Rozdział 5
Bo trzęsącym lądowaniu nareszcie mogliśmy wysiąść z samolotu. Rzadko lataliśmy wiec właściwie każde z nas, łącznie z Chokkan zbierało się na zwroty. Trzymałam się jedną ręką za brzuch a drugą zakrywałam usta.
-Głęboki oddech- wyrzucił z siebie Louis i czknął.
Nabraliśmy powietrza w płuca tak dużo jak się dało. Zupełnie nie wyleczyło naszych torsji jednak już tak nie trząchało nami.
-Pomogę ci- powiedział Gino delikatnie biorąc w dłoń rękę Chokkan.
-Dzięki- odrzekła zaciskając palce.
Wstała z fotela zasłaniając nieco twarz słomianym kapeluszem. Spojrzałam na nich wydając stłumiony śmiech. Znałam swoich stryjecznych braci. To było widać.
-Patrz.-Uderzyłam Sharma delikatnie łokciem w jego ramię. Nasze ręce były złączone.
Spojrzał na mnie. Kiwnęłam głową w stronę Chokkan i Gino. Skierował wzrok w tamtą stronę a później znowu na mnie. Poruszył brwami. Uśmiechneliśmy się głupkowato idąc do wyjścia.
Pytanie kogo obstawiać? Gino, Louisa czy Mida?
Boże, co się ze mną dzieje? Ledwo tą dziewczynę znam a już ją swatam. A nie! Ja jej nie swatam. Poprawka, chłopaki sami do niej lgną.
Odebraliśmy bagaże. O dziwo na tym naprawdę tłocznym lotnisku nikt na nas nie zwrócił uwagi. Jakbyśmy byli zupełnie normalni.
-Shini!- zawołała jakaś kobieta.
Rozejrzeliśmy się. Jakieś pięć metrów od nas stała chuda Japonka machając wysoko ręką. Szybko podeszła do nas stukając szpilkami po kamiennych płytkach. Była po czterdziestce, ale trzymała się dobrze. Miała ładne proste, czarne włosy do łopatek oraz ciemny, biurowy uniform-żakiet,bluzkę i ołówkową spódnice- lśniący w dziennym świetle.
-Nanase!- odkrzyknęła Shinigami ruszając w jej kierunku.
-Nanase?- zdziwiła się Karai.
Przekazała Rei Leo a sama także zbliżyła się do kobiety.
Zauważyłam, że zamieniły może ze cztery słowa po czym ugięły kolana wydając piski jak szesnastolatki. Potem wpadły sobie w ramiona.
Staliśmy wszyscy wgapieni w ten śmieszny a jednocześnie słodki widoczek. We trzy podeszły do nas.
-Moi drodzy- rzuciła Shinigami tłumiąc śmiech.-Chcę wam przedstawić Nanase. To właśnie jej rodzina zaprosiła nas na Sylwestra do Japonii.
Kobieta skłoniła się wiec my zrobiliśmy to samo.
-A wiec, Nanase, to jest mój mąż, Leonardo-zaczęła Karai pokazując na wujka.-Moja córka, Rei i mój syn, Louis Nathaniel.
-Mamo- syknął Loui.
Nie lubił gdy przedstawiano go dwoma imionami.
-Miło mi- powiedziała Nanase a jej twarzy nie opuszczał uśmiech.
-Dalej- ciągnęła Shinigami wskazując na moich rodziców.-Donatello i April, ich córki Angel o Leslie oraz zięć, Sharm. Raphael i Mona Lisa z trójką- Gino, Middletron i Shell. Michelangelo i Renet z Risą. A na koniec Aishinsui i Usagi z Chokkan.
-Jest jedenaście- rzuciła Nanase.-Wywiązałaś się z obietnicy, Shini.
-A czy kiedyś tego nie zrobiłam?- odparła.
-Jesteście na pewno zmęczeni- rzekła Japonka.-Zapraszam do samochodu.
Poszła przodem a my zaraz za nią.
-To was nie dziwi, że nikogo tu nie dziwi nasz wygląd?- spytał Mid.
-Japonia jest pełna dziwnych ludzi- odpowiedziała Karai.- Japończycy są po prostu przyzwyczajeni do wszelkich dziwactw.
-No wielkie dzięki- rzucił żartobliwie Leo.
-Oj, wiesz przecież co mam na myśli- odrzekła.
🔸
Oczekiwałam naprawdę drogiej i luksusowej Toyoty, ale na pewno nie tego, że będzie limuzyną. Czarną i długą i... i luksusową...
-O mój... Gdybym była w ciąży chyba zaczęłabym rodzić- rzuciła Renet.
-Że co?!- rzuciła Risa nieco zaniepokojona.
-Spokojnie, mama żartuje- wyjaśnił Mikey.-Prawda?
-No pewnie, że tak- wyrwała.
-Widać, że muszę odnowić znajomości z nimi- rzuciła Aishinsui cicho, ale ja stałam bardzo blisko więc słyszałam.-Zmienili się co poniektórzy.
-Wchodźcie- powiedziała Nanase otwierając drzwi.-Zapraszam.
Weszliśmy ostrożnie do środka. Wiadomo, baliśmy się, żeby czegoś nie uszkodzić. W tak ekskluzywnej furze nie jeździ się zbyt często, wiec ruchy jak najbardziej przemyślane.
Tapicerka lśniąca i czarna. W dachu długie światła zmieniające kolory.
-Jestem w raju- oświadczyła Leslie.
Zachichotaliśmy pod nosem. Nanase usiadła naprzeciw mnie, obok Louisa. Wzięła słuchawkę telefonu wbitego w podłokietnik fotela. Powiedziała kilka słów po japońsku i ruszyliśmy.
