59

Pov Nina

Jak otworzyłam oczy to ujrzałam najpiękniejszy widok na świecie. Obok mnie znajdowała się Laura. Nie spała tylko bawiła się moimi włosami. Wzięłam ją na ręce i pocałowałam w czoło.

- Nakarm ją - odwróciłam się i zobaczyłam tatę siedzącego w fotelu. - Niezbyt przepada za mlekiem z proszku.

- Nie zabierzesz już mi jej? - Chciałam mieć pewność, że nie będzie próbował już rozdzielić mnie z moim dzieckiem.

Tata nic nie odpowiedział. A to naprawdę nie wróżyło nic dobrego.

Odwrócona do ojca plecami, wyciagnęłam z bluzki pierś i podałam ją dziecku. Odrazu zabrała się do jedzenia.

- I co teraz będzie? Nadal będę tu zamknięta?

- Jasne, że nie. Teraz możesz chodzić po całym domu.

- Jak to domu?

- Normalnie słońce. Lepiej nie ryzykować, że Horan zrobi jakieś głupstwo. A jeśli będziesz czegoś chciała to tylko powiedź, odrazu ci to przyniosę.

- To nie zmienia faktu, że będę się czuła we własnym domu jak w więzieniu - czułam, że cisnienie mi wzrasta.

- Nie denerwuj się tak. Chce dla ciebie dobrze.

- Pewnie dlatego też zablokowałeś mi numer. Nie mogę zadzwonić nawet do Austina - starałam się nie krzyczeć tylko mówić spokojnie, bo nie chciałam wystraszyć dziecka.

Po chwili jednak odstawiłam Laure od piersi i poprawiłam sobie bluzkę.

- Później dostaniesz nowy numer, nie ma się czym denerwować - to właśnie ten spokój taty najbardziej mnie wkurzał. Mówił tak jakby postępował właściwie. - Może tak wezmę małą do siebie - mocnej przytuliłam do siebie dziecko.

- Nie, ona jest moja.

- Oczywiście, ale ty nie masz jeszcze doświadczenia z dziećmi. Ja wychowałem ciebie i Austina, więc z Laurą też sobie dam radę - to tłumaczenie nie wydawało mi się zbytnio racjonalne.

- Odkąd pamiętam to zajmowała się mną Maria.

- To może później, jak się urodziłaś to ja się przeważnie tobą zajmowałem. Twoja matka po, której tak płakałaś od zawsze miała cię gdzieś. Odrazu poszłaś na butelkę, bo za bardzo było jej szkoda tych jej ślicznych cycków - jak to usłyszałam to coś zakuło mnie w sercu, od zawsze byłam przekonana, że mama przestała się mną interesować dopiero jak skończyłam kilka lat. A najwyraźniej od urodzenia nic dla niej nie znaczyłam.

- Po co mi to mówisz? - Wolałabym o czymś takim nie myśleć.

- Żebyś znała prawdę - skierował się do drzwi i wyszedł.

***
Tata zamknął na klucz wszystkie drzwi prowadzące na zewnątrz. Nie mam pojęcia co on chce przez to osiągnąć, pewnie napsuć mi krwi. Za to chociaż udało mi się odzyskać dziecko.

Poszłam do kuchni, bo miałam ogromną ochotę na coś słodkiego. Nigdzie nie spostrzegłam Marii, więc sama wzięłam się za przeszukiwanie szafek. Po piętnastu minutach znalazłam pięć batonów. Jasne, że nie zjem ich wszystkich na raz, ale na dwa to się na pewno skuszę.

Wzięłam wszystkie i poszłam do mojego pokoju, bo nadal bałam się, że tata się rozmyśli i zabierze mi Laure.

Ostatnio straciłam wene na to opowiadanie. Myślę o wprowadzeniu pewnego wątku, ale odrazu zaznaczam, że on jest dość, a nawet bardzo kontrowersyjny. To co chcecie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top