Rozdział 7
Aishi zacisnęła zęby po raz kolejny wysilając się na parcie. Ścisnęła w obie dłonie biały materiał wyginając się w łuk. Denerwowało ją ciągłe gadanie medyka, żeby bardziej się starała.
Przecież już nie mogła!
Pot spływał po niej niczym wodospad. Powietrze ciężko dostawało się do płuc a stamtąd do dziecka.
-Ostatni raz- rzekł medyk głośno.
Aishinsui zerwała się z poduszki używając wszystkich swych sił, jakie jej tylko zostały. Otworzyła usta bardzo szeroko, ale nie krzyknęła.
Wkrótce poczuła jak coś opuściło jej ciało. Opadła na łoże łapiąc powietrze. W głowę uderzyła ją przerażająca myśl.
-Dlaczego nie płacze?- spytała ze strachem.
-Spokojnie- odparł medyk.
-Ale dlaczego...- chciała powtórzyć.
-Nie martw się, zaraz je usłyszysz- dodawał jej otuchy.
-To...
-To chłopiec.
-Chłopiec? Dzięki Bogu. Ale ... Nadal nie płacze. Co się dzieje?
Na korytarzu Usagi warował pod drzwiami opierając się o ścianę. Serce waliło mu jak szalone, w środku trząsł się choć na twarzy nie chciał tego okazywać.
Jednak gdy medyk otworzył wrota, Miyamoto jak oparzony poszedł do niego. Jak z automatu spytał:
-Już?
Lekarz nic nie odpowiedział. Jego twarz także była bez wyrazu. Gestownie tylko wskazał ręką komnatę. Usagi bez namysłu wpadł do środka.
Aishi leżała na łożu. Cała się świeciła od potu. Znalazł w jej ramionach zawiniętego w biały materiał potomka. Podszedł szybko do żony siadając obok niej.
Aishinsui spojrzała na Usagiego z uśmiechem jednak to nie był uśmiech szczęścia. Ona tonęła we łzach.
-Nie płacz- zaśmiał się ocierajac jej łzy.-Udało ci się po raz kolejny.
Aishi pokręciła głową szlochając.
Zdziwiony samuraj spojrzał na swoje dziecko. Był to uroczy, malutki króliczek. Jego oczy były zamknięte.
-Piękne- powiedział ojciec.
Na to słowo dziewczyna załkała.
-Co się dzieje?- nie rozumiał rōnin.
Jednak patrząc coraz dłużej na dziecko zorientował się, że nie porusza noskiem tak, jak dwa lata temu Chokkan.
W ciało uderzyła go strzała bólu i rozpaczy. Westchnął załamującym się oddechem.
-Nie- syknął z całych sił przytulając Aishi do siebie.
Ledwo do niego to dotarło.
-Chłopiec?- spytał szeptem.
-Tak- potwierdziła Aishinsui ponownie wybuchając płaczem.
Usagi również zaczęły płynąć łzy z oczu. Teraz on też potrzebował jakichś słów pocieszenia bo sam nie wiedział co powiedzieć.
Stracił syna. Stracił syna, którego tak bardzo chciał mieć.
-Przepraszam- wyszlochała dziewczyna.
-Nie przepraszaj- rzucił.-Nie masz za co.
-Sachi- wyszeptała.
🔸
-Nie!
Aishinsui zerwała się z poduszki. Jej oddechem przyspieszył.
-Aishi, co się dzieje?- spytał Usagi wstając zaraz po niej.
Siadł obok niej. Położył dłoń na jej plecach.
-Śnił mi się- powiedziała.
-Kto?- dociekał.
-Sachi. Trzymałam go na rękach. Patrzyłam w nadziei, że zapłacze. A on... on nie żył.
Miyamoto doskonale wiedział, o kim mówiła. Pamiętał ich tragedię. Jednak chyba nie przeżywał tego już tak mocno jak żona. W końcu to ona nosiła pod sercem martwe dziecko.
Ich martwego synka.
-Sachi- powtórzyła.-Miał oznaczać szczęście.
Usagi objął ją ramionami.
-Nie dałam ci syna- rzekła przytłoczona.
-Ale dałaś mi córkę- przypomniał jej.
Aishinsui wtuliła się w niego bardziej.
-Muszę iść- powiedziała.
-Dokąd?- zdziwił się królik.
-Do kuchni- wyjaśniła.
Zrzuciła z siebie kołdrę, zeszła z łóżka i zakładając szlafrok włożyła szybko kapcie.
-Na pewno wszystko dobrze?- upewniał się Usagi.
-Tak- potwierdziła.-Możesz dalej iść spać. Niedługo wrócę.
🔸
Aishi napiła się wody ze szklanki. Jej myśli były głęboko pochłonięte w odmentach jej snu. Smutne wspomnienia powróciły. Powróciło też pytanie: Co takiego się stało, że Sachi nie urodził się żywy? Co zrobiła a czego nie zrobiła?
-Aia?- rozległ się żeński głos.
Kobieta odwróciła się.
-Karai- zauważyła.-Nie śpisz?
-Mam kilkumiesięczne dziecko wiec w tym momencie ja i przespana cała noc? Niemożliwe.
-No fakt. Zapomniałam.
-Cóż... Masz prawie dorosłą córkę wiec się nie dziwię. Ach... Jak ja bym chciała teraz choć raz oderwać się od tego wszystkiego i zrobić coś dla siebie.
Wtem coś zapukało w futrynę.
-No, a co to?- spytała Nanase wychylając się z korytarza.-Pierwsza noc i ciężko spać?
-Coś w tym rodzaju- rzuciła Aishi.
-Zastanawiałyśmy się jak tu zrobić coś dla siebie- wyjawiła Karai.
