Rozdział 16

Chokkan weszła po cichu do pokoju rodziców. Podniosła nieco uszy by słuchem naprowadzić się na jakieś krzesło. Nie mogła zobaczyć pokoju, jednak wyobrażała go sobie w japońskim stylu. Jej rodzina żyła w tradycyjnej Japonii wiec byłoby to logiczne.

Wyciągnęła rękę przed siebie aby złapać się czegokolwiek. Jednak przed nią była tylko pusta przestrzeń. Troszkę się zestresowała, ale zaraz palce zcisnęły jej się na czymś sztywnym, ale miękkim. Wzięła przedmiot do ręki obracając go w palcach. Był to rulon papieru zawiązany i opieczętowany. Wyczuła wypuklenia na woskowej pieczęci.

-Kin... O Boże... Nie. Nie!- krzyknęła.

Zakryła szybko usta, ponieważ słyszała jeszcze spokojny oddech rodziców. Przycisnęła papier do piersi szybko cofając się. Prędko uciekła z pokoju zamykając drzwi.

Ruszyła szybkim krokiem przez korytarz, nie zważając na to jak bardzo zbliżała się do schodów.

-Hej, uważaj!- zawołał Raphael łapiąc ją za ramię.-Dzieciaku, krzywdę sobie zrobisz.

-Wujek Raph?- upewniała się.

-No tak, a ty gdzie tak pędzisz?- dociekał żółw ciągnąć ją w swoją stronę.

Kan ciężko westchnęła po czym pokazała mu rulon.

-Przeczytasz mi to?- poprosiła.

-Ale jest zapieczętowany-odparł, biorąc pergamin do rąk.

-Spokojnie wysuń go tylko z więzów.

-To twojego ojca?

-Przeczytaj.

-On mnie zabije.

-Wujku!

Choć ślepymi, jej oczy zmusiły go do spełnienia prośby.

-Dobra-westchnął.

Uwolnił papier ze sznurka, rozwijając list. Zdębiał widząc tyle kanji. Nie był pewien czy pamięta jeszcze ten alfabet.

-W porządku...- westchnął.- No to... Miyamoto Usagi, jeeesteś wzywany do... do odbycia podróóóży na wyspę Kiu... Kiussssiu, w celu kolejnego etapu negocjacji sojuszu. Chyba dobrze przeczytałem.

-Jesteś pewien?-dociekała.

-Raczej tak.

-Wiedziałam!

Potarła rękoma twarz warcząc pod nosem.

-Jakim prawem odczytujesz jej mój list?- rozległ się głos Usagiego.

Dwójka zwróciła się w jego stronę nieco wystraszeni.

-Usagi, ona tylko chciała znać treść- wyjaśnił Raphael.

-Dla niej to i tak zbyt dużo- warknął królik składając ręce na krzyż.

-Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?- wyrwała Kan.

Ojciec wziął ją za rękę, ciągnąc do jej pokoju.

🔸

Chokkan wyszarpała się z jego uścisku coraz bardziej podminowana. Usagi zmarszczył czoło, ale rozumiał wzburzenie córki.

-Tato, dlaczego?- rzuciła szybko.-Mama wie? Jak możesz nam to robić?!

-Chokkan, zaczekaj- westchnął, próbując ją uspokoić.-Zacznijmy od tego, że nie powinnaś w ogóle go czytać.

-Nie powinnam?! Mam być nieświadoma, że znowu cię wysyłają w to mrowisko morderców?! Mama wie?! Powiedz mi!

-Tak. Tak, wie.

-Czyli tylko ja jestem pomijana! Dlaczego mi to robisz? Tato, oni cię zabiją.

-Nie zakładaj od razu najgorszej możliwości.

-Jak mam nie zakładać?! Przez nich spotyka nas wszystko co najgorsze! Ostatnio złamali ci żebra i rękę! To zwierzęta! Bestie!

-Chokkan, waż słowa.

-Nie! Mogłam mieć brata! Mogliście mieć syna! Ale oni to wszystko zniszczyli! Mama tak się bała, że w końcu się stało! I Sachi nie żyje!

-CHOKKAN!

Ten krzyk i podniosły ton od razu uciszył dziewczynę. W jej oczach pojawiły się łzy.

-Kan- zaczął ojciec kładąc jej ręce na ramiona.-Nie mam wyboru. Jestem zobowiązany słuchać rozkazów. Zgodziłem się, byśmy tu przybyli, ponieważ... liczyłem, że właśnie tu zdołamy przywrócić ci wzrok. W tym świecie istnieje coś takiego jak ope... op...

-Operacja?-pomogła mu.

-Dokładnie- ciągnął.-Koszta nie grają roli. Chciałem, żebyś mnie tylko jeszcze raz zobaczyła.

Córka wpatrywała się w niego ślepymi oczami. Jego wyznanie naprawdę ją poruszyło, jednakże nadal nie zmieniło to faktu jego misji. Zawsze robił wszystko, by jej i mamie żyło się dobrze... Ale kosztem zdrowia a prawdopodobne i życia?

-Wiesz tato- zaczęła ironicznie, zrzucając jego dłonie z ramion.-Wolałabym nie mieć wzroku do końca życia, niż stracić ciebie.

Odwróciła się z zamiarem odejścia, ale Usagi sprawnie ją zatrzymał, zaciskając rękę na jej ramieniu. Zmusił ją by usiadła na łóżku. Klęknął przy niej.

-Córko... Kan, dla mnie to też niełatwe. Wierz mi, boje się bardziej niż sobie zdajesz z tego sprawę, lecz bardziej niż o siebie, lękam się o was. Chokkan, jesteś moim jedynym dzieckiem, nie mogę cię stracić. Tylko ja mogę zapewnić pokój.

