Rozdział 19
Wszystko co miałam - pokój ogrodzony od światła, słuchawki w uszach, telefon, łóżko i piosenka Christiny Aguilery "Hurt". Tyle miałam i tyle chciałam.
Cały czas w mózgu dudniło mi jedno zdanie :"Mój ojciec nie żyje ".
Co tam, że obiecałam mu, że zaopiekuję się mamą i Leslie. Co tam, że w pobliżu grasowała Za-Naron. Co tam, że jestem egoistyczna. Co tam, że Sharm czekał bez przerwy od dwóch dni pod moimi drzwiami a ja nie pozwalałam mu wejść. Co tam, że go kocham. Co tam, że nie chce mi się żyć i najchętniej zagłodziłabym się na śmierć.
Mój świat się zawalił. Mojego taty już nie było.
Nie było tej osoby, dla której byłam tym oczkiem w głowie. Która pokazała mi, że nauka to potęga. Która była przy mnie na dobre i na złe. Która nigdy się ze mną nie kłóciła (oprócz tego nieporozumienia z Sharmem). Która uczyła mnie Ninjutsu do kompletnego wykończenia. Która pracowała dzień i noc by wyleczyć mamę. Która opatrzyła Leslie gdy pierwszy raz zdarła sobie kolano i która broniła nas do ostatniego tchu.
Dopóki ten demon go nie zabił!
Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Bardzo mocne. Potem do mojego pokoju wpadły promienie słońca. Otworzyłam oczy a wtedy ktoś ściągnął mi słuchawki z uszu.
-Wstań - powiedział Mid.
Tylko jego mi tu brakowało.
-Zasłoń to światło! - zawołałam mrużąc oczy i zasłaniając je ręką.
-Podnoś się natychmiast! - krzyknął ciągnąc mnie za ramię do pionu.
-Przestań, to boli!-jęknęłam.
-To dobrze, że boli - odparł. - Przynajmniej wiadomo, że żyjesz.
-Wystarczy mi ból, który mam w sobie.
-Daj spokój z tymi cytatami w stylu ciotki Aishi i weź się w garść! Trzeci dzień leżysz tu i użalasz się nad swoim losem!
-A co, nie mam prawa?!
-Nie! Nie, jeżeli masz siostrę i matkę! Pamiętasz, co przyżekłaś ojcu?
-Tak, tak pamiętam! Ale jego tu nie ma! On nie żyje! Nie wróci tu! Nie widzi co robię!
-Takaś tego pewna? Patrzy na ciebie z góry i przewraca się w grobie!
-Gdyby go miał to by się przewracał! Ale zamienił się w pył! Nic mi po nim nie zostało!
-A pamięć? A wspomnienia? To też nic?! Myślisz, że go tu nie ma? Jest tu cały! We mnie, w tobie, w nad wszystkich!
-Wydaje ci się, że nie chciałabym tak myśleć?!
-Najwyraźniej nie skoro wolisz wpajać sobie, że przestał istnieć. Nie zamierzam cie tu pocieszać, głaskać po główce ani przytulać bo ty tego chcesz! Masz się ogarnąć i iść do Sharma! Czeka na ciebie od dwóch dni!
-A jak nie to co?
-To pogadamy inaczej.
Mid zacisnął rękę na pięści. Westchnęłam ciężko wywracając oczami. Wtedy doszedł mnie jeszcze drugi głos :
-Angel, dobrze, że z tobą wszystko w porządku.
Spojrzałam w stronę drzwi. Stał tam Erik.
-Wiesz może, gdzie znajdę Leslie? - dociekał.
-Jasne, zaprowadzę cię do niej - odparłam spokojnie.
Podeszłam do niego obejmując ramieniem
Ale to co później zrobiłam zaskoczyło chyba nawet Middletrona. Chwyciłam Erika z tyłu za szyję, pochyliłam do połowy i wyszłam z nim na taras. Przerzuciłam go przez barierę. W ostatniej chwili chwycił się marmurowej balustrady.
