Rozdział 14

Dalej siedziałam z oczami wbitnymi w zdjęcie z książki. Starałam się odgadnąć co może pokazać się w moim przypadku. Ja sporo myślałam, więc to zapewne tylko kwestia czasu kiedy zacznął się kłopoty. Nagle usłyszałam dźwięk pociąganej klamki. Przez szparę w otwieranych drzwiach zauważyłam ledwo znajome, piwne oczy.

-Przeszkadzam ci? - spytał Sharm.

Pokreciłam głową i gestownie zaprosiłam do środka. Wszedł zamykając po cichu drzwi. Siadł na łóżku obok mnie.

-Wiem, że powinienem zapukać - powiedział speszony.

-Nic nie szkodzi - odparłam. - Nie przywiązuje wielkiej wagi do manier. Ty też nie możesz spać?

-Tak. Sam nie wiem dlaczego. A ty co czytasz?

-Tak przeglądam różne kryształy dla zabicia czasu.

-Kryształ Eonów jest jednym z najpiękniejszych i zarazem najniebezpieczniejszych z tego zbioru.

-Naprawdę? A wiesz coś więcej? Bardzo by mi to się przydało.

-Niestety nie... Dlaczego cię on interesuje?

-Ja... nie mogę ci powiedzieć. Nie wiem czy mogę ci ufać.

-Możesz mi ufać. Moja matka była jedną z najlojalniejszych przyjaciółek Arisy. I wszyscy mi mówią, że mam to po niej. Ale rozumiem. Nie znasz mnie, więc mi też nie możesz wierzyć. Masz do tego pełne prawo.

W tym chłopaku było coś co mówiło mi, że mówi prawdę. Jeszcze jak żyje nie widziałam takiej szczerości. Miałam tylko nadzieję, że nie było to na pokaz. Musiałam dostać coś w zamian.

-Sharm, słuchaj, jeżeli opowiesz mi coś o swojej matce i ojcu to ja powiem ci dlaczego interesuje mnie ten kryształ.

Spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem. Nie był głupi.

-Czysta ciekawość - dodałam.

-Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę? - spytał.

-Bo masz moje słowo.

-To trochę mało.

Umiał się wykiwać, przyznaję.

-Dobrze, powiem ci, ale przysięgnij się na najważniejszą osobę w twoim życiu, że nikomu nie powiesz.

Podniósł ręką do przysięgi, a drugą położył na sercu.

-Przysięgam - powiedział.

Posłałam mu uśmiech.

-A więc parę dni temu miałam z rodzeństwem wypadek samochodowy. Ten kryształ był wówczas w moich włosach. Kiedy uderzyłam w kierownicę czołem, rozbiłam kamień o okruchy wchłonęły się do rany.

-Czyli, że...

-Czyli, że ten kryształ jest teraz we mnie. A ty zapewne teraz się przestraszysz i uciekniesz.

-A czemu miałbym to robić? Jesteś cały czas normalna.

-Ale moje myśli...

-Ee tam, ten autor trochę koloryzował. Sama tak nakreciłaś się tym, że myśli ożyją. Nie widzisz, że nadal jesteś normalną, piękną istotą?

Jego słowa były dla mnie prawdziwą otuchą. Ale kiedy doszedł do końca popatrzyłam na niego zdziwiona.

-Co? - spytałam.

-Eee... Nieważne - odparł.

Nie chciałam już drążyć tematu.

-No to teraz mów - przypomniałam mu.

Przysunęłam się bliżej opierając głowę na dwóch rękach patrząc na niego z zaciekawieniem. Sharm zaśmiał się.

-No cóż... - zaczął.

Nagle przerwało nam uderzenie czegoś w balkonowe okna. Sharm i ja spojrzeliśmy na nie po czym podeszliśmy bliżej. Mój przyjaciel otworzył szklane drzwi. Pod nogami leżał martwy kruk. Z oddali zaczęło dobiegać głośne krakanie.

-Zaczekaj tu - powiedział.

Wyszedł na balkon patrząc na niebo. Ja czekałam w napięciu na ocenę sytuacji.

