Rozdział 38
DANI
Mój tato doprowadza mnie do Aidena i teraz dopiero widzę, że ten, podtrzymuje w rączce Logana mały bukiecik białych róż. Odbieram kwiaty i całuję synka w czoło, a dziadek bierze swojego wnuka i odchodzi na bok.
Spoglądam na mojego, jeszcze narzeczonego i totalnie zatracam się w tych ciemnoniebieskich oczach. Tych, które błyszczały pierwszy raz, kiedy się poznaliśmy. Dziś jednak bije od nich niewyobrażalne szczęście. Wszystko to, co jest niewypowiedziane, widzę właśnie w tych oczach.
Ksiądz, którego kątem oka widziałam, ale ignorowałam, zachwycając się moim przyszłym mężem, odchrząkuje na znak, że pora zacząć.
Cała ceremonia przebiega spokojnie, z tradycyjną przysięgą, co mnie cieszy. Jeśli Aiden wyleciałby z przemową podobną, jak ta zaręczynowa, wyłabym.
Nakładamy proste, złote obrączki i dzieje się, jesteśmy jednością.
— Możesz pocałować...— Biedny ksiądz nie zdążył dokończyć zdania, a Aiden już jest do mnie przyssany. Jestem świadoma, tego, że mamy widownię i moje policzki płoną, ale co mi tam.
W końcu odwracamy się i podchodzimy do zebranych, oczywiście są wspaniałe życzenia i spada kilka łez.
W pewnym momencie coś mnie nachodzi i zaczynam rozglądać się nerwowo dookoła, czekając kiedy podbiegnie moja matka i będzie chciała znowu mnie skrzywdzić. Ciężko jest mi złapać powietrze i zaciskam dłoń na ramieniu Aidena. Ale jak on mnie dobrze zna, obejmuje mnie ochronnie, szepcąc, że nigdy więcej nie będzie jej dane zobaczyć światła dziennego, a ja nie mam się czego bać. Cokolwiek ma na myśli, cieszę się i wierzę mu.
Mam teraz swoją rodzinę, posklejaną i taką, która potrzebuje jeszcze dużo pracy, aby funkcjonowała normalnie, ale ją mam, jestem za nią wdzięczna i kocham ich wszystkich.
*************
AIDEN
Siadam obok mojej ukochanej dziewczyny, obok mojego życia i razem śmiejemy się z wygłupów weselnych całej ekipy. Wiem, że nie zafundowałem jej idealnego wesela, na którym może zatańczyć i nie będzie nocy poślubnej, jakiej oboje byśmy chcieli, ale jeśli tylko będzie chciała, zafunduję jej najpiękniejszą imprezę pod słońcem, kiedy tylko w pełni wyzdrowieje.
Przez ten miesiąc, kiedy ją zostawiłem, chciałem zmienić dla niej świat. Godziny negocjacji z Woodsem i chłopakami, bo chciałem zdobyć stabilną pracę, aby być przy niej i Loganie. Mój teść namawiał mnie, żebym nie rezygnował z kariery i chyba przy tym zostanę.
Odwiedziłem też jej zastępczą matkę, która jak się okazało, nadal adoptowała dzieci, a właściwie tanią siłę roboczą, powiedziałem jej kilka słów, po czym zawiadomiłem odpowiednie służby, o tej kobiecie.
Nie obyło się też bez wizyty w hotelu. Tym typem też odpowiednio się już zajęto.
Najgorsza była jednak wizyta w domu, w którym mieszkała. Po prostu stałem tam i dziękowałem Bogu, że przeżyła to i nigdy więcej nie będzie musiała tego przeżywać.
Kolejnym krokiem, było zażegnanie konfliktu z moimi rodzicami. Nie wiedziałem, czego się spodziewać, kiedy tam wracałem, ale spotkało mnie wielkie, miłe zaskoczenie. Chyba to, że Ashley wyprowadziła się spowodowało, że wiele spraw przemyśleli. Opowiedziałem im całą historię o zespole i Dani. Moja mama zalewała się łzami, żałując tego, jak wszystko się potoczyło, ojciec też zareagował emocjonalnie.
Ostatnim krokiem była wizyta na cmentarzu, u Gary'ego, a potem Isabelle. Stojąc nad jej grobem, przepraszałem, że nie byłem w stanie ocalić jej życia, a raczej w jakimś stopniu przyczyniłem się do jego utraty. Przez jedną głupią decyzję, tylu ludzi jeszcze długo w sobie, będzie podnosić się z konsekwencji. Opowiedziałem jej o tym, jaką, ma cudowną siostrę i mojej miłości do niej, o wspaniałym małym człowieczku, którego stworzyliśmy.
Nasza ostatnia kłótnia nie różniła się od żadnej innej, o byle duperel. Isabelle była strasznie rozpuszczona i momentami samolubna, myślę, że to zasługa tej żmii, matki.
Nic jednak nie zmieni faktu, że czy by żyła, czy nie to Dani była, jest i zawsze będzie moją wielką miłością.
Odrywam wzrok od szalejących na parkiecie gości i zwracam uwagę na Evę, która skręca za domek gościnny w dalszej części ogrodu. Przepraszam na chwilę moją dziewczynę i podążam w tamtym kierunku.
Kiedy docieram na miejsce, mina dziewczyny jest bezbłędna. Wojowniczka pierwszy raz się przestraszyła. Jestem wielki, udało mi się to, o czym Greg pewnie marzy.
— Ty palisz? — pytam rozbawiony, na co blondynka przykłada palec wskazujący do ust i wygląda za róg, czy ktoś się nie zbliża.