-Hej, to jakiś żart? - spytał przerażony.
-Nie, to ostrzeżenie - odparłam opierając się łokciami o balustradę. - Następnym razem nie będę taka łagodna.
-Jakie ostrzeżenie?
-Że jeżeli jeszcze raz zbliżysz się do Leslie to wypchnę cię z tego pięknego tarasu a zwłoki spalę i rozsypię po ogrodzie. Będą po tobie chodzić!
-Myślisz, że ujdzie ci to na sucho?
-Słuchaj, to, że jesteś księciem ani trochę mi nie przeszkadza. Więc zostawisz ją czy nie?
-A jak nie to co?
Słyszałam, że Middletron chichocze. Postanowiłam jeszcze trochę się zabawić. Zaczęłam powoli podnosić palce u jednej z rąk Erika.
-Przestań! - zawołał.
-Wiesz, ja bym mogła, ale to zależy od ciebie - odparłam.
Oderwałam kolejnym palec od marmuru.
-No dobra, dobra! - krzyknął. - Zostawię ją tylko mnie wciągnij!
-Na pewno?
-Na pewno!
-No widzisz jak łatwo się zgodzić.
Wciągnęłam go z powrotem na taras. Erik zwiał w popłochu za to Mid poszedł do mnie z twarzą, na której malował się podziw.
-Już mi lepiej - zapewniam go.
-No, tej wersji ciebie jeszcze nie widziałem - odparł.
-Jak Erik narozrabia to zobaczysz ją jeszcze raz tylko w gorszym wydaniu.
-Już się nie mogę doczekać.
Posłałam mu uśmiech a potem wyszłam z pokoju.
Tak jak myślałam. Sharm czekał na mnie na końcu korytarza.
-Sharm - rzekłam.
-Angel! - zawołał.
Podbiegł do mnie, podniósł mnie do góry i pocałował. Tego mi brakowało.
-Bałem się, że już nigdy nie wyjdziesz - powiedział.
-Dobrze jest mieć brata, który przywróci cię do pionu - odparłam patrząc kątem oka na Mida wychodzącego z mojego pokoju.
-Wiesz, że chyba zielenieję z tęsknoty za tobą?
-To chyba tęsknisz za mną od urodzenia.
-Żebyś wiedziała.
Zaśmialiśmy się.
-A teraz na poważnie - powiedział. - Te kilka dni uświadomiły mi jak bardzo cie kocham i nie potrafię bez ciebie żyć.
-Ja ciebie też kocham- wpadłam mu w słowo. - Ale nie wiem czy nasz związek ma przyszłość. Mój tata nie żyje a ja muszę zająć się mamą i siostrą. Tylko nie wiem czy znajdę siły na to.
-Więc pozwól mi się tym zająć. Zaopiekuję się tobą i twoją rodziną. Ale musisz mi odpowiedzieć na jedno pytanie.
-Słucham.
-Wiem, że to za szybko i że praktycznie wcale się nie znamy, ale chcę ci pomóc i nie zamierzam cię stracić.
Ukląkł na jedno kolano. Skamieniałam.
-Hamato Angel, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zgodzisz się zostać moją żoną?
To była chyba najgłupsza decyzja w moim życiu, ale nie zamierzałam się zastanawiać.
-Tak.
Sharm wstał z szerokim uśmiechem. Dał mi do ręki coś zimnego. Spojrzałam na podarek. Był to diamentowy grzebień z inicjałam "A" i "S".
-Zamiast pierścionka- powiedział.
Wsunął mi go we włosy spinając dwa przednie kosmyki z tyłu.
-Tylko nie możemy pobierać się teraz - stwierdziłam. - Jestem w żałobie.
-Nie szkodzi. Poczekam.
Myślałam, że się rozpłaczę. Nigdy nie spotkałam kogoś takiego jak on. I nigdy nie myślałam, że wyjdę za mąż.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top