-Szlag by to! - zawołał.

-Co? - dociekałam.

-Do środka, szybko! - krzyknął biegnąc w moją stronę.

Odstąpiłam krok by zrobić mu miejsce. Wpadł do pokoju zatrzaskując okno.

-Odsuń się! - zakomenderował.

Dobiegł do mnie cofając w tył. Nagle do szyby zaczęła dobijać się chmara kruków. Waliły dziobami w szkło chcąc się do nas dobrać.

-Jesteśmy bezpieczni? - zapytałam.

-Miejmy nadzieję - odpowiedział.

-To częste przypadki?

-A w waszym wymiarze też się coś takiego zdarza?

-Nie.

-No to masz odpowiedź.

Ale nadzieja zniknęła gdy szkło zaczęło pękać. Nie stałam jak nieogarnięta małolata tylko szybko sięgnęłam pod łóżko wyciągając łuk i kołczan że strzałami. Od razu naciagnęłam jedną na cięciwe czekając aż ptaszyska wlecą do środka. Wtedy zauważyłam, że Sharm też oprzytomniał. W ręku trzymał cienki miecz podobny do tego Karai, ale dłuższy. Swoją drogą ciekawe skąd go wytrzasnął? Też znał wschodnie sztuki walki? Dobra, nie było czasu patrzeć i rozmyślać. Kruki dostały się do środka. Wypuściłam strzałę. Trafiłam o tyle celnie, że pozbyłam się trzech ptaków. Mój towarzysz był nie mniej gorszy ode mnie. Pozbywaliśmy się niechcianych gości, ale najdziwniejsze było to, że po uderzeniu strzałą w kruka, on rozpadał się w czarny pył.

W końcu nadeszła odsiecz. Dotarło rodzeństwo. Louis z katanami, Leslie z Tessenami, Mid z sai, Shell z kama, Gino z Shinto, Risa to naginatą i... jeszcze jakiś brunet? Młody z niebieskimi oczami? To był ten Erick? Dość masywna budowa... No nie powiem. Niezły. Ale! Nie ma czasu na takie durnoty! Go, go, go Angel!

Kruków przybywało i nawet w takim składzie guzik mogliśmy zdziałać. Wzięłam to na siebie.

-Osłaniajcie mnie! - zawołałam.

Zamknęłam oczy składając ręce do modlitwy. W jednej chwili do moich uszu przestały docierać odgłosy walki. Poczułam w dłoniach moc.

-Angel! - rozległ się głos Sharma.

Cisnęłam falą we wszystkie kruki, ale dopiero wtedy zauważyłam, że Sharm wyleciał przez okno razem z nim. Szybko rzuciłam się by go ratować. Zdążył uderzyć głową o balustradę, ale w porę złapałam jego rękę i wciągnęłam go na balkon.

-Sharm? - spytałam kładąc mu głowę na kolanach i patrząc na jego nieprzytomną twarz. - Sharm!

-Pójdziemy po pomoc - rzuciła Leslie wybiegając z Shell, Gino, Midem i Risą.

-Po co ten becwał się w ogóle tu napadaczał? - syknął Louis chowając katany.

-Przestań go o wszystko obwiniać! - krzyknęłam. - Uratował mi życie!

-Tak, po prostu chciał ci zaimponować!

-O co ci chodzi?! Zachowujesz się jakbyś był o mnie zazdrosny!

-No bo jestem!

Zamarłam.

-Co?

-Bo cie kocham, dotarło?!

To było... Nienormalne. Mój brat... Ten, który zawsze był przy mnie... Zakochał się we mnie?

-Louis, przecież my jestem rodziną - wydusiłam.

-Ale i tak nic na to nie poradzę- odparł.

-Miłość nie wybiera - skomentował Erick.

Spojrzałam na Louisa. Spuścił wzrok ze wstydu.

-Przepraszam, że mówię ci to w taki sposób - dodał.

Odwróciłam wzrok na Sharma. Położyłam swoją głowę na jego.

-Trzymaj się - wyszeptałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top