Część 10
Eva
Taksówka zatrzymuje się po przeciwnej stronie ulicy, gdzie znajduje się klub Desiderio. Płacę kierowcy, po czym szybko odjeżdża. Zerkam na Amelię i widzę zwątpienie w jej całej postawie. Jest zgarbiona, a na twarzy ma wymalowany strach. Lilly natomiast przypomina wojowniczkę, która jest gotowa wkroczyć do zakazanego dla nas miejsca i wprowadzić nowe porządki.
Przyznaję, że jestem zdenerwowana, ale nie tym, jak wejdziemy do środka, lecz tym czego mogę się dowiedzieć. Nie chcę, aby mój tata, którego podziwiam i kocham nad życie, okazał się zupełnie kimś innym niż myślałam. Rozumiem, że nie wszystkie jego czyny są zgodne z prawem, ale porywanie niewinnych dziewczyn jest dla mnie nie do zaakceptowania. Nigdy bym się z tym nie pogodziła. Mogę znieść wiele, ale nie coś takiego.
– Nie wpuszczą nas – mówi cicho Amelia.
Patrzę na dwóch rosłych mężczyzn, którzy pełnią funkcje bramkarzy. Kolejka do klubu jest całkiem spora, a fakt, że sprawdzają każdą osobę, która wygląda podejrzanie nie napawa mną optymizmem.
Przechodzimy na drugą stronę i stajemy na końcu kolejki. Przed nami dwóch kolesi rozmawia w obcym języku. Niemiecka wycieczka zaatakowała Nowy Jork. Po piętnastu minutach, jesteśmy prawie przy wejściu. Wychylam się zza chłopaków i przysłuchuję się konwersacji bramkarzy z dwoma młodymi dziewczynami. Są niepełnoletnie, nie mają wymaganych dwudziestu jeden lat i mimo próśb i słodkich min, dziewczyny zostają odesłane z kwitkiem.
– Powtarzam, nie wpuszczą nas.
– Amelia, daj spokój, to klub należący do taty Evy, więc i do niej.
– To chyba tak nie działa Lilly.
Patrzę na swoje towarzyszki, które zdecydowanie nie wyglądają na starsze za jakie chciałyby teraz uchodzić. Widać, że chodzą jeszcze do liceum. Ja także nie ukończyłam dwudziestu jeden lat. Mnie także mogą nie wpuścić. Jednak nazwisko może okazać się bardzo przydatne.
– Jak będą się stawiać, Eva przywoła ich do porządku – dodaje po chwili pewna sukcesu Lilly.
Taki jest plan. Powiem kim jestem i będą musieli mnie wpuścić. To nie są ochroniarze, którzy mnie znają osobiście i nie wiedzą, jaki mój ojciec jest zaborczy wobec jedynej córki. Nie mają pojęcia, że dla niego nie istnieje coś takiego, jak wyjście do klubu przez swoją latorośl. W tym mam przewagę. Mogę udać, że wszystko jest w porządku.
Dwóch obcokrajowców zostaje wpuszczonych do środka, więc przychodzi nasza kolej. Jeden z bramkarzy oczywiście musi być łysy i napakowany sterydami. Nie pochwalam stereotypów, ale kuźwa same cisną się przed mój wścibski nos. Drugi koleś już wygląda nieco schludniej. Czarne ubrania, które są chyba ich uniformami, bardzo dobrze leży na jego zgrabnej posturze. Nie jest typowym mięśniakiem, który większość czasu spędza na wyciskaniu ciężarów na siłowni. Jego sympatyczny uśmiech także jest wyraźnym kontrastem dla swojego ponurego kompana.
– Dowody osobiste – oznajmia ponurak.
Wyciągam z torebki swoją legitymację studencką i przekazuję ją naszej sympatyczniejszej przeszkodzie. Obserwuję reakcję faceta, który po chwili robi wielkie oczy. Patrzy na mnie z zaciekawieniem, a gdy jego uśmiech znika, zaczynam martwić się o powodzenie naszej misji.
