49
Pov Niall
- Jeżeli naprawdę kochasz ją i to dziecko to w tej chwili pomożesz mi ją przewieźć do szpitala, bo jeśli nie to obie umrą - zdawałem sobie sprawę z tego, że Harry ma rację. Sam nie dałbym rady odebrać tak skomplikowanego porodu. A życie Niny i mojej córki jest najważniejsze. Lecz także ogarnia mnie strach, że potem Harry może mi ją odebrać.
- Dobrze zawieźmy ją do szpitala - wyciągnąłem z kieszeni kluczyki do samochodu i podałem je Harry'emu. Nastepnie podszedłem do Niny i wziąłem ją na ręce. - Nie bój się skarbie, wszystko będzie dobrze - mówiłem do niej niosąc ją do samochodu. Było widać, że mocno cierpi.
- Nie pozwól jej umrzeć - szepnęła słabym głosem.
Usiadłem z nią na tylnym siedzeniu, a Styles za kierownicą. Odpalił silnik i ruszył samochodem.
- Ani ty ani nasza córeczka nie umrzecie. Nie pozwolę - położyłem dłoń na jej brzuchu, choć doskonale wiedziałem, że malutka nie kopnie, była na to zdecydowanie za słaba.
- Objecujesz?
- Oczywiście śliczna. Będziemy bardzo szczęśliwi, zobaczysz - pocałowałem ją w czoło. - Pośpiesz się - warknąłem na ojca Niny, jak na moje oko to jechał zbyt wolno.
- Mam na liczniku sto pięćdziesiąt, a chce dojechać na miejsce w jedynym kawału, więc siedź cicho, bo to i tak jest twoja wina.
- Jak była ze mną to nic jej nie było, przez ciebie zaczęła wcześniej rodzić - zaczynam żałować, że go sprowadziłem, gdyby nie jego obecność to pewnie z Niną wszystko byłoby okej.
- Przestańcie się kłucić - próbowała powiedzieć twardo, ale zbytnio jej to nie wyszło.
- Dobrze kotek, już więcej nie będę - poglaskałem ją po policzku. Miała lekko przymknięte oczy i co chwilę na jej twarzy pojawiał się grymas bólu.
***
Nina odrazu została przewieziona na porodówkę. Pani ginekolog stwierdziła, że najpierw trzeba spróbować porodu naturalnego. Niezbyt podobała mi się ta decyzja, ale nie było czasu się o to kłucić. Za to dzięki temu, że jestem lekarzem mogłem być przy porodzie. Cieszyłem się z tego, bo mogłem wspierać moją ślicznotkę.
- Bardzo się boję - powiedziała leżąc na łóżku, wszystko już było przygotowane, czekaliśmy tylko aż skurcze będą częstsze.
- Nie masz czego, przecież jestem przy tobie - słabo się uśmiechnęła. Dostała kolejnego bardzo bolesnego skurczu, nie skarżył się, ale widziałem to po niej. - Proszę jej podać oksytocynę i przebić przecherz płodowy - zdawałem sobie sprawę z tego, że to przyspieszy przyjście dziecka na świat i skróci cierpienie Niny.
- Nie teraz, później - odpowiedziała lekarka, a ja miałem ogromną ochotę podejść do niej i przyłożyć jej tak by gwiazdy jej się pokazały. Zachowywała się tak jakby nie obchodziło jej to, że Nine bardzo boli.
Podszedłem do niej wolnym krokiem.
- Znieczulenia już jej nie można dać, ale za to nic nie stoi na przeszkodzi by to wszystko przyspieszyć, więc jeśli zaraz jej nie pomożesz to za chwilę sama będziesz potrzebowała pomocy medycznej - mój głos był na tyle cichy by moja piękna mnie nie usłyszała. Nie chciałem jej bardziej denerwować.
- Proszę mnie nie straszyć - próbowała brzmieć stanowczo, ale za bardzo jej to nie wychodziło.
- Ja nie strasze tylko informuje, a jeśli chodzi o Nine to dla niej jestem gotów na wszystko - nic nie odpowiedziała tylko podeszła do kroplówki i wstrzyknęła to czego żądałem.
Nina rodziła ponad pięć godzin, jak na pierwszą ciąże to nie było zbyt długo, ale było widać, że to całkowicie wykończyło Nine, przy końcu była już ledwo przytomna.
- Jeszcze tylko raz i będzie po wszystkim - otarłem jej czoło. A po chwili usłyszałem płacz mojej córki. To był najpiękniejszy dźwięk dla moich uszu. Oznaczało to, że moje dziecko żyje i nie jest z nim najgorzej.
Jak lekarka podała mi córkę to delikatnie wziąłem ja w ramiona. Pomimo tego, że była ubrudzona krwią to i tak pocałowałem ją w czoło. Zbliżyłem się do Niny i pokazałem jej nasze maleństwo.
- Doskonale się spisałaś skarbie.
***
Na szczęście mała okazała się na tyle silna, że nie było potrzeby umieszczania jej w inkubatorze. Po kilku godzinach odpoczynku przyniesioną naszą córeczkę Ninie do nakarmienia. To był dla mnie cudowny widok.
- No Horan napatrz się na swoje dziecko póki masz ku temu okazję - zakomunikował Harry podchodząc do Niny.
- O co ci znowu chodzi? - Nie rozumiałem go, miałem nadzieję, że tylko mnie prowokuje.
- Jak to co, jutro zabieram Nine i dziecko i wracamy do domu. A i dołożę wszelkich starań byś żadnej z nich już nie zobaczył.
Pokręciłem przecząco głową.
- Nina powiedź coś - liczyłem, że chociaż ona się za mną wstawi. Źle jej nie traktowałem.
- Tak chyba będzie lepiej - powiedziała nawet na mnie nie patrząc.
Przez to, że dzis tak ciepło to dostałam przypływu weny. Następny w piątek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top