Rozdział 23

DANI 

Budzą mnie jego pocałunki, wrócił. Otwieram oczy, żeby zobaczyć jego uśmiech, lecz zamiast tego, wita mnie udręczony wyraz twarzy Aidena.

— Coś się stało? — pytam zachrypniętym głosem. Patrzy na mnie z łamiącym serce smutkiem.  Boże co mu jest?

— Jestem tylko twój Dani, zawsze będę tylko twój — oznajmia trzęsącym głosem, po czym zaczyna szarpać się z moim ubraniem.

Kiedy udaje mu się mnie rozebrać, zaczyna nerwowo błądzić rękoma i ustami po moim ciele. Całuje, liże i ssie, jakby miał przed sobą ostatni posiłek.

Choć bardzo chciałabym wyczuwać jakąś przyjemność, spinam się, bo poczucie zmartwienia jest silniejsze. Aiden wydaje się niczego nie zauważać i brnie dalej.

Kiedy w końcu nadchodzi ten moment, bierze moją dłoń w swoją i splata nasze palce nad moją głową, zaciskając do granicy bólu. Wchodzi we mnie i porusza się energicznie.

Kontynuuje, jakby nadal nie zauważał mojego braku przyjemności w całej tej sytuacji, a ja mu pozwalam. Cokolwiek się stało, mam nadzieję, że to mu pomoże. Zaciskam powieki, co powoduje, że łzy zbierające się w moich oczach, wypływają strumieniami na twarz i wszystko ustaje. 

Aiden opada obok mnie i biorąc mnie w objęcia. Nieskończoną ilość razy przeprasza pomimo, że proszę, żeby tego nie robił.

Przez kilka kolejnych godzin nie mogę zasnąć, Aiden też. Trzyma mnie kurczowo w objęciach, jakby bał się, że ucieknę.

W końcu odpływam w sen, zastanawiając się nadal, co się stało.

******

Rano budzi mnie szum wody spod prysznica. Leżę chwilę, analizując wydarzenia poprzedniej nocy, lecz nie da się nic zrozumieć bez rozmowy z blondynem. Wstaję więc i podążam do łazienki.

 Kiedy wchodzę Aiden tak, jakby na mnie czekał stoi ze złotym, grubym łańcuszkiem, na którym zawieszony jest piękny krzyż. To podarunek od jego mamy, dała mu go kiedy opuszczał dom. Chłopak okrąża mnie, żeby stanąć za moimi plecami. Spoglądam w lustro i przyglądam się jak blondyn zawiesza przedmiot na mojej szyi. Moje oczy spotykają się z jego. Jestem oniemiała. Zanim mogę w ogóle odmówić tak cennego prezentu, on kręci głową.

— Nigdy go nie zdejmuj, nigdy — warczy, po czym odwraca się i wychodzi.

********

Po porannej toalecie, wchodzę do sypialni i zastaję blondyna stojącego przy oknie. Siadam na brzegu łóżka i czekam na jakiekolwiek wyjaśnienia.

— Dani, będziemy mieli teraz niezły zapierdziel i...

— Chcesz, żebym wróciła do siebie — kończę za niego. Przed chwilą podarował mi coś, czego nie daje się od tak sobie, a teraz próbuje się mnie pozbyć. Tak nie będziemy robić. Podchodzę do niego i kładę rękę na jego ramieniu, na co się spina i odsuwa, co głęboko mnie rani.

— Odezwę się w swoim czasie — oznajmia, po czym prędko wychodzi z pokoju.

Wyciągam więc torbę z szafy, pakuję swoje rzeczy, zdejmuję łańcuszek i kładę go na stoliku nocnym, po czym wychodzę. Nie żegnam się z nikim, bo jak mam odpowiedzieć na pytania, na które sama nie znam odpowiedzi?  Zadzwonię wieczorem, żeby podziękować Grace i Woodsowi za gościnność.

