Rozdział 12
DANI
Mówią, że oczy są zwierciadłem duszy i jeśli się dobrze w nie zagłębisz, możesz poznać całą osobowość danego człowieka.
Te, w które teraz patrzę, nie mają w sobie najmniejszego błysku dobroci i nie zdradzają smutku, czy żalu. Wzrok człowieka stojącego naprzeciwko mnie, pokazuje chęć zniszczenia wszystkiego i wszystkich dookoła.
Moje gardło nerwowo się zaciska, dłonie są spocone, a nogi zaczynają odmawiać posłuszeństwa. W głowie pojawia się szum i przypominam sobie w myślach, żeby oddychać.
— Czego chcesz? — pytam trzęsącym się głosem. Steven poważnieje i powoli podchodzi do mnie.
— Mówiłem ci, że on musi się skupić i nie tylko. Mam nadzieję, że przemyślałaś moja propozycję? — pyta pewny siebie.
Czy on jest głuchy? Ile razy można powtarzać proste NIE, żeby facet zrozumiał?
— Nie ma nawet nad czym myśleć, odpowiedziałam ci od razu, że podziękuję. Widocznie nie dotarło — odpowiadam odważnie i sekundę później tego żałuję.
Teraz jest tak blisko mnie, że nasze nosy prawie się dotykają, a dłonie opiera o ścianę po bokach. Z jego ust, wydobywa się paskudna woń alkoholu.
Staram się nie panikować i ponownie przypominam sobie o oddychaniu. Do głowy przychodzi mi tylko jedna myśl, jeśli to nie wyjdzie, to może być nieciekawie.
Unoszę powoli ręce i kładę je na jego klatce piersiowej, próbując opanować ich drżenie. Przesuwam dłonie wyżej do jego ramion, spoglądam mu w oczy i uśmiecham się. Chcę, aby to co robię było wiarygodne, przechylam głowę, jakbym przygotowywała się do pocałunku.
Nagle moje kolano, wybija się w górę, uderzając Stevena w przyrodzenie, ten osuwa się na podłogę skamląc z bólu. Szybko przechodzę obok niego, w kierunku drzwi.
Kiedy już sięgam do zamka, moja noga zostaje pociągnięta i z hukiem opadam na podłogę. Potężny ból, rozchodzi się po moich kończynach, lecz ważne jest teraz, abym uwolniła się od tego zboka.
Drugą nogą kopię mojego przeciwnika z całych sił, uwalniam się i wreszcie udaje mi się odblokować drzwi. Otwieram je szybko i moim oczom ukazuje się Evan, który z niepokojem obserwuje scenę przed sobą.
— Co tu się stało? — pyta chłopak patrząc na managera ze złością. — Są pewne granice, nawet bycia chamem Steven. Aiden się wścieknie, co ty odpierdalasz?! — Spogląda na mnie z niepokojem — Nic ci nie jest?
— Nie, wszystko w porządku. Proszę nie mów mu, nie chcę, żeby się zdenerwował — błagam roztrzęsiona.
Pocieram obolałe ręce od upadku, na co chłopak unosi brwi, bo to przeczy temu, co przed chwilą powiedziałam. Po chwili jednak, skinieniem głowy zgadza się na moją prośbę, obejmuje mnie ramieniem i prowadzi z powrotem do salonu.
Gdy wchodzimy do pomieszczenia, uśmiecham się na widok blondyna, udając, szczęśliwą i idę w jego kierunku.
— Jest cholernie podobna do niej, prawda? — Odwracam się w kierunku managera, który dotarł tu za nami. — Dobrze jej się przyjrzałem przed chwilą, kiedy byliśmy sam na sam w łazience. Gdyby nie to, miałbyś ją pewnie gdzieś.
Pokój zaczyna wirować. Próbuję przetrawić to, co właśnie usłyszałam. Nagłe krzyki, wyrywają mnie z zamyślenia i orientuję się, że Aiden leży na Stevenie i okłada jego twarz pięściami.
Zaczynam poruszać się jak głupia raz do tyłu, raz do przodu. Nie wiem co mam robić, spoglądam na twarz blondyna, która zupełnie nic nie wyraża. Totalna pustka.
Boże, on go za chwilę zabije.
— Zróbcie coś! — krzyczę spoglądając na chłopaków.
