40

Pov Nina

Obudziłam się leżąc na łóżku w nieznanym mi pokoju. Nogi i ręce miałam związane, a usta zakneblowane. Byłam wprost przerażona, bo nie miałam pojęcia do czego jeszcze ten wariat może się posunąć.

Zaczęłam poruszać rękami, próbując w jakiś sposób rozwiązać węzeł. Nic to nie pomogło tylko otarłam sobie nadgarstki. Jak to mi się nie udało to starałam się chociaż ściągnąć ten materiał, który był obowiązany wokół mojej twarzy. Lecz tu także sobie nie poradziłam.

Po paru minutach dalszej walki ze sznurem, którym mnie związał usłyszałam kroki i dźwięk otwierających się drzwi.

- O już się obudziłaś ślicznotko - powiedział na mój widok.

Zbliżył się do mnie, usiadł na łóżku i uwolnił moje usta z materiału, który hamował moją mowę.

- Wypuść mnie - to było jedyne co na to chwilę przyszło mi do głowy. Pragnęłam jak najszybciej znaleźć się w moim domu.

- Kochanie, teraz będziesz ze mną. Będziemy rodziną i musimy być razem - poglaskał mnie po policzku, odsunełam głowę, nie chciałam by mnie dotykał.

- Chce wrócić do domu, jeśli już tak bardzo ci zależy to pozwolę ci się widywać z dzieckiem - klamałam, po tym co zrobił, nigdy w życiu nie pozwolę mu się zbliżyć do mojej córki.

- Moja słodka Nina - westchnął. Jedną ręką złapał moją szczękę i nakierował moją twarz tak bym patrzyła mu w oczy. - Byłbym skończonym idiotą gdybym zgodził się na coś takiego. Chce mieć ciebie i dziecko cały czas przy sobie.

Drugą ręką złapał mój kark i mnie pocałował, niestety nie mogłam go odetchnąć ani się odsunąć.

- Wolałbym byś odwzajemniała moje pocałunki - powiedział gdy oderwał te swoje ochydne wargi od moich ust.

- A ja wolałabym być w swoim domu, widzisz oboje nie mamy tego czego chcemy - nie miałam zamiaru być dla niego miła. I tak wątpię by zrobił mi coś, w końcu z tego co zauważyłam to zależy mu na dziecku.

- Mylisz się słońce - usiadł obok mnie. - Mam ciebie i naszą córeczkę - jego wstrętne łapa wylądowała na moim brzuchu i jak na złość moje maleństwo akurat wtedy kopneło. - Moja malutka - dołożył jeszcze drugą rękę. - Już nie mogę się doczekać kiedy będę mógł ją wziąść na ręce i przytulić.

No ojcem to może bedzie chociaż dobrym.

- Jak ty to sobie w ogóle wyobrażasz. Powinnam być pod stałą opieką ginekologa.

- To ciąża zagrożona? - Spytał. Na jego twarzy można było dostrzec lekki strach.

- Nie - znowu wrócił mu uśmiech. - Ale niedługo miałam poznać date porodu, przez ciebie nie będę wiedziała kiedy się tego spodziewać.

- Nie przejmuj się, ja sam się tym osobiście zajmę.

- Ty chyba nie chcesz mi powiedzieć, że zamierzasz sam odebrać mój poród - nie, to było niemożliwe. Nawet on nie jest tak skrajnie nieodpowiedzialny.

- A czemu nie, kilka razy już cię badałem i wszystko było w porządku - a jednak to jest możliwe.

- Nie jesteś ginekologiem, przez ciebie umrę ja i dziecko - warknełam do niego. Teraz już wiem, że do końca zwariował.

- Wiesz co, drugi raz mam ochotę cię udusić.

- Szkoda, że za pierwszym razem ci się nie udało. Miałabym już święta spokój - chwycił tą czarną apaszkę i ponownie mnie nią zakneblował.

- Nie chce się z tobą kłucić. A jeśli chodzi o tamto podduszanie to bardzo tego żałuję. Byłem naćpany i pijany. Straciłem wszelką kontrolę nad sobą. Nie masz pojęcia jak się czułem gdy musiałem cię badać. Potem z każdymi kolejnymi odwiedzinami coraz bardziej się w tobie zakochiwałem. Starałem się jak tylko mogłem byś obdarzyła mnie uczuciem i gdy wreszcie mi się to udało to wtedy Louis musiał się wyglądać przed Austinem - poglaskał mój brzuch. - Sto razy bardziej wolałbym zastać zabitym przez twojego ojca niż teraz znosić tą obojętność z twojej strony.

Chciałam coś powiedzieć, więc by zwrócić na siebie jego uwagę zaczęłam się wiercić. On prawie odrazu wyjął knebel z moich ust.

- O co chodzi?

- Rozwiąż mnie - zaczęły już mnie boleć plecy od leżenia w jednej pozycji.

- Nie, bo będziesz próbowała ode mnie uciec. Jak już wyjedziemy to wtedy będziesz mogła swobodnie chodzić po domu - puściłam już mimo uszu to, że chciał mnie gdzieś wywieźć. Pragnęłam teraz tylko rozprostwać kości.

- Jesteś ode mnie silniejszy, a ja chcę tylko przejść się po tym pokoju. To chyba nic wielkiego.

Nic mi nie odpowiedział tylko zaczął rozwiązywać moje ręce i nogi.

- Jak zrobisz coś głupiego to odrazu cię zwiąże. Rozumiesz?

Kiwnełam głową na tak.

Pomógł mi także podnieść się z łóżka.

- Mogę iść do łazienek?

- Tak - wskazał mi drzwi naprzeciwko. Weszłam tam i spojrzałam w lustro.

Muszę jak najszybciej się stąd wydostać - powiedziałam cicho do siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top