Rozdział 2

Dotarliśmy do kryjówki. Tak jak podejrzewaliśmy. Ciemno, że oko wy kole. W myślach odliczałam do trzech i wtedy nastała jasność.

-NIESPODZIANKA! Wszystkiego najlepszego, Angel!-zawołało zbiegowisko.

Myślałam, że się nie zaskoczę, ale jednak. Na środku transparent z napisem „ Najlepszej 18-nastki, Angel!". W koło miliony balonów jak na urodzinach 10-latki. Ale najbardziej zdumiała mnie ilość gości. Oprócz rodziców, wujków i cioć mieszkających z nami i dziadka Splintera były jeszcze dziewczyny z Saru, wujek Casey, ciocia Shinigami, a nawet T'Horan z rodzicami... znaczy dla nas dziadkami i wujek Sal (dla nas wszystkich byli ciociami, wujkami i dziadkami bo jesteśmy jedną rodziną) oraz Chompy (jakoś udało mu się wleźć do kryjówki choć najmniejszy to on nie był) i Lodokicia.

-Zaskoczona?-spytał wujek Leo.

-No... oniemiałam-odparłam.- Dziękuje wam.

-Tylko się nie rozpłacz-chichotał Mid.

Po chwili wujek Mikey wniósł na stół wielki, trójwarstwowy tort truskawkowy. Mój ulubiony! Na szczycie stały dwie świeczki w kształcie liczby 18 z zapalonymi knotami.

-Myśl życzenie, złociutka-pisnęła Shini.

Łuk, mikroskop, zestaw karaoke? Nie! Chcę by nasza rodzina był na zawsze taka sama. Dmuchnęłam, ogień zgasł i błysnęły flesze. Zamroczyło mnie przez chwilę, ale to było zapewne przez emocje. Po chwili podeszli do mnie rodzice. Tata chował coś za plecami. Łuk, łuk, proszę, niech to będzie łuk! Dobra, ostatecznie katana.

-Ange, wszystkiego najlepszego w dorosłym życiu-pozwiedzała mama.- Wszystko, wszystko co najlepsze i najwspanialsze.

-A przede wszystkim fajnego chłopaka-zaśmiała się tata.

-Donnie.-Mama uderzyła go w skorupę łokciem.

Tacy właśnie byli moi rodzice. Dwadzieścia lat małżeństwa a oni dalej w sobie zakochani po uszy. Chyba opłacało się tacie czekać tak długo. Aż dziw bierze, że mama zastanawiała się z decyzją. Przecież takiego faceta to brać garściami! A tata to tata. Trochę sztywny, ale wujek Mikey zaszczepił w nim poczucie humoru. Po chwili wyciągnął ręce przed siebie. Łuk! I kołczan ze strzałami! A strzały miały lotki w kolorze fioletu. To mi się chyba śni. Wzięłam broń do ręki.

-Podoba ci się?-spytała mama.

-Och, mamo, tato, dziękuję!-zawołałam rzucając im się na szyję.-Jest piękny!

Mama zakasłała. Czasami miała kaszel.

Po złożeniu przez wszystkich życzeń i prezentów pokroiłam tort i dałam każdemu z gości. Siadłam przy dużym stole w salonie głaskając Chompiego po głowie 4 razy większej od mojej gdy nagle zgasły wszystkie światła. Potem przede mną rozbłysło jedno i wszyscy moi kuzyni z Lessie wyszli stając pod światłem w szeregu.

-Angel, to jest jeszcze jeden nasz prezent dla ciebie-oznajmił Gino.

-Radzę ci odstawić ten tort-dodała Shell.

Zrobiłam tak jak chciała. Rozległa się muzyka a oni zaczęli tańczyć. Nawet Mid. Wywaliłam oczy zszokowana. Ta choreografia była dokładnie taka jak ta z musicalu do piosenki „We all in this together" z filmu High School Musical. 

https://youtu.be/B-VjAQlRi-k

Wiedzieli co ja lubię. W sumie trudno nie wiedzieć, jeżeli oglądasz ten sami film milion razy w roku. Myślałam ,że się rozpłaczę. Swoja droga jak Middletron dał się namówić na ten występ? Musieli go czymś przekonać. W pewnej chwili Louis wziął mnie w obroty. Co ja poradzę, że tylko z nim potrafiłam nie deptać nikomu po palcach. No żart. Loui był moim partnerem do tańca od zawsze. Ostatnie słowa piosenki zaśpiewaliśmy razem. Potem mieliśmy chwilę na gadanie. Podeszłam do Mida. Musiałam wybadać o co chodzi z tym tańcem.

-Mid, przyznaj się, namówili cię do tego występu?-spytałam żartobliwie.

-A i owszem bo mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę-wyjawił.

-Serio, a jaką?- dociekałam.

-Dowiesz się wkrótce.

Znając Middletrona to było coś na pograniczu życia i śmierci. Trochę dreszczyku nie zaszkodzi.

-Angel, co to za kryształ?-spytał wujek Leo.

-Piękny, prawda?-odparłam dotykając go palcami.

-Tak, ale...-Leo na chwilę zastygł.- April! Donnie!

Rodzice zjawili się przy mnie błyskawicznie. Od razu wbili wzrok w kryształ.

-Skąd go masz?-dopytywała mama.

W jej oczach widziałam przerażenie.

-Dostałam od Louisa- wyjaśniłam coraz bardziej zdziwiona.

-Gdzie go znalazłeś?- ciągnął tata do Loui'ego.

-Kilka dni temu przy kominie na jakimś budynku-odrzekł.

-Angel, przykro mi, ale muszę go wziąć- powiedział tata.

-Ale dlaczego?-nie rozumiałam ściskając kryształ mocniej.

-Teraz nie możemy ci tego wyjaśnić-dodała mama.

-Ściągnij go!-rozkazał tata.- Im dłużej go nosisz tym większe stwarza dla ciebie zagrożenie.

-A co taki kryształ może mi zrobić?-dociekałam.

-Więcej zła niż sobie wyobrażasz-odpowiedział.- Daj mi go.

Nie rozumiałam z tego ani słowa, ale zdjęłam z szyi prezent Louisa po czym oddałam go tacie. Mama od razu cofnęła się o parę kroków jakby to była zaraza a nie przedmiot. Czego się tak bali? Przecież to zwykła błyskotka. Liczyłam, że później wyjaśnią mi tajemnice ich dziwnego zachowania. Nagle przede mnie skoczył Risa wyrywając z zamyślenia.

-Ja też mam da ciebie prezent-powiedziała.- Gadałam z naszymi rodzicami i zgodzili się byśmy całą siódemką pojechali na wieś! I co ty na to?

-Co ja na to?-spytała.- To jest hiper-odlotowy pomysł! Dzięki!

-No dziewczyny trochę pomogły-odrzekła pokazując na Leslie i Shell.

Uścisnęłam całą trójkę.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top