Rozdział 6
Rano nikt mnie nie obudził. Leslie nie skakała po moim łóżku jak głupia i tego mi po raz pierwszy brakowało. Ale dziś nie miałam już urodzin. Osiemnastka stuknęła. W zwykły dzień nikt nie urządzał ci "brutalnej" pobudki. Nie powinno mnie to niepokoić, ale po tym co odwaliłam poprzedniego dnia cały czas miałam wrażenie, że moje stryjeczne rodzeństwo ma do mnie żal. Chociaż przecież wyglądali na zadowolonych i nawet pozwolili mi prowadzić Inprezowóz co zazwyczaj robił Louis. Nie chciałam wstawać. Poduszka i kołdra były takie miękkie i ciepłe, że żal było je opuszczać, a włosy to na pewno miałam skołtunione. Znowu będzie problem z rozczesaniem
Jęknęłam cicho chowając twarz w poduszkę. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
-Angel, śpisz jeszcze? - spytał głos.
Podniosłam się opierając na lewy łokieć i zagarnęłam rude loki do tyłu. Przy moim łóżku stała Mona Lisa.
-Cześć ciociu - powiedziałam zaspanym tonem. - Nie, nie śpię. A coś się stało?
Mona podeszła bliżej.
-Angel, jesteś już dorosła, więc jak dorosłą proszę cię o jedną rzecz.
-Wiesz, że Shell ma pewne "odpały" z chłopakami. Jeżeli znajdzie się tam jakiś przypilnuj, żeby z nim nie flirtowała.
Śmiesznie to brzmiało gdy Mona mówiła "nastoletnim" żargonem.
-Ciociu, North Champion to kompletne odludzie, a poza tym żeby znalazł się ktoś taki jak my to potrzeba cudu.
-Wiem, ale doskonale wiesz, że nie tylko nasze "krzyżówki" za nią się oglądają. Więc proszę, dopilnuj jej. Dobrze?
-Nie ma sprawy, ciociu.
Lisa wyszła. Rozumiałam ją. Shelly lubiła flirtować z chłopakami. Poza tym z taką urodą nie trudno było o kolejnego kandydata. Swego czasu nawet chodziła z Calebem - synem Casey'go i Rose tj. zanim nie wyjechał do Kanady z drużyną hokejową. Nigdy za nim nie przepadałam (mam to po tacie - on nie przepada za Casey'm), ale Shell go uwielbiała, bo to geny Raphaela. Shelly i Caleb dogadywali się dobrze, ale na dłuższą metę chyba ten związek (jeżeli można to tak w ogóle nazwać) nie miał zbyt wielkich szans. No tak, zostałam dorosłą to zaczynałam poznawać uroki tego "pięknego" okresu. Zeskoczyłam z łóżka. Aż strach było spojrzeć w lustro, a jednak to zrobiłam. Wyciągnęłam z szuflady nocnego stolika małe zwierciadło i przejrzałam się. Na mojej głowie mogła usiąść wrona, a nie odróżniłby jej od gniazda. Wtedy zauważyłam, że do pokoju weszła Leslie. Na jej wubuchową reakcje nie trzeba było czekać. Śmiała się do rozpuku.
-Ej, małolata! - zawołała. - Trochę szacunku dla dorosłych.
-Och, przepraszam Panią , Pani Dorosła - zaszydziła. - Czy nie potrzebuje Pani aby pomocy?
Parsknęłam śmiechem kręcąc głową. Wyciągnęłam z szuflady grzebień rzucając w jej stronę. Siadłam na łóżku, a Lessie za mną zaczynając rozczesywać mi loki. Ciągnęła je niemiłosiernie, a ja jęczałam po cichu. Do oczu napływały mi łzy.
-Masz jakiegoś guza na czubku głowy? - spytała.
-Jaki guz? - zdziwiłam się. - Przecież ja...
Jasny gwint! To nie był guz! To był kryształ! Spanikowałam i szybko podniosłam się zabierając Leslie grzebień.
-Dzięki, młoda - rzuciłam. - Dokończę sama.
Wyszłam z pokoju biegnąc do dojo. Zasunęłam za sobą drzwi opierając o nie. Wsunęłam rękę we włosy i wyjęłam z nich kryształ. Był w jednym kawałku. Odetchnęłam z ulgą. Musiałam bardziej uważać. Zacisnęłam grzebień kończąc rozczesywanie włosów. To, co było najbardziej splątane zdążyła już rozglądać moja siostra, więc mnie zostało tylko poprawienie jej pracy.
-Ostatni trening przed dojazdem? - spytał ktoś.
Szybko włożyłam kryształ z powrotem we włosy. Zza drzewa wyszedł dziadek Sprinter. Miał już swoje lata, ale nadal świetnie się czuł. Posłałam mu uśmiech.
-Nie dziadku, dziękuję - odmówiłam.
-Martwisz się, że stary szczur nie da sobie rady? - zażartował.