– Coś nie tak? – pytam zdecydowanie, udając pewną siebie.
– Pani Eva Coletti? Z tych Colettich?
– Jeśli pytasz, czy mój ojciec jest twoim szefem, to odpowiedź brzmi tak.
– Proszę wybaczyć, ale to pierwszy raz, kiedy postanowiła pani zawitać w klubie i nie wiem, czy...
– Czy co? Czy mogę wejść? Poważnie?
– Nie ma pani ukończonych dwu...
– Nie do wiary! Nie mogę wejść do własnego klubu? Chyba kurwa sobie ze mnie żartujesz! Nie, tak nie będzie. Co za bezczelność. Dzwonię do tatusia, on wam przemówi do rozumu.
Nagle obaj mają identyczne miny. Przerażenie to mało powiedziane, oni zaraz posrają się w gacie.
Tak, Lilly miała rację, gdy ustalałyśmy plan działania. Nazwisko Coletti otworzy nam wszystkie drzwi. Wystarczy, że będę udawać rozpieszczoną laskę, która ma w dupie co się stanie z nieposłusznymi podwładnymi.
– Nie ma takiej potrzeby i przepraszamy za nasze zachowanie.
Jeszcze przez chwilę postanawiam odwalać scenę pt. „niezadowolona panienka", ale w końcu przytakuję z beznamiętną miną i ruszam do przodu. Dziewczyny idą tuż za mną, a w tle słyszymy, jak ten uśmiechnięty przeklina pod nosem. Oby tylko nie przyszło mu do głowy, aby zadzwonić do swoich zwierzchników. Do taty pewnie nie ma numeru, hierarchia na to nie pozwala, ale kto wie z kim może się skontaktować. Dlatego musimy szybko rozejrzeć się po klubie, zanim nasza pozycja zostanie spalona.
W duchu modlę się o to, aby rodzice nigdy się o tym nie dowiedzieli. Nie mam ochoty zostać zamknięta w swoim pokoju do końca życia. I choć mam swoje lata i mogę swobodnie poruszać się po mieście, nie spodziewam się pochwały ze strony rodzicieli za moje szalone pomysły.
Nie bywam w klubach z bardzo prostych przyczyn. Moje kumpele są za młode, ja także nie mam uprawnień, by kupić alkohol. Poza tym kwestie bezpieczeństwa w naszej rodzinie, muszą być przestrzegane. Już łatwiej mają dzieci znanych celebrytów. Nie przejmują się niczym i mogą imprezować bez końca za kasę rodziców. Wuja Kris ze względu na swoją profesję, miał często styczność z takimi osobami i nieraz słyszałam o wybrykach bogatych dzieciaków.
My możemy mieć kasę, ale wolności już nie.
Głośna muzyka sprawia, że ledwo słyszę Lilly, która w końcu wskazuje palcem na główną salę. Idziemy w tamtą stronę, aby po chwili wkroczyć w tłum roztańczonych ludzi. Kolorowe światła, pijackie okrzyki i gwizdy młodych ludzi, sprawia, że nie czuję się tutaj komfortowo. Chętnie potańczyłabym z kumpelami, ale wolałabym znaleźć do tego spokojniejsze miejsce.
Nagle tracę z oczu Amelię. Z szybszym biciem serca, rozglądam się dookoła i gdy w końcu dostrzegam ją kilka metrów dalej, oddycham z ulgą. Chwytam za rękaw Lilly, która momentalnie odwraca się w moją stronę. Ona także odnajduje wzrokiem zagubioną przyjaciółkę. Idziemy w jej stronę, a gdy nas zauważa, na jej twarzy w jednej sekundzie maluje się ulga. Splatam nasze dłonie, po czym ruszamy w stronę rozległego baru. Tutaj jest nieco ciszej, ale nadal trzeba mówić uniesionym głosem.