-Mhm- mruknęła Nanase.-To ja mam pomysł. Nie jest to może ekscytująca walka, ale babska rzecz na pewno.
-Co masz na myśli?- spytała Aishinsui.
-Obudźcie April, Monę, Renet i Shini- poleciła. -Potem do salonu.
Kobiety spojrzały na siebie zdziwione, ale przystąpiły do szybkiego działania.
🔸
-Co wam strzeliło do głowy, by budzić nas o drugiej w nocy?- spytała Renet przeciągając się.
-Piżama party- rzuciła Nanase.
-Słucham?- zdziwiła się April.-My już chyba na to za stare.
-O lasce nie chodzisz wiec stara nie jesteś- syknęła.-A poza tym mamy jeszcze wino. Babskie pogaduchy.
-Do czego to dochodzi- westchnęła Karai.-Od wojny do lampki z winem i kobiecych plotek.
-Nie widziałyśmy się spory czas wiec trzeba nadrobić- zauważyła Nanase.
Wbiła korkociąg w korek butelki i sprawnym ruchem otworzyła ją. Wlała przyjaciółkom wino do lampek.
-No, to możemy zacząć- rzuciła Renet.
-Karai, a ty...- zawiesiła się Nanase nad jej szkłem.
-Nie, mi nie nalewaj- odparła.-Nie mogę.
-Ach, te dzieciaki odbierają całą radość z życia- westchnęła Shini.
-Chyba kpisz- prychnęła Mona.-Dzieci to jedna z największych przyjemności.
-Nie chce mi się wierzyć, że mówi to osoba, która jako jedyna spośród nas ma aż troje dzieci- zaśmiała się Nanase.
-A mnie interesuje inna rzecz- wtrąciła April.
Wszystkie skierowany swe oczy na nią. Rudowłosa potarła palcami usta.
-Aishi, Usagi jest królikiem wiec... Dziwi mnie, że macie tylko jedną córkę- powiedziała.
Kobieta na te słowa ponownie poczuła ukucie bólu. Upiła łyk wina.
-Nie należy wierzyć stereotypom- rzuciła z uśmiechem.-To, że królik, nie znaczy, że musi mieć cztery tuziny dzieci.
-Okay, no ale...nigdy nie chcieliście mieć jeszcze jednego?- dociekała Karai.
Aishinsui ponownie się napiła i z ciężkim westchnieniem powiedziała:
-Był taki czas.
Nim się obejrzała, wszystkie oczy skierowane były tylko na nią.
-Może jak wam powiem to mi trochę ulży- rzekła.
-Wiec mów- zachęciła ją Renet.
Aishi poprawiła się na kanapie.
-Gdy Chokkan miała rok... No może półtora roku, zaszłam w ciążę drugi raz. Usagi naprawdę bardzo się cieszył. Ja zresztą także. Liczyliśmy na syna...
-No i co?- wyrwała Nanase.
-Krótko przed terminem Usagi został wysłany z poselstwem do sąsiedniego kraju. Tamtejszy władca słynął z brutalności, wiec potwornie się bałam. Był nieobliczalny. Nie byłam pewna czy Usagi wróci. Jednak gdy szczęśliwie dotarł do domu, zaczęło się. Dość ciężko poszło, ale udało się.
-I był chłopiec?- dociekała Renet.
-Tak... Śliczny i słodki, ale... Martwy...
Po salonie rozległo się głośne westchnienie. Przyjaciółki patrzyły jedynie na Aishi nie znajdując słów pocieszenia.
-Po tym wszystkim stwierdziliśmy, że zostaniemy tylko przy Chokkan- zakończyła.
-To okropne stracić dziecko- skomentowała April.
-Tak, ale udało się nam jakoś szybko pozbierać- wyjaśniła.
-Zawsze będziecie mogli mieć pod opieką moją córkę i zięcia- dodała rudowłosa.
-Donatello się na to zgodzi?- spytała Mona.
-Ja chyba też mam coś do powiedzenia w tej sprawie- stwierdziła.-Angel to w końcu też moja córka.
-Ja swoje dzieci jak szybciej wyprawie w świat- zdecydowała Lisa.- Nie zamierzam ich zatrzymywać.
-A Raph...- zaczęła Karai.
-Raphael jest tego samego zdania- dokończyła.
-Też nie zamierzam przeszkadzać Risie w dokonywaniu własnych wyborów- wyrwała Renet.-Ale potwornie bym się o nią bała. Dobrze, że nie ma jeszcze żadnego amanta.
-O! A skoro o amantach się zgadało!- wykrzyknęła Shini.-Zauważyłyście, że Louis, Mid i Gino dość ostro interesują się Chokkan?
-Widać z daleka- zaśmiała się Renet.
-Nie ma co się dziwić- rzuciła Aishi.-Wdała się we mnie.
-Nie chwal się- syknęła żartobliwie Karai.
-HE-EKHEM!- rozgległo się głośne chrząknięcie.
Przyjaciółki odruchowo spojrzały w stronę drzwi. Wbiły się w kanapy.
-Ups...kłopoty- rzuciła April.
-No, macie kłopoty- przytaknął jej Donnie z gniewem w głosie.
-Nic złego nie zrobiłyśmy- powiedziała Nanase.-Mamy...
-Babski wieczór!- wyrwała Renet.
-O trzeciej w nocy?- spytał Raph z ironią.
-Przepraszam bardzo- wtrąciła Shini.-Jesteśmy dorosłe, mamy wakacje więc faceci wypad. Jakbyście nie wiedzieli, mamy w tej chwili poważny stres.
Zamknęła drzwi opierając się o nie.
-Niby jaki stres?-warknął Leo.
-OKRES!- zaśmiały się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top