-Kosztem samego siebie.

-Tak czy inaczej, za ciebie i mamę oddałbym życie.

-Nie tato, nigdy się na to nie zgodzę.

Dziewczyna wstała, opuszczając ojca. Zamknęła spokojnie drzwi idąc ostrożnie przed siebie. Otarła oczy przeszklone łzami.

Usagi westchnął ciężko spuszczając głowę. Nie chciał ranić ani jej, ani swej żony. Naprawdę zrobił by wszystko, aby tylko nie jechać, ale i tak nie miał aż takiej władzy, by przeciwstawić się władcy.

🔸

Donnie miał już zapukać do drzwi córki i zięcia, gdy wtem usłyszał śpiewy dochodzące z drugiej strony.

-Without you, I feel broke
Like I'm half of a whole...

-Co oni tam robią?- zdziwił się.

-Jest Sylwester, może przygotowują się do jakiegoś występu- rozmyślała April.

-Więc nie powinniśmy im przeszkadzać.- Donatello wzruszył ramionami odwracając się.

-O nie, panie Hamato!- zagrzmiała kobieta łapiąc go za skorupę.-Załatwimy to tu i teraz.

Nagle drzwi się otworzyły. Wyjrzał zza nich Sharm.

-Mama? Tata?- spytał.-Coś się stało?

-Nie, w zas...- zaczął ojciec.

-Tak, chcemy z wami porozmawiać- odrzekła szybko rudowłosa.

-Acha, no to zapraszamy- rzekł chłopak otwierając im drzwi na oścież.

Rodzice weszli do pokoju. Donnie bardzo chciał stamtąd uciec, jednak wiedział, że i tak ta rozmowa ich nie minie.

Usiedli na łóżku, a Angel z Sharmem na pufach naprzeciw nich.

-Więc...- zaczęła Angel.

-Do czego się przygotowujecie?- zapytał Donatello chcąc jakoś okrężnie to zacząć.

-Do... Zobaczycie wieczorem- oparł zięć.

Starsi popatrzyli na siebie a potem na nich ze znakiem zapytania.

-Cóż to za tajemnica, że nie chcecie jej nam powierzyć?- ciągnął ojciec.

-Donnie, wystarczy- przerwała mu April.-Chcieliśmy porozmawiać z wami na temat waszej wyprowadzki.

Młodzi westchnęli ciężko kręcąc głowami.

-Powiedzieliśmy wam- rzuciła Angel.-Najpierw North Champion a potem zobaczymy.

Donniego już to zdanie ruszyło tak, że chciał wybuchać, ale zacisnął zęby i wytrzymał.

-A dlaczego taki pomysł- syknął przez zęby najnormalniej jak mógł.

-Chcemy żyć własnym życiem- wyjaśnił Sharm.-Jesteśmy młodym małżeństwem, potrzebujemy prywatności tylko dla siebie, bez strachu, że ktoś wejdzie nam do pokoju bez zapowiedzi.

-Przecież macie własny kąt- przypomniał im żółw.

-To nie to samo- westchnęła Angel.-Tato, mamo, a czy wy nie mieliście potrzeby by nikogo przy was nie było?

-Tak, szwagrowie dawali do wiwatu, wiec często się wymykaliśmy- zaśmiała się April.-Ja was rozumiem i w pełni popieram wasze zamiary. Prędzej czy później i tak by się to stało, szkoda tylko, że tak nagle.

-Ale to nie zmienia faktu, że bardzo nas zaskoczyliście- wyrzucił im Donatello.- Dobra, chcecie żyć na własny rachunek, w porządku. Ale to już własna odpowiedzialność, stres, szybka dojrzałość ...

-Tato, proszę- westchnęła Angel.

-Ja tylko stwierdzam fakty- bronił się.- Wiadomo, że takie życie bez wsparcia jest ciężkie.

-Tato, daj nam chociaż spróbować. Jeżeli już tak bardzo ci zależy, to miej tą uciechę gdy wrócimy do ciebie z podkulonymi ogonami. Jesteśmy dorośli.

-Ale nadal nie w pełni dojrzali.

-Wiec pozwól się nam o tym przekonać.

-Ale ja nadal nie jestem przekonany. A dzieci?

-Jak zdarta płyta. Tato, najpierw my. Dzieci będą później.

-To znaczy?

-Boże! Tato, posłuchaj mnie. Wiem, jak bardzo ci na mnie zależy i wiem, jak bardzo nie chcesz mnie stracić. Ale ja nie uciekam na koniec świata, A tym bardziej przed tobą. Nie chcę mieszkać w jakiejś innej rzeczywistości bo też bardzo chciałabym cię często odwiedzać. Nauczyłeś mnie jak radzić sobie w życiu. Teraz pozwól mi stanąć do najważniejszego testu- użycie twych nauk w dorosłym życiu.

Sharm i April wkroczyli do akcji.

-Wydaje mi się, że Angel naprawdę ma racje- rzekła matka.

-Jedna szansa, o nic więcej nie prosimy- dodał zięć.

Donatello spojrzał na swoją żonę, później na Sharma, a na koniec na córkę, która wręcz rozpaczliwie błagała go wzrokiem o zgodę.

Spuścił głowę pocierając czoło.

-Zgoda- westchnął ciężko.

Angel podskoczyła do góry z piskiem po czym przytuliła ojca. Donatello ledwo był świadomy co się działo wokół niego.

🔸

Żółw wrócił do swego pokoju i położył się jak kłoda na łóżku chowając twarz w kocu.

-Jestem idiotą- mruknął.

...........

Och, Donnie, Donnie, kiedy ty nareszcie dasz młodym poużywać życia. Naprawdę zaczyna mi być go szkoda. Tak samo jak Chokkan. 😔

Do nexta 😀




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top