– Zamówię nam po drinku bezalkoholowym, okej? – pytam dziewczyny, które od razu przytakują na zgodę.
Przebijam się przez klientów baru, aż w końcu zostaję zauważona przez młodą barmankę. Kobieta robi wrażenie. Ma na sobie obcisłą, czarną koszulkę, krótkie dżinsowe spodenki, ale to nieskazitelna figura przyciąga uwagę. Ma bardzo krótko obcięte włosy, które dodatkowo są pofarbowane na zielono. Do tego ma w nosie spory kolczyk, a na szyi rozciąga się misterny tatuaż. Jej ramiona także pokryte są tuszem. Na pierwszy rzut oka wygląda groźnie, ale gdy się uśmiecha, jej twarz staje się promienna i przyznaję, że to bardzo ładna, nietuzinkowa dziewczyna.
– Co podać piękna?
Piękna? Czy ona właśnie tak mnie nazwała? Widząc moje zdezorientowanie, puszcza mi oczko, po czym przysuwa się jeszcze bliżej barmańskiego blatu.
– Poproszę trzy sangrie, ale bez alkoholu.
– Dzisiaj na spokojnie co?
– Dokładnie tak.
– Babski wieczór?
– Można tak powiedzieć.
Barmanka spogląda na moje kumpele, które stoją dwa metry dalej. Następnie wraca spojrzeniem do mnie, uśmiecha się i zaczyna szykować dla nas drinki.
Gdy mam przed sobą trzy barwne napoje z owocami, kładę pieniądze na blat. Jej dłoń nagle zakrywa moją, ale ten kontakt trwa dosłownie chwilę.
– Jestem Taylor, a ty?
– Eva.
– Piękne imię, prawie jak jego właścicielka.
I co ja mam na to odpowiedzieć? Pierwszy raz jestem podrywana przez dziewczynę i przyznaję, że dziwnie się z tym czuję. Nie mam nic przeciwko lesbijkom, są ekstra, ale ja do nich się nie zaliczam. I choć schlebia mi jej zainteresowanie, to kompletnie nie wiem, jak mam się zachować. Mam prosto z mostu powiedzieć, że wolę facetów? Przecież zabrzmi to idiotycznie.
Postanawiam przytaknąć, uśmiechnąć się niezręcznie i odejść z drinkami.
Lilly natychmiast do mnie podchodzi i zabiera jeden koktajl. Jeszcze chwila i wylałabym na parkiet nasze napoje. Drugi kieliszek podaję nadal zdenerwowanej Amelii. Przysięgam, że wystarczy na nią teraz spojrzeć, by zorientować się, iż coś kombinujemy. Zdradzi nas jej mina winowajcy.
– Amelia, błagam, odpręż się trochę. To tylko klub, a nie czeluści piekła – mówię poważnie, patrząc jej w oczy. Ta poprawia swoje okulary, po czym stara się nieco rozluźnić.
– Okej, weszłyśmy, mamy drinki bez mililitra alkoholu, co jest naprawdę chujowe w tej sytuacji i co dalej? – pyta Lilly, która mimo narzekań pochłania prawie w całości swój wybrakowany napój.
– Będziemy się rozglądać, może ktoś podejrzany wpadnie nam w oko.
– Dla mnie większość tutaj jest podejrzanych – dodaje swoje trzy grosze Amelia.
– Poznajmy ludzi, popytajmy, zobaczymy co z tego wyniknie.
– Czyli nasz plan jest, powtórzę to wstrętne słowo jeszcze raz, chujowy.
– Lilly może i nie przemyślałam tego do końca, ale zrozum, że męczy mnie ta sprawa. Sama nie wiem, czego oczekiwałam przychodząc tutaj. Nikt nagle nie zrobi nic niestosownego na oczach wszystkich – mówię zrezygnowana, a po chwili na swoim ramieniu czuję dłoń Lilly
– To super, że tak się zaangażowałaś i przy okazji wciągnęłaś nas w to, nie zapewniając przy tym żadnej konkretnej zabawy.
