Część 37

Dwa dni później

Anton

Do gabinetu wchodzi Kosta, a za nim drepcze Misha, który wczoraj przyleciał z Moskwy. Jest niezawodny w swoim fachu i od kilku dobrych lat zasila szeregi Bratvy. Pracuje na nasze zlecenie. Bezbłędny i precyzyjny. I choć z wyglądu nie przypomina groźnego człowieka, albowiem jest bardzo pozorny ze swoją szczupłą budową ciała i miłym uśmiechem, jest jednak jednym z najniebezpieczniejszych ludzi na świecie.

- Witaj Misha – witam się z mężczyzną, który pewnie potrząsa moją rękę na powitanie.

- Co mogę zrobić panie Nawczenko?

- Wiesz, kim jest Asa Coletti?

- Tak.

- Jest twoim kolejnym zadaniem. Kosta wytłumaczy ci wszystko, wprowadzi w temat.

- Oczywiście szefie. Nie zawiodę.

Kilka minut później Kosta i Misha wychodzą z gabinetu, a ja z ciężkim westchnieniem siadam na fotelu, a mój wzrok przykuwa zdjęcie w ramce, które od lat stoi na biurku. Ja, Allie i dzieciaki. Amelia i Boris byli mali, a Jason kończył właśnie liceum. Gdy sięgam po fotografię, moja dłoń drży. Pierwszy raz czuję taki strach. Ogarnia całe moje ciało, serce i duszę, ale muszę zaufać swojemu rozsądkowi. Podjąłem decyzję. Taką samą podjął Asa i tego musimy się trzymać. Nie mamy wyboru.

***

Kris

Wieczorem przed rezydencją Colettich kręci się więcej ochrony niż kiedykolwiek widziałem, odkąd znam tę rodzinę. Asa zabezpiecza nie tyle siebie, co Giannę i chłopaków. Chciał nawet, aby wyjechali do Toskanii na czas rozstrzygnięcia całej sprawy, ale Gianna zdecydowanie odmówiła. Nie chciała wyjeżdżać bez niego i Evy. Nie potrafiła czekać w ukryciu na wieści o najbliższych i wcale jej się nie dziwię. Nigdy nie zostawiłbym Julii i córek, gdyby coś im groziło.

Kiedy przebywam w ich posiadłości, nie sposób abym nie myślał o swoich dziewczynach. W duchu cieszę się, że są bezpieczne. Przed laty podjąłem słuszną decyzję, aby opuścić szeregi mafii. I choć jestem tutaj, aby pomóc, wiem, że moja rodzina jest spoza układu. Nie stanowi dla nikogo celu.

Mogę wyobrazić sobie, co czuje teraz Asa. Jak bardzo musi być załamany, jak bardzo musi czuć się winny i przerażony. Najważniejsze, aby Eva wróciła do domu. Ona i Amelia.

Wchodząc po schodach, zauważam Dario wychodzącego z domu. Zatrzymuję się na ostatnim stopniu, a gdy do mnie się zbliża, widzę, jak marszczy brwi.

- Asa w domu? - pytam chłopaka.

- Tak, ale kazał wyjść ochronie. Nie chciał martwić więcej Gianny i chłopaków.

- A on? Jak się trzyma?

- Poszedł do swojego gabinetu.

Zerkam na swój zegarek i widzę, że dobija dwudziesta druga. Dario po raz kolejny pyta, co zrobimy z Ruskami, a ja cały czas patrzę na te cholerne wskazówki.

- Coletti decyduje.

- Ale powinien chyba już zaatakować, w końcu chodzi o Evę...

I gdy mam już się odezwać, słyszymy hałas dobiegający z wnętrza domu. A dokładnie dźwięk strzału. Wbiegam do środka, a za mną podąża Dario. W drodze do gabinetu, zauważam Giannę zbiegającą po schodach.

- Na górę Gianna! W tej chwili! – krzyczę, po czym biegnę korytarzem i wpadam do gabinetu przyjaciela.

Dario

Gianna wygląda jakby chciała zignorować polecenie Krisa, ale gdy jednak cofa się na schodach, zdaję sobie sprawę, że jest bardziej uległa niż się spodziewałem. Eva zdecydowanie odziedziczyła charakterek po tacie.

Biegnę za Krisem, który nagle zatrzymuje się w otwartych drzwiach do gabinetu. Jak otępiały patrzy przed siebie i tym samym zasłania mi cały widok na pomieszczenie. W końcu porusza się, więc mogę także wejść do środka.

Kris klęka przy Asie, który leży na dywanie i przytrzymuje ranę po postrzale. Na jego białej koszuli, pojawia się czerwona plama krwi. Więc Anton okazał się lepszy w te klocki. Kto by pomyślał...

- Asa, do cholery, tylko mi tutaj nie umieraj! – Krzyk Krisa roznosi się po gabinecie, do którego po chwili wbiega Dragon w towarzystwie Terry'ego i dwóch innych facetów. – Dragon dzwoń do lekarza! Terry pilnuj Gianny i chłopaków! Dario, ten kto postrzelił Asę wszedł przez okno, razem z chłopakami przeszukajcie całą posiadłość! No już, ruszać się!

Dragon wyciąga z kieszeni telefon, a Terry popycha mnie, abym wyszedł z gabinetu.

- Dario ruszaj się! Nie możemy stracić szefa! – krzyczy, po czym wbiega po schodach, aby pilnować rodzinę Asy.

Przez sekundę zostaję sam w holu i mogę bezkarnie się uśmiechnąć. Umieraj Asa, umieraj w spokoju...

Dwóch towarzyszy Dragona wychodzi z gabinetu, więc nie pozostaje mi nic innego, jak wraz z nimi wykonać polecenie Krisa.