-Możecie już zdjąć przebrania- poradziła Shinigami.-Tam, dokąd jedziemy jest tylko las. Dom bogaty, ale w głuszy.
Nanase odpowiedziała na to śmiechem.
-Dlaczego kojarzy mi się to ze Zmierzchem?- zdziwiła się Lessie.
-Bo jesteś od niego uzależniona- prychnęła Shell.
-Byłam uzależniona- poprawiła ją .-To różnica.
Rodzice zaczęli ściągać płaszcze. Nanase nawet nie drgnęła ze zdziwienia. Jakby to było dla niej zupełnie normalny widok.
W jakiej rzeczywistości my wylądowaliśmy?
-Nanase, opowiadaj co u ciebie- wyrwała Karai.
-Wszystkiego dowiecie się po przyjeździe-odrzekła.- Ale mogę wam zdradzić, że mam męża, dwóch synów i siostrzenicę. W jednym domu.
-A pracujesz jako...- ciągnął Leo.
-Jestem wiceprezesem w jednej z wytwórni filmowej- wyjaśniła.-Anime i takie tam.
-Anime?- odezwała się jak dotąd milcząca Chokkan.
-Tak- potwierdziła.
-Chokkan...- zaczęła Aishi.
-Mamo- uciszyła ją córka.
Ciocia uniosła ręce w geście obrony.
-Lubię rysować- wyjawiła Chokkan.
I tak zaczęła się konwersacja Nanase z córką Usagiego i Aishinsui. Ja włączyłam się patrząc w okno podziwiając widoki.
Tokio było tłocznym miastem. Nawet bardzo. Ludzie krążyli e tą i w tamtą jak stada mrówek. Nie dziwię się nawet, że rodzina Nanase mieszkała w głuszy. Kto chciałby żyć noc i dzień w gwarze?
🔸
Wreszcie dotarliśmy. Jak najszybciej opuściliśmy samochód choć byli tacy co nie chcieli zbytnio z niego wychodzić (Leslie,Sharm i Risa).
Dom Nanase był ogromny. Pierwsze na co zwróciłam uwagę to dach większy niż ściany budynku w tradycyjnym, japońskim stylu w jasnym kolorze. Okna w ścianach również prezentowały ten styl.
-Jej... -skomentowała mama. -Jest piękny.
-Teraz niestety mojej rodziny w domu nie ma, ale proszę, wejdzie, rozgośćcie się, rozpakujcie- rzekła Nanase.-Całe drugie piętro jest do waszej dyspozycji.
-Nan...- zaczęła Karai.-Jesteście zbyt hojni.
-Przecież mój kl... moja rodzina słynie z gościnności- rzekła.- Kolacja o osiemnastej.
Mieliśmy trzy godziny. Swoją drogą zdziwiło mnie to jej zająknięcie. Co ona zamierzała powiedzieć?
🔸
AISHINSUI
-Och, już zapomniałam ile frajdy sprawia zwykły prysznic- westchnęłam wychodząc z łazienki w szlafroku i turbanie z ręcznika na głowie.
Siadłam obok Usagiego na łóżku po czym energicznie położyłam się w poprzek materaca.
-Zmęczona?- spytał Usagi spoglądając na mnie.
-Może trochę- odrzekłam.-W końcu mieliśmy niezłą podróż. Najpierw z naszego wymiaru do tego a potem samolotem w długą.
-Przyznaje. Męczące to było.
-Ale po tym prysznicu... Oooo, czuje się, jakbym znowu miała 18 lat.
-Oj, dla mnie zawsze masz osiemnaście.
-Usagi...
Wstałam przytulając się do jego ramienia. Położył mi rękę na dłoni.
-...kocham cię.
-Ja ciebie też- odpowiedział.
-I cieszę się, że to ty jesteś moim mężem, i że to ty jesteś ojcem naszej córki, i że zawsze jesteś ze mną.
-Dobrze, dobrze. O co ci chodzi?
-W tym wypadku tylko o to, że...
Zastałam się.
-...jak przekraczamy wrota dwóch wymiarów zastanawiam się, co by było gdybym została sama. Gdybyście po tym ataku O.N.G-i nie zabrali mnie do ciebie.
Mieszkałam w wymiarze Usagiego odkąd dokopaliśmy O.N-dze przeszło dwadzieścia lat temu. Przez ten cały czas ani na chwilę odstąpiłam od niego, nawet myślą. Nic nie poradzę na to, że tak mi na nim zależy. Na nim i na mojej córce. To, że on jest generałem... Często przyprawia mnie o zawał serca. Nie wątpię w jego umiejętności, ale... Boję się, że kiedyś go stracę. I boję się tego wymiaru. Zbyt wiele złych wspomnień.
-Podejrzewam, że tak czy inaczej los znowu postawiłby nas na drodze- rzekł przesuwając palcem po moim policzku.
-Kan już się rozgościła?- spytałam.
-Teraz śpi- wyjaśnił.-Była wykończona.
-Niech odpoczywa. Tyle nowych rzeczy w jeden dzień każdego zwaliłoby z nóg.
-A propos naszej córki. Zauważyłaś, że syn Leonardo tak jakby...
-Raczej synowie Raphaela.
-Oni też?
-Cóż, Kan jest piękną, młodą dziewczyną. Nic dziwnego, że chłopcy się za nią oglądają.
-Jej ślepota w niczym nie przeszkadza. Widzisz, jak u nas Kaito wodzi za nią wzrokiem?
-Z daleka, Usagi. Z daleka.
Położyłam głowę na jego ramieniu zamykając oczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top