Rozdział 11
DANI
Wbiegam do mieszkania, udaje mi się doczłapać do salonu i padam skonana na podłogę. Po chwili obok mnie ląduje Eva, a Greg jak gdyby nigdy nic przechodzi obok nas.
Wraca minutę później i stawia obok na podłodze, dwie małe butelki wody. Jestem tak wymęczona, że nawet nie mam siły sięgnąć po swoją. Chłopak staje nad nami i krzyżuje ramiona na piersi.
— Zero kondycji dziewczyny, jak tego nie zmienicie, to za jakieś pięć lat nie będziecie mogły się pochwalić takimi figurami. — Spoglądam na niego leniwie i wyciągam język. Brunet kręci tylko głową z dezaprobatą, mruczy pod nosem, że idzie pod prysznic i znika.
Nasz kochany przyjaciel, wyciągnął nas o świcie z łóżka i oświadczył, że będziemy od dziś z nim biegać w pobliskim parku. Pewnie dlatego w ubiegłym tygodniu wymusił na nas zakup dresów i butów do biegania.
Teraz nie czuję rąk i nóg. Nigdy przedtem nie biegałam, no raczej w naszej starej dzielnicy, taka wyprawa źle by się skończyła.
Blondynka powolnymi ruchami podnosi się i informuje mnie, że idzie zmyć z siebie godzinną męczarnię, kiedy słyszę wibracje mojego telefonu. Wyjmuję komórkę z kieszeni spodni i bez zerkania na dane rozmówcy odbieram.
— Słucham — dyszę do słuchawki, kiedy przez kilka sekund nikt nie odpowiada, powtarzam się.
— Dani, wszystko w porządku, coś się stało? — Po raz kolejny, na dźwięk tego głosu włoski na moim karku stają dęba, a przez całe ciało przechodzą dreszcze.
Nasze ostatnie spotkanie nie należało do najmilszych, ale ogólnie myślę, że wszystko jest w porządku. Ach, tak naprawdę, to nic już nie wiem.
— Nic się nie stało, tylko Greg dał mi przed chwilą niezły wycisk — odpowiadam. Unoszę się z pozycji siedzącej i jęczę z bólu, mam wrażenie, że mój kręgosłup za chwilę pęknie. — Boże, przez miesiąc nie będę mogła chodzić. Mówię ci, ten chłopak to terminator.
— Że kurwa co?! — wrzeszczy do słuchawki. Odsuwam aparat od ucha i zaciskam powieki. Jeszcze tego brakowało, żeby mi bębenki popękały.
Nagle, do mojego małego móżdżka dociera, jak to, co powiedziałam przed chwilą mogło zabrzmieć. Cholera.
— Byliśmy biegać Aiden, o to mi chodziło. — Słyszę jak wypuszcza z ust powietrze. — A tak w ogóle dziękuję, że myślisz o mnie w samych superlatywach.
— Przepraszam, możemy już zapomnieć o tej sytuacji? — pyta, po czym ciągnie dalej nie czekając na odpowiedź. — Chciałem cię dzisiaj zaprosić do mnie, na dzisiejszy wieczór. Błagam, zgódź się.
Ech, no i co ja mam teraz zrobić? Układam usta w dzióbek i tak naprawdę, sama przed sobą udaję, że nad tym myślę, chociaż i tak wiem, że się zgodzę.
— No dobra — odpowiadam udając urażoną.
Zobaczymy, czy z tego w końcu coś wyniknie.
Umawiamy się więc, że wieczorem po mnie przyjedzie. Akurat w momencie kiedy się rozłączam, Eva wraca z łazienki, więc biegnę ją wymienić.
********
Dzień w pracy ciągnie się w nieskończoność, ale powodów do śmiechu nie brakuje. W naszym hotelu zawitała grupa młodych modelek. Męska część obsługi, chodzi więc z jęzorami wiszącymi do pasa, a my z blondynką mamy niezły ubaw.
Właściwie nie ma się z czego śmiać, same tak pewnie wyglądałyśmy, kiedy przyjechali chłopacy z The Heart Crushers. Teraz to nawet się cieszę, że ich tu nie ma, bo zazdrość by mnie zżerała. Tak czas przed sobą przyznać, że jestem zazdrosna, oj nie jest dobrze.