Nagle wszyscy trzej, odciągają z trudem, szarpiącego się Aidena. Chłopak kieruje swój wzrok na mnie, po czym wyrywa się z objęć reszty i idzie w kierunku schodów, które po chwili szybko pokonuje, przeskakując co drugi stopień. Za nim podąża Evan.
W pewnym momencie Marcus łapie mnie za ramie i chowa za siebie. Wychylam się zza niego, żeby ujrzeć zbierającego się managera, z jego nosa i ust wydobywa się krew, chwiejnym krokiem udaje się ku wyjściu. Z góry, dobiegają mnie nagłe odgłosy krzyków i rozbijanych przedmiotów.
Podchodzę do narożnika i siadam, ktoś po chwili podaje mi szklankę wody. Dziękuję cicho i trzęsącą ręką sięgam po naczynie, upijam kilka łyków i odstawiam je na stolik przede mną.
— Co ty tutaj jeszcze robisz? — Zrywam się na równe nogi, słysząc pytanie i odwracam się do właściciela głosu. Stoi i patrzy na mnie z niedowierzaniem, jakbym sama się tutaj wprosiła.
— Stary, daj jej spokój — mówi spokojnie jego brat. Podnoszę rękę na znak, że też chcę coś powiedzieć i tłumaczę zajście, które miało miejsce w łazience. Czy on naprawdę uważa mnie za idiotkę?
— Teraz to ty mógłbyś mi powiedzieć, czy to co powiedział wasz manager to prawda. — Czekam na odpowiedź, lecz ta nie nadchodzi. Prycham i kręcę głową. — Tak myślałam, że coś za szybko stałam się tą twoją dziewczyną — mówię zrezygnowana.
Mam już dość i ruszam, żeby opuścić to miejsce.
— Prawda jest taka, że nie znasz mojej historii, nie mogę ci tego jeszcze wyjawić. Nie każdy żyje sobie beztrosko tak jak ty. Pewnie mamusia z tatusiem, co niedzielę serwują rodzinne obiadki i płacą twój czynsz. Życie jest piękne, prawda? — I w tym momencie coś we mnie pęka. Staję i nie odwracając się, zdejmuję koszulkę, po czym unoszę moje włosy do góry, żeby ułatwić mu widok. Odwracam się po chwili, żeby mógł zobaczyć resztę dowodów na moje piękne, beztroskie życie.
— Moja matka biła mnie odkąd pamiętam. Nie ważne, czy to był pasek, jakiś kabel, czy jeszcze inny przedmiot, który wpadł jej w ręce. — Robię dwa kroki w jego kierunku i mrugam kilka razy, żeby uwolnić łzy, które napłynęły do oczu. — Przypalała mnie papierosami, wyrywała mi włosy ciągnąc mnie z pokoju do pokoju. Aż w wieku siedmiu lat, prawie skatowała mnie na śmierć. Wiesz dlaczego? — pytam, a chłopak nadal stoi jak posąg. — Powiem ci. Bo się urodziłam, bo tatuś nas zostawił, a czasami z takich powodów jak zła pogoda, tak po prostu. Więc widzisz, nie ma żadnych niedzielnych obiadków i wsparcia rodziców. Gdyby nie Eva, byłabym tylko ja. — Podchodzę jeszcze tylko o krok bliżej — Więc pieprz się Aiden i nie chcę cię więcej widzieć!
Nagle zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłam i dociera do mnie, że w pomieszczeniu jest też reszta zespołu. Stoi przede mną czterech mężczyzn, wszyscy, jakby sparaliżowani i ze łzami w oczach.
Zakładam ze spokojem koszulkę, chciałabym powiedzieć, że zbieram resztki godności, ale nic z niej nie zostało po moim przedstawieniu. Odwracam się i biegnę, żeby jak najszybciej się stąd wydostać. Kiedy znajduję się już na zewnątrz, schodzę na trawnik, padam na kolana i łkam.
***********************
AIDEN
Nie mogę się ruszyć, mój pieprzony mózg, przestaje chyba funkcjonować. Co ja kurwa najlepszego zrobiłem?
— Jeśli ta suka, uważająca się za matkę, nie złamała wszystkiego w tej dziewczynie, to właśnie przed chwilą ty to stary zrobiłeś — mówi oschle mój brat. Po tym, razem z chłopakami idą na górę.
Z Evanem nie mieliśmy łatwego życia, no pod pewnymi względami, ale to co przeszła Dani...Boże, ja ją właśnie straciłem.
************
No i jakie wrażenia? Piszcie, pozdrawiam :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top