— Nasza barmanka mnie wciągnęła w to cholerstwo. Dani nie znosi fajek, pamiętasz?
— Wiem — odpowiadam, chowając dłonie w kieszeniach spodni i przypomina mi się nasza poważna rozmowa w barze. — Na serio upiłabyś własną przyjaciółkę i wywiozła do Vegas, żeby się ze mną chajtnęła? — pytam, śmiejąc się znowu. Taki właśnie był pomysł Evy, w razie, gdyby Dani nie przyjęła oświadczyn. Nikt by mi nie uwierzył.
— Oj, miałam dość tego jej udawania, że radzi sobie bez ciebie wspaniałe. Może ty tego nie zauważyłeś, ale kiedy tylko jesteś w pobliżu, wszystko inne dla niej znika. Ma takiego samego bzika na twoim punkcie, co ty na jej. Chciałam, żeby była w końcu szczęśliwa, no i jest. — Dziewczyna uśmiecha się przez łzy, w pewnym sensie oddała mi swoją siostrę i jedyną rodzinę.
— Nidy więcej, nikt jej nie skrzywdzi. Jeśli trzeba będzie, to codziennie będę chodził, po rozżarzonym węglu, żeby ją uszczęśliwić. Nie ma rzeczy, której dla niej nie zrobię — mówię poważnie, bo tak jest. Dla niej bym kradł, zabił, cholera, spaliłbym dla niej pieprzony świat.
— Wiem, to co łączy was dwoje, zdarza się raz na milion. — Kręci głową, jakby sama nie wierzyła, że to jest prawda, ale jest.
— Wiesz, że teraz jesteś moją szwagierką? — Chcę, aby miała tą pewność, że cała ta zwariowana rodzinka, jest też i jej, innej opcji nie ma.
— Wiem i to nie zmienia faktu, że jeśli ją skrzywdzisz, to utnę ci pewną część ciała moimi nowiutkimi nożycami ogrodowymi — grozi wymachując papierosem. Serio, dziewczyna a ma jakiś problem, zastanawiam się, czy Greg ma jeszcze swoje przyrodzenie i aż mnie ciarki przechodzą. — A właściwie, co z tą żmiją? — pyta od niechcenia, po czym zaciąga się papierosem.
— Jest w miejscu, gdzie bicie i przypalanie fajkami byłoby błogosławieństwem, tylko tyle wiem i więcej nie chcę o niej nic wiedzieć, poza tym, że tam zostanie. — Dziewczyna spogląda pytająco, na co prycham. — O resztę pytaj Ashley, ta to chyba ma znajomości w Chicagowskiej mafii, sam zaczynam się jej bać.
*****
Minął rok, przedwczoraj wróciliśmy z trasy koncertowej i za cholerę spokoju nie ma w tym domu. Czy nikt nie rozumie, że chcę mieć swoją dziewczynę i syna tylko dla siebie?
Ja, mój ojciec, teść, trzymający Logana na kolanach, chłopacy z zespołu i Greg, siedzimy w salonie i gramy w pokera. Kobiety przeniosły się do ogrodu i nas pewnie tam obgadują. Tupię nerwowo, kolana mi się trzęsą i pomimo, że mam w dłoni wygraną, to nie wytrzymam.
Napotykam spojrzenia pozostałych, którzy powstrzymują się od śmiechu, mam nawet wrażenie, że Logan się ze mnie nabija. Taka akcja zdarza się za każdym razem, co mam poradzić na to, że nie mogę bez niej oddychać?
Nie wytrzymuję dłużej, rzucam karty na stół i idę do wyjścia na ogród. Za plecami słyszę, jak Marcus śmieje się, że tym razem wytrzymałem pięć minut dłużej. Pajac.
Wchodząc do ogrodu, widzę, jak kobiety na mój widok przewracają oczami, a kiedy mój wzrok lokalizuje tą jedyną, wszystkie inne są jak zamazane plamy. Jest tylko ona, moja żona, na zawsze moja dziewczyna.
Podchodzę do mojej dziewczyny i bez ostrzeżenia, jak zawsze z resztą, biorę ją na ręce i kieruję się do domu. Tam schodami na górę do naszej sypialni. Kiedy wchodzę do pokoju, kopniakiem zamykam drzwi i podchodzę do łóżka, kładąc na nim Dani. Rozbieram siebie, potem ją i uśmiecham się do tej wkurzonej kobiety, chociaż wiem, że w głębi serca uwielbia te moje porwania.
Obcałowuję jej twarz i szyję, bo usta w proteście na moje zachowanie, ma zaciśnięte, ale zaczyna się rozluźniać.
— Aden tak nie można, mamy gości, jak długo masz zamiar tak się przy nich zachowywać? — pyta, niby oburzona, a ja serwuję jej ulubiony uśmiech, po czym wchodzę w nią, wprost w moje niebo.
— Całą wieczność moja dziewczyno.
*** KONIEC***
**********************
Wiecie co? Popłakałam się. Zaczęłam pisać to opowiadanie trochę na spontana i był taki moment, że żałowałam tego i chciałam je cofnąć. Ale teraz nie żałuję, ciężko rozstaje mi się z Aidenem i Dani, może strzeli mi do głowy jakaś kontynuacja, albo historia Marcusa, co myślicie?
Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna za to, że odważyliście się to czytać, za to, że głosowaliście i komentowaliście. Buziaki, no i strzelcie na koniec jeszcze tą gwiazdeczkę i napiszcie wrażenia. Dziękuję - Aga.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top