*****
Wreszcie nadchodzi wieczór i ta upragniona chwila. Wjeżdżamy właśnie, przez bramę ogromnej posesji w Beverly Hills i i po chwili samochód zatrzymuje się przed lewym skrzydłem budynku.
Aiden pomaga mi wysiąść z pojazdu i wprowadza mnie do środka. Idąc, rozglądam się po ogromnych, jasnych wnętrzach i w końcu docieramy do salonu z wielkim, czarnym narożnikiem.
Blondyn prosi mnie żebym usiadła, a sam udaje się po schłodzone napoje. Pod jego nieobecność, zaczynam się denerwować, że będzie chciał rozmawiać na temat wczorajszego wieczoru. Boże, jak dwoje ludzi, może czuć do siebie takie przyciąganie i jednocześnie nie potrafi nic o sobie wyjawić.
Mam w końcu przeszłość, o której na razie nie chcę z nim rozmawiać, on też zostawił za sobą coś, czego nie ma zamiaru zdradzić.
Kiedy Aiden wraca, podaje mi szklankę soku pomarańczowego, o który wcześniej prosiłam. Po kilku łykach odstawiam szklankę na stolik. Nagle blondyn chwyta mnie, sadza między swoimi nogami i obejmując przyciąga moje plecy do swojej klatki piersiowej.
— Chciałbym, żebyś mi zaufała — szepce mi do ucha. Jednak moje obawy się sprawdziły.
— A ja chciałabym, żebyś ty mi zaufał — odpowiadam, mając nadzieję, że porzuci ten temat.
— Dani, są rzeczy, o których nie mogę na ten moment ci powiedzieć. Kiedyś jednak taka chwila nadejdzie i proszę Wszystkich Świętych, żeby pomogli mi ciebie wtedy zatrzymać — mówi trzęsącym się głosem, jakby bał się, że za chwilę ucieknę. Mam tylko nadzieję, że kogoś nie zabił.
— W takim razie, może zejdźmy na bardziej neutralne tematy — proponuję, wtedy on przygryza delikatnie płatek mojego ucha, po czym muska ustami moją szyję, a rękoma podjeżdża w górę ku moim piersiom.
No tak, muszę sobie zanotować w głowie, żeby nie używać przy nim więcej słowa neutralne.
Nie wiadomo skąd, nagle w salonie pojawiają się reszta zespołu. Zostaję posadzona przez Aidena, na miejsce obok. Chłopak wstaje i zaczyna wrzeszczeć na resztę, że miało ich tu nie być.
— Ups, przeszkodziliśmy chyba w zabawie w mamę i tatę. — Przewracam oczami na komentarz Marcusa, który podchodzi i siada obok mnie.
Natychmiast w moje nozdrza, uderza zapach papierosów, których nie znoszę. Blondyn poddaje się i po chwili zajmuje miejsce obok mnie z drugiej strony.
Obejmuje mnie ramieniem i cicho przeprasza za tę sytuację. Nie mam nic przeciwko chłopakom, więc nie potrzebnie się denerwuje. Jednak rozumiem, o co mu chodzi.
Przez salon po chwili przemyka także Steven, jak zwykle niezadowolony z życia. Obserwuję jak wbiega po schodach w dalszej części salonu.
— Nie przejmuj się nim. Zawsze był taki wstrętny, zupełnie jak jego... — Pijany Drake nie kończy zdania spoglądając na Aidena, który kręci głową.
Mam już dość tego zapachu i półsłówek, więc postanawiam się wyrwać do toalety. Pytam o kierunek i mam wybór, albo łazienka na dole w głębi korytarza, albo w sypialni blondyna. Wybieram tą pierwszą, nie chcę kusić losu.
Po odświeżeniu, biorę kilka głębokich oddechów i podchodzę do drzwi. Kiedy je otwieram, do środka siłą wpycha się manager, blokuje szybko zamek i odwraca z podłym uśmieszkiem w moją stronę. Boże pomóż mi.
****************************
Przy tym rozdziale dla odmiany trochę się umęczyłam, ale mam nadzieję, że choć w części się Wam spodoba. Mam już zarys następnego, przy którym przyznam, że łezka w oku mi się zakręciła. Pamiętajcie, że gwiazdka, bądź komentarz dają dużą motywację. Za wszystkie dotychczasowe bardzo, bardzo Wam dziękuję. Pozdrawiam gorąco :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top