie opowiadali. — Że co? — Mów mi Grace, kochana. A teraz siadajcie, śniadanie gotowe. — O głowę niższa, siwa kobietka, wyciąga nagle rękę i szczypie mnie delikatnie w policzek mrugając. Boże, ona naprawdę jest przeurocza. Kocham ją.
Dosiadamy się z Aidenem do chłopaków. Kobieta stawia przed nami różne dania, życzy smacznego i cichutko wychodzi.
Spoglądam na ilość jedzenia i myślę, że wojsko by tym wykarmiła. Po chwili, jednak zmieniam zdanie. Chłopacy pożerają wszystko, po kolei w rekordowym tempie. Ja decyduję się na naleśnika z owocami, pycha.
Chyba uprowadzę Grace i będę zmuszała, żeby gotowała tylko dla mnie. Chłopacy wybuchają śmiechem i dociera do mnie, że powiedziałam to na głos.
Od korytarza, nagle słychać zbliżające się kroki. Moment później do pomieszczenia wchodzi mężczyzna, który jakby szukał kogoś wzrokiem. Kiedy jego spojrzenie, ląduje na mojej osobie, coś dziwnego się ze mną dzieje. Nie są to złe uczucia, ale jeszcze mi nie znane. Facet zrywa się nagle z miejsca i szybko do mnie podchodzi, co budzi mój niepokój.
— A ta urocza dama, to jak mniemam Dani, która zawróciła w głowie naszemu frontmanowi — mówi, pewny swojej opinii.
Zsiadam ze stołka i podaję rękę na powitanie. Spoglądam w jego oczy, które są dokładnie tego samego koloru, jak moje. Fajnie.
— Jestem Woods, tak po prostu. A Dani to skrót od... — Dzięki Bogu, rozlega się dźwięk dzwonka, bo świat wokół mnie, zaczynał już wirować. Mężczyzna wyjmuje telefon i przeprasza odbierając połączenie, po czym wychodzi.
Wykorzystuję to, że nie ma nowo poznanych osób i nalegam, żeby Aiden odwiózł mnie do domu. Ewa pewnie odchodzi od zmysłów i nie zdziwiłabym się, gdyby zadzwoniła na policję. Chłopak ulega.
Kiedy jedziemy już samochodem, opowiada mi więcej na temat Grace i Woodsa. Przyjęli zespół ciepło, jak własną rodzinę. Nie jestem jednak za bardzo przygotowana na jego następne słowa.
— Nasz ojciec też nas bił, mnie i Evana. To jednak nie miało takich pobudek, jak u twojej... — Przerywa nagle i kiedy na niego spoglądam, dostrzegam, jak układa sobie w głowie następne wyznania. — On robił to, jak twierdził, wychowawczo. Mieliśmy stać się prawdziwymi mężczyznami, godnymi przejąć rodzinna firmę. Pochodzę z bardzo bogatej rodziny, Dani. — Czuję, jak samochód nagle się kurczy, a w moich uszach, aż dudni, od tych rewelacji. Jasna cholera, to co oni tutaj robią?
— Słyszę twoje myśli, nie rób tego — ostrzega. Wiem, że chodzi o pytania, które planowałam mu zadać. — Małymi kroczkami wszystko ci opowiem, ale nie naciskaj. Proszę. — Kiwam głową zgadzając. Cieszy mnie, że jednak się przełamał i choć trochę o sobie powiedział.
Dalej oboje chyba nie wiemy, jak ze sobą rozmawiać. Każde z nas, musi chyba samo przetrawić nowinki dzisiejszego poranka. Kiedy podjeżdża pod mój lokal, daję mu buziaka w policzek i żegnam się wychodząc z pojazdu. Ten szybko po chwili odjeżdża, zostawiając mnie jak zwykle z tysiącem pytań bez odpowiedzi.
**********
No i mamy następny rozdział. Aiden w końcu coś o sobie powiedział. Co myślicie?
Jak dobrze pójdzie, to jeszcze dzisiaj dodam następny. W razie błędów piszcie, bo mogłam nie zauważyć :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top