-Nie śmiałabym tak myśleć. Bardziej martwiłabym się o siebie. Po prostu nie mam ochoty.
-Coś się stało?
-Nie! Skądże znowu. Trochę źle spałam. To wszystko.
-Mhm... A czy czasem nie przez to źle spałaś?
Skamieniałam gdy jego ręka powędrowała do moich włosów. Dziadek wyciągnął kryształ z kosmyków i postawił mi go przed oczami. Zamknęłam oczy ciężko wzdychając. Ciekawe jak miałam się z tego wytłumaczyć?
-Po co ci to? - spytał spokojnie. - Rodzice nie mówili ci o nim?
-Mówili, ale... - zacięłam się. - Ja tylko chce pomóc mamie.
-W jaki sposób?
-Podejrzewam, że jeśli uda mi się rozgryźć ten kryształ to tym samym znajdę sposób na jej wyleczenie.
-To jest bardzo niebezpieczne.
Nie mogłam wyznać naszej zasady bo dziadek ją potępiał. Musiałam to jakoś obejść.
-Działam w słusznym celu. Przysięgam, że jeśli zaczną dziać się ze mną dziwne rzeczy to rozbije go w drobny mak.
-Nie powinienem się na to godzić, ale wiem, że jesteś rozważą młodą kobietą, więc ci pozwalam.
-Och, dziadku, dziękuję!
Rzuciłam mu się na szyję oplatając go ramionami. Zaśmiał się również mnie przytulając.
-Angel! - rozległo się pytanie Raphaela.
Pusciłam dziadka odwracając się. Wujek stał już w drzwiach a jego wzrok ewidentnie mnie poganiał.
-Wszyscy na ciebie czekają - rzekł.
Podszedł do niego. Musiałam się jeszcze czegoś spytać.
-Wujku, czy wściekasz się na mnie?
-Na ciebie? - zaskoczyłam go. - A za co?
-No za ten wypad do kryjówki Shreddera.
-Przecież to był pomysł Middletrona.
-Ale ja byłam jedyną dorosłą, a doskonale wiedziałam, że to zakazane miejsce.
-Ange, to, że skończyłaś 18 lat nie oznacza, że masz już za wszystkich odpowiadać. Będziesz miała na to czas. A jeśli chodzi o Mida to po powrocie dostanie taki wycisk jak nigdy.
Wolałabym nie być w jego skórze. Czasami Raph przez słowo "wycisk" rozumiał "najmorderczy trening świata". Ostatnim razem trwał chyba... 25 godzin, 17 minut i 48 sekund. Puściłam się pędem do wyjścia. Risa jako ostatnia pakowała się do samochodu. Czekali już tylko na mnie. Tata zauważając mnie podał mi łuk - mój prezent urodzinowy i szepnął mi do ucha :
-Dużo trenuj.
Uśmiechnęłam się do niego, potem go przytuliłam i skinęłam głową. Siadłam za kierownicą rzucając broń w tył. Obok mnie usadowił się Louis. Super, nie ma to jak żywa nawigacja (bez sarkazmu).
-Angel, tylko proszę cię, nie jedź za szybko - przestrzegała mama. - Uważaj na drodze, pilnuj by nikt was nie widział...
-Mamo, też cię kocham - przerwałam jej z uśmiechem.
-April, daj dziewczynie troszkę swobody - wtrącił tata obejmując ja ramieniem. - Jest już dorosła.
Trzeci raz słyszałam dziś słowo dorosła. Jedni byli za moją odpowiedzialnością a drudzy przeciw niej. I kogo słuchać?
-Wolałabym, żeby znowu była tą małą dziewczynką - westchnęła.
-A ja to co? - odezwała się Leslie wystawiając głowę zza okna.
Mama podeszła do niej po czym pocałowała ją w głowę. Oparłam się łokciem o kierownicę oczekując na pozwolenie.
-Możemy już jechać? - zaczęła marudzić Risa. - Bo zaraz zjem tą całą pizzę od taty!
-Mikey, dałeś jej pizzę na przechowanie? - spytała Renet. - Przecież wiesz jaki z niej łakomczuch.
-Wiem, w końcu to mój mały uśmieszek - rozczulił się.
-Dobra, jedźcie już - skończył tę dyskusje wujek Leo. - Louis, w razie czego instruuj Angel.
-Jasne, tato - odparł.
-No to do zobaczenia za tydzień - wyrwał Gino.
-Pilnuj tam brata i siostry, synu - dodał Raph.
Pokiwał głową. Gino był z trio tym najbardziej ogarniętym. Odpaliłam silnik, zarzuciłam bieg, sprzęgło gaz i w końcu ruszyliśmy.
..............................
Sądziłam, że Sprinter wykaraska się z wojny ze Shredderem dlatego tutaj on jest. Nie przewidziałam, że producenci powtórzą jego śmierć 😐
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top