6

Pov Nina

Jedliśmy z tato kolację, choć tak naprawdę to tylko siedzieliśmy przy stole.  Tata cały czas niby to ukradkiem mnie obserwował przez co nie mogłam nic przez co nie mogłam nic przełknąć.

- Mam coś na twarzy? - spytałam gdy już nie mogłam tego wytrzymać. Nigdy nie lubiłam być zbytnio w centrum uwagi. A teraz to już w ogóle.

- Nie kochanie - wcześniej to przeważnie zwracał się do mnie po imieniu. Trochę denerwująy był dla mnie ten jego nagły przypływ uczuć.

- To mogłabyś się przestać tak na mnie patrzeć, bo mnie to peszy?

-  Oczywiście córeczko, i mam jeszcze dla ciebie dobrą nowinę. Austin powinien niedługo wrócić -  uśmiechnęłam się. Od zawsze byliśmy ze sobą mocno zżyci. I prawdę mówiąc to on praktycznie był mi bliższy niż ojciec.

- Powiedziałeś mu o tym - nie chciałam by mój brat patrzył na mnie z litością tak jak teraz mój ojciec.

- Tak, ale twojej matce ani słowem nie wspomniałem. Sama by mnie za to zabiła i jeszcze na dodatek zabrała ciebie do siebie.

- Lepiej nie, nie lubię tego jej nowego męża - wzięłam się wreszcie do jedzenia mojej pyszniej sałatki z kurczakiem.

- Ja też, straszny z niego idiota.

***

Przeglądałam się w lustrze, ta maść od kolegi taty naprawdę pomogła, oczywiście siniaki całkowicie nie zniknęły, ale stały się bledsze i szyja już mnie tak nie boli. Założyłam jednak apaszkę, bo Austin powinien za jakoś godzinę przyjechać. A nie chce by oglądał mnie w takim stanie.

Jak w oknie zobaczyłam, że podjechał samochód Austina to jak najszybciej zbiegłam na dół. A jak go zobaczyłam to szybko do niego podbiegłam i przytuliłam się do niego, lecz on mnie nie objął.

- Wybacz mi siostrzyczko - szepnął mi do ucha. Jednak zachowywał odstęp ode mnie. Nigdy się tak nie zachowywał.

- O czym ty mówisz?

- To moja wina, gdybym nie wyjeżdżał to bym cię samej nigdzie nie puścił. I nic takiego by się nie stało.

- Przestań gadać głupoty. Nie ma w tym nawet najmniejszej twojej winy. I przytul mnie - od razu spełnił moją prośbę. W jego ramionach zawsze czułam się bezpiecznie.

Podeszliśmy do kanapy, Austin usiadł, a ja zajęłam miejsce tuż obok niego. Po chwili poczułam jak obejmuję mnie ramieniem.

- Jeśli chcesz to możemy iść do twojego pokoju. Opowiesz mi o wszystkim, a jak będzie trzeba to się też wypłaczesz. Zobaczysz  zrobi ci się lepiej.

Spojrzał się na mnie i chwycił za krańce mojej apaszki.

- Ciepło tu, ściągnij to - zdjął i jego wzrok szybko powędrował na moją szyję. Mocno przymknął oczy i na chwilę odwrócił głowę.

- Długo cię dusił? - drżącą ręką dotknął mojej szyi.

Nic nie odpowiedziałam, bo co miałam powiedzieć, że prawie umarłam. To by go tylko jeszcze bardziej zdenerwowało.

- Mam tylko nadzieję, że ojciec zawiózł cię do szpitala - pokręciłam przecząco głową - to chociaż wezwał jakąś dobrą lekarkę.

- To znaczy był u mnie kolega taty. On też jest lekarzem - po jego minie można było wywnioskować, że się jeszcze bardziej wkurzył.

- Błagam cię, powiedź, że to nie był Horan.

- Nie wiem, nie znam jego nazwiska.

- A imię?

- Tak, z tego co pamiętam to nazywał się Niall - dziwiło mnie zachowanie Austina, przecież teraz to i tak już nie ma znaczenia kto mnie badał.

- Nie mam pojęcia jak nasz ojciec mógł go do ciebie dopuścić. On ma więcej na sumieniu niż nie jeden morderca - a wydawał się taki miły.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top