Parskam śmiechem na słowa poważnej przyjaciółki, która w końcu obdarza mnie uśmiechem.
– Czy informacji nie powinno się szukać u osób, które widzą i słyszą najwięcej w takich miejscach? – pyta Amelia, po czym sugestywnie patrzy na bar za nami.
Ma rację, personel klubu, a zwłaszcza barmani wiedzą najwięcej. To im spowiadają się pijani klienci. To oni mają widok na cały parkiet.
– Pogadaj z tym kolesiem za barem. Gołym okiem widać, że to lowelas. Zatrzepocz rzęsami, wypnij cycki do przodu i zakręć go sobie wokół palca – oznajmia Lilly, a ja w tym czasie obserwuję Taylor, która opuszcza swoje stanowisko i rusza w stronę korytarza.
Zamiast uderzać do barmana, ruszam za barmanką. Mówię dziewczynom, aby poczekały na mnie na początku korytarza, gdzie znajdują się łazienki. W głębi dostrzegam drzwi, na których wisi napis „Tylko dla personelu". To za nimi prawdopodobnie zniknęła Taylor. Postanawiam poczekać tutaj za nią i przynajmniej spróbować ją wypytać.
Kilka osób mija mnie, gdy wychodzi z łazienek. Jedna pijana laska prawie na mnie wpada, ale w ostatniej chwili przytrzymuje ją chłopak. Patrzę na niego i chyba wpadam w paranoję, bo zaczynam podejrzewać go o najgorsze. A jeśli coś jej dosypał i zaraz ją uprowadzi? Jeśli to jego szukają?
Nie! Muszę skończyć z domysłami, to nie ma sensu. A jednak odprowadzam ich wzrokiem. Dopiero, gdy uwiesza się na nim i całuje go w usta, co przyczynia się do jego uśmiechu, zdaję sobie sprawę, że muszą się znać. Może nawet są parą.
Dziewczyny także patrzą na nich, ale potem wzruszają ramionami i dalej mnie obserwują.
W końcu drzwi od pomieszczenia socjalnego się otwierają. Pojawia się Taylor, która, gdy tylko mnie zauważa, uśmiecha się szeroko.
Podchodzę do niej, a gdy mam już się odezwać, ona robi to pierwsza.
– Zastanawiałam się, czy będziemy miały okazję jeszcze porozmawiać. Cieszę się, że tak się stało Evo.
– No tak...chciałam pogadać, zapytać...
– Nie mam nikogo, a ty?
– Co? To znaczy nie mam, ale...
– To wspaniale – oświadcza, po czym ujmuje moją twarz i mnie całuje.
Dario
Niech mnie diabli wezmą, jeśli to nie przyjaciółka Evy.
Nie sposób pomylić oryginalną Lilly Mitchell. Tylko co ona tutaj robi? Jest za młoda, nie powinna być w klubie. Zwłaszcza w tym klubie. Kurwa!
Podchodzę do dwóch dziewczyn, które razem stoją przy wejściu do korytarza.
– Lilly? – pytam, ale nie reaguje na moje słowa.
Staję obok i patrzę na dwie młodziutkie panienki, które z otwartymi buziami patrzą na coś przed sobą. Podążam wzrokiem za nimi i widok, który mam przed sobą, prawie zwala mnie z nóg. Czy to Eva Coletti całuje się z Taylor? Ale? Że co do chuja się tutaj dzieje?
Eva nagle odrywa się od barmanki, która dotyka jej włosów w bardzo pieszczotliwy sposób.
Dwie niemowy, które chyba same są zaskoczone całą sytuacją, nie odzywają się, ani nawet nie są chyba świadome mojej obecności. Postanawiam zostawić je w tym chwilowym szoku i ruszam w stronę córki Asy.
Eva
Co tu się odwala? Czy właśnie zostałam pocałowana przez dziewczynę? Cholera, tego się nie spodziewałam.