**********

Minęły prawie dwa tygodnie od mojego wyjścia z willi i nic, zero wiadomości. Może jestem najgorszą dziewczyną na świecie, ponieważ nie naciskałam na niego, aby wyjaśnił co się stało. Przez czas naszej rozłąki,  pisałam jednak do niego z prośbą, żeby tylko dał znać, czy wszystko jest w porządku, nie odpisał.

Leżę na łóżku w pozycji embrionalnej i użalam się na przemian nad sobą i Aidenem.  Moja przyjaciółka siada obok mnie cicho i głaszcze mnie po głowie.

— Przestań się już zadręczać, pojedź do niego, jeśli tak bardzo się martwisz. — Kręcę nieznacznie głową, to on chciał, żebym wróciła tutaj, więc jeśli chciałby mnie zobaczyć, to by przyszedł.

— Dani, a może rzeczywiście jest bardzo zajęty i myśl, że tam jesteś, a nie może przy tobie być rozpraszała go. Nie bądź taka pesymistką, zadzwoń do tej starszej pani i porozmawiaj. — Dziewczyna ściska pocieszająco moje ramię po czym wychodzi, dając mi czas do namysłu.

Po długim czasie, walki samej ze sobą, sięgam po telefon i dzwonię do Grace. Doznaję szoku, kiedy zmartwiona kobieta pyta jak się czuję, bo podobno byłam chora i to powód, dla którego nie mogłam zjawić się na imprezie, którą mają chłopacy. Przy okazji dowiaduję się, że powodem, dla którego opuściłam dom, było ściągnięcie mnie z urlopu przez szefa. 

Zrywam się z łóżka, przerywam połączenie i biegnę do Grega z prośbą, żeby podwiózł mnie do Beverly Hills. Nawet nie wiem, kiedy mija droga, wszystko co się dzieje, jakby działo się w urywkach.

Wpadam do willi, po której roznoszą się głośne, rockowe rytmy i obserwuję bawiących się ludzi. Wtapiam się po chwili w tłum, w poszukiwaniu blondyna, ale bez skutku. Ktoś nagle łapie mnie za ramię i odwracam się w kierunku tej osoby, to Evan. Wciska coś w moją dłoń i okazuje się być to znów ten łańcuszek.

— Weź to Dani i wracaj do domu, proszę. 

— Gdzie on jest? — pytam rozdrażniona, nie chce mnie więcej widzieć, to niech nie wciska mi podarunków i powie prawdę prosto w oczy.

Chłopak przede mną, przez ułamek sekundy zerka na górę i już znam kierunek. 

Biegnę na górę, ignorując krzyki Evana za moimi plecami. Docieram do drzwi sypialni Aidena i nie wiem dlaczego, ale nie mam odwagi, żeby tam wejść. Zaczynam nerwowo pocierać dłonie i rozglądam się po korytarzu, mam głupie uczucie, jakbym tak naprawdę sama nie chciała wiedzieć co się dzieje za tymi drzwiami. Pukam i oczekuję nerwowo, sama nie wiem na co.

W końcu pojawia się osoba, która jeszcze dwa tygodnie temu wyznawała mi miłość, a teraz patrzy na mnie i nic, kompletnie nie reaguje.

Jego obojętne spojrzenie, rozwala moje serce na milion, nic nie wartych kawałków. Ale nie wiem co boli bardziej, świadomość, że jestem teraz nikim, czy kobieta pojawiająca się nagle u jego boku owinięta w ręcznik. A może to, jak na nią teraz patrzy Aiden, wypowiadając słowa, które niszczą mnie do końca.

— Wracaj kochanie do łóżka, zaraz do ciebie wrócę.

***********

No właśnie, porobiło się i dalej pod górkę. Wiem, że trochę mogą być wymęczone te dwa rozdziały, ból głowy wypędził wenę, która od wczoraj mnie nosiła, ale mam nadzieję, że choć w małym stopniu jesteście zadowolone/ni. Pozdrawiam gorąco♥♥♥





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top