Przez pół godziny obchodzimy całą posiadłość, zaglądamy w każdy kąt, przy czym jesteśmy w pełni uzbrojeni i gotowi dorwać zabójcę Nawczenki. W ogrodzie coś przykuwa moją uwagę. Podchodzę bliżej muru, pokrytego mchem i winoroślami. Odsuwam gałązki krzewów i wtedy to dostrzegam. Ukryta furka, której wcześniej nie widziałem, jest lekko uchylona...

***

Godzinę później

Wraz z pozostałymi, czekam przed rezydencją na wieści o stanie zdrowia Coletti'ego. Niektórzy stoją w milczeniu, inni szepczą między sobą, ale znajdą się też tacy, którzy otwarcie i głośno mówią o tym, że trzeba uderzyć w Rusków z całym impetem. I pomyśleć, że jeszcze do niedawna wszyscy trzymali się jak najlepsi kumple.

Muszę pomyśleć o tym, jak pozbyć się Krisa Mitchella i Dragona. Oni mogą zawadzać w mojej drodze do władzy. Mój ojciec z pewnością okaże wsparcie dla Gianny, a ja zasugeruję, że najlepiej będzie, jeśli zostanę w Nowym Jorku i dopilnuję, aby złapać złoczyńcę, który zaatakował ich rodzinę. Luciano przybędzie do Ameryki, pozwolę mu się przez jakiś czas panoszyć na moim terytorium, a później wskażę na niego. Tym samym zyskam szacunek i zaufanie włoskich sprzymierzeńców. Obejmę stanowisko po Asie i zapewnię bezpieczeństwo jego rodziny, pogrążonej w podwójnej żałobie. W końcu Eva nie może wrócić do domu, a skoro Asa przegrał, nikt nie będzie zdzwiony, że pogróżki porywacza zostały spełnione. Rodzina Colettich przegrała.

Chwilę później z rezydencji wychodzi Kris ze spuszczoną głową. Staje na szczycie schodów i momentalnie na placu zapada totalna cisza. Unosi głowę i jeśli dobrze widzę, w jego oczach pojawiają się łzy. Jego dłonie i koszulka są ubrudzone krwią przyjaciela. Dłonie zaciska w pięściach, po czym mierzy nas wszystkich poważnym spojrzeniem.

- Asa Coletti nie żyje.

Słyszę kolejną falę szeptów za swoimi plecami. Nie trwa to długo, aż mężczyźni zaczynają krzyczeć i odgrażać się Nawczence. Wśród ludzi Coletti'ego nastaje chaos, a ja w duchu odczuwam ulgę i satysfakcję. Mam to, czego chciałem. Wygrałem. Już niedługo to wszystko będzie należeć do mnie.

Wyciągam z kieszeni telefon i piszę wiadomość do Paula.

„Coletti nie żyje. Wypuść Amelię i wyjeżdżaj z miasta. Jutro na twoim koncie będą pieniądze. Dobra robota."

***

Dwie godziny później

Anton

Po telefonie Kosty wybiegam z domu, a moje serce bij jak szalone. Brama do posiadłości się otwiera, po czym widzę wjeżdżający samochód. Gdy tylko się zatrzymuje, podbiegam i otwieram drzwi pasażera.

- Moje dziecko, moja córeczka – mówię, jednocześnie płacząc. Amelia wysiada z auta, również zalana łzami. W końcu mogę ją przytulić, w końcu jest bezpieczna.

- Tato...

- Moje dziecko, o Boże...już po wszystkim, już jesteś bezpieczna kochanie.

- Amelia!

Głos Allie rozbrzmiewa na placu, a gdy się obracam, widzę jak ona i Boris biegną w naszą stronę. W końcu i ona może objąć córkę. Boris także przytula siostrę i matkę jednocześnie.

- Nic ci nie jest? Coś ci zrobili? – pyta żona, a gdy Amelia zapewnia, że wszystko w porządku, czuję, jak kamień spada mi z serca. Tak bardzo obawiałem się tego, co może jej się przytrafić podczas uwięzienia. Śmierć to nie jedyna straszna rzecz, która mogła ją spotkać.

- Amelia? Powiedz prawdę, coś ci zrobili? – pytam poważnym głosem, co przykuwa wszystkich uwagę.

- Nie tato, nic mi nie zrobił. Tylko trzymał w jakimś mieszkaniu.

- Wiesz, kim był porywacz?

- To Paul...pisałam z nim...o Boże, jaka byłam głupia...

Amelia się załamuje i zakrywa dłońmi twarz. Allison głaska ją pocieszająco po włosach, a Boris trzyma rękę na jej ramieniu. Podchodzę bliżej i dotykam jej dłonie. W końcu je odsuwa, a ja mogę spojrzeć na jej śliczną buźkę. Przez chwilę wspominam, jak była malutka, jak pierwszy raz ją ujrzałem w szpitalu. Byłem zdenerwowany, byłem szczęśliwy i cholernie bałem się wziąć ją na ręce. A gdy chwyciła mnie za palec swoją małą rączką, zrozumiałem, że zrobię dla niej wszystko. Dla niej, Borisa i Jasona. Moje dzieci, moje wszystko.

Rozglądam się po placu, gdzie zrobił się całkiem spory tłum. Chłopaki patrzą na nas z uśmiechem, przytakując głowami na znak, że cieszą się z powrotu Amelii.

- Gdzie jest Jason? – pyta Allie, a gdy go nie odnajduję wzrokiem wśród zebranych ludzi, zdaję sobie sprawę, że złamał dane mi słowo. Miał zostać w domu i czekać!
Kurwa!

💔💔💔

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top