Ale muszę przyznać, że było nawet miło. Jej usta są miękkie i delikatne. Do tego ładnie pachnie dziewczyna. Ciekawe jaki to perfum?
– Chciałam to zrobić od momentu, gdy cię zobaczyłam.
– Eva?
Nadal wpatrzona w Taylor, nie zwracam uwagi na męski głos. Czuję czyjąś obecność, więc w końcu zerkam na bok i widzę Dario.
– Hej Dario – mówię otępiała i ponownie patrzę na barmankę. Zaraz...Dario? — Kolejny raz patrzę na De Matteis 'a, który ma kamienny wraz twarzy. – Dario, no hej. Hmmm co tam? – pytam jak kompletna idiotka.
Dario to raz patrzy na mnie, to raz na Taylor. W końcu chwyta mnie za rękę i prowadzi do pomieszczenia dla personelu.
Oglądam się za siebie i widzę, że moje dziewczyny ruszają w naszą stronę. Jednak, gdy tylko wpycha mnie do środka, zamyka za nami drzwi na klucz.
Odwraca się w moją stronę, mierzy mnie poważnym spojrzeniem, a ja zaczynam się czuć jeszcze bardziej niekomfortowo niż przed paroma sekundami, gdy całowała mnie kobieta.
Postanawiam nie okazywać zdenerwowania i zaczynam rozglądać się po pokoju socjalnym. Znajduje się tutaj kuchenka gazowa, lodówka, całkiem spora kanapa, stolik, a nawet telewizor powieszony na ścianie.
– Od kiedy lubisz dziewczyny? – pyta niskim głosem.
Ponownie staję z nim twarzą w twarz i z powagą oświadczam swoje stanowisko.
– Nie twoja sprawa De Matteis.
– Ale to, że jesteś w moim klubie, to już jest moja sprawa.
– W twoim? Chyba chciałeś powiedzieć w klubie mojego ojca.
Jego usta lekko drgają, jakby chciał się uśmiechnąć, ale jednak tego nie robi.
– Nie to miałem na myśli. Twój ojciec powierzył mi sprawowanie opieki nad klubem.
– Dlaczego?
– Bo chciał mi dać pożyteczne zajęcie.
– Ponawiam pytanie, dlaczego?
– Nie muszę ci wszystkiego tłumaczyć. Zwłaszcza spraw związanych z tą mniej popularną stroną naszego życia.
– Więc ty także nie możesz zadawać mi pytań.
Tym razem na jego twarzy gości szeroki uśmiech. Jego zachowanie jest co najmniej mylące. Raz jest zimny jak lód, a za chwilę szczerzy się jak dzieciak.
– Gdzie się podziała ta miła i grzeczna dziewczyna, którą poznałem w Toskanii?
– Nie mam pojęcia, nie wiem o kim mówisz.
Moje słowa tym razem przyczyniają się do salwy głośnego śmiechu. Gdy w końcu się uspokaja, postanawia się odezwać...
– Masz rację, nie zawsze byłaś miła, a grzeczna to już na pewno nie. A tak na poważnie, co tutaj robicie Evo?
– Chciałyśmy się zabawić. Zobaczyć, jak jest w klubie.
– Zgaduję, że rodzice nie mają o tym pojęcia?
Odwracam się do niego plecami, aby nie widział tego całego stresu wypisanego na mojej twarzy. Mama często powtarzała mi, że wszystkie emocje mam wypisane na buźce, więc wie dokładnie, kiedy kłamię.
– Nie i wolałabym, aby tak pozostało.
Nie odpowiada, nie zapewnia mnie o swojej dyskrecji i powinno mnie to martwić. Jednak, gdy coś przykuwa moją uwagę, wszystkie zmartwienia dotyczące rodziców odchodzą na bok.
Na stoliku przed kanapą leży łańcuszek.
Łańcuszek z zawieszką w kształcie motyla.
Łańcuszek